Po tragedii – trzy tygodnie temu – na Narodowym męczyły mnie koszmary i budziłem się zlany potem 😉 Zakonczyć tak sezon?! Prawie 2 tygodnie przerwy i pozytywne badania kontrolne przekonały mnie do pomysłu sprobowania aby finisz sezonu był …lepszy. Przeanalizowałem kalendarz i wypadło na to, że optymalny bedzie Maraton Kampinoski, czyli trailowe bieganie po hopkach, piachu, korzeniach na dystansie maratonskim. Problemem był brak miejsc, ale w ostatniej chwili udało się zdobyć pakiet od zawodnika, który w wyniku kontuzji musiał odposcic.
Plan na maraton był taki : spokojnie bez podpałki, koncetracja, generalnie strategia, a nade wszystko radość z biegu, którego nie miałem na maratonie w Warszawie. Warunki pogodowe idealne, aczkolwiek 2 stopnie C nie jest komfortową temperaturą przed startem, ale pozniej było idealnie.
Biegło mi się bardzo dobrze, a może i lepiej. Korciło mnie aby doscisnąc od 30 km, ale trochę czułem miesien dwugłowy i bałem się ze może zakonczyć się to tragedią. Nie był to ból, ale miesien wyrażnie przypominał mi wydarzenia sprzed 3 tygodni. Tak więc konteplowałem przyrodę biegnąc w tej pięknej scenerii, od czasu do czasu napotykając grupy harcerzy, którzy wspierali dobrym słowem 🙂
Była radość, przyjemność i przyjemne zmęcznie 🙂 Czas na mecie 3:23:13 i 7 miejsce w klasyfikacji 🙂
Teraz 2-3 tygodnie nic nie robienie (ale męczarnia!), a pozniej gotuje się do sezonu TRI po trodze( w kwietniu )próbując osiągnąc swój cel maratonski 🙂