Witam wszystkich
Postanowiłem opisać/pisać o triathlonie, o swoim początku, wzlotach i upadkach. Jednym słowem o wszyskim. Możliwe, że moja historia jest taka jakich wiele już było, a być może inna? Ocena należy do Was. Cel pisania? Dowiedzieć się jak najwięcej o triathlonie, o wszystkim co jest z nim związane. Dzięki tym, którzy zechcą przeczytać moje przemyślenia i do tego podzielić się doświadczeniem. Do tego może przeczyta to ktoś z marzeniami. Ktoś,kto myśli że nie da rady, że na sport to już zapóźno. Brak zdrowia, czasu i wogóle…. Możliwe, że kogoś zainspiruje do założenia butów ……. Nie wiem jak będzie z tym pisaniem, ponieważ czasu jest mało. Praca/dom/praca. Trening jaki by nie był jest ważniejszy od pisania. Postaram się nie pisać o wszystkim naraz. Czy się uda zobaczymy. Dzisiaj napiszę trochę o sobie. Taki wieczorek zapoznawczy. A więc do rzeczy. Mieszkam w bardzo małej miejscowośći, a w zasadzie w lesie 🙂 Dąbrowa k/Twardogóry, dolnośląskie. Wiek 43 lata, stan cywilny: wolny, dwójka wspaniałych dzieci 11 i 13 lat. Najważniejsze w życiu: dzieci……. długo nic potem obowiązki i zainteresowania: sport/gotowanie, wzrost 185 cm, waga 77 kg. Nie zawsze tak było, oj nie. Sport w moim życiu w obecnym wydaniu pojawił się w wieku 40 lat po 25 latach rozłąki. Ważyłem prawie 104 kg, pomimo jakiejś tam aktywnośći fizycznej. Poprostu postanowiłem zacząć spełniać swoje marzenia o bieganiu, o maratonie i o triathlonie. Początki bardzo trudne – wrzesień 2011 roku. Biegi 3-5 razy w tygodniu po 3-5 km. Język, plątał się ze sznurówkami. Oczywiście, nie język od butów :). Ale dzięki uporowi z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Do tego odpowiednia dieta i mój trener: internet. Pierwsze 10 km przebiegłem początkiem grudnia. I to wtedy doszedłem do wniosku, że maraton jest możliwy. Pomimo tego, że zdrowie nie takie jak powinno być. W jednym kolanie w wieku 30 lat uszkodzona łękotka, w drugim w wieku 38 lat poważnie naderwane więzadło krzyżowe i jakieś tam drugie – przez 4 miesiące 'kuśtykałem’. Tak naprawdę zacząłem trening od poczatku 2012 roku, z celem przebiec w maju maraton. Trening ulegał modyfikacji wraz z upływem czasu. Dodam, że żadna pogoda mi nie straszna. Dzięki treningowi w 6 miesięcy stałem się lżejszy o ponad 20 kg. W lutym pomyślałem, że może zamiast tylko przebiec maraton, warto powalczyć o czas. Np poniżej 3:30. W marcu pierwszy raz na treningu przebiegłem 10 km poniżej 40 minut i znowu zmiana planu. Może maraton w 3:15. Ostatecznie plan był bardzo ambitny poniżej 3h. Maraton był w Toruniu. Skończyłem ostatecznie z czasem 3.07.12. Pogoda mnie ugotowała albo ja sam, może kiedyś o tym napiszę. Potem kolejny maraton we wrześniu; Wrocław – 2.52.10, dwa tygodnie później 10 km – 37.50. W 2013 roku ORLEN Maraton – 2.41.17 i trzy tygodnie później 10 km – 35.12. A potem? Potem, wszystko trochę wzięło w łeb. W czerwcu na tydzień przed kolejnym maratonem – w Lęborku, kontuzja z którą zmagałem się do końca roku. Mam nadzieje, że jest to czas przeszły. Kilku specjalistów- dobrych, sportowych. Rehabilitacje i zero poprawy. I nikt tak naprawdę nie powiedział co jest. Niby ok, a ja biegać nie mogłem. Po 200 m ból jakby ktoś nogę w okolicach kolana – 'łamał kołem’. Niby – przeciążeniowe naderwanie przyczepu pasma biodrowo-piszczelowego do kości strzałkowej czy jakiegoś ścięgna. USG i rezonans w sumie nic szczególnego nie pokazały. To wówczas, żeby nie stracić na kondycji zacząłęm jeździć na rowerze – o dziwo mogłem zresztą jak wiele innych ćwiczeń rozciągających i siłowych. To wówczas, albo z upływem czasu (godzin) na rowerze zacząłęm myśleć powżnie o triathlonie. Dzisiaj to już cel. To tyle na tą chwilę. Teraz jadę na basen. A o samym triathlonie już następnym razem
pozdrawiam
Krzysztof Górecki
Zanim zajmę się nowym wpisem w blogu to chwilkę tylko tutaj coś napiszę. Co do samego treningu to tak jak sie tu przewija w dyskusji uważajcie żeby nie przegiąć z objętością i jakością. To bardzo cieniutka granica. Ok wiem o tym, a pomimo tego nie słucham zdrowego rozsądku. Taki chyba typ, a może zbyt ambitny jak na swoje lata. W zeszłym roku na orlen maraton chciałem pobiec poniżej 2.40, nie udało się i z perspektywy czasu wiem, że to nie była kwestia przygotowania. Ale wielu czynników: źle oznaczona trasa, samotny bieg, wiatr (który dopiero na filmach w internecie widziałem, że był mocny) i jakieś bóle w kolanie od 35 km. Potem dogiąłem i …. i? PRZEGIĄŁEM. Więc ostrożnie podchodźcie do treningu. Jeśli potraficie … 🙂 A w moim przypadku, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzeba mniej biegać -JEST TRIATHLON. A tak na marginesie, jestem typowym zapracowanym gościem. Praca/dom/dzieci/praca i wiele nieprzewidzianych okoliczności: trzeba zostać w pracy, coś się posypie, dzieci chore, lekcje, zebrania w szkole, popsuty samochód itp itd. I w tym miejscu powiem, że zdarzyło mi się iść kilka razy pobiegać po 23:00, w sylwestra albo wigilię. Trzeba poprostu znaleźć tą godzinkę – a może to już choroba :). Ok nic więcej nie piszę w tym miejscu. Zrobię nowy wpis na blogu – a będzie o treningu i słabościach. A więc PŁYWANIE
Witam ponownie Dziękuję za 'ciepłe’ powitanie. Cieszę się, że ktoś czyta to co napisałem. Rzeczywiście niektóre treningi to trochę szaleństwo. I podpisuje się na dwie ręce, że prowadzi to często do kontuzji. Niby taki mądry a nie ustrzeglem się tego. No cóż chyba taki charakter. Zmiany w życiu też, ale dużo wcześniej bez wpływu na to co jest teraz. Druga z moich złotych myśli to: życie to nie tylko sport, ale sport to też życie. Poprostu wszystko trzeba poukładać o ile się da. Ale to temat ocean. Sorry że nie będę się tak teraz rozpisywał. Jutro chyba zrobię nowy wpis i coś więcej napiszę w stylu: akademia przypadku…. Pozdrawiam. KG
Marcinie, już bałem się, że straciłeś zęba…że pióro jakoś przytępiało, że zapomniałeś o małej mieścinie leżącej w centrum kraju … Jednak nie! Jest dobrze! Chwalą Nas i podziwiają już po pierwszym sezonie! A co dopiero będzie po kolejnym….. 🙂
No proszę, kolejny geniusz;))) Całe życie zero sportu, w wieku 40 lat początek treningów i wynik w maratonie prawie jak u elity amatorskiej:) Nie ma bata, geny to Ty musisz mieć z Aleksandrowa, pogadaj z rodziną… Arek Ci wytłumaczy o co chodzi;))) Swoją drogą to widać jak wiele może zdziałać motywacja, można się domyślać z wpisu (mogę się mylić), że chyba zaszły pewne zmiany w życiu, pojawiło się duuuużo czasu i chęć pokazania sobie i innym na co mnie jeszcze stać (140 km tyg! to swoją drogą szaleństwo i większość początkujących przypłaciłoby to ciężką kontuzją prędzej czy później, nie idźcie tą drogą:) Mimo szczerej zazdrości gratuluje predyspozycji, ogromu pracy i wyników!!! Ale ja Wam jeszcze pokaże… za 50 lat;))) To dopiero początek: http://www.interia.tv/wideo-103-latek-odkryl-sekret-dlugowiecznosci,vId,1298335
Proszę, proszę, ledwie człowiek wyjedzie na tydzień a tu nagle pojawiają się takie ,,rodzynki’ 🙂 Witam kolegę! Wyniki i samozaparcie imponujące! Życzę dalszego progresu i skoro idziemy w kierunku IM – żelaznego zdrowia! 🙂
Witaj! Noooo… wyniki niesamowite! 🙂 Trening – szczerze mówiąc – też! 3,5 godziny na trenażerze!? Ja myślałem, że mam dosyć marne predyspozycje, ale ja chyba za słabo trenuję! 🙂 Powodzenia z kontuzją no i w byciu lepszym jutro od siebie dzisiaj 🙂
Jeszcze jedną rzecz napiszę: Początki tak jak pisałem były bardzo trudne. Język/sznurówki :). Jestem chyba typowym samotnikiem – lubie trening robić sam. Moje bieganie polegało głównie na tym, żeby ten sam dystans za np tydzień przebiec szybciej i nie ważne czy będzie to sekunda czy 100 sekund. Osobiście wole sekundę – daje więcej satysfakcji. Po tym jak zrobiłem w wieku 42 lat wynik w maratonie 2.52.10 znajomy filantrop sportowy – przemiły człowiek powiedział że ma kogoś kto może to zbadać (prof. fizjolog sportu – chyba jeden z najlepszych w Polsce) Celowo nazwiska nie podaje – to chyba nie potrzebne. No i zbadałem wyszło z tego badania że moje VO2 max przy wadze 83 kg, w dwa tygodnie po maratonie, więc organizm jeszcze nie doszedł do siebie wynosi 62-63 ml/kg/min. Ale zanim się zbadałem była orka, wzloty i upadki. i na początku język/sznurówki pozdrawiam Krzysztof i do poczytania później
A mnie zastanawia jaki może mieć wpływ tak duże kilometrowe wybieganie na tzw zużycie materiału i pojawiające się kontuzje. Sam nie chciałbym ppopełnić błędu zbyt dużych obciążeń treningowych.
Witam ponownie Dzięki za ciepłe słowa. Teraz tylko chwilkę poświęcę na odpowiedź – praca. Korzystając z przerwy na śniadania chwilkę napiszę. Rezultaty są wynikiem wielu czynników. Trening/dieta/ motywacja czy jak kto woli determinacja ale i w części predyspozycji. Suma – sum daje jakiś efekt. Ja powiem teraz tylko tyle, że nigdy nie szukam powodów żeby nie iść na trening. Trening jak jeden z panów napisał – jakość. A dokładnie nie tłukłem tylko kilometrów (to też było) ale trening był różnorodny. Piszę już o normalnym rytmie nie wtedy kiedy zaczynałem. 7 dni w tygodniu – czasami 6 z luźniejszym piątkiem. W treningu były długie wybiegania 1-2, rytmy + podbiegi 2, bieg tempowy 2 i jakieś regeneracje. W sumie biegałem 80-140 km tygodniowo. Co do progresu i samego treningu to pewnie coś więcej napiszę w najbliższym czasie. Jeśli idzie o temat drugi – kontuzja. To ja mogłem stwierdzić tylko tyle, że nie mogę biegać (a jestem uparty) a wszystko inne tak. To było w tym najdziwniejsze. Nogę oglądali tak jak pisałem specjaliści – sportowi. Min chirurg – ortopeda który jest konsultantem w wojewódzkim przy PZL od stawu kolanowego, badania o których wspominał kolega Janusz – jeśli mogę sobie pozwolić na poufałość robione miałem na Wyższej szkole fizjoterapii we Wrocławiu i AWF. Tak na marginesie w kontakcie z takimi specjalistami pomagali znajomi filantropi 🙂 I to oni stwierdzili to co napisałem – ja się na tym nie znam. Nie wiem tylko czy miałem Test Obera. Ale jak doczytam co to? To powiem. A co do tego jeżdżenia na rowerze, które mogłem robić zamiast biegania to powiem, że jazda jeździe nie różna. Ja na rowerze trekkingowym robiłem w terenie 90 km ze średnią prędkością 30km/h, a potem ten sam rower na trenarzeze w przedpokoju (zima) doszedłem do 120-140 km w 3-3:30h z kadencją 95-105. I bez kokieterii powiem że chyba to sporo. I noga nie zabolała, bieg – ból. I właśnie dzięki takim problemom i podobnym związanym z treningiem zacząłem tego bloga – liczę że dowiem się coś więcej z doświadczenia innych. Po to – żeby być lepszym jutro – od siebie dzisiaj pozdrawiam Krzysztof
Waga zawodnika też nie jest bez znaczenia :-). A swoją drogą zazdraszczam wyników 🙂
Dariusz, quality over quantity:)
Może podpowiesz, jak wykonać taki progres z września 2011 – język plącze się ze sznurówkami, a w marcu 2012 czas na dychę poniżej 40 min. Ja zarzynam się już 1,5 roku i nie mogę złamać 45 min.
Jeśli USG i rezonans nic nie wykazały (!!!!) to jak można stwierdzić naderwanie przyczepu? Jeśli , tak jak mówisz, inna aktywność fizyczna nie sprawia ci bólu, to może to jest zwykły (ale już mocno zaogniony) problem z powięzią piszczelowo-biodrową? Wtedy by to wyjaśniało ból podczas biegania, nawet po przerwie w treningach i brak bólu w jeździe na rowerze i aktywności, w której nie ma kompresji IT band. Czy ktoś ci robił Test Obera i sprawdzał siłę mięśni średnich pośladkowych? samemu testu nie zrobisz, ale jak się postarasz, to może ci się uda samemu sprawdzić siłę odwodzicieli -> http://www.youtube.com/watch?v=iyam86gv6jg . od 1:30.
wyniki imponujące! powodzenia 🙂
Witam Krzysztof. Maraton w Lęborku umiera więc wiele nie straciłęs:)
Witamy na pokładzie 🙂 trzymam kciuki, aby się udało wystartować w TRI i dołączyć do TRImaniaków. Pytaj, na pewno ludzie Ci tu dużo pomogą, poradzą 🙂 Ja również jestem początkująca, a w sumie to nawet jeszcze porządnie nie zaczęłam, bo zmagam się z kontuzją. Mogę Ci tylko powiedzieć, poradzić tyle, abyś wszystko robił z głową, nie przetrenował się 🙂 z doświadczenia wiem, że nie warto, ale walczę! Pozdrowienia
Trzymamy kciuki za tri i za brak kontuzji!