Witam zakręconych wokół TRI.
„Co chłopaki słychać w wielkim świecie? A co gazet nie czytasz.’ (Chłopaki nie płaczą)
Fakt na gazety brakuje mi czasu, o książkach nie wspominając ale zawsze znajdę trochę czasu na czytanie AT. I już wiem co słychać w wielkim świecie, świecie triathlonu. Czytam blogi i widzę co robią nie tylko chłopaki ale i dziewczyny – trenują 🙂 dużo trenują. I jak sobie to wszystko czytam, to dochodzę do wniosku, że ja chyba te parę miesięcy temu byłam niespełna rozumu, że zdecydowałam się na to całe TRI.
Ale trwam w nim nadal. Choć niejednokrotnie były chwile zwątpienia, że nie dam rady, że po co się tak męczyć to ciągnę ten wóz trzech dyscyplin dalej.
Summa summarum :
BASEN – ten trening wychodzi mi najbardziej systematycznie. Od października kiedy to zaczęłam uczyć się pływać kraulem i przepłynięcie 25m tym stylem powodowało u mnie stan przedzawałowy, to dziś w niecałą godzinkę śmigam 2 km 😉
ROWER – tu mam największe tyły, które mam nadzieję teraz trochę nadgonić. Był spinning ale to nie to samo jak wskoczy się na szosę i ruszy w trasę. Jedno wiem na pewno, nie zamienię już tego roweru na żaden inny, no chyba, że na czasowy 🙂 Można powiedzieć, że na rowerze uczę się jeździć na nowo. Pierwsze jazdy (do tej pory wyjechałam na szosie aż 10! razy) to zapoznanie się z Demonem, że taki rower to nie ciężki góral na którym do tej pory zdarzało mi się jeździć, wszystko chodzi leciutko, małe poruszenie kierownicy a rower sam skręca, że w krótką chwile, pędzi się niesamowitą szybkością. No właśnie szybkością. Może to wyda się niektórym śmieszne ale ja boję się dużych prędkości. Więc możecie sobie wyobrazić co przeżywałam na początku, kiedy pierwszy raz usiadłam na szosę i rower z małą moją pomocą osiągał prędkość powyżej 25km/h. Obecnie jest lepiej, bo oswajam tego mojego Demona i nawet raz udało mi się jechać, oczywiście z górki, 52 km/h. Trzeba pokonywać swoje słabości 😉 Wielkim przeżyciem była pierwsza jazda w SPD. Stres jaki miałam przed pierwszą próbą, to chyba przed żadnym egzaminem takiego nie miałam. No bo jak można mieć but przytwierdzony do pedała!? Okazało się że można i całkiem fajnie się jeździ i nawet da się but wypiąć jak się stanie 🙂 No chyba, że wypnie się tylko jedną nogę, a rower przeciąży w drugą stronę to gleba murowana oraz piękny okaz na udzie w postaci przyjmującego wszystkie kolory siniaka 😉
BIEG – od tej dyscypliny weszłam w tri więc najłatwiej jest mi z treningami. Staram się zmieniać treningi biegowe by nie były nudne i nie było tylko człapania kilometrów. Czasem sama potrafię się zaskoczyć, że tak szybko potrafię pobiec.
Co jeszcze u mnie słychać?
W majówkowy weekend wzięłam udział w duathlonie – Silesiaman. Nowe zawody i to w moim rodzinnym mieście więc nie można było nie wziąć udziału. Była okazja sprawdzenia się ale i też przetestowania jak to jest z tymi zmianami 🙂 Zawody odbyły się na dystansie 5,25 km biegu (3 pętle), 20 km roweru (4 pętle z nawrotem 180 st), 3,5 km biegu (2 pętle). Zawody były można powiedzieć kameralne, 122 startujących.
A jak mi poszło? Chyba nieźle;)
Po ustawieniu się na linii startu i krótkiej odprawie, czas zacząć zawody. Strzał startera i masa 122 człowieków ruszyła w swoją przygodę duathlanową. W tym ja. Początek biegu nieco utrudniony, bo jeszcze wszyscy razem biegli a uliczki, gdzie odbywał się bieg wąskie. Trzeba uważać by komuś marchewek nie drapać, ale i aby samemu nie było się dodatkiem do surówki. Po jakiś 200-300m widzę, że sporo ludzi mnie wyprzedza więc zerkam na zegarek i blady strach spadł na mnie. Oglądam się do tyłu, biegnę prawie na końcu. No ładne zawody sobie wybrałam, chyba sami wymiatacze się zgłosili, bo ja biegnę 4,20/km i jestem jedna z ostatnich. Swoją drogą to nie wiedziałam, że tak szybko potrafię. Nic tylko trzeba było zwolnić, bo takie tempo biegu to jeszcze nie dla mnie, gdyż chciałam przekroczyć linię z napisem meta, a nie paść trupem nie kończąc nawet pierwszej pętli biegu. Kiedy zaczynałam 3 pętlę biegu słyszałam jak spiker mówi, że już widać pierwszych uczestników, którzy do strefy zmian będą wbiegać. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo udało się zrealizować mi pierwszy cel – nie być zdublowanym na pierwszej części biegu! Po 26 minutach i 49 sekundach zameldowałam się i ja w strefie zmian. Zmieniam buty biegowe na rowerowe, kask, okulary, w między czasie słyszę moich kibiców, krzyczących że jestem 9 z dziewczyn. Wybiegam z rowerem, lina, na rower, wpięcie buta jednego, drugiego, drugiego, drugiego, kurde co jest? Wkońcu się udało. Zaczynam kręcić, nogi jakby nie były moje, tak szybko kręcą. Po ok kilometrze czuję, że jadę swoje, choć licznik pokazywał nieznane mi do tej pory parametry 😉 Dodam, że większe 🙂 Pierwsze koty za płoty. Choć rower był w formule z draftingiem, to ja jechałam sama. Nie to, że tak chciałam, tak się ułożyło. Potworzyły się grupki kolarzy, które co jakiś czas prędkością światła przejeżdżały koło mnie, nawet próbowałam się choć przez sekundę dołączyć ale nie dla psa kiełbasa. W tej samotnej podróży na dwóch kółkach, kiedy to zapragnęłam towarzystwa, na jeden krótki moment, pod maluteńką góreczkę, podczepiłam się do dwóch chłopaków i usiadłam im na kole. Ale było fajnie. Niestety góreczka się skończyła i chłopaki nie chcieli już chyba mojego towarzystwa, bo jakoś zaczęli wolniej jechać, a moje rozkręcone nogi nie chciały zwolnić więc znów wyruszyłam w samotną podróż do celu jakim była, strefa zmian nr dwa. Nadmienię jeszcze, że przed każdym nawrotem (180 st) modliłam się tylko by nie mieć spotkania pierwszego stopnia z asfaltem. 41 minut i 41 sekund trwała moja przygoda na siodle roweru zanim zameldowałam się na zmianie nr dwa. Znów zmiana butów, w tle moi kibice coś krzyczą ale ja już nie koduję co, wybiegam na ostatnie 3,5 km biegu. Te pierwsze metry biegu po rowerze to jakiś kosmos! Tak szybko to ja jeszcze w życiu nie biegłam 😉 Patrzę na pulsometr 4,03/km! Nie wiedziałam, że takie pokłady możliwości we mnie drzemią 🙂 A najfajniejsze jest to, że nie czułam, że tak szybko biegnę tylko wręcz przeciwnie, myślałam, że się wlokę jak żółw. No więc trzeba było zwolnić do tempa ślimaka. I tak tym ślimaczym krokiem podążałam do najbardziej upragnionego miejsca tego wydarzenia, mety. Na początku drugiego okrążenia biegu, a zarazem ostatniego wyprzedziłam dziewczynę, która jak się potem okazało, stała się mimo woli moim zającem 🙂 A to dlatego, że na jakieś 0,5 km do końca ona z kolei mnie wyprzedziła, kiedy to ja miałam mały kryzys, no dobra duży kryzys, ale moja zawzięta dusza nie pozwoliła mi jej odpuścić i 2, 3 kroki trzymałam się za nią. Można się domyślić, że finisz był sprinterski i trochę się chwaląc (jak się później okazało dziewczyna 10 lat młodsza) ja go wygrałam 🙂 Cel główny – meta – osiągnięty:) Czas tej części biegu 17,49 min, a całego duathlonu 1.27,48.
Zawody uważam za bardzo udane. Jestem zadowolona z tego co osiągnęłam na nich. Dałam z siebie wszystko. Mimo iż był duży wiatr, pozytywnym zaskoczeniem dla mnie samej był rower. Wiem jednak, że muszę nad nim jeszcze duuużo popracować. Zmiany przede wszystkim. Sama organizacja zawodów dobra z pewnymi małymi niedociągnięciami ale to debiut organizacyjny więc na pewno wyciągną wnioski. Trasa biegowa jak i rowerowa łatwa.
A co było jeszcze słychać na zwodach?
Ta na drugim stopniu podium to ja 🙂 w K30.
@Albinp – wielkie dzięki za linka
Dzięki jeszcze raz. @Dawid mam nadzieję, że Twoja narzeczona da się namówić bo warto 🙂
Bartek – konkretnie tego tekstu Filipa jeszcze nie ma na stronach internetowych 'Biegania’, był – zdaje się – w kwietniowym numerze papierowym. Natomiast o treningu zakładkowym (brick workouts) jest oczywiście w necie pełno różnych tekstów. A na stronach 'Biegania’ np. tekst Maćka Żywka: http://www.magazynbieganie.pl/trening-zakladkowy/
@Albin A można o tym gdzieś poczytać w necie ?
Gratulacje! :))) Jeśli chodzi o bieg po rowerze, to zachodzi w takiej sytuacji 'apteczne złudzenie ludzkiego oka’ 😉 A mówiąc bardziej po ludzku percepcja prędkości jest inna i dlatego bieg wydaje się wolniejszy, niż w rzeczywistości. Podobnie, jak kiedy się zjedzie z autostrady – 90 km/h wydaje się żółwim tempem. FIlip Szołowski niedawno opublikował na ten temat artykuł. Chyba w papierowym 'Bieganiu’ (?).
gratulacje :))))
Super, ogromne gratulację:) chciałbym moją narzeczoną namówić na zawody duathlonowe, na razie nie lubi plywać, ale z czasem kto wie:P przeczytanie Twojego wpisu na pewno ją zachęci do takich zawodów:):)
Dziękuję. Przez TRI człowiek wie, że może być jednocześnie żółwiem i strusiem pędziwiatrem;)
Ale wymiotlas ! Ciekawe te obserwacje z zawodów jak się ciało zachowuje . Czytam z zapartym tchem!
Bogna, no duma mnie rozpiera! 😀 pięknie, pięknie!! Widzisz, jednak kryzys zażegnany i uwierz w siebie Kobieto – dasz radę i w TRI 😀 Trzymam kciuki za kolejne starty! Pozdrawiam z bolącymi kulasami.
Proszę, ledwo się zaczęło już pudło! Wprawdzie to jeszcze nie TRI ale jak widzę wszystko idzie w dobrym kierunku… a te postępy na basenie pełen szacun! Gratulacje…. 🙂
Gratulacje. Piękny wynik i fajny opis. Powodzenia w dalszej walce w drodze do (cyt.).’kobiety z żelaza’ 🙂
No pięknie! Być na pudle…Gratulacje. Prawdziwy Demon prędkości z Ciebie, Bogna. A propos biegu po rowerze, to mi też zaczęlo sie podobać tempo jakie osiagam na zakładce. Nawet raz spróbowałem je utrzymać do końca (11 km) i się udało, co na dystans olimpijski lub 1/4 IM powinno wystarczyć 😉
Gratulacje, piękny wynik no i pudło zdobyte czego chcieć więcej? @Bartek ma rację, ostatnio na zakładce miałem to samo, zegarek w serwisie więc biegłem na czuja. Wydawało mi się, że wlokłem się nie miłosiernie, po ukończonym treningu jak spojrzałem na telefon to zdębiałem 7km biegłem w czasie 4:33/km, więc tempie który dałby mi nową życiówkę na 10km, a dałbym radę utrzymać to tempo przez kolejne 3km. Zdrawdliwe uczucie przy dłuższych dystansach, ale dobrze wiedzieć i czasami zrobić trening bez tych wszystkich bajerów tylko próbować wsłuchać się we własny organizm…
Hej Bogna, no świetny wynik – gratuluje miejsca na pudle. To się nazywa wejście w sezon :). Co do biegania po rowerze, to te uczucie jest niesamowite. Człowiekowi wydaje się, że człapie w jakimś ślimaczym tempie a jak się patrzy na później na tempo to aż z wrażenia oczy się przeciera. Trzeba bardzo uważać na dłuższych dystansach bo o kryzys i przedwczesne zakończenie zawodów łatwo. Jeszcze raz gratulacje !!