Nie daje mi dalej spokoju ten felieton o dyskwalifikacji Kuby w Kopenhadze i musze to napisać. To znaczy felieton jest ok i bardzo cenny dla wszystkich na przyszłość. W myśl powiedzenia – podróże kształcą. Dzięki Łukasz. Nie dają mi spokoju niektóre komentarze. Rozumiem wszystkich żale czy rozważania, że tak nie powinno być, że kara niewspółmierna do przewinienia ale z drugiej strony nie rozumiem. Problem czy doła to ma Kuba, miesiące treningów i wyrzeczeń. I co ? DSQ. Stało się. Ale jak czytam sporo wpisów to cały czas użalanie że regulaminy, obwarowania itd. itd. I znowu sprowadza się, że WTC i przy tym Gdynia 2015 to be. Zaraz ktoś wpisze, że winna platforma albo pis. Ludzie są imprezy kat. A, B, C i n tam któryś. Te A dla nas, sobie sami ustawiamy bez względu na jej prestiż. Tych A w świecie triathlonu w Polsce będzie 1, tylko jedna i to pewnie przez jakiś czas. Więc skończmy to narzekanie, że ktoś nam nie pozwoli się napić po drodze albo wbiec z dzieckiem na ręku. A może siku nie w tym miejscu zrobione, albo papierek mi upadł.
Jest wiele imprez na których dalej będzie można to zrobić i pomimo regulaminu nikt nas za to nie ukarze. Z drugiej strony chcielibyśmy aby sędziowie byli idealni i do tego bardziej obiektywni dla nas albo najbardziej obiektywni i wyrozumiali właśnie dla nas. Tak niestety nie jest i nie będzie. To są tacy sami ludzie jak my ii tak w danej chwili to widzą. Nie będą robić rozprawy, dlaczego i co zawodnik miał na myśli. Zrobił to czego nie powinien – jest w regulaminie że może być DSQ. Kara i koniec. Słuszna czy nie poprostu jest i tyle. Musimy nauczyć się z tym żyć. Tak samo jak z tym np. że nie tylko na zawodach nie rzucamy papierków gdzie popadnie, ale na treningu też. Narzekamy, że brudno. Nieważne czy to trening czy zawody, może być spacer z rodziną. Zrobimy coś nie tak i możemy dostać do 500 stów mandatu za drobnostkę. Nie dostajemy i robimy to dalej. Jak czytanie regulaminu, zasad czy jak to zwał nie jest wystarczające to musi być kara. W draftingu też ) i to surowa, może nieraz będzie krzywdząca – trudno. Chcemy zasad to musimy ich przestrzegać.
Swoją drogą powiedzmy szczerze trenujemy tri dla siebie nie dla bliskich. I tak samo nie próbujmy usprawiedliwiać swoich nieobecności w domu tym, że w ramach rekompensaty czy zadośćuczynienia wbiegniemy z kimś bliskim na metę. A tu jak to? Nie wolno!!! Sam mam dwójkę wspaniałych chłopaków i ich radość z wbiegnięcia na metę jest nieoceniona. Ale patrzmy również na to przez pryzmat organizacji i bezpieczeństwa. Niech każdy zapragnie wbiec z dzieckiem, żoną, dziewczyną – przecież jak może jeden to może każdy. Prawo dla wszystkich takie samo (przynajmniej dla wszystkich z jednego portyfela- niestety).To zaraz będzie zgrzyt, że organizacja do d….. że tak nie powinno być bo przeszkadza, można komuś krzywdę zrobić albo zrobiono. Patrzmy na to obiektywnie, obecność bliskich jest niezastąpiona na każdym etapie. Trening czy meta nieważne i nie będę z tym dyskutował. Udział w zawodach to nasze marzenia. Dlatego tri? Dlatego, że jest ciężko. Dlaczego jest ciężko? Ponieważ są pewne ramy tego sportu. Takie same dla pro i amatorów. Więc jak ktoś chce poczuć sie pełnoprawnym członkiem tej rodziny, może i czuje się na siłach startować w zawodach kat A to płacz nad mlekiem chyba nie na miejscu.
pozdrawiam
i czekam na wiadro zimnej wody, albo kubeł jak kto woli
Nie ma gdybać i sie obrazać. Takie sa przepisy….ktos to ustalił i albo to honorujemy albo zabieramy zabawki i idziemy na inne podwórko. A tak na marginesie to jesli w Gdyni obowiązywały te same przepisy to setki osób powinno być zdyskwalifikowane. Widziałem dziesiątki osób które otrzymywały wodę i lód od kibiców poza strefami zmian, zmieniały ubranie, albo biegłyze znajomym który podtrzymywał go na duchu. I nie widziałem żeby któryś zawodnik odmawiał takiej pomocy. Rodziny biegły obok swoich ojców i żon podjąć wszystko czego potrzebowali i jak to sie ma do kogoś kto przyjechał na zawody sam i nie ma takiej możliwości.Jesli jedni mogli pić co 200 metrów a inni byli zdani na regulaminowe punkty co 2500m to to jest juz niesprawiedliwe. Szanse muszą być równe dla wszystkich.Jeśli takie są przepisy….to trzeba je bez komentarza zaakceptować i tyle:):). A przepisy dotyczą wszelkiej pomocy. Gdyby nie one to jedni mieliby prywatnych masażystów w czasie biegu czy jazdy na rowerze, nieograniczony dostęp do wszystkiego a inni nie. A tu chodzi o walkę z samym sobą i równe szanse dla wszystkich.
Koleżanki, Koledzy. Co do słuszności DSQ nie chce się wypowiadać – nie znam przepisów, zasad. Zachowanie pani sędzi – niezbyt miłe – fakt, może mogła zinterpretować inaczej tę sytuację. Szkoda p. Jakuba. Mam nadzieję, że wszystko się u niego ułoży tak jakby chciał i to go wzmocni, a i następnym razem dokończy swój race. Czytam sobie ten wątek i komentarze i zgadzam się z Krzysztofem. W naszym kraju, w różnych aspektach życia jest tak, że Polacy lubią swoje interpretacje i rozkminianie, a może tak, a może tak. Analogia do polskich dróg jest dla mnie szczególnie bolesna. Przepisy są, służby do ich egzekwowania też są. A Polacy widzą np. to, że fotoradary się stawia, żeby łatać budżet. Ale skoro ktoś przekracza prędkość i w dość głupi w tym przypadku sposób daje się złapać (są znaki o tym, że będzie fotoradar) no to niech się nie dziwi, że decydenci wpadli na pomysł, żeby te pieniążki zarobić. Nie dziwmy się temu. Podobnie jest z tym, że większość wypadków w Polsce to nadmierna prędkość i brawura. Jak widzę ograniczenie to się nie zastanawiam czy jest głupie czy nie,, przestrzegam, skupiam się na prowadzeniu, bo nie chcę narażać czyjegoś życia lub zdrowia. Gdzie nam się spieszy? Dokąd? Po co? Apeluję do Nas, kierowców, ale tylko w tym aspekcie, drogowym, jeżdżąc autem patrzmy na tą drugą stronę. Wyrozumiałość i poszanowanie. Pozdrawiam.
Tomek, co do rodziny masz świętą rację i przenigdy tego nie negowałem, ani nie neguje. Każdy jest inny jak każda rodzina ja u siebie staram się tylko zrozumieć i obiektywnie ocenić czy aby wszyscy chcą tego samego. Czy przypadkiem wiedząc, że sprawia mi to frajdę (pomimo 43 lat na karku) nie robią czegoś czego nie chcą. Mój młodszy syn (11lat) tak w pewnym momencie zafascynował się w tym roku tri, że zaczął na swój sposób trenować. Chciał, żeby go zapisać na zawody – zapisałem, zapłaciłem ale im bliżej tym mniej entuzjazmu widziałem. W rozmowie cały czas – tato jak się cieszę, super. Po swoich treningach albo przed nimi robiłem z synem trening na miarę jego możliwości. Ale staruszek nie jest taki osioł. Była rozmowa, pogadanka że ciesze się bardzo ale nie musi niczego mi udowadniać wiem że mnie kocha i najważniejsze jest to czego on chce. I dwa dni przed mówi mi że chyba wystartuje w przyszłym roku. Ja to czułem a on się trochę męczył z tą myślą. Jak będzie chciał w przyszłym roku też go zapiszę – 50 dych nie majątek. A czy wystartuje, to jego decyzja.
@krzysztof 1. zasady – świeta racja – są zasady i mamy ich przestrzegać, ALE ja nie potarfię uznac, że sa fair, zgodne z duchem w jakim zostały wymyślone, albo wreszcie że nie są głupie jesli własnie takie nie są. wiec jak mnie złapią na bzdurnym ograniczeniu prędkości to kłócę się do upadłego. nie akceptuję głupoty i jak jest gdzies sobie i mnie nie dotyka – to niech sobie będzie, ale jak dotknie… oj to tolerancji dla niej nie ma 2. a finisze… to wybór każdej rodziny z osobna.. cóż… póki chcą (a zawsze pytam czy chca) – to super, że sa ze mną. w podzięce przez pozostałe 350 pare dni w roku staram się im odpłacić najlepiej jak potrafię za ich wsparcie i wspierać w ich pasjach i dążeniach. chocby to była wielogodzinna zabawa w piaskownicy w kopary (syn) czy akuku (córka) choć obiektywnie żadne z zajęć pasjonujące nie jest – ale w związkach, rodzinach każdy ma swoją receptę na szczęscie, wiec to nawet trudno uczynić tematem dyskusji
Panowie, obiecałem sobie że nic więcej nie napiszę ale jednak nie mogę przejść obojętnie. Prawie się z Wami zgadzam, z tym stanowiskiem. Ale to tylko prawie. W zawodach tych czy innych nikt nam nie karze startować, sami chcemy. Więc zgadzamy się na te warunki jakie stawia organizator. To chyba nie podlega dyskusji. I nie kruszmy kopii czy miał racje sędzia czy nie. Pomyłki prawdziwych strażników prawa są dość powszechne w sądach, gdzie jest czas na analizę. Powiedziałem wcześniej, w Nas Polakach jest nieustanna potrzeba interpretacji. Ja uważam że jak jest tak napisane to tak ma być. Jak mnie policja zatrzymuje za przekroczenie prędkości albo za inne przewinienie to nie tłumaczę, że nie widziałem znaku albo coś tam innego wymyślam. o proszeniu nie ma mowy. Czasami jak jest bzdurne ograniczenie, a jest ich sporo to stwierdzę że i tak nikt tu tego nie przestrzega ale jak muszę zapłacić mandat to ok, mam świadomość że przewiniłem ( dla wtajemniczonych ograniczenie prędkości do 70 km stara trasa nr 8, Wrocław Psie Pole kierunek Warszawa) płace bo policjanci odbierają to jako moją butę. Szkoda mi kasy – mogłem z dziećmi pojechać na fajne lody albo kupić nawet sobie koszulkę lub buty. Jest przekroczenie i tyle, fakt mogę dostać mniejszy mandat ale go dostaje. Na zawodach już pisałem nie ma gradacji, ponieważ nie ma czasu i miejsca na dyskusję. Przewinienie i kara albo od razu out. Przykład z ostatniego czasu – Legia Warszawa i UEFA. Jakie to ma znaczenie że piłkarz grał 3 min. Pewnie rzeczywiście się pomylili i kara była sroga. Ale zrobienie raz precedensu daje szanse innym na świadome działanie. Na powolny i dalszy rozwój złego nawyku. Odwróćmy sytuacje, to Celtic wprowadza takiego zawodnika – i co Legia oddaje awans. no comments. Co do zawodników, treningów i sekund dam przykład na sobie. Wiele razy już w dyskusjach podnosiłem, że raczej jestem dość uparty i wielu mi to wytyka i pewnie słusznie. Po raz kolejny mieli racje ponieważ na HTG z powodu kapcia w rowerze …. dałem na nim więcej z siebie niż powinienem – wróciła kontuzja. Szlak chyba trafił zawody biegowe do końca roku, niestety mam nadzieje i biegam póki mogę (w ortezie + leki). zdarza się że wracam spacerkiem 🙁 z treningu. Wielu stuka się w głowę. Ale taką mam naturę. Wiem, że działam przeciw sobie – ale tak chcę. I tak naprawdę nie potrzebuje zawodów do zadowolenia. Ciesze się z tego, że swoje trasy szybciej biegam, jeżdżę albo lepiej pływam. A same zawody – to wisienka na torcie, po którą czasami sięgam. I tak jak napisałem dla siebie nie dla innych. Fajnie jak bliscy okazują radość ale wiem, że woleli by żebym cały czas był w domu, pod ręką i nie wmawiał im, że na mecie będzie rewelacja, że wbiegniemy razem i potem znajomym będziemy pokazywać zdjęcia jak to ja cierpiałem żeby złapać swoją pociechę przed metą za rękę. Przepraszam, może poszedłem za bardzo po bandzie
@ trombalski – takie są prawa dyskusji. każdy mówi o tym co dla niego ważne. komuś się nie podoba – może nie czytać. robie to pod swoim nazwiskiem – nie ukrywam się pod nickami @krzysztof – dziękuję za zrozumienie. możemy miec inne zdania – warto by szanowac te odmienności. u mnie z rowerem pomaga mi trenażer w piwnicy. zamykam 3 pary drzwi po drodze i jazda… długich wyjezdzen do IM na tym nie daje rady zrobić (tyłek odmawia współpracy, ale do 2,5-3 h jest ok). biegam po nocach głównie … anegdotycznie.. jak teściowej którą miałem odebrać z dworca się pociąg to niedzielne 21 km wybieganie zacząłem w niedziele a skończyłem ponad godzinę w poniedziałek 🙂 a bliscy – wciąż chcą ze mną jeździć. po prostu kilka dni dookoła zawodów biorę urlop i jest dzień dla taty i kilka dla rodziny (z min. zaangazowaniem w robote)… na razie im pasuje, pewnie wolą to od ojca który nie miał siły na nic i zalegał na kanapie 😉 i czy ten bieg wynagrodzi zonie… na pewno nie…(o to dbam inaczej) ale czy jest wielce ocekiwany przez syna – oj tak.. @tomek 100% racji
Ja się absolutine solidaryzuję w tej dyskusji z moim imiennikiem. Po pierwsze uważam że narzucanie innym sposobu przeżywania uniesień startowych czy też finiszowych zakrawa już na traithlon = obóz karny. Jak ktoś chce trenować 24 godziny na dobę ( amator !!!!) to niech sobie trenuje, tylko bez wmawiania że pomiedzy tą 24 godziną a ntą zajmuje się dziećmi itd. Jak ktoś ( amator !!!) robiący to dla przyjemności cierpi z zagrożenia utraty sekundy to jego problem i jego cierpienie. Jak mi ktoś postawił rower na moim miejscu na stojaku to nie pobiegłem do sędziów żeby go zdyskwalifikowali ani nie zrzuciłem na ziemię żeby postawić swój. Jesli biedak był półprzytomny i nie kojarzył to cieszę się że znalazł to miejsce. Jesli był to furiat który urywał w ten sposób sekundy z życiówki to cieszę się że mu się udało. Dla mnie ten sport i nie jakiś sport tylko ten gdzie pro i amatorzy startują razem, gdzie jedni jeżdżą na maszynach za 30 k a i inni na rowerkach miał byc tym co daje mi radość bo nikt nikogo innego oprócz ew. siebie dla wyniku nie 'zabija’. Nie jestem za łąmaniem przepisów. Z racji zawodu jestem 105% legalistą w porównaniu do średniej krajowej. Ale tak jak w ramach wykonywanego zawodu widzę wynaturzenia i nadinterpretacje sędziów, urzędników i 'władzy’ jako takiej, którą moim zdaniem trzeba pietnować, tak samo uważam że trzeba piętnować takie zachowania jak sędzi w Kopenhadze. Bo to nie jest kwestią czy przestrzegać przepisów czy nie tylko jak daleko można się posunąć w ich absurdalnej interpretacji. Interpretacja przepisów zawsze się odbywa w kontekście okoliczności w szczególności tam gdzie wchodzą w grę kary. Jeśli sędzia ma mieć władzę absolutną bo to ma nam pozwolić uczynić z zawodów triathlonowych sterylnie rygorystycznie kontrolowane imprezy to zapraszam też wszystkich którzy tego chcą, aby tworzyli społeczne bojówki obserwacyjne w celu wyłapywania wszelkich zachowań które mogłyby zagrażać ich sekundowym przewagom, pytanie tylko nad kim ? nad sobą ? Przecież obliczyć czy pokonali po raz kolejny swoje życiówki mogą tak czy owak. No chyba że pęd powietrza wywołany przez lecącą bluzę albo widok tej bluzy tak ich zdekoncentrował na sekundę że to właśnie tej sekundy im zabrakło.
Witaj Tomek, szanuje Twoje podejście i bardzo fajnie że godzisz to wszystko w taki właśnie sposób. Ale realia z mojego punktu widzenia są inne. Inne, pomimo tego że w żonglowaniu czasem dla innych spraw (ważniejszych) doszedłem chyba do perfekcji. Pierwszy lekki trening robię pomiędzy 5:00 – 6:30 drugi zaraz po pracy. Był czas że drugi robiłem nawet ok godziny 23:00. Ale trudno żeby robić trening rowerowy (np 3h) o godzinie 23, ba nawet o 20 to już późno. Jak robię zakładki a przynajmniej 2-3 w tygodniu też potrzebuje co najmniej 3h. Ze strefy finiszera wychodzę też jako jeden z pierwszych. Ale niestety potem żeby wszystko ogarnąć: prysznic, odebranie roweru i spakowanie wszystkiego na 'koń’ to też zajmuje czasami 2-3 h niestety sporo w tym czekania na swoją kolej. I to też jest czas, który moi bliscy są gdzieś obok i trochę się niecierpliwią (delikatnie mówiąc) pomimo tego że tego nie okazują. Dlatego wielki szacunek mam dla rodzin trimaniaków – bez ich cierpliwości i wyrozumiałości my nie robilibyśmy tego co robimy. Dlatego uważam, że samo przebiegnięcie przez linię mety im tego na 1001 % nie wynagrodzi. To tyle w tym kontekście. Trzymaj się swego i nie przejmuj innymi. pozdrawiam
W kwestii fajnej atmosfery. Na prawdę uważacie, że absorbowanie ogólnej uwagi swoim rodzinnym przeżywaniem szczęścia taty z powodu dobrnięcia do mety jest stosowne?
no cóż… nec hercules contra plures … ewidentnie widzę, że jestem w mniejszości, wiec chyba moje miejsce jest po prostu tam gdzie mi bliżej do tego co dla mnie wazne. treningi ustawiam w godzinach mocno porannych lub wieczornych – jak moje małe dzieci śpią. kiedy mogę cwicze biegając, jeżdżąc na rowerze z przyczepką z dzieciakami i żoną na 2gim rowerze. to super uczucie kiedy rodzina dopinguje, a widzieć szczęscie syna jak ze mna przebiega przez metę bezcenne. oni nie muszą stać przez cały wyścig przy trasie – nie jestem egoistą, żeby tego oczekiwać. ze strefy finishera – wychodzę w ciągu 3-5 min – własnie po to, żeby synowi to się podobało, a nie czekał znużony. psa od dziecka z wszelkimi konsekwencjami rozróżniam i na prawde na żadnej z 7 met w tym roku nie zablokowałem komuś opcji na mocny finisz dlatego, że syn był na moich rękach lub biegł obok mnie. (a na pewno nie bardziej kiedy zmęczony po prostu sunąłem bezwiednie w strone mety sam) acha – zawsze oddaje synowi swój medal (tylko OWM’14 dał mu dodatkowy) wiec cóż… poddaję się woli większości… a Ty droga akademiotraiathlonu prosze już wiecej nie promuj takich niezgodnych z regulaminem i wolą wiekszości triathlonistów książeczek jak ta dla dzieci kiedy ostatnie frazy wierszyka o triathlonie brzmią mniej wiecej tak (sory za niedokładny cytat, ale ksiązka jest u syna – czytałem ja znowu na dobranoc – nie chce wchodzić, żeby go nie obudzić 'blisko już meta, niespodzianka na mnie czeka, długo czekałem na to, do mety biegnę razem z mym tatą’
Może to nie był główny cel mojego krótkiego wpisu ale jeden z wątków i dodam, że akurat udział bliskich albo raczej zakaz udziału w finiszu uważam za słuszne, można się oburzać ale jest tak jak opisujecie. Jest to trochę niebezpieczne dla wszystkich i z obserwacji uważam, że ten entuzjazm rodziców często kończy się zaraz za linią mety. 🙁 . potem są rozmowy z innymi zawodnikami a dzieci są po prostu znudzone, czasami wystraszone i same. Ja sam kiedyś kiedy moje dzieci były mniejsze bardzo chciałem żeby były na tym moim finiszu. Może nie wbiegać ze mną bo rozumiałem to, że z dwoma małymi chłopcami jest to po prostu niebezpieczne. Chciałem żeby tam były i brały udział w tym swego rodzaju święcie. To był niestety mój egoizm Faktem jest że w miarę jak zaczęły podrastać i rozumiały wszystkie za i przeciw pytały dyplomatycznie, a ile to będzie trwać …….. 🙁 . Postójmy sami kilka godzin, czasami w słońcu albo chłodzie i wypatrujmy w tłumie kogoś bliskiego. To masakra …………. I tu zostawię dalsze rozważania dla każdego z nas. Choć dodam, że dla mnie jak pewnie dla wszystkich widok bliskich na mecie bezcenny. Zgadzam się Artur z Tobą że nie powinniśmy mieć złudzeń naszego wpływu na regulamin, zasady. Można się z nimi nie zgadzać, rozmawiać o tym, ale to jest raczkowanie. A co do atmosfery, rzeczywiście nie da się tego opisać 🙂 Po prostu miejmy świadomość regulaminów, zasad i przestrzegajmy. Nie kopmy się z koniem, a zabawa na pewno będzie fajna.
W Ameryce to wbieganie z dziecmi jest zakazane juz dobre 5 lat . Jest to po prostu niebezpieczne ! Dziecko moze zostac potracone przez zawodnika ktory akurat sprintuje by zlamac 9 ,10 godzin czy tez chce desperacko urwac 1 sek ze swojej zyciowki. A dochodzilo tez do tego ze zawodniczki wbiegaly na mete ze swoim ukochanym pieskiem .
Panowie zakładam ze Ci dla których liczą się sekundy kończą grubo przed moimi 5.40 i facet który biegnie z synem nie wywali im finiszu… Ale nawet jak hipotetycznie zacznę łamać 5h to wolny finisz z dzieckiem nie jest w niczym gorszy od finiszu kogoś ze skurczami… Wszystko jest kwestią dobrej woli. A strefa finishera… Bawię tam zawsze krótko właśnie ze względu na dziecko… Ale może to Wy macie rację. Może jednak triathlon to nie zabawa a wyścig na śmierć i życie gdzie wszystko co przeszkodzi w urwaniu 5-10sekund powinno zostać wyeliminowane a oddanie bluzy żonie to przestępstwo godne kary dyskwalifikacji… Ja tak na to jeszcze nie patrzę ale może powinienem
Panowie zakładam ze Ci dla których liczą się sekundy kończą grubo przed moimi 5.40 i facet który biegnie z synem nie wywali im finiszu… Ale nawet jak hipotetycznie zacznę łamać 5h to wolny finisz z dzieckiem nie jest w niczym gorszy od finiszu kogoś ze skurczami… Wszystko jest kwestią dobrej woli. A strefa finishera… Bawię tam zawsze krótko właśnie ze względu na dziecko… Ale może to Wy macie rację. Może jednak triathlon to nie zabawa a wyścig na śmierć i życie gdzie wszystko co przeszkodzi w urwaniu 5-10sekund powinno zostać wyeliminowane a oddanie bluzy żonie to przestępstwo godne kary dyskwalifikacji… Ja tak na to jeszcze nie patrzę ale może powinienem
@ Krzysztof w wiekszosci sie z toba zgadzam, denerwuje mnie jednak relatywizowanie przewinień prze sędziów. Nie powinno być tak, że jeden karze ostro za wszystko a dugi zachęca do łamania przepisdów jak to ktoś pisał w komentarzach przy tekście głównym. @ Artur też mógł być zdyskwalifikowany kilometr przed metą. To by dopiero było! A nie można było się z żoną umówić przed zawodami gdzie się spotkacie? Gdyby sędzia jadący za Tobą był tak bezwzględny jak ten od Kuby byłoby słabo. @ Tomek, dzieci za linią mety na dużych zawodach to przekleństwo dla organizatorów. Ty widzisz tylko swój punkt widzenia, czemu nie oddałeś synowi swojego medalu? Patrzysz subiektywnie, że to tylko jedno małe dziecko, na imprezach rangi IM bywa ich tysiac od ledwo urodzonych osesków po nastolatków. Plączą się po strefie finiszera i jest z nimi tylko kłopot, bo rodzic zmęczony, drugiego nie chcą wpuścić a dzieciaka samego nikt w ten tłum nie wypuści. Wiara w to, że zwięzki narodowe cokolwiek mogą zmienić jest płonna, bo nic im do WTC, które jest władzą samo dla siebie.
Rozumiem radość finiszowania z dzieckiem, ale ze względów bezpieczeństwa nie powinno być to dopuszczalne. Niektórzy zawodnicy walczą z czasem, o każdą sekundę (przygotowywali się przecież do tego startu wiele miesięcy), a tu nagle przed nimi zawodnik z trójką dziateczek w sielskiej atmosferze przemieszczają się całkiem bezwładnie. Nawet na HTG byłem świadkiem, jak finiszujący w amoku zawodnik potrącił własne dziecko i pobiegł dalej. A ono zapłakane biegło za nim, zatrzymało się i ani do mamy ani do taty … Może dodatkowe 50 m za pomiarem czasu, a w drodze po medal rozwiązałoby sprawę. Reasumując przepisy są po to, aby je przestrzegać.
Zastanawia mnie tylko czy zawodnik który na wysokich obrotach 'polatał’ np.10 czy 12 godzin i właśnie dostał adrenalinowego kopa na chwilę przed metą jest w stanie ocenić obiektywnie swój stan ? Czysto teoretycznie : zawodnik wbiega na metę z małym dzieckiem a potem np. mdleje. Czy organizatorzy (i w jaki sposób ?) mają sprawdzić np. tożsamość dziecka zlokalizować opiekuna (matkę lub ojca) ? W puścić osobę nie biorącą udziału w zawodach (a więc nie objętą ubezpieczeniem ) do strefy zawodnika ? A co jeżeli taki upadający zawodnik albo inny który wbiega na metę zrobi krzywdę dziecku ? Co do papierków i śmiecenia nie mam wyrozumiałości i DSQ jest ok jak dla mnie .
Krzysztof,jak dla mnie bez wiadra:)Uwazam,ze dobrze napisales. Oczywiscie mozemy dyskutowac czy przepisy nie sa zbyt restrykcyjne,dyskutowac czy sedzia jest taki czy owaki ale i tak tego w czasie zawodow nie zmienimy. Po zawodach mozemy wniesc protest. Nie ludzmy sie,ze jako aspiranci do zawodow marek WTC czy Challenge mozemy miec jakis wiekszy wplyw na zmiane przepisow. Ale jak chcemy troche romantyzmu,sielskosci to faktycznie mamy do wyboru dziesiatki roznych zawodow,na ktorych nikt nie ukarze nas za wbiegniecie na mete z dzieckiem lub narzeczona:)Mozna narzekac na to,ze WTC to nadmuchany balon. Moze i tak. Ja nie kupuje zbytnio gadzetow z logo IM ale przyznam,ze chlone atmosfere takich ogromnych zawodow. Taka rzesza startujacych,jadacych,biegnacych triathlonistow ma swoj niepowtarzalny urok:)
kubła z woda nie będzie, ale zgodzić się z tym co powyżej nie potrafię. po prostu nie. jak coś jest bzdura to trzeba nazwac to BZDURĄ, wszystko jedno gdzie jest napisane. wbieganie z dzieckiem przez mete jest wielkim świetem dla dziecka i nijak nie przeszkadza w zawodach (czy duchu fair play). pamietam jak na orlen maratonie w tym roku mój 3letni syn dostał osobny medal i był z tego bardzo dumny podobnie nijak nie przeszkadza nikomu oddanie bluzy (jest tylko oszczedzeniem pieniędzy na nową – bo alternatywą byłoby zgodne z regulaminem wyrzucenie w strefie zrzutu) zgadzam sie wiec z kims kto pisał – od tego są związki, żeby lobbować takie zmiany regulaminów. wiec niech lobbują i zmieniajmy ten sport i jego regulaminy w duchu o jaki chodzi, a nie bzdurnych nikomu nie potrzebnych ograniczeń. i tylko od lektury relacji Ojca Dyrektora zastanawiam się co zrobić w przyszłym roku. ostentacyjnie przebiec z dzickiem przez metę i dostać DSQ – robie to w końcu dla siebie i sam będe wiedział, czy poprawiłem to swoje 5.40 czy nie … czy olac po prostu te zawody…