I nie chodzi mi tu o naszych „tri dziadków’, bo oni mają tyle krzepy, że do, powiedzmy to typowych dziadków im daleko i nie jeden młodzieniaszek chciałby mieć tyle werwy i powera . Chciałem tu krótko opisać nie ocenioną pomoc dziadków mojej córki, dzięki którym mogłem choć trochę potrenować podczas wyjazdu nad morze. Niestety mamusia nie mogła z nami zostać przez cały wyjazd dlatego też, na czas moich treningów, małą zajmowali się oni. Dzięki temu udało się zrealizować część planu, bo jak to zwykle bywa życie pisze swój scenariusz. Po pierwsze zaraz na początku lekko się rozchorowałem i na trzy dni musiałem przystopować, tzn. zero treningu. Mniemam, że powodem tego była kąpiel w naszym nie zbyt ciepłym Bałtyku + za lekkie ubranie się po wyjściu z wody. Gdy już otrząsnąłem się po przeziębieniu, wybrałem się na trening rowerowy, miały być ćwiczenia techniczne, czyli nie zbyt długo ale intensywnie. Skończyło się bardzo szybko, po jakiś 13km. Ja samochody to chyba przyciągam jak magnes, tym razem Pan ominął wjazd i zaczął sobie cofać z tymże zapomniał sobie, że dopiero co mnie wyprzedzał…. Coraz bardziej przekonuje się do tego, że jednak trenażer to jest moje przeznaczenie 🙂
To chyba staje się już jakąś regułą, ostatnio 6 tygodni przed IM tym razem 3. Całe szczęście obyło się bez szpitala, generalnie oprócz zadrapań i stłuczeń nic wielkiego się nie wydarzyło, no może po za tym, że rower znów do naprawy 🙁
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, kolejna nauka na przyszłość. Szkoda tylko tego, że przepadły mi zawody, zdarzenie było w czwartek a ja w sobotę planowałem start w tri nad jeziorem Charzykowskim. Po tym incydencie nie zostało mi nic innego jak tylko biegać i pływać. Warunki do tego były naprawdę super. Czyste powietrze, mało osób i do tego takie widoki:
Stacjonowałem w Ustroniu Morskim, a filmik zarejestrowany na ścieżce pomiędzy Ustroniem a Kołobrzegiem, swoją drogą trasa ciągnie się przez całe Wybrzeże, od Helu po Świnoujście. Na obrzeżach Kołobrzegu do treningu rowerowego zagrzewał taki o to „krzaczek’
Core wykonywałem w takich pięknych okolicznościach przyrody
Na zakończenie muszę się jeszcze pochwalić. Codziennie rano ćwiczyłem z moją córką, nic wielkiego kilka przysiadów, skłonów, przeciąganie się, podskoki – sport przez zabawę. Jednego razu przez przypadek podpatrzyła jak tatuś robi „wygibasy’ i zaczęła naśladować, później ten element wprowadziliśmy do naszego zestawu
Oprócz tego dużo spacerowaliśmy, dziennie po ok. 10km. Sam byłem zaskoczony, że pomimo nie całych dwóch latek, ten krasnal tyle chodzi.
Po za tym „drobnym’ incydentem wyjazd uznaję za udany, trochę potrenowałem, dużo czasu spędziłem z córką, mam nadzieję, że zaprocentuje to w przyszłości.
Oj tak, dziadkowie są niezastąpieni. A dzieciaczki widząc co wyprawiają rodzice, myślą, że tak trzeba więc sami biorą się do roboty;) A co do kierowców to temat rzeka, niestety, choć do tego tematu można też dorzucić drugich rowerzystów, jak ostatnio widać na blogach.
Ja wiem, że to może takie tam gadanie, ale na treningach rowerowych przede wszystkim bezpieczeństwo. Lepiej odpuścić, zwolnić, przyhamować na zapas i na wszelki wypadek. Chociaż i tak praktycznie na każdym treningu rowerowym mam jakieś potencjalnie niebezpieczne zdarzenie spowodowane przez durnego kierowcę… Oby naprawa była tania i skuteczna i oby więcej napraw nie było potrzeba 🙂
Kuba, Ty lepiej pomyśl o zamontowaniu jakiegoś ,,koguta’ na kasku! :-)))
Morskie klimaty… Uwielbiam nasze morze:)) A te 'krzaczki’ sa w wielu miejscach Kolobrzegu. Zaproventuje i trening, i czas spedzony z corka:))) Zareczam!