30 sierpnia, skończył się dla mnie sezon tri;) Wtedy jak pomyślałam sobie, że za miesiąc mam wystartować w maratonie, pukałam się w czoło, że wymyśliłam sobie jakąś głupotę, że to jakaś abstrakcja. Byłam już zmęczona sezonem, a 1 września oznaczał dodatkowe obowiązki, Ania zaczęła swoją przygodę w szkole, a Ci co mają dzieci wiedzą z czym to się wiąże;) Więc jak tu znaleźć jeszcze czas na trening?
Dni mijały w ekspresowym tempie, jakieś treningi biegowe udało się zrealizować, w tym jedno długie wybieganie, tak na przekonanie się, że jeszcze 30 km dam radę przebiec.
Nastał 4 października 2015 roku.
Oczywiście po kilku dniach brzydkich i zimnych, na dzień startu zapowiadali bardzo piękny dzień, słoneczny z temperaturą 23 stopnie Celsjusza. W sumie nie powinno mnie to dziwić (przypomnę że zawsze startuję w upałach) 😉 Już wstając w niedzielny poranek i patrząc na termometr zewnętrzny (14°C) było można się domyślić, że prognozy się sprawdzą. Nadmienię, że dzień wcześniej o tej samej godzinie było (4°C). Synoptycy tym razem się nie pomylili i tego dnia prognozy im się sprawdziły, a nie wiem czy temperatura czasem nie była wyższa. No i nie było chmur. Pogoda idealna na piknik, wypad za miasto, a nie na maraton…
Ale wiecie co? Wcale pogoda mi tego dnia nie przeszkadzała;)
Założenia miałam, złamać 4:15, bo w zeszłym roku mi się nie udało (trasa ta sama).
Zaczęłam ciut za szybko od zaplanowanego tempa ale wiadomo, masa ciągnie. Jednak było to w zaplanowanych widełkach. Pierwsze 5 km biegłam równym tempem. Następne 5 km trochę szybciej ale równo. Balonik na 4:15 był przede mną. Gdzieś w okolicach 12 km zrównałam się z ekipą chcącą przybyć na metę w moim zakładanym czasie. Biegłam z nimi może jakiś kilometr jednak moje tempo było ciut wyższe i systematycznie od nich odchodziłam. Przez kolejne 10 km garmin pokazywał, że biegnę równo, a to już była połówka za mną. Nie czułam większego zmęczenia, słońce i coraz większe ciepło nie przeszkadzało, nogi nie bolały. Biegłam dalej swoje. Coraz więcej osób maszerowało, a na górkach to już wycieczki piesze były, a ja nadal biegłam swoim tempem.
między 24 a 25 kilometrem
Praktycznie już od 25 km tylko wyprzedzałam, co dodawało mi dodatkowego kopa. Ale ciągle się zastanawiałam kiedy przyjdzie jakiś kryzys. W końcu przekroczyłam 30 km, gdzie w zeszłym roku mnie ścięło i potem było tylko gorzej. Teraz… biegłam swoje, nadal! Mało tego, moje tempo biegu wzrastało! No to jeszcze poczekałam na 35 km, nic się nie działo złego, tempo znów poszło lekko w górę. Nie wierzyłam sama w to co się dzieje. Ciągle zastanawiając się kiedy przyjdzie przysłowiowa ściana. Między 39 a 40 km jest krótki ale dość stromy podbieg. Tu już nikt nie biegł, oprócz mnie;) Górkę szybko zostawiłam za sobą, a nogi niosły dalej. I stało się… na 42 km przyszedł pierwszy kryzys… ale taki maluteńki;) Czułam, że jak to się mówi, białko się ścina;) A dlaczego, bo biegłam tam za szybko (po analizie już po biegu wyszło, że było grubo poniżej 5min/km). Czując to zwolniłam nieco, bo przecież został niecały kilometr do mety. Wtedy też wiedziałam już, że moje założenie czasowe dam radę złamać i nawet jak lekko zwolnię, nie zagrozi to mojemu wynikowi;) I tak, co może kogoś zdziwić, lekko i przyjemnie zmierzałam do mety Silesia Maratonu, mimo iż było lekko pod górkę;) Meta, szczęście, łzy radości.
Czas: 4:07:05 czyli 15 minut lepiej od zeszłorocznego, nowa życiówka:)
Dla lubiących statystki, jak to było z moim tempem;)
5km – 5,58/km
5 km (10km) – 5,53/km
5 km (15) – 5,52/km
5km (20) – 5,56/km
5 km (25) – 5,49/km
5km (30) – 5,55/km
5 km (35) – 5,50/km
5km (40) – 5,40/km
2km (42,195) – 5,17/km
4 października 2015 roku to był mój dzień. Dzień tzw. KON(I)A;) Cała układanka potrzebna do startu (forma, żywienie, głowa) ułożyła się w jedną całość. Życzę każdemu by coś takiego przeżył, by miał swój dzień KON(I)A.
Ta dziewczyna chyba była tutaj treningowo,ale wyprzedzenie jej brałem za sprawę honorowa 😉
Dajmond nikt nie zauważył i nie pogratulował, iż byłeś szybszy nawet od ciemnoskórych biegaczy, a to już nie lada wyczyn 😉
Patent z międzyczasami najlepszy. Też zawsze sam tworzę taką opaskę, a Sobótka jest w moim To Do od tamtego roku, bo z Wrocławia rzut beretem… 2018 myślę, że to będzie ten czas. 😉
Oczywiscie,teraz tez duzo rehabu planuje na ten tydzien,bo kolana 'odebrały’ sporo na trasie,a o rzepki trzeba dbać,by tematyka artro nie powróciła,zwłaszcza,gdy forma biegowa sie zbliża do szczytowej.
U Panie, grubo!!! Gratki!!! 🙂
Piękny wynik. Ja ciągle czekam na pierwszy start. Miało być standardowo polowka w Krakowie ale pomyliłem termin y i musiałem przełożyć start dopiero za dwa tygodnie zobaczymy czy zimowe meczarnie przełożą się na wynik. Mam nadzieję do zobaczenia 30.04
Ten tydzien to mała objętość i głownie tlen,wiec organizm wypocznie. Od następnego tygodnia znow mocniej i tak do połowy kwietnia. Potem zejście z ilością treningu,by pobiec na 'świeżych’ nogach w Krakowie i zrobic dobra robotę 😉
Pelna zgoda zgoda co do ostatniego zdania. U mnie jakos na ten polmaraton nigdy nie ma czasu, mam zyciowke 1:25 ale na nieporownywalnie latwiejszym terenie i to we wrzesniu jako efekt uboczny treningu do maratonu. Gdybym mial obstawic to mysle ze uda Ci sie zlamac te 3 godz w Krakowie patrzac na zapal i wyniki, teraz tylko uwazaj zeby nie 'przedobrzyc’.
Dzięki Andrzej!Wg mnie Sobótka zawsze uczy pokory,tych co biegają głownie po mieście, na płaskim terenie i oczywiscie pokazuje,czy zima dobrze przerobiona była biegowo. A czcionka musiała być duża,bo z zbyt mała w ruchu byłaby nie do rozczytania 😉 tak na chłodno teraz myślę,że to nie jest moje ostatnie słowo jeśli chodzi o PB na pólmaratonie, bo widac,że madry i mocny trening od pazdziernika ub roku daje oczekiwane efekty-No pain no gain jak mawiają…I to cała prawda w sporcie.
Piekny czas- gratulacje. Dodac trzeba ze to nie jest 'najbardziej plaski’ teren w okolicy wiec tym bardziej imponujacy wynik. Fajny pomysl z ta opaska na reke DIY, te ktore czasami daja na zawodach najczesciej maja tak mala czcionke ze ciezko to rozczytac w biegu a tutaj krotko, zwiezle i na temat.
Gratuluję Bogna. Super wynik
Brawo Bogna! Gratuluję życiówki na zakończenie sezonu:)
Pięknie, Bogna, pięknie! 🙂
gratulacje !
Cóż za piękna 'egzekucja’ z nawiązką;) i jakie postępy. Przyłączam się do chóralnych gratulacji.
Dziękuję panowie;) Mordka dalej mi się cieszy;) Marcinie, czasem te 2 minuty są kluczowe;) Dzięki za analizę, przyda na przyszłość, gdy stanę do walki o złamanie 4;) Andrzeju, Kona to inny świat. Życzę Ci mimo upału i wilgoci chłodnej głowy, by zawody poszły po Twojej myśli. Będę kibicować i trzymać kciuki za Ciebie jak i za wszystkich Polaków. Powodzenia!
Motyla noga! O 15 min lepsza zyciowka! Super! 🙂
Chcialbym tak pobiec tu w Kona w sobote (negative splits). W niedziele robilem ostatnie luzne wybieganie 12km w temp 30C i wilgotnosci okolo 80% . Wyszlo po 4′:58′, puls normalny (130BPM) tylko przez pierwsze 2-3 km potem poszybowal do 140-145 . Przed przyjazdem tutaj, biegalem wybiegania 30-35 km po 4′:55′ na pulsie 128-130 . Roznica ! To jest wlasnie KONA . 🙂
Gratulacje !!!
Gratulacje
Gratuluję wyniku, chłodnej głowy i trzymania się planu. To jest najważniejsze w tej zabawie, nie dać się ponieść i za szybko nie skończyć. Powodzenia i czekamy na 3 z przodu 😉
Brawo!
Gratuluje! Dobre równe tempo i przyspieszenie na koniec, brawo:) Dobra znajomość swoich możliwości i chłodna głowa nie pozwalająca szarżować na początku! Niektórzy nadal z tym mają problem;)) Dzięki temu przyśpieszeniu na ostatnich 7 km w stosunku do poprzedniego tempa zyskałaś na mecie ok. 2 minut;))