Na wstępie dla porządku zaznaczę tylko, że przytoczeni producenci pianek to nie lokowanie produktu lecz sprzęt który, używałem więc siłą rzeczy miałem z nim kontakt większy niż przez internet czy sklep stacjonarny. Moją intencją nie jest też sugerowanie że droższe jest lepsze bo sam nie jestem osobą z grubym portfelem – daleko mi 🙂
W triathlon bawię się od dwóch lat (Poznań 2013) natomiast pływam amatorsko zdecydowanie dłużej. Pływanie zawsze kojarzyło mi się z wodą otwartą typu jeziorko, rzeką tudzież morze, a jedynym sprzętem były od zawsze kąpielówki i okularki pływackie.
Startowałem dla zabawy w zawodach pływackich na różnych dystansach i pomimo faktu, że w tych dłuższych zajmowałem się głównie ubezpieczaniem tyłów stawki (taka wodna ariergarda :)) to satysfakcja po przepłynięciu 6,5 czy 10k była przeogromna i działała jak balsam na morale. Poza zawodami zdarzało mi się także pływać dłuższe dystanse do 16,5k bez wychodzenia z jeziorka (karmienie z łódki itp.).
Przyznam, że ukształtowany w ten sposób przeżyłem szok podczas moich pierwszych zawodów triathlonowych. Do wody weszło nas około tysiąca ale osoby płynące w slipach/spodenkach do jazdy na rowerze mogłem policzyć na palcach. Chyba nawet jednej ręki.
Wraz z rozpoczęciem treningów triathlonowych zacząłem się interesować sprzętem, w tym także piankami. Proces poznawczy przebiegał chyba standardowo: internet, rozmowy z użytkownikami, pierwsze macanie w sklepie no i wypożyczenie, a chrzest bojowy przypadł na Borówno w 2014.
Po wbiciu się w 5mm gumową zbroję, komfort ruchowy i samopoczucie spadło zdecydowanie poniżej średniej. W wodzie zrobiło się natomiast całkiem wesoło – wyporność taka, że można się na plecach położyć i gazetę czytać J Temperatura wody właściwie przestała mieć znaczenie bo to co wlało się zamkiem czy kołnierzem było natychmiast ogrzewane przez ciało – zgodnie z oryginalnym przeznaczeniem pianek, które miały być przede wszystkim izolatorem.
Pierwszą pianką było Blue Seventy Fusion, czyli pianka dość gruba zarówno na torsie, nogach oraz rękach. Od razu zauważyłem większe zmęczenie ramion podczas pływania bo przy każdym ruchu trzeba było pokonać opór gumy. Pomimo tego, że czucie wody nie istniało to płynęło, a właściwie sunęło się po wodzie bardzo sprawnie. Duże zaskoczenie na plus oczywiście.
Apetyt został pobudzony. Zacząłem myśleć, że skoro w „samych gaciach’ w Poznaniu 2014 płynąłem 1,9k luźno 30:32 to liczyłem na zamknięcie się w 60 min w piance przy 3,8k’. Skończyło się na 1:09. Z wody wybiegłem z odruchem wymiotnym, tak zmęczony jak bym przepłynął nie 3,8k , a co najmniej dwa razy tyle. Może stres, może źle naciągnięta ta pianka, cholera wie. No nie udał się debiut.
W bieżącym roku wyciągnąłem jednak wnioski dotyczące sprzętu, trening pływacki pozostał praktycznie taki sam. Zacząłem przymierzać pianki różnych producentów i zwracać bardzo dużą uwagę na ograniczenia ruchowe w obrębie ramion i idealne przyleganie do ciała (żadnych „skrzydełek’ a la latająca wiewiórka z odstającego neoprenu pod pachami!) pomijając całkowicie wyporność – ta miała być jak najmniejsza.
Okazuje się, że praktycznie wszyscy producenci dostarczają pianki o zbliżonych grubościach 4-5mm w okolicy torsu natomiast grubość neoprenu na nogach i ramionach potrafi się różnić w sposób znaczący. Ruchowość nóg można pominąć bo i tak je holujemy ale zastosowanie pianki z panelami wypornościowymi w tej części ciała u pływaka z dobrą pozycją spowoduje wyniesienie nóg niemal nad powierzchnię wody! Będziemy klepać taflę wody zamiast efektywnie w niej pracować (sprawdziłem to osobiście).
Pozostało skupić się na ramionach nie patrząc w ogóle na opinie czy cenę danej pianki. Czy różnica 1mm grubości na ramionach ma znaczenie? Uważam, że ma i to ogromne! Po kilku przymiarkach wypożyczyłem piankę ZeroD Vanguard (1,5 mm na ramionach) i wystartowałem w tegorocznym Ironswim w Poznaniu. Przyjęta taktyka okazała się strzałem w dziesiątkę! Płynęło mi się luźno, szybko i po niespełna 52 minutach wyszedłem z wody bez zadyszki. Trasa miała niecałe 3,6k więc przy 3,8k było by w okolicy 56 minut ale i tak byłem bardzo zadowolony bo średnia 1:30 na 100m była moim celem.
Przypadek jednak sprawił, że na Borówno 2015 musiałem wypożyczyć inną piankę. Padło na Blue Seventy Helix, który ma tak samo cienki materiał na ramionach. Reszta jak na moje czucie bez zmian. Tylko kolor i logo inne. Może dobrze ułożony technicznie pływak wyczuje wodę przez wstawki materiałowe na przedramieniu – ja nie czułem. Płynąłem spokojniej niż w Poznaniu bo w perspektywie było jeszcze pół dnia „sportowego święta’ ale i tak chciałem zakręcić się w okolicy godziny. No i udało się bez żadnych problemów cel zrealizować, a spokojne, równo tępo i kontrolowanie czasu na zegarze przy każdej z 4 pętli zaowocowało niecałą godziną. Po prostu rewelacja!
Wnioski:
Z perspektywy użytkownika pianek dla mnie sytuacja jest już jasna – brać jak najcieńsze w szczególności na ramionach. Marka nie ma absolutnie żadnego znaczenia! Dodam, że obie cienkie pianki dawały praktycznie taką samą wyporność w wodzie jak wcześniej wspomniany model Fusion. Od przyszłego roku mają być w Polsce dostępne Helixy w wersji bez rękawków i myślę, że wiele osób zainteresuje się tym faktem tym bardziej, że cena tego cuda jest prawie o 1/3 niższa niż wersja standard!
Z perspektywy obserwatora mogę stwierdzić, że na zawodach dominują jednak pianki grube i bardzo grube. Wynika to najpewniej z faktu, że różnica w cenie jest jednak bardzo duża. Nie mniej jestem niemal pewny, że używający ich zawodnicy podobnie jak ja za pierwszym razem myśleli sobie: „Przecież nie jestem pływakiem, po co mi wydać więcej na zakup albo wypożyczenie i brać wyższy model skoro różnicą będzie kilka minut’.
Duży błąd i gorąco zachęcam przynajmniej do przetestowania innych opcji bo czas czasem ale przede wszystkim wyjdziemy z wody w lepszym stanie, a przecież pływanie to dopiero początek całej imprezy i jeśli wykoleimy się już na wstępie to może się okazać, że przyjdzie nam „celebrować’ cały wyścig trochę dłużej niż zakładaliśmy 🙂
Wiem jak to brzmi ale jeśli tylko możecie dorzucić drugi tysiąc na nową albo drugą stówkę na wypożyczenie to warto to zrobić.
Jestem bardzo ciekawy waszych spostrzeżeń w w/w temacie!
Sam mam też takie trochę wrażenie, że jednak płynięcie w piance to raczej „fizyczna’ robota i mniej tam finezji niż w samych slipkach. Jak się konkretnie z przedramienia pociągnie to jest wrażenie, że się sunie po wodzie jak superman 🙂 Trening z wiosełkami chyba będzie wskazany.
Ciekaw jestem jak czują ten temat dobrzy pływacy. Mam wrażenie, że lepszy basenowy może przegrać z gorszym basenowym jeśli obaj popłyną w piance i ten drugi będzie zwyczajnie silniejszy fizycznie.
Pytanie do użytkowników – czy ktoś używał te najbardziej podstawowe pianki typu Orca Openwater? One mają niby grubość 1,5 – 2.1 na całości. Ja na to niestety jeszcze nie wpadłem ale przy najbliższej sposobności zainteresuję się tematem bo jestem naprawdę ciekaw jak się w tym porusza w wodzie.
Normal 0 21 false false false PL X-NONE X-NONE /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-priority:99; mso-style-parent:”; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:’Calibri’,sans-serif;}
Dla mnie kluczowe znaczenie miał rozmiar. Orca alpha w rozmiarze 7 była koszmarem, jeden nr więcej i komfort jest nieporównywalnie większy. Osobiście najbardziej odpowiada mi Orca Predator. Pozdr. Piotr
witam, orca openwarter to cieńka treningówka., przez ramiona dostaje się trochę wody (niczym w sleevless). Polecam Ci w takim razie Orca Alpha- 0.88mm neopren na rękach. najcieńszy na rynku, doceniany przez dobrych pływaków, a nic się nie leje do środka.