Zawsze gdzieś na przełomie października i listopada robię podsumowanie i szkicuję plany sportowe kolejny sezon, co tam przebiec albo przepłynąć itd.
Muszę powiedzieć, że od jakiegoś czasu w chwili podejmowania decyzji o uczestnictwie, element przygodowy jaki oferuje dana impreza zaczyna dominować nad jej czysto sportowym charakterem. Stąd z asfaltu przeniosłem się na leśnie ścieżki czy niższe góry, a z basenu na jeziora, rzeki oraz ostatnio morze. I choć dystans także się wydłużył to zabawa jest pierwszorzędna!
Tak się składa, że nadchodzący 2016 będzie trzecim obejmującym także triathlon i przyznam, że choć formuła ze względu na swoją różnorodność pływaj/jedź/biegnij jest cały czas dla mnie atrakcyjna to kolory zaczynają powoli blaknąć. Żalu nie ma bo zawody i tak są nagrodą za całoroczne „dobre prowadzenie się’ no ale potrzeba zmiany uwiera coraz mocniej.
Poszukiwania nowego zupełnie przypadkowo zahaczyły o imprezę triathlonową rozgrywaną w hmm Anglii o nazwie Isoman ( www.isomantri.com ). Bardzo spodobało mi się ich podejście do tematu! Nie szukano kolejnych ekstremów utrudniających trasę tylko diametralnie zmieniono dystanse w poszczególnych dyscyplinach. Pomysł jest taki, że sportowiec równomiernie rozwinięty we wszystkich trzech dyscyplinach będzie potrzebował podobnej ilości czasu na pokonanie każdej części. Na przykład 4h woda+4h rower+4h maraton.
Mówi się, że triathloniści amatorzy ciężko trenują każdą dyscyplinę no ale wiemy, że tak nie jest. Sam zresztą wsiadam na rower dopiero wtedy jak sala do spiningu jest prawie pusta i zwyczajnie kończą mi się wymówki. Miłośnik dwóch kółek albo biegania z kolei basen odwiedzałby najchętniej tylko jako regenerację po dłuższej jednostce. Najlepiej w postaci biczów wodnych albo jacuzzi 🙂
Powyższe diagramy to przykład na dystans długi, oprócz tego jest połówka i ćwiartka, duathlon w tych samych opcjach oraz można rzucić się na pojedyncze dyscypliny – no jest w czym wybierać!
Druga i ostatnią zamianą w stosunku do standardowego tri to czasy T1 i T2, które zadane są z automatu i wynoszą odpowiednio 7 i 5 minut. Jak uwiniesz się krócej nic nie zyskujesz, jak marudzisz za długo no to doliczą nadwyżkę. Czasy wg organizatora powinno wystarczyć każdemu, a wynik finalny będzie faktycznie sumą naszych czysto sportowych zmagań podanych na „surowo’. No dla mnie bomba! Wiecie ile zajęło mi w T2 poprawne założenie pięciopalczastych skarpetek (injinji) po 180k roweru?? No właśnie.. 🙂
Podsumowując, co myślicie o takim podejściu do tematu? Czy są w śród was osoby, które rozważyły by udział w tej imprezie? Ja się wybiorę. Zobaczymy gdzie jestem niedorozwinięty 😉
A może polecicie jakieś imprezy przygodowo/sportowe spod znaku tri w Polsce?
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarze! Przepraszam, że tak opaśle nieco i w formie zbiorczej ale mam utrudniony dostęp do internetu. Tomek: Czytałem o tym facecie, kilka lat wcześniej podobny pomysł zrealizował bardzo dobry ultradystansowiec Dean Karnazes. On jednak ograniczył się „tylko” do 50 maratonów (w 50 stanach w ciągu 50 dni). Dla obu Panów priorytetem było zachęcenie ludzi w USA do ruszania się. Zawsze jak ktoś dokonuje czegoś przełomowego pojawiają się podszyci zazdrością sceptycy. Wyobraź sobie jakie baty zebrałby Fidippides gdyby istniał wtedy internet albo Forrest Gump gdyby nie był postacią fikcyjną. O Hardej czytałem i uważam pomysł za równie ciekawy co niebezpieczny. Skoro też lubisz przemieszczać się po miękkim to polecam ultramaraton GWiNT na dystansie średnim. Bezpiecznie, dobrze zorganizowane no i gwarantuję Ci, że po kilkunastu godzinach wyjdziesz z lasu innym człowiekiem będąc. Kuba: Dzięki, relacja będzie! Arek: Ano faktycznie tak jest. Całkiem możliwe, że się mylę ale osobiście mam wrażenie, że takim jedynym ustalonym dystansem jest dystans olimpijski 1,5/40/10 z którego co ciekawe zawodów chyba jest najmniej. Pozostałe to pochodne z oryginalnego IM, który sam powstał jako kombinacja trzech oddzielnych imprez – czyli triathlon inne podejście. Jak by tak wziąć olimpijkę i rozszerzyć do IM no to pływania mielibyśmy ponad 6k. Nie wiem takie spostrzeżenia się nasuwają. Jarek: U mnie piętą jest rower ale mogę z tym żyć 😉 i piątka za podejście do stref zmian. Wiem, że to forum triathlonowe no ale skoro już o pływaniu Hel-Gdynia wymyka mi się już od 2 lat głównie z powodu udziału w innych imprezach pływackich na długich dystansach, które bardzo boleśnie pokazują moje słabe strony. Trzy tygodnie temu po ponad 8h i 16-17k (na 23,4k) musiałem zakończyć wyścig między wyspami Medes-Formigues w Hiszpanii. Organizator przerwał całą imprezę bo prąd robił się zbyt silny i staliśmy praktycznie w miejscu. Ukończyło tylko 5 na 43 mimo tego, że praktycznie wszyscy mieliśmy pianki więc miało być łatwo… Powinienem być zawiedziony ale nic z tych rzeczy. Jestem pewien, że te dwa dni z 19 osobową ekipą kozaków z Irlandii i kawał naprawdę dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty w wodzie zostaną mi już na stałe w pamięci! Jako, że sam planowałem wreszcie zamknąć ten temat w 2016 możemy się dogadać i zorganizować wspólnie to przedsięwzięcie bo na udział w zawodach nie ma co liczyć – tylko dla elity na zaproszenie organizatora. Piotr: No ktoś już zorganizował tylko trzeba się do Anglii wybrać Ja mam taki zamiar. Jak się grupa uzbiera to będzie łatwiej! Trasa rowerowa sądząc po profilu i czasach z 2015 też do łatwych nie należy. Z mojego punktu widzenia standardowy IM wydaje się być dużo trudniejszy. Jak by organizator chciał tu jeszcze upchać 180 zamiast 100k to bym się za to nie brał. Chyba 😉
Bardzo dobre podejście. Fajnie by było wystartować w takim 1/4 IM : 3 km – pływanie ; 25 km – rower ; 10,55 km – bieg. Jeżeli ktoś zorganizuje to natychmiast się zapisuję. No i wersja pełny IM z pływaniem 11,27 km była by chyba jeszcze bardziej elitarna niż standardowy IM
Pomysł z równymi udziałami dystansów jest na pewno dobry i w sensie matematycznym sprawiedliwy, ale jednak przyzwyczajamy się do schematów, w których uczestniczymy :). Ideę limitów w T1 i T2 już od dawna miałem w głowie i mimo, że w tym roku całkiem dobrze szło mi w strefach to nie jestem fanem ścigania się w prędkości zakładania butów. Co do wyzwań….u mnie pływanie to pieta achillesowa i czasami mam taką myśl czy roku w triathlonie nie poświęcić na zmierzenie się z przepłynieciem z Helu do Gdyni(18-20km), ale może to tylko zanik komórek w głowie dziadka powoduje takie urojenia 😉
Zobaczyć w ktorej konkurencji jesteśmy slabsi jest calkiem proste, mamy przecież wyniki w open a tam miejsce w każdej dyscyplinie. Osobiście chyba wole sprawdzać się na ustalonych dystansach co wcale nie oznacza, że pomysł nie jest ciekawy…
Fajny pomysł, niby to samo ale inaczej podane. Faktycznie tutaj o dobrym wyniku będzie decydowała każda dyscyplina, czekam na relację po. POWODZENIA !
Michał myślę że wychodzenie poza strefę komfortu ma swoje granice nawet dla 'Żelaznych ludzi’. Nie spodziewaj się więc za wiele. Kedy parę miesięcy temu jeden gość z USA wykonał w ciągu 50 dni w 50 stanach 50 dystansów Ironmana to na popularnym forum triathlonowym rozgorzała dyskusja w której klasyczni 'ironmani’ szczycący się jednym IM w roku albo wogóle w życiu zarzucili mu że oszukał bo jeden z 50 maratonów w trakcie swoich 50 dni zrobił na mechanicznej bieżni ( inaczej by się nie wyrobił z czasem na przemieszczenie się do kolejnego stanu). U nas ten wyczyn został zupełnie zignorowany – no bo ciężko się myśli o swoim doszłym czy nie doszłym IM jak tu jest facet który dodał jeszcze z przodu dwócyfrową liczbę. Swego czasu na forum AT była relacja z polskiej Hardej Suki jakbyś nie słyszał o niej to zachęcam. A właśnie teraz nasz rodak jest w trakcie 2000 km z Maroka ( przepłynął cieśninę Gibraltarską- 20 km pod prąd) do Monako – http://luketyburski.com/adventure/the-ultimate-triathlon/. W każdym bądź razie tego typu przygód co roku jest mnóstwo trzeba tylko wyść poza traithlonowy klubik. Ja jestem cały za Twoim pomysłem , choć na razie skromniutko. Widziałem że we wrześniu pobiegałeś 50 km po lasku (Forest Run) a ja tydzień temu utaplałem się w błocie Puszczy Kampinoskiej ( Maraton Kampinoski). Wyszło przez przypadek ale było małe tri- rower żeby dojechac na start i 42 km biegu który się ze względu na lejący cały czas deszcz i głębokie kałuże zamienił od połowy prawie w pływanie .Ale radocha niesamowita w porównaniu z kręceniem pętelek po ulicy 😉 A za tydzień już bardziej spacerowo 70 po Beskidzie Niskim