Po wszystkich opisach tropikalnych zawodow jakie rozegraly sie w Suszu chyba przyda sie lekkie ochlodzenie from UK with love – Windsor Triathlon :). Mimo ze zawody rozegraly sie kilka tygodni temu, byl to moj triathlonowy start 'A’ w tym sezonie wiec nie moge ich pominac na moim blogu. Przeciwnie do warunkow w Suszu tutaj jak sie rozpadalo przed zawodami tak praktycznie padalo do dzisiaj :).
Poniewaz rok temu wymyslilem sobie oswiadczyny na mecie w Gdyni jakos nie bylo czas sprawdzic czy jakikolwiek postep od czasu mojego pierwszego dystansu olimpijskiego (ktory rowniez byl moim pierwszym triathlonem) sie dokonal. Od czasu kiedy w Londynie w 2014 wykrecilem zabojcze (prawie) 3.5 godz 🙂 wiedzialem na pewno ze poprawilem rower, bylem dosc pewien ze przyspieszylem na plywaniu ale najbardziej zastanawialo mnie pytanie o ile lepiej ida mi wszystkie trzy dyscypliny po sobie na tym samym dystansie.
Jako ze Windsor jest kilka km ode mnie i bardzo dobrze go znam troche zabraklo mi emocji zwiazanych z podroza kiedy to nowe miejsce z jednej strony wydaje sie straszne z drugiej czlowiek czuje sie jak bohater bo nastepnego dnia to on bedzie w centrum uwagi. Glowna czescia jednak zawsze jest sam wyscig wiec nie bylo czasu narzekac – w dniu zero grzecznie podnioslem sie o 6 rano gotowy ustanawiac nowa zyciowke.
Na dworze juz zaczynalo padac, zapytalem tylko grzecznie czy moj dzielny i nieustraszony Sherpa wybiera sie mi kibicowac, ale poniewaz nieprzytomny glos oznajmil ze jeszcze nie w ciszy przygotowalem rzeczy i poszedlem. Dawno juz pogodzilem sie ze od sportu jestem uzalezniony i robie to glownie dla siebie wiec brak kibicow na mecie w ogole mi nie przeszkadzal, zreszta nie bylo sensu zeby moja narzeczona mokla przez kilka godzin.
Deszcz rozkrecal sie na dobre wiec w strefie zmian wszystkie drzewa zostaly otoczone przez zawodnikow ktorzy nie mieli ochoty zaczynac plywania juz rzy zostawianiu rzeczy obok rowerow. Tutaj musialem przyznac pierwsza zolta kartke organizatorom- nie bylo mozliwosci zostawic nigdzie bagazu. Rozumiem kwestie bezpieczenstwa itd, ale porada na stronie zeby zostawic rzeczy w aucie to dla mnie troche malo bo nie bardzo rozumiem gdzie mialbym wlozyc klucziki od auta z centralnym zamkiem podczas czesci plywackiej?
Na organizacje nie lubie jednak narzekac wiec trzeba bylo jakos sobie poradzic i nie wiem co zrobili inni, ale mnie uratowala torba Herbalife z Gdyni 2015- tylko dzieki niej mialem suche rzeczy na zmiane po zakonczonym wyscigu. Wywalczywszy miejsce pod drzewkiem szybko wskoczylem w pianke i ruszylem w strone startu plywania. Poniewaz zawody rozgrywane sa w rzece plynie sie w wiekszosci w jedna strone, na start trzeba bylo isc prawie kilometr, na szczescie mimo deszczu nie bylo bardzo zimno kiedy ubralismy pianki.
Plywanie rozpoczelo sie bardzo opytmistycznym akcentem- czekajac na swoja fale wraz z innymi ogladalismy kolejne starty fal poprzedzajacych. Przy jednym ze startow kiedy juz 'opadl kurz’ i pralka sie oddalila na placu boju zostal ratownik na kajaku do ktorego przyklejony rekoma i nogami wisial jeden z zawodnikow. Z dystansu ciezko bylo wyczuc co sie stalo, a czlowiek wygladal na przestraszonego- kiedy jednak podplyneli do brzegu okazalo sie ze ten facet po prostu nie umie plywac a jego plan zakladal ze bedzie szedl brzegiem rzeki tak zeby wystawala mu glowa tylko bezczelni rywale zepchneli go na gleboka wode… 🙂
Kiedy juz tlum przestal sie smiac przyszla kolej na mnie. Tym razem ustawilem sie idealnie ale mimo wszystko zaczalem troche za szybko, po kilkuset metrach musialem lapac oddech co troche rozbilo mi rytm, cwiczylem takie sytuacje jednak w jeziorku wiec szybko wrocilem do normy a poniewaz dystans dluzszy mialem na to sporo miejsca. Plywanie bylo dla mnie kompletna ruletka w kontekscie wyniku- trenowalem glownie w jeziorze i nie mialem pojecia czy i o ile poprawilem szybkosc na tym dystansie, okazalo sie ze tak- z 32 minut na mojej pierwszej olimpijce zszedlem na 30, niewiele lepiej ale lepiej.
Tradycyjnie juz rower byl dla mnie najwazniejszym sprawdzianem. Mimo ze nie bardzo bylo co poprawiac- swoj pierwszy TRI pokonalem w zawrotnym tempie 19km/h na rowerze hybrydowym, tym razem chcialem wyraznie przebic 30km/h i jak najbardziej zblizyc sie do 34 ktore zrobilem pare tygodni wczesniej na sprincie. Niestety nie udalo sie tego osiagnac- 40km pokonalem w 1 godz 16 min co dalo mi srednia okolo 31km/h, nowy rekord na tym dystansie ale daleko jeszcze od tego o czym marze, trzeba bedzie pracowac dalej.
Na rowerze zostalem jednak zmuszony przyznac druga zolta kartke a wiec dla mnie czerwona jesli chodzi o kolejne edycje Windsor Triathlon- czesc rowerowa byla rozgrywana przy otwartym ruchu samochodowym, jedynie 10km odcinek odbywal sie bez samochodow. Bylo to niesamowicie wkurzajace nawet dla takich demonow predkosci jak ja -po piersze momentami musialem stac w korku- auta nie mogly wyprzedzic wolniejszych rowerzystow a my nie moglismy wyprzedzic aut, a po drugie na rondach pare razy oznaczalo to hamowanie i rozkrecanie sie od nowa, po imprezie tej wielkosci spodziewalem sie czegos lepszego.
Oprocz tego drobiazgu trasa byla jednak super a poniewaz pora byla wczesna dalej dalo sie w paru miejscach fajnie rozpedzic i moglem nawet przez chwile zjezdzajac z gorki poczuc emocje ktore pewnie lepsi kolarze maja na codzien- wyprzedzanie ludzi przy 50km na godzine to niezla dawka adrenaliny, kolejna motywacja zeby ciezej pracowac :). Przez czesc rowerowa niebo troche sie przejasnilo i deszcz zmalal, mimo ze drogi byly mokre jechalo sie calkiem niezle i bez przygod dotarlem do T2.
Bieg zaczynal sie kiepsko- na dzien dobry mielismy spora gorke. Nie jest dobrze kiedy po rowerze trzeba biec pod gore, a kiedy jest to gora ktora sie dobrze zna bo czesto sie tam trenowalo boli to i fizycznie i psychicznie. Na szczescie byla to jedyna gorka, cala reszta bardzo przyzwoita trasa- 3 petle w padajacym juz wtedy podwojnie deszczu ktory zapewnial chlodzenie byly calkiem przyjemne. Na mete dotarlem 42 minutach biegu- z jednej strony gorzej niz w Londynie (41 min), z drugiej wiem ze w Londynie trasa byla mocno niedomierzona wiec mysle ze mimo wszystko bylo lekko szybciej.
Ogolnie z imprezy jestem strasznie zadowolony, na mecie okazalo sie nawet ze moi kibice wliczajac moja narzeczona dotarli. Udalo sie ustawic nowa poprzeczke i tym razem 2 godz 36 min bedzie moim rekordem do pobicia w przyszlosci. Czas porzadnie zabrac sie za rower i zima popracowac mocno nad plywaniem bo musze przyznac ze ze wszystkich trzech dyscyplin najbardziej sobie je odpuscilem. O bieganie sie nie martwie bo teraz wszystkie sily kieruje na moj 10ty juz w zyciu maraton w listopadzie na ktorym mam nadzieje pobic moje 3:24.
@Tomasz- wyglada ze liderzy Brexitu to raczej DNF 🙂 @Arek – Dzieki, co do pogody to ja zdecydowanie zimno, ale najlepiej chyba byloby zapytac Marcina S. patrzac po felietonach 🙂 @ Kuba – dzieki za gratulacje, z maratonem faktycznie bardzo licze na ponizej 3:20 ale blizej daty zobaczymy jak jest faktycznie. Z rowerem to tak jak napisales wczesniej – narazie cierpliwosc i upor.
Gratulacje, bardzo dobry wynik i jak zwykle bieg najmocniejszy. Co do maratonu to raczej byłbym spokojny jak 10km w olimpijce robisz w 42min , a na 'sucho’ poniżej 40 to na złamanie 3:20 w maratonie powinno wystarczyć.
Nie wiem już co jest gorsze zimo czy tropiki… Jednak wskazałbym na to drugie. Takie zawody pamięta się dłuuuugo! Gratki!
Rewelacja. Chodzenie po wodzie i stanie w korkach na zawodach triathlonowych. Nawet 'prezes od Bretixu’ nie wymyślił by nic lepszego. God save them all!