Moja pierwsza relacja ze startu

To będzie mój drugi wpis, ale pierwszy jak parę osób pamięta dotyczył problemów sercowych ;-). Zobligował mnie do tego Marcin w ostatnim komentarzu, cytuję: „…Start oczywiście opisz na blogu, bo chcąc nie chcąc zostałeś blogerem AT;))…’.

 

Tytułem krótkiego wstępu w tym roku wskoczyłem do kategorii M40. Triathlonem i trochę poważniejszym bieganiem zajmuję się od 2013 r., kiedy to we wrześniu ukończyłem ¼ IM w Przechlewie. Od tamtej pory zaliczyłem 11 zawodów na dystansach od olimpijki do ½ IM oraz 3 maratony. Ten rok ma być wyjątkowy (kryzys wieku średniego ;-), tj. za sprawą zapisania się na zawody w Poznaniu na dystansie pełnego IM. Do tego kilka startów sprawdzających na krótszych dystansach (nazywam je sprawdzającymi, ale jak znam siebie to nie będzie taryfy ulgowej). Dodatkowo 2 maratony – w Krakowie i Wrocławiu mają pozwolić założyć mi na 40 urodziny we wrześniu Koronę Maratonów Polskich.

Ponieważ cele są ambitne, to i treningi były konkretne. Przestudiowałem trochę literatury (Triathlon. Biblia treningu, J. Friel, Ironman. 24 tygodnie przygotowań do triathlonu długodystansowego, P. Huddle, R. Fey, T.J. Murphy), ułożyłam jakiś plan (który oczywiście rozjechał się z rzeczywistością) i treningi zacząłem praktycznie już w grudniu. Generalnie w różnej konfiguracji robię 3 – 4 treningi biegowe, 3 rowerowe, 3 pływackie + nowość w tym roku siłownia (zaczynałem 3 razy w tygodniu, obecnie 1 trening obwodowy dynamiczny i jeden z większymi ciężarami). Nie wiem jak mi się to udało upchnąć w ciągu dnia, ale udaje się nawet jeszcze znaleźć czas dla rodziny (żona, 2 dzieci – nastolatków ;-)). Jak dotychczas (odpukać) treningi przebiegają w miarę zgodnie z założeniami i najważniejsze bez kontuzji (serca nie wliczam, bo nie bolało ;-). Nadszedł więc czas pierwszych sprawdzianów.

 

Pierwszym moim startem było 10 km w XXXIII Biegu ulicznym im. Osińskiego w Szczecinku. Na atestowanej trasie udało się ustanowić życiówkę w czasie 00:40:41 (poprzedni mój rekord wynosił w okolicach 00:43:00), więc stwierdziłem że jest nieźle. Tydzień później kolejny rekord, tym razem na 15 km na XIX Ogólnopolskim Bieg im. Ryszarda Targaszewskiego w Sianowie koło Koszalina. Uzyskany czas to 1:02:40. Rok wcześniej przed maratonem w Dębnie na tej samej trasie nabiegałem 1:10:34, czyli znowu dobrze. Szczególnie, że na horyzoncie za dwa tygodnie pierwszy ważny start – 15 PZU Cracovia Maraton. Do tej pory najlepszy na królewskim dystansie czas uzyskałem w tamtym roku w Poznaniu 03:28:53, przy czym pierwszy raz nie natrafiłem na ścianę. 2 opisane wcześniej sprawdziany pozwoliły mi realnie myśleć o złamaniu 3:20, co jeszcze rok, dwa lata temu było dla mnie jedynie marzeniem.

 

Do Krakowa udałem się z całą rodziną (wyjazd sportowo – krajoznawczy). Pojechaliśmy już w piątek. Za środek transportu wybraliśmy PKP pendolino, które od kwietnia jeździ na trasie z Krakowa do Kołobrzegu (przez Koszalin). Przejazd pociągiem też miał być atrakcją dla mojego syna, dla którego to był jego pierwszy raz (10 latek, który kilkukrotnie latał samolotami, pływał statkiem, nie jechał jeszcze pociągiem – takie czasy :-). Podróż bardzo wygodna, wynajęte mieszkanie, praktycznie na starym mieście. Pakiet odebrany w sobotę, trochę zwiedzania, ładowanie węgli i do spania. Niedziela – dzień startu, pobudka o 6.30, prysznic, pożywne śniadanie (standardowo owsianka + bułka z dżemem) i wskoczenie w strój startowy. Chwilę wahałem się, która opaskę z czasami założyć, a miałem przygotowane 2: na 3:20 i jeszcze bardziej ambitny na 3:15. Zaryzykowałem i wybrałem wariant ambitny. Spacerkiem udałem się na start, gdzie zostawiłem rzeczy w depozycie i rozpocząłem rozgrzewkę. Potem pozostało już tylko odpowiednie ustawienie się na starcie i oczekiwanie na sygnał od Tomasza Zimnocha. Od samego początku stwierdziłem, że sporo ludzi błędnie oszacowało swoje możliwości. Założenia startowe od początku realizowałem wzorowo (biegłem na negative split). Pogoda była fajna, z wyjątkiem dosyć wietrznego odcinka wzdłuż Wisły, na powrocie w stronę rynku. W okolicy półmetka rozpoczęło się dosyć intensywne wyprzedzanie (generalnie na pierwszym międzyczasie po 5 km byłem 740, w połowie 692, a na metę dotarłem 454). Do 35 km biegłem nawet na czas końcowy 3:15. Przyszedł jednak wspomniany odcinek powrotny wzdłuż Wisły pod wiatr i trochę mnie przyhamowało. Końcówkę  biegłem w tempie 00:04:46/km (ostatni kilometr udało się trochę szybciej), co w efekcie końcowym pozwoliło mi osiągnąć czas 03:17:16. Marzenia się spełniają (chociaż jak to skomentował jeden z moich koszalińskich znajomych triathlonistów – same sie nie spełniają). Na mecie czekała na mnie kochana rodzinka, a linię końcową przekraczałem z wyraźnym bananem na twarzy. Życiówka poprawiona o ponad 11 minut, a ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa ;-). Wspomnę jeszcze, że następnego dnia zafundowałem sobie koszmar maratończyka – 800 schodów w dół na głębokość 135 m w Kopalni Soli w Wieliczce.

 

Meta

 

Po tak budującym występie przyszedł czas na pierwszy występ Tri w tym sezonie. Wybór padł, podobnie zresztą jak rok wcześniej na Sieraków tyle tylko, że na krótszym dystansie. W 2015 r. zabrakło mi 44 sekund do złamania 5 h na połówce. Po przeanalizowaniu moich obecnych treningów stwierdziłem, że mój czas powinien oscylować w granicach 2:20 – 2:25.  Pewną niewiadomą było na ile udało mi się zregenerować po maratonie (Sieraków był tylko 2 tygodnie później). Do Sierakowa pojechałem już sam dzień wcześniej, tzn. w piątek. Standardowo odbiór pakietu, wstawienie roweru, odprawa (ale nie cała, bo cały czas jest to samo ;-), pasta party i spanie. Dzień startu też już raczej standardowa procedura – pobudka 6:30, owsianka, prysznic, wskoczenie w strój startowy i przemieszczenie się na miejsce startu. W strefie zmian pozostawiłem resztę gadżetów, wykonałem wizualizację zmiany (to mi zawsze zajmuje najwięcej czasu 🙂 i udałem się z pianką nad jezioro. Woda w jeziorze zdążyła się już nagrzać. Z racji swojego M40 startowałem w 4 tej fali (niebieskie czepki) o 9:20. Pływanie bardzo przyjemne (ustawiłem się w pierwszej linii), pralka tylko na początku. Po drodze minąłem kilka czepków innego koloru (nie dogonił mnie nikt z fali następnej ;-). Czas pływania to 00:17:34 (155 czas na ponad 1000 osób, które skończyło), chociaż organizatorzy tym razem dołożyli tu trochę biegu (mata pomiarowa znajdowała się w pewnej odległości po wyjściu z wody). Potem słynny sierakowski podbieg do T1, na którym minąłem sporo ludzie. Zmiana sprawna i hop na rower. Trochę problemów miałem z założeniem butów wpiętych w pedały, gdyż jak zwykle specjalnie wcześniej nie przypominałem sobie tej czynności. Rower to moja najmocniejsza strona. Praktycznie cały czas jechałem lewą stroną, a na trasie wyprzedziła mnie tylko jedna osoba, a ja nigdy nie minąłem tylu cyklistów. Udało mi się wykręcić jak dotąd najszybszą średnią ~37,5 km/h (według organizatorów gnałem na mojej strzale nawet z prędkością 38,1 km/h, ale trasa w Sierakowie jest trochę niedomierzona) Czas roweru 01:10:53 był 68 w tym dniu. Wyjmowanie nóg z butów poszło mi znacznie sprawniej niż ich wkładanie. Zmiana T2 i ostatnia część zawodów – dosyć wymagająca trasa, w większości crossowa z dużymi przewyższeniami (no i najfajniejszy podbieg spod jeziora). W bieganiu zrobiłem chyba w tym roku największy postęp. Mój wynik tej części (00:45:47) był 99 czasem zawodów. Pod koniec 2 pętli zorientowałem się, że jest szansa uzyskania łącznego wyniku poniżej 2:20 co mnie dodatkowo zmotywowało. Udało się zrobić życiówkę (02:19:45, 65 miejsce open), chociaż wiem że trudno jest porównywać zawody w różnych lokalizacjach. W tamtym roku w Charzykowach osiągnąłem wynik 02:20:01, przy o wiele krótszych strefach T1 i T2.

 

 Triathlon Sierakw - meta

 

Najbliższe zawody za tydzień 11.06 w Charzykowach na dystansie ½ IM, gdzie celuję w czas 4:40 – 4:50. Jeżeli komuś udało się przeczytać ten trochę przydługi wywód to pozdrawiam i mam nadzieję na spotkanie gdzieś na trasach.

Powiązane Artykuły

9 KOMENTARZE

  1. Hej Łukasz, dobrze przepracowana zima daje chyba efekty. Zaczynałem w Przechlewie (zresztą tak samo jak oni), więc jest to pozycja obowiązkowa w moim kalendarzu. Chciałbym tam w tym roku spróbować jednego dnia sprintu i drugiego chyba olimpijki (albo 1/4 w sumie nie pamiętam co tam jest).

  2. Kuba brawo, super wyniki! Zazdroszczę 😀 Będziesz w tym roku w Przechlewie?

  3. Ja też ambitnie podszedłem do maratonu w Krakowie (na 3.15), ale poległem na 40 km przy bufecie (od 35 km miałem positive split – czyli zwalniałem :-)). Jak się zatrzymałem, to już nie mogłem ruszyć i spacerkiem doszedłem do mety z czasem 3:31.02 :-). Do zobaczenia w Charzykowych, chociaż ja startuję na 1/4. 4.40-4.50 – ambitny cel, ale możliwy do zrealizowania. Trzyma kciuki powodzenia.

  4. Brawo Kuba wyniki do pozazdroszczenia! I tak startujący i wyglądający człowiek miał byc chory na serce;))) Pozdr!

  5. Zapowiada sie pracowity sezon :). Gratuluje i zazdroszcze 3:17 na maratonie, ja w tym roku chcialbym probowac lamac 3:20.

  6. Kuba, odnajduje w nas dużo podobieństw! Zaczęliśmy od 2013, ilość startów porównywalna, choć na twoją korzyść. Tylko ta ,,drobna’ różnica wieku…. :-))) No i bicepsy masz wieksze. Wytrwałości i dalszych sukcesów!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,400SubskrybującySubskrybuj

Polecane