Dzisiaj mija rok od wypadku, w którym zginął Jarosław Skiba. Był człowiekiem otwartym, pogodnym i zawsze szukał pozytywów, choćby w najgorszych sytuacjach. Właśnie w ten sposób zapamiętali go znajomi i przyjaciele, którzy dzisiaj wspominają zawodnika i trenera.
Mieszkał w Poznaniu, ale związany był z Głogowem (woj. dolnośląskie). Właśnie z tego miasta pochodził. Wychował się na osiedlu Piastów Śląskich i miał tam wielu przyjaciół. Tam pod koniec lat 90. zaczął trenować triathlon. Zainspirowała go historia Jerzego Górskiego, który był później również jego trenerem.
ZOBACZ TEŻ: Legenda polskiego triathlonu. Historia Jerzego Górskiego
Studiował na poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, kierunek trener pływania. W tym mieście, w tym zawodzie robił to, co kochał, czyli uczył pływania oraz triathlonu. Współpracował między innymi z sekcją pływacką klubu Posnania, a także IUKS Jedynka Poznań. Był trenerem personalnym polskich gwiazd.
Swoją przyszłość wiązał z Hiszpanią. W 2022 roku pojechał z rodziną na krótkie wakacje w okolicy miejscowości Gandia. Tam wieczorem w poniedziałek, 14 marca, wybrał się na trening rowerowy, z którego już nie wrócił. Potrącił go pijany kierowca, który zbiegł z miejsca wypadku. Życia Jarosława Skiby nie udało się uratować. Osierocił trójkę dzieci.
Hiszpania miała być jego przyszłością
– Gdyby nie ta śmierć, pewnie dzisiaj pojechalibyśmy na rower. Pojechałem sam. Trochę sentymentalnie pojechałem w to miejsce, do którego rowerem nie jeżdżę. Omijam je – mówi Wojtek Domaradzki, jedna z ostatnich osób, która widziała się z trenerem przed wypadkiem.
Jarka Skibę poznał w 2008 roku, gdy przyszedł na niego na trening personalny na siłowni. Od razu zauważył, że jest w nim coś wyjątkowego. Zajęcia nie były tylko czystym treningiem, który trzeba było przepracować. Pojawiały się też elementy mentoringowe i motywacyjne. W ciągu następnych lat Wojtek trenował u Skiby, ale nie był to tylko układ trener – zawodnik. Obaj szybko się zaprzyjaźnili, trenowali do zawodów, rozmawiali o życiu. Całość przerodziła się w bliską znajomość i przyjaźń, która trwała latami.
– Jarek chętnie tutaj [w Hiszpanii] bywał z rodziną. Tutaj planował swoją przyszłość. Zginął dosłownie parę kilometrów stąd, przy podjeździe pod Barx – pokazuje rozmówca.
Ktoś więcej niż przyjaciel
„Ostatecznie więź całego towarzystwa czy to w małżeństwie, czy w przyjaźni, to rozmowa” – napisał kiedyś Oscar Wilde. Chyba każdy z nas ma takiego przyjaciela, z którym może przegadać godziny. Nie zauważamy wtedy nawet, że czas mija. Doskonale rozumiemy się z taką osobą, która zawsze nas wspiera. Dla wielu osób właśnie takim przyjacielem był Jarosław Skiba.
– Najczęściej wspominam pogaduchy podczas treningów na basenie. Widywaliśmy się dwa lub trzy razy w tygodniu podczas zajęć. Zawsze wydłużaliśmy przerwy między zadaniami, gadając o życiu i dzieciakach. Nagle zamiast 2,5 – 3 kilometrów, wychodził nam 1 kilometr, bo połowę czasu rozmawialiśmy – wspomina Lech Jaroniec, prezes Akademii Triathlonu i autor vloga „IronWay”.
Podobnie zapamięta Jarka Skibę wspomniany Wojtek, który nazywa ich znajomość „życiodajną”. Trener służył wieloma poradami z zakresu sportu, motywacji i podejścia do treningów.
– Ja starałem się odwdzięczać wiedzą z zakresu takich bardzo przyziemnych rzeczy. W Poznaniu mieszkałem na trasie pomiędzy basenem a miejscem, w którym Jarek mieszkał, więc po drodze mogłem wpaść na kanapkę z awokado, wypić duże latte, które bardzo lubił – mówi zawodnik, który dzisiaj mieszka w Hiszpanii.
Z kolei triathlonista Jakub Krysiak wspomina, że z trenerem i mentorem rozmawiał często o podejściu do biznesu. To dzięki niemu zrozumiał, że nie każdą współpracę należy postrzegać w postaci potencjalnego zysku finansowego.
– Za każdym razem, gdy rozmawialiśmy o jakimś biznesie, to czułem, że nie chce osiągnąć czegoś dla siebie, a pomóc innym. Bardzo wiele rzeczy robił bezinteresownie – mówi. Dodaje, że to właśnie Skiba pokazał mu, że trzeba czynić dobro, które z czasem do nas powraca.
Pomagał bezinteresownie, kochał ludzi
Wszyscy, których poprosiliśmy o komentarz, mówią, że był ciepłym człowiekiem, który uwielbiał bezinteresownie pomagać innym. To właśnie on jako pierwszy w Polsce stworzył wraz z niewidomym triathlonistą Marcinem Suwartem triathlonowy tandem. Zainspirowani filmami, które pokazał im Jerzy Górski, postanowili startować razem w zawodach paratriathlonowych. W 2014 roku startowali wspólnie między innymi we Francji i Wielkiej Brytanii.
Skiba startował wraz z Suwartem przez trzy lata. Nie udało im się co prawda osiągnąć celu, jakim były igrzyska paraolimpijskie w Rio, ale mówi to wiele o trenerze i tym, jakim człowiekiem był Jarek. Często wspierał akcje charytatywne. Był ambasadorem „Biegiem na pomoc”. Wspierał również „Drużynę Szpiku”.
Tomasz Przybylski, znany jako Tri Tomaj, mówi, że chociaż nie znali się długo, to Skiba wywarł na nim duże wrażenie. Panowie spotkali się po raz pierwszy na wspólnych treningach open water, które Skiba wraz z Lechem Jarońcem organizował za darmo. Wpisowe było dość nietypowe, bo każdy chętny mógł przynieść przykładowo karmę dla psów, które później zawozili do schroniska dla zwierząt.
Wszyscy zgodnie mówią, że Jarosław Skiba był wulkanem energii, pozytywnym i ciepłym człowiekiem, który bezinteresownie pomagał innym. – Najważniejsza cecha, jaka posiadła Jarek, to było to dobro i ciepło jakie płynęło od niego. Kiedy się na niego patrzyło i rozmawiało, zawsze dawał takiego kopniaka energetycznego i motywacyjnego. Nie znam takiej drugiej osoby – mówi Przybylski. Inni dodają, że Skiba potrafił zawsze znaleźć jakieś pozytywne i optymistyczne akcenty w każdej, nawet najgorszej sytuacji.
Z Bartkiem Jędrzejakiem, dziennikarzem i trenerem wystąpień publicznych i motywacyjnych poznali się na basenie. Mocno się zaprzyjaźnili i doskonale rozumieli. Bartek mówi, że byli wręcz jak bracia. Jarek emanował energią, która udzielała się wszystkim. Uwielbiał ludzi.
– Jaro dzielił się tą energią ze wszystkimi. Był oddany swoim pływakom, biegaczom i rowerzystom. Kochał sport, ciągle coś robił. Kochał triatlon, ale na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o miłość, zawsze były dzieci. Nie pamiętam, aby o kimś mówił źle. Miał niesamowitą moc zjednywania ludzi ze wzajemnością – mówi.
„Zawodowa misja to moja pasja”
Mija rok od momentu, w którym zginął Jarosław Skiba. Wojtek mówi, że bardzo często myśli o swoim przyjacielu. Obok miejsca wypadku przejeżdża codziennie dwa razy. Jarka, podobnie jak inni, zapamięta jako bardzo pozytywnego człowieka. Opowiada ciekawą anegdotę z zawodów, które rozgrywane były dzień przed feralnym wydarzeniem. Wraz ze swoim przyjacielem uczestniczyli w lokalnym wyścigu. Jarek Skiba ekspresowo zjednał sobie ludzi.
– Dosłownie w kilka sekund zdobył serca tych ludzi. Robiliśmy sobie wspólne zdjęcia, z teamami, dziewczynami, znajomymi. Wszyscy się mnie pytali, co to za osoba, taka uśmiechnięta. Nie było żadnych barier językowych ani komunikacyjnych – wspomina.
Na dwa tygodnie przed śmiercią Jarosław Skiba zamieścił w mediach społecznościowych wpis, który doskonale obrazuje, jakim był człowiekiem. Pisał, że to sport ukształtował jego osobowość i jego życie kręci się wokół niego. Ten sport jest jego pasją, którą chce zarażać innych. To była jego misja.
Wartościowi ludzie bardzo wiele wnoszą do naszego życia. Długotrwałe przyjaźnie i relacje zmieniają nas na lepsze. Wojtek mówi, że Jarosława Skibę zapamięta jako wyjątkowego człowieka. To samo może powiedzieć każdy, kto go poznał. Cząstka Jarka Skiby zostanie w każdej z osób, która miała z nim styczność.
– Miejmy nadzieję, że pamięć po Jarku zostanie. Na pewno w naszej rodzinie, bo był dla nas wyjątkowy. Chrzestnym dziecka zostają tylko wyjątkowi ludzie. Tak, że Jarku, działam! Realizuję to, o czym sobie powiedzieliśmy. Góry za nami, robimy to, co jest dobre – mówi.
Bartek Jędrzejak dodaje, że często podróżuje po Polsce. Zauważa, że ludzie kojarzą Jarka Skibę. Szanowali go i pamiętają o nim. – Dlatego Jarek cały czas jest z nami. Do kiedy będziemy pamiętali, to z nami będzie – dodaje.
Pamięć jego pozostanie na zawsze, pamiętam jak żeśmy uciekali po nocach z hotelu na obozach, że nawet Jurek Górski nie wiedział. Kto wie ten zna, alez był ogień. Takze Lechu fajnie ze go poznałeś. Niebo sobie wyobrażam tak że jedziemy sobie z Jareczkiem wokół jeziora w Chodzieży a wiatr rozwiewa nam włosy.