Klaudia Petters została mistrzynią Europy w duathlonie. W planach ma powtórzenie tego sukcesu na imprezie wyższej rangi. Czy zobaczymy ją na podium mistrzostw świata?
ZOBACZ TEŻ: Jakub Czaja: „Amator nie może się spinać i stresować”
Klaudia Petters zwyciężyła podczas mistrzostw świata Europy w duathlonie w Wenecji. W swojej kategorii wiekowej była jedyną zawodniczką. Jak przyznała w rozmowie z Akademią Triathlonu, wiedziała, że musi udowodnić wszystkim, że złoty medal należy jej się bez względu na liczbę rywalek.
Nikodem Klata: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem a później triathlonem? Masz za sobą mocną przeszłość sportową w jednej z dyscyplin…
Klaudia Petters: Kiedy miałam 5 lat, z okazji moich urodzin, babcia zaprowadziła mnie na sekcję pływacką. Bardzo mi się spodobało i przez kolejne 10 lat trenowałam pływanie. Jednak w którymś momencie miałam dosyć. Moja trenerka pływania zasugerowała, żebym nie odchodziła całkiem ze sportu, tylko zmieniła dyscyplinę. Jako przykład podała triathlon i ratownictwo wodne.
Stwierdziłam, że spróbuję z triathlonem. Pierwszy raz wystartowałam w 2015, zajęłam drugie miejsce i zakochałam się w tym sporcie. Już w tym momencie poczułam, że zostanę w triathlonie i będę kontynuować tę przygodę.
NK: Bierzesz udział w wielu różnych zawodach. Nie są to tylko triathlony. Są to crosstriathlony, biegi uliczne, ultramaratony – z czego to wynika? Lubisz zmiany?
KP: Bardzo lubię startować. Staram się startować co tydzień. Poza sezonem nie ma startów triathlonowych, więc szukam innych sposobów na mocne treningi i zawody są dla mnie treningiem. Chodzi o rywalizację, ale lubię też próbować nowych rzeczy. Ultra, biegi na orientację, biegi uliczne, kolarstwo – zawsze coś się znajdzie.
Ostatnio znajomy zaproponował mi start w quadrathlonie w Bydgoszczy w lipcu. Tylko rzucił ten pomysł, a ja już mam w głowie, że chciałabym spróbować, bo to coś innego.
Oczywiście sezon triathlonowy jest dla mnie najważniejszy i to pod niego się przygotowuję.
NK: Tych zawodów w Twoim wykonaniu jest bardzo dużo. Musi być intensywnie?
KP: Bardzo dobrze czuję się w startach odbywających się w połowie lub po koniec sezonu. Wtedy, kiedy intensywność zawodów jest duża. Startuję co weekend, czasami zdarza się dwa razy w weekend.
W zeszłym roku zaliczyłam około 35-40 startów. To było naprawdę dużo. Część z nich traktuje oczywiście treningowo i właśnie te starty treningowe bardzo dobrze na mnie działają.
NK: Zdarzają się też starty dzień po dniu tak, jak w wypadku Czempinia i połówki w Poznaniu…
KP: Jedna i druga impreza były przełożone. Tak się niefortunnie złożyło, że zaplanowano je na jeden termin. To są zawody, w których bardzo lubię startować i było mi niewyobrażalnie żal nie wystartować na któryś z nich. Duathlon był w sobotę, połówka w niedzielę. Stwierdziłam, że mogę spróbować. Bardzo lubię wyzwania i przyjęłam to jako kolejne z nich.
NK: Za startami idzie też długa lista sukcesów. Tak długa, że nawet sama nie do końca wiesz, ile medali masz…
KP: Mam medale powieszone w pokoju, liczyłam, spisywałam listę dla sponsorów… Wiszą 24 medale, a ja kojarzę tylko 23 imprezy…Ten jeden jest zagadką i nie mogę sobie przypomnieć, które zawody mi umknęły.
NK: Które z nich są dla Ciebie najważniejsze? Jakieś zawody zapadły Ci szczególnie w pamięci?
KP: Myślę, że moja pierwsza połówka. To był rok bardzo wysokich temperatur. Pamiętam, jak siedziałam na odprawie technicznej. Organizatorzy zastanawiali się, czy nie skrócić dystansu, właśnie ze względu na pogodę. Ja się już tak mocno nastawiłam, że pokonam cały dystans, że o mało się nie popłakałam, gdy o tym usłyszałam. Koniec końców zawody odbyły się na zaplanowanym dystansie.
Kolejną imprezą był duathlon w Czempiniu, mistrzostwa Polski. I oczywiście teraz mistrzostwa Europy, ale z tym się jeszcze nie oswoiłam.
NK: Jak wyglądała Twoja droga do mistrzostw Europy w duathlonie? Jeszcze 7 lutego mówiłaś, że będziesz musiała starać się o kwalifikację…
KP: O kwalifikację starałam się z dzikiej karty, bo w zeszłym roku nie startowałam w imprezach kwalifikacyjnych. Polski Związek Triathlonu przyznał mi tę kartę.
Tak naprawdę bardzo długo nie wiedziałam, że będę się starać o mistrzostwa Europy. To był impuls. Najpierw w żartach mówiłam o tym, że zakwalifikuję się na mistrzostwa świata. Na święta rodzice życzyli mi, żebym zakwalifikowała się tam, gdzie chcę. Wtedy zaczęłam wierzyć, że mogę się zebrać i tam pojechać.
Mistrzostwa Europy pojawiły się po drodze i zaczęłam się zastanawiać nad startem w nich, żeby spróbować swoich sił przed mistrzostwami świata. Długo zastanawiałam się, czy składać dziką kartę, czy nie. Aż w końcu ja złożyłam. I chyba wyszło dobrze (śmiech).
NK: Od momentu, kiedy dowiedziałaś się, że jedziesz na mistrzostwa Europy, do samych mistrzostw minął ledwie miesiąc – przygotowania zaczęłaś wcześniej, nie mając pewności, że tam pojedziesz?
KP: Trenowałam w ciemno. Pamiętam, że poszłam na siłownię i po drodze przeglądałam czy pojawiły się informacje o mistrzostwach Europy. Zobaczyłam, że się pojawiły i stwierdziłam, że właśnie okres luzu się skończył i poszłam robić pierwszy mocny trening na bieżni. W planie miałam całkowicie coś innego, ale wszystko postawiłam na głowie i zmieniłam treningi.
NK: Rzuciłam na szale wszystko i dowiozłam to do mety – napisałaś o swoim występie. Co to znaczy?
KP: Od początku pół żartem pół serio mówiłam, że jadę wygrać. Wiedziałam, jak wygląda sytuacja w mojej kategorii wiekowej i wiedziałam, że jedyne co uratuje mój honor to będzie wygranie OPEN i dobiegnięcie jako pierwsza do mety.
Wystartowałam z takim nastawieniem. Niestety zawodniczka z Włoch odbiegła ode mnie, mając przewagę minuty po 10 kilometrach. Brytyjkę, z którą dobiegłam do strefy zmian, zgubiłam od razu na rowerze. Byłam pewna, że dowiozę drugie miejsce.
W pewnym momencie zaczęła majaczyć mi na horyzoncie Włoszka i wiedziałam, że się do niej zbliżam. Tylko ode mnie zależało, jak szybko ją złapię. Do tego wiedziałam, że muszę wyrobić sobie przewagę na etapie rowerowym, bo ona biega szybciej ode mnie. „Rzuciłam na szale wszystko” odnosiło się właśnie do roweru. Około 16 kilometra ją dogoniłam, wyprzedziłam i zaczęłam jechać tak, że wiem, że na dłuższym dystansie bym nie wytrzymała. To było ryzyko, bo jechałam za mocno, niż zakładałam, ale w takim wypadku walczyłam o wszystko.
NK: „Treningi to nie zawsze uśmiech, ale wiem, po co to robię, cele ustalone i teraz pozostaje ich realizacja, a pierwszym z nich to wyjazd na Mistrzostwa Europy w duathlonie” – napisałaś niedawno. Jakie są dalsze cele?
KP: Mistrzostwa świata. Lecę na Ibizę, gdzie startuję 29 kwietnia na tym samym dystansie duathlonu co na mistrzostwach Europy. 7 maja mistrzostwa świata na długim dystansie.
Po mistrzostwach Europy mam nadzieję na podium, na bycie w najlepszej trójce w OPEN. Na pewno będę o to walczyć. Ale nieważne, w jakich zawodach się startuje. Ważne jest samo założenie, że się wygra. Ono buduje pewność siebie i dodaje siły. Kiedyś byłam osobą, która na zawodach się chowała, kuliła i przejmowała co będzie. Odkąd zaczęłam podchodzić do tego na zasadzie: „jadę, żeby wygrać i dam sobie radę” to te zawody od razu wyglądają inaczej.
Planuję zostać w triathlonie. Marzy mi się dystans pełnego Ironmana w Malborku i tam na pewno będę debiutować.
NK: W jednym z podcastów mówiłaś, że swoją przyszłość wiążesz z pracą w służbach mundurowych, chcąc kontynuować swój kierunek studiów… Pojawił się kiedyś w Twojej głowie pomysł ponownej zmiany z age-group na PRO?
KP: Jeszcze w zeszłym roku startowałam jako PRO w kategorii U23. Prawdopodobnie do tego wrócę. Sprawa z licencją PRO jest skomplikowana. Tak naprawdę trudno określić kto jest PRO, a kto jest age-grup.
U nas nie ma klasyfikacji konkretnie dla PRO. Jest klasyfikacja OPEN, do której liczą się też age-grup. I w takim wypadku, kiedy jestem PRO, jestem kwalifikowana tylko w OPEN, a odbiera mi się kategorię age-group, ale będąc w age-grup jestem kwalifikowana i w OPEN i w age-group. Wyglada to tak, jakby licencja nic nie dawała.