Tomasz Szala zakwalifikował się na mistrzostwa świata w Konie. Jego niedawne wspomnienie wyścigu w Teksasie daje ciekawą perspektywę na to, co działo się na trasie tej rywalizacji.
ZOBACZ TEŻ: IM Teksas: Tomasz Szala ze slotem na MŚ w Konie!
Podczas niedawnego IRONMAN Teksas Tomasz Szala rywalizował między innymi Patrickiem Lange, Joe Skipperem i Clementem Mignonen. Zajął 10. miejsce, a po wyścigu przedstawił swoje spojrzenie na to, co działo się na trasie w Woodlands. Walka o slota była bardzo emocjonująca. Napisał o tym w mediach społecznościowych.
„Daje się odczuć zysk z legalnego draftingu”
Szala wspomina, że po całkiem niezłym pływaniu („ręce same się kręciły”) i dobrym T1 rozpoczął jazdę na rowerze w 5-osobowej grupie. IRONMAN wykorzystuje teraz technologię Race Ranger. Polak zauważył, że na pomarańczowym świetle (odległość 17 metrów i więcej pomiędzy rywalami) dawało się odczuć zyski aero dynamiczne. Później zawodnicy jechali już zupełnie na granicy „legalnego draftu”.
– Rower – początek pod kontrolą, ale mocno w 5-osobowej grupie. Jazda na pomarańczowym lub wyłączanym światełku Race Ranger (technologia strzegąca przed draftingiem na zawodach), czyli w odległości 17+ metrów. Wciąż daje się odczuć zysk z legalnego draftu. Na autostradzie mocno pod wiatr, pod koniec pierwszej prostej z wiatrem w twarz wyprzedza nas grupa Skippera. Tu już wszyscy lecą na niebieski diodach (12m-14m) – wyższa szkoła legal draftu. Moja grupa się rozpada. Z wiatrem teleportujemy się do wjazdu na autostradę, tempo na poziomie 300 W, prędkość średnia 56 km/h – wspomina.
Podczas roweru pojawiły się problemy. Szala pisze, że butelki z bufetów nie pasowały do jego koszyków. Starał się pić jak najwięcej w strefie bufetowej. Tam wyrzucał też butelki, chcąc uniknąć potencjalnej kary. Dodatkowo w Teksasie wiał bardzo mocny wiatr, co utrudniało utrzymanie toru jazdy.
Rollercoaster na mecie
Dla Szali bieg był prawdziwą huśtawką emocji. Rozpoczął w tempie 3:51/km, dzięki czemu „skoczyły morale”. Później nieco zwolnił, zdając sobie sprawę, że jest koło 15. miejsca, czyli niżej niż zakładał.
Na ostatnim okrążeniu zawodnik zorientował się, że do slota na mistrzostwa świata w Konie brakuje mu około 6 minut. Postanowił przyspieszyć.
– Na ostatniej rundzie zebrałem się do kupy, podpytałem kibiców, który mniej więcej jestem i widziałem przed sobą dwóch zawodników, których minąłem, szacowałem, że do slota mam 6 minut i stwierdziłem, że pobiegnę co mam. Wyprzedziłem dwóch zawodników z kategorii PRO. Po przeciwnej stronie kanałku widziałem, że ci, którzy mnie mijali, też biegną już wolniej, ale nie byłem w stanie już odrobić strat.
Ten rollercoaster emocji nie skończył się na mecie. Szala dowiedział się, że zajął 11. miejsce. Liczył na lepszy wynik. Dodatkowo zabrakło niewiele do slota. Wtedy Robert Wilkowiecki wraz z partnerką przynieśli mu dobre wiadomości – wywalczył slota! Okazało się, że przeskoczył o jedno miejsce przez dyskwalifikację Meno Koolhasa.
– Od innych zawodników dowiaduje się, że zawodnik, który zniknął z trackera, odstał karę w niewłaściwym namiocie, przez co grozi mu dyskwalifikacja, ale się odwołuje i nie wiadomo co będzie. Finał wszyscy znacie – kończy.