Telefon. Tak słucham? Dzień dobry, chciałem zapytać o sesję bikefittingu, na czym polega, czy długie są terminy oczekiwania i umówić się na spotkanie. Odebrał Pan Jarosław Dymek. Otrzymałem informację dot. przebiegu samej sesji, terminy generalnie rezerwuje się z wyprzedzeniem 2 tygodni i takie są ale jest też jeden wolny termin za 2 dni… Raczej nie dam rady, bo sesja odbywa się tylko w tygodniu w godzinach „pracy’ więc wymaga dnia wolnego ale zostawiam sobie furtkę – zadzwonię jeszcze i potwierdzę czy będę mógł przyjechać. Pytając o cenę usługi mimochodem wspominam, że jestem z Akademii Triatlonu i to spowodowało, że jeśli do tej pory czułem się jak klasowy zawodnik Tour de Pologne to teraz czuję się jak zawodnik Giro d’Italia, Tour de France czy Vuelta a España (nic nie ujmując rodzimym zawodom). Jak to należy rozumieć? Otóż Pan Jarek w rozmowie ze mną nie dał mi w żadnym momencie odczuć, że jestem początkującym amatorem. Od samego początku rozmowa była prowadzona tak jakbym był ich najlepszym klientem, jednym z zawodowych kolarzy, którymi firma Veloart się opiekuje. Akademia Triatlonu była dodatkową przepustką, która sprawiła, że poczułem autentyczną sympatię po drugiej stronie słuchawki.
Jeszcze na etapie rozmowy telefonicznej zadano mi pytanie jaki mam rower, jaki jest mój cel sportowy. Jeśli chcę się zdecydować na ustawienie czasowe do triatlonu muszę od razu zakupić sztycę podsiodłową prostą lub z ujemnym offsetem oraz lemondkę. Odpowiedziałem, że chociaż moim celem na przyszły rok jest triatlon to obecnie zdecyduję się jedynie na ustawienie szosowe a o ustawieniu czasowym pomyślę w przyszłości (jak nauczę się jeździć na rowerze szosowym).
Resztę dnia i pół następnego biłem się z myślami czy nie rwę się tam, gdzie mnie potrzeba. Miałem obawy czy sesja bikefittingu jest mi potrzebna i czułem też coś w rodzaju tremy – nigdy nie byłem w takiej sytuacji a dodatkowo renoma miejsca i osób, które tam goszczą trochę mnie onieśmielała. Ale co tam, pomyślałem, zadzwoniłem, potwierdziłem termin i pojechałem. Wcześniej udało mi się znaleźć w sieci trochę informacji nt firmy, samej sesji i warunków w jakich się odbywa. To jest pierwsze miłe zaskoczenie jakie doświadczamy po przestąpieniu progu – domowa atmosfera. Jeszcze przed wyjazdem szukając na mapie Google adresu firmy i włączając opcję kamery byłem trochę zaskoczony widząc we wskazanym miejscu prywatną posesję z dużym domem a nie siedzibę ogromnej firmy jak sobie to wyobrażałem.
Po zaparkowaniu auta na terenie posesji, wyciągnięciu roweru i zamocowaniu przedniego koła, w czym już od samego początku pomagał mi Pan Jarek, weszliśmy do siedziby firmy. Przyjemne wrażenie, pomieszczenie duże typu open space z antresolą, mnóstwo rowerów od widoku których miękną kolana, koła czasowe, wydzielona część serwisowa, część do przeprowadzenia badania fizjoterapeutycznego oraz miejsce przeprowadzenia wstępnej rozmowy, będącej również badaniem podmiotowym. Po zajęciu miejsca na wygodnej kanapie, otrzymałem pyszną kawę, której od rana bardzo pożądałem (musiałem wyjechać w miarę wcześniej żeby zdążyć na umówioną godzinę i nie wypiłem jej w domu).
Pierwsza część sesji polegała na zebraniu moich danych, takich jak wzrost i waga (uff mogłem ją podać bez wstydu:-), cel sportowy, stopień wytrenowania, historia sportowa, historia urazów, złamań oraz innych ważnych z punktu widzenia sportu chorób. Wszystko to przeplatane łykami wyśmienitej kawy, której aromat wypełnił pomieszczenie oraz dygresjami nt tego jak zainteresowałem się triatlonem.
Po zakończeniu tej części sesji zostałem poproszony o przebranie się w strój sportowy (taką informację otrzymałem jeszcze telefonicznie) i rozpoczęliśmy drugą część – badanie fizjoterapeutyczne. Pan Jarek bardzo dokładnie zbadał moje stawy, sprawdził bolesność w punktach spustowych i zmierzył długość kończyn. Sprawdził też stopień gibkości – werdykt – medium. Od razu zaproponował serię ćwiczeń rozciągających i zademonstrował jak je wykonywać. Różnica pomiędzy wykonywaniem ich samemu lub z pomocą specjalisty fizjoterapeuty (bo jeszcze nie napisałem, że Pan Jarek to „dyplomowany fizjoterapeuta, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, instruktor sportu Polskiego Związku Kolarskiego. Bikefitter studia Veloart, który umiejętnie łączy wiedzę z zakresu anatomii i biomechaniki, doświadczenie rehabilitanta oraz praktykę kolarza’) jest ogromna – oczywiście na korzyść tej drugiej.
W kolejnym etapie zmierzone zostały moje stopy, a po serii paru ćwiczeń okazało się, że w moim przypadku dobrym rozwiązaniem będą wkładki do butów wypychające nieznacznie łuk stopy w górę, szczególnie prawej. Robiąc przysiad na jednej nodze prawe kolano uciekało mi trochę do środka (lekka pronacja). Po próbnym założeniu nowych wkładek do butów ruch odbywał się w jednej płaszczyźnie. Generalnie każdy z nas ma obie stopy w mniejszym lub większym stopniu niesymetryczne. Najczęściej różnią się nieznacznie długością (przeważnie lewa jest mniejsza) ale mogą być też inne różnice w budowie. Żeby to wyrównać można skorzystać z gotowych wkładek do butów – niestety jest to dodatkowy koszt – w przypadku zaproponowanych mi wkładek Speca ok. 190 zł. Wyższą szkołą jazdy jest badanie stóp z użyciem mat tensometrycznych i zrobienie termoformowalnych wkładek (350 zł), co również jest w ofercie Veloart. Te same maty służą do doboru idealnego siodełka.
Kiedy zostałem już gruntownie przebadany Pan Jarek przykręcił bloki do butów (jedno i drugie nówki sztuki nie śmigane). Zanim to zrobił dokładnie wymierzył miejsce V główki kości śródstopia i względem nich ustawił bloki. Wcześniej oczywiście mój rower został zabrany do sprawdzenia czy wszystko z nim ok. i do przykręcenia pedałów.
Byłem gotowy zacząć właściwą część sesji – ustawienie pozycji na rowerze z uwzględnieniem wszystkiego czego udało się Nam wspólnie o mnie dowiedzieć. Buty na nogi… pierwszy raz w życiu przeszedłem kilka kroków w butach z blokami – już samo to sprawiło, że poczułem się jak półprofesjonalista. Ale jak ja mam się wpiąć tymi blokami w pedały… pomyśłałem i od razu skurczyłem się do rozmiarów amatora…
Czyli czas coś z tym zrobić. Ale po Waszych sugestiach – dopiero na wiosnę. A te ostatnie miesiące roku poświęcę na rozciąganie i trochę siły, no i oczywiście zejście do tych 84kg. A potem do fachowców.
najważniejsze w bikefittingu to mieć zaufanie do fittera:) ja przez pół pierwszej sesji torpedowałem pomysł siodełka 155mm: 'nie, mój slr jest świetny i innego nie chcę’. dopiero jak wsiadłem wpierw na 143, a później 155 to dowiedziałem się co to wygodne siodełko:) tak samo na sesji poprawkowej zasugerowałem (a właściwie wymusiłem) podniesienie siodełka, Wojtek kręcił głową, ale dał się namówić. efekt?: ’ na drugim treningu siodełko wróciło do pozycji sprzed poprawek. od tego momentu wiem jedno: 'z Wojtkiem się nie spieram, jeśli chodzi o bike fitting|:)
Rano jestem zawsze dostepny. Sekretariat. P. Ania zawsze mnie znajdzie:)
to ja tu też powtórzę: @Artur – dziękuję bardzo od razu lepiej:) a wiesz że 8 października będę na borowskiej jeśli czas pozwoli to może przyjdę się przywitać…
Wrazenia podobne. Wszyscy sa w tej firmie wysoce kompetentni. Jarek jest swietny, Darek-mechanik po AGH potrafi zrobic z rowerem wszystko. I nad wszystkim czuwa Grzegorz (absolwent AWFu). Jezdze do nich specjalnie z Wroclawia. Bikefitting i obsluga rowerow trwala prawie 7 godzin. Tutaj tez napisze: Zdroof, czytam wszystko:)