Chcę się z Wami podzielić przemyśleniami, które regularnie nasuwają mi się podczas luźnych wybiegań, w okresie kiedy wszędzie dookoła widać choinki, Mikołajów, gwiazdki i inne bożonarodzeniowe symbole. Jako ludzie dorośli, mniej lub bardziej świadomie, zdajemy sobie sprawę, że niezależnie od świąt jako takich, cała otoczka ma nas skłonić do zostawienia w sklepach jak największej ilości pieniędzy. Oczywiście, święta to święta – tradycja, u gruntu religijna, ale przecież i coraz bardziej świecka. Komu grudzień nie kojarzy się z prezentami, niech pierwszy podniesie rękę.
Dorosły widzi to wszystko, wzdycha, ale się nie buntuje. Przystraja choinkę, przygotowuje tradycyjne dania, zaprasza rodzinę, bo pamięta, że jego rodzice też tak robili. Ale czy ktoś z nas zatrzyma się na chwilę, żeby przypomnieć sobie, jak ten konkretny czas w roku odbierał, kiedy był dużo młodszy? Przyjaciel powiedział mi ostatnio, że jego zdaniem jestem jak dziecko. Kto inny może by się obraził, ale ja lubię szukać podstaw dla informacji, które przesyła mi świat. W tym przypadku, po namyśle, zgadzam się w stu procentach.
Pamiętacie może, jak w czasach dzieciństwa każdy nowy dzień niósł coś nowego, a sen miał służyć tylko temu, by przeczekać ten mało ciekawy okres między zachodem a wschodem Słońca? Ja nie pamiętałem, ale dzięki uwadze znajomego przypomniałem to sobie. Pamiętam w szczególności dzień przed zawodami puszczania latawców, w których brałem udział. Pamiętam, jak leżąc w łóżku, chciałem jak najszybciej zasnąć, bo sen ma magiczną zdolność przyspieszania czasu. Wiedziałem, że kiedy się obudzę, oczekiwane zawody będą na wyciągnięcie ręki, a każda chwila snu skróci okres oczekiwania. Dziś, obserwując ludzi Dorosłych (przez duże D!), odpowiedzialnych i biorących wszystko na poważnie, mam poważne wątpliwości, czy tak rozumiana dorosłość nie jest aby trochę przereklamowana. Dorosłość taka nie lubi poranków. Dorosły poranek to moment, gdy wstając z łóżka zaczyna się planowanie, jak przeżyć kolejny dzień, jak przebrnąć przez nawał obowiązków i jak dotrwać do wieczora – bo to wieczór jest teraz fajny. Można usiąść, kieliszek wina zastąpić kolejnym kieliszkiem i wreszcie poczuć się lepiej. Praca i codzienne obowiązki służą Dorosłym głównie do tego, by dotrwać do upragnionego wieczora, po którym czeka ich kolejny zmęczony poranek. Jeśli więc na tym ma polegać dorosłość, to ja, czterdziestolatek, uprzejmie za nią dziękuję.
Żona powiedziała mi kiedyś, że na kilka dni przed zawodami triathlonowymi zaczynam się zachowywać jak szczeniak przed zabawą. Wiem, że zawsze nie mogę się doczekać startu – który jest dla mnie przede wszystkim dobrą zabawą – i to najwyraźniej wpływa na moje zachowanie. Ale czy to powód do wstydu? Moim zdaniem nie. Kładąc się spać przed zawodami mniej lub bardziej świadomie cofam się w czasie, by jak kiedyś, myśląc o swoim latawcu, poganiać sen, by przyszedł i przeniósł mnie w czasie do upragnionego momentu. Nie musi to być jakiś specjalnie uroczysty, czy wymarzony moment. Zasypiające „dziecko” marzy o kolejnym dniu, nawet jeśli ma on zawierać tylko (a właściwie aż!) ponowne spotkanie z kolegami na torze kolarskim i dobrą zabawę. Bo moim zdaniem życie powinno być przede wszystkim dobrą zabawą, której definicję każdy wyznaczy we własnym zakresie. Jeśli więc czujesz, że Dorosłe poranki są dla Ciebie najgorszym okresem dnia, spróbuj wykorzystać zbliżające się święta do zmiany nastawienia. Bo nie wierzę, że tylko ja zasypiając w przededniu Wigilii poganiałem snem czas, by jak najszybciej przeniósł mnie do wyczekanego momentu pysznej kolacji i upragnionych prezentów.
W każdym mężczyźnie tkwi dziecko…. Pomysł z pianką w łóżku ma też inny aspekt – antykoncepcyjny 🙂
He he, muszę to przemyśleć, kiedyś żona mnie przyłapała jak testowałem kask motocyklowy i rękawiczki w łóżku. Ciekawe czy by się zdziwiła jakbym był w piance? 😉
Rafal, dlaczego nie spisz w piance ? Przeziebisz sie ! :-)))
Fajne. Chyba właśnie o to chodzi Marku 😉 Andrzej na Hawajach, to przed każdym wyjazdem nie mógł się doczekać ;))) Nieważne czy to trening, czy zwiedzanie.
Rano po wstaniu z łóżka przy dotrwaniu do zachodu trzyma myśl o treningu ( basen,rower,bieg )a druga strona to wieczór wspólny posiłek z lepszą połową i najważniejsze że zasnę przy niej !. Oczywiście sukcesy córek które pomagają gdy jest pod górkę w ciągu dnia 🙂
no bo przeciez facet to tylko wyrosniete dziecko, faceci doratsaja po 80, a niektorzy jeszcze pozniej 🙂
Mysle , ze w wielu z nas jest „kawalek dziecka „, ktore nie chce dorosnac .
I tu nie chodzi wyłącznie o sport. Znam takich, którzy traktują aktywność fizyczną trochę inaczej niż część z nas, mniej „serio”, ot tak sobie wychodzą poskakać 3 razy w tygodniu. Ale to bycie dzieckiem odnosi się w ich przypadku to innych aktywności. jeden z moich kolegów jest saksofonistą. Od zawsze był i będzie. I choć w zawodzie muzyka nie jest łatwo, on z uporem maniaka realizuje się jako muzyk, szukający swojego miejsca nie tylko na scenie. Po prostu chce zarabiać i żyć swoją pasją…jak dziecko 🙂
Nie ma tygodnia żebym nie szedł spać jak dziecko marzące o kolejnym dniu. A co ciekawe najwięcej radości (nie licząc startów) w każdym tygodniu przynosi poranek kiedy mam basen na 6.00. I choć zdarza się pobudka o 4:20 to wyskakuję z łóżka żeby pojechać na basen jak dzieciak na wycieczkę klasową 🙂
Rafale – świetny tekst! Wczoraj rano poleciałem do lasu. Po w-endzie nie bardzo się czułem na siłach na długie wybieganie, a tym bardziej na jakieś interwały/przed-zawały. Pomyślałem, może spróbuję czegoś nowego – jakieś skipy, czy coś w tym stylu. No i ruszyłem podskakując z nóżki na nóżkę. Po kilkunastu metrach z bocznej ścieżki wychodzi pani z psem i mówi; „Pan to musi być szczęśliwy. Podskakuje Pan jak przedszkolak!”