Tegoroczny Silesia Maraton miał drugą twarz – „rywalizację’ dwóch panów z jedną panią;)
Jakieś dwa miesiące przed godziną zero Silesia Maratonu dochodziły do mnie słuchy, że dwóch panów (zaprzyjaźnieni biegacze Andrzeja, którzy nie znają się wzajemnie) jest żywo zainteresowanych moją osobą, no raczej moją formą i tym, czy będą za, czy przede mną ma mecie;) Ciągle wypytywali o mnie. Okazało się, że również zapisali się na Silesia Maraton i chcą biec na ten sam czas co ja. W takim razie ustawiamy się za balonikiem z napisem 4:15 i spokojnie razem biegniemy do mety. To miał być pierwszy maraton moich/naszych kolegów.
Oczywiście przypuszczałam czemu te spytki mają służyć – przecież wy mężczyźni macie gen rywalizacji strasznie aktywny;) Ja zachowałam spokój, chociaż pewne elementy podekscytowania powoli wkradały się do mojej głowy w miarę zbliżania się terminu startu.
Pomyślałam sobie, że fajnie będzie przebiec maraton w towarzystwie, choć pewnie Sebastiana jak i Mirka będę widziała tylko na starcie i na pierwszych kilometrach. Widziałam jakie mieli czasy na treningach, biegali szybciej ode mnie.
Na linii startu spotkałam tylko jednego z moich „konkurentów’, Sebastiana. Przez pierwsze 2 km biegliśmy razem, potem ja zostałam z tyłu ale ciągle był w zasięgu wzroku. Mirka nie widziałam w ogóle, chyba biegł szybciej niż na zakładane 4:15. Od 10 km towarzysz pierwszych dwóch kilometrów, Seba, coraz bardziej się oddalał i w końcu zgubiłam go z pola widzenia. Co wtedy poczułam? W sumie nic tylko się uśmiechnęłam i przypomniało mi się jak dzień wcześniej napisał na portalu społecznościowym, że będzie przy mnie ciałem przynajmniej na początku, a potem mu ucieknę. A tu całkiem odwrotna sytuacja;) W okolicach 25 km stał mój suport w postaci wiernych kibiców ojca i córki, i uzyskałam informację, że Sebastian jest jakąś minutę przede mną. Hmmm, w sumie nie dużo ale nie ma się co szarpać, wszak jeszcze 17 km do pokonania. Ale wtedy przyszła mi już myśl, „ciekawe kiedy będzie miał jakiś kryzys?’. O Mirku nie wiedziałam nic, gdzie jest, jak biegnie. Domyślałam się, że jest gdzieś daleko przede mną.
Mirek
Nastał 30 km. Nie widzę ich. 31 km, patrzę a jakiś gościu staje z boku i łapie się za udo. Tak, to mój konkurent Mirek;) widziałam że ma kłopoty i to było nie fajne. Niestety nie udało się porozmawiać, bo był po drugiej stronie ulicy, a trochę biegaczy między nami było. Z drugiej strony nie powiem, cieszyłam się że dobrze idzie, a Mirka miałam już za sobą, to mnie dodatkowo zmotywowało;)
No to został jeszcze jeden;)
Sebastiana zobaczyłam na agrafce w okolicach 35 km, on wybiegał już z niej, ja dopiero wbiegałam. To było więcej niż minuta. Tak szczerze to ucieszyłam się, że fajnie mu idzie, bo ja na pierwszym swoim maratonie od 30 km uprawiałam marszo-bieg, a on ciągle biegł. Aczkolwiek z tyłu głowy ciągle się zastanawiałam, kiedy będzie miał jakiś kryzys? No bo przecież na pierwszym maratonie, prawie każdy go ma;) (a może Sebastian, sportowiec z krwi i kości nie będzie miał kryzysu?- niemożliwe!) I nastał ten moment, gdy go zobaczyłam, to był 37,5 km. Byłam coraz bliżej, aż po 38 km klepiąc Sebę w pupę krzyknęłam by biegł za mną (bo szedł), by dawał do przodu. Usłyszałam tylko 'jo wiedzioł’ i niestety jego kroków za mną już nie usłyszałam.
Do mety żaden z nich mnie nie doszedł;)
Stan rywalizacji dziewczyny -1, chłopcy -0)
Sebastian skończył 4 minuty później ode mnie, a Mirek 10 minut później. Tak czy siak każdy ma swoją życiówkę;) Panowie ładnie biegliście!!
od lewej: Sebastian, ja, Andrzej
Dlaczego być kobietą fajnie jest? Bo w takiej „rywalizacji’ mogę sporo zyskać, a tak naprawdę nic stracić. Gdybym przybiegła później od kolegów… przecież chłopaki biegają szybciej, no i przecież jestem płeć słabsza;) A tak, na pewno zyskałam szacunek, pokazałam, że kobieta to nie tylko żona i matka zajmująca się domem ale też wojowniczka na swój sportowy sposób.
Tak na marginesie to zastanawiam się jak to jest pobiec maraton z doświadczeniem kilkunastu startów? Czy doświadczenie z każdego biegu procentuje na następnym, czy potrafi się do niego podejść lepiej przygotowanym, z mocniejszą głową?
Ja mogę napisać z perspektywy ukończenia 4 maratonów, że każdy na pewno nauczył mnie pokory do tego dystansu. 42,195 km to nie 30 czy nawet 35 km wybiegane na treningu, bo ostatnie kilometry są kluczowe dla biegu. Wiem też, że trzeba mieć chłodną głowę, ona jest chyba najważniejsza. Mnie ona nie zawiodła i pozwoliła osiągnąć, na razie, życiowy sukces w maratonie, patrząc na całokształt biegu;)
Chłopaki wiedzą już jak to boli i na pewno wyciągnęli wnioski na przyszłość. Każdy przecież z nas to kiedyś przeżywał;)
Przepraszam chłopaki, szczególnie Was, Seba i Mirek ale cholernie się cieszę, że tak mi się udał ten maraton i Was pokonałam;)))
Jednak jakiś gen rywalizacji we mnie siedzi;)))
Dzięki chłopaki;) Będę walczyć dalej ale na razie odpoczynek;)
Bogna, gratki! Muszę poprawić bieganie, by następnym razem nie dać Ci się na CityTrailu 😉
Bogna, wielkie gratulacje!!! Jestes twardzielka! Andrzej niech sie boi!:)
hehe może jak ukończę 4 maraton to tej pokory się nauczę 😉 pięknie Bogna !!!
Pamietam swoj pierwszy polmaraton jakies 5/6 lat temu. do 18 kilometra bieglem na okolo 1:40 tam dopadl mnie kryzys wiec zaczalem zwalniac, ale wyprzedzila mnie duzo nizsza dziewczyna na ktorej widok sie zmobilizowalem i a chwilowego spaceru powiedzialem ze nie odpuszcze i lece za nia, bo przeciez nie ma szans zeby taka kobieta mnie wyprzedzila. Coz po 400 m musialem uznac jej wyzszosc 🙂
Czy być kobietą jest fajnie nie wiem, jeszcze nie bylem :-). Wiem tylko, że srednio się czuje jak kobiety sprawiają mi manty! Pewnie panowie też czuli się nieswojo. Doświadczenie jest mocnym atrybutem….. W nadziele mam nadzieje, że będę bogatszy o kolejne … 😉 Brawo Bogna!!!
Pięknie, jednak doświadczenie i porządne przygotowanie robi swoje. Co jak co, jeśli zdecydują się biegać dalej to dałaś im nie złego kopa motywacyjnego na przyszłość, na pewno będą chcieli się odegrać 😉