Po jakimś czasie w milczeniu… ponad rocznym…powracam.
Zasadniczo rok temu nic pozytywnego – sportowo, się nie wydarzyło. Popełniłem, we własnej ocenie, poważny błąd – najpoważniejszy błąd 'sportowy’. Skusiłem się na 'trenera’. Ze znanej firmy itd. Nawiązując do artykułu MKona i tego o czym pisał i na FB i na swojej stronie…Moi drodzy, to z 'trenerstwem’ nie ma nic wspólnego. Na pewno pomaga tym którzy o sporcie, a może bardziej, o własnym ciele nie mają większego pojęcia (oczywiście nie chodzi mi tu o nic nagatywnego, ale bardziej o doświadczenie w zakresie własnych możliwości). Generyczne podejście do planów i zawodnika nie ma prawie nic wspólnego z podejściem indywidualnym. Czekam dnia w którym użycie wyrazu 'trener’ i 'trenowanie’ nabierze prawdziwego znaczenia. Póki co wszystko polega na plano pisarstwie, a raczej plan przerabiarstwo/kopiarstwie. Mój poprzedni sezon naznaczony był kontuzjami, odwołanymi startami lub startami niedopiętymi wszystko przez wg mnie byle jaki plan treningowy.
Ten sezon miał być inny. W końcu sam się za niego wziąłem;) Zero kontuzji, słuchanie siebie plus przerabianie planów z netu, plus kilka dodatkowych lekcji pływania i pływanie z grupą. Ogólnie pełne zadowolenie i robienie tego co i jak mi się podoba…oczywiście trzymając się pewnych założeń. I wszystko to z Żoną najpierw w ciąży i synkiem 2.5 rocznym przy boku i skończywszy na kilkumiesięcznym Numerze 2 i ponad 3 letnim Numerze 1J i masą obowiązków i wyjazdów natury służbowej.
W planie kilka startów. Rozgrzewka na początku maja w półmaratonie (1h27min), póżniej ostatni dzień maja to koniec ostatniego cyklu i mocny trening w ramach zawodów ¼ IM (nawet dostałem ochrzan od pewnego znanego wszystkim Pana, że podchodzę treningowo do zawodów i bez żadnej regeneracji…ale taki był mój plan, mój i nikogo innego).
A czerwiec to już zawody do których zmierzam. Mój priorytet na ten rok. Challenge Denmark Herning-Billund na ½IM.
Od razu napiszę, organizacyjnie, 'miejscówkowo’ to jest zdecydowanie najlepsza impreza w życiu. Challenge DK zrobił imprezę kultową! I jestem pewien, że będzie o niej głośno. Mieszkaliśmy sobie w domkach w Lalandii – ot takie miasteczko/bawiarnia dla dzieci i dorosłych. Bardzo blisko lotniska w Billund, przy samym Legolandzie itd. Wszystko z pięknymi zielonym uliczkami, masą trampolin, zjeżdżalni, lin, placów zabaw itd. Raj dla rodzin. A to przecież prawie najważniejsze!
Jak sama nazwa imprezy wskazuje, start w Herning w jeziorze Fuglsang (prawie 60 km od Billund/Lalandii). Tam też T1, póżniej rowerem 90 km do Billund. T2 i bieganie po Lalandii, torze wyścigów konnych, przy Legolandzie itd. No dziób się cieszył cały czas.
Część raportowa. Pływanie
Zaryzykowałem i wystartowałem w piance prosto z kartonu. Taki sobie pomysł…ale nie było kiedy jej założyć czy opływać. Oj walczyłem w wodzie. Czułem się źle. Nie mogłem złapać rytmu, nie czułem mocy, ani balansu…a do tego trasa była…skomplikowana. Po drodze różne rzeczy zasłaniające bojki czego nie było widać z linii startu. Czas 37 min. Co zrobić. Drugi najgorszy czas w życiu…i to w trzecim roku startów i zdecydowanie najlepszym pływacko przygotowaniu do sezonu. Do tego na ostatnich 500m (coś chyba koło tego) zaczęły łapać mnie kurcze w czwórkach. Pozytyw: pierwszy raz pływam szybciej bez niż z pianką…;)
T1: Oczywiście nie mogłem tej nowej pianki ściągnąć. Utknęła mi na czipie. Kosztowało mnie to dużooo sił i niestety czwórki o sobie przypominały. 4:20 tragedii nie robi. Nie mniej, czołówka z mojej AG30-34 przebierała się w sporo poniżej 3 min. Naprawdę muszę zacząć to trenować.
Rower. Z północy na południe. Trasa płaska – chyba 300m przewyższeń. Szybka…ale niestety tego dnia pod wiatr. Na szczęście jak na duńskie warunki wiatr leciutki 2m/s. Po drodze po Duńsku. Słońce zamieniło się w chmury, dwa razy nas zlało/ochlapało – choć bez dramatów. Dodam, że pierwsze 20-30 km (nie pamiętam już) czułem się wciąż fatalnie przez te problemy z czwórkami. Co mocniej nacisnąłem zaraz dostawałem sygnał zwrotny – nie próbuj tego bo kurcz. Coś jednak zaskoczyło, przeskoczyło czy co tam i udało się wejść na normalny akceptowalny poziom. Nie wiem czy to samo spowodowało olbrzymi wzrost ciśnienia na pęcherzu…. Cała trasa 93 km. Średnia 37 km/h. I to jest to o co chodziło.
T2: Zacząłem tak sobie. Stopy mi troszkę zdrętwiały o czym nie miałem czasu myśleć aż do momentu gdy trzeba je było wyciągnąć z butów. Jedna wyszła, druga nie chciała. Szczegół. Ale jak siusiu mi się chciało!! A tu nie ma WC, albo przebiegłem obok!?
Bieg. Jest WC! 1.5km za 'startem’. Postałem sobie troszkę w takim otwartym kibelku dla czworga. Jedna grupa skończyła, później druga…a ja stoję. Wyszło 90 s…i jak to się ma do planu złamania 1.5h na części biegowej…ano nijak! Byłem jednak jak w transie. Uśmiechnięty itd. Tempo oscylowało w granicach 4:00-4:10 zależnie od terenu. Połykałem kolejnych zawodników, kolegów którzy 'nacięli się’ na łatwy profil trasy i po prostu pojechali za mocno. Bieg na 1:27:56 i to z toaletą w środku. Samego biegania było 1:26:22…i byłby to drugi wynik w AG, a tak skończyło się na 5…(o ile dobrze zrozumiałem wszystkie tabelki)
Koniec: 4h39min58s. Złamałem nie tylko 4:50 którego do tej pory nie mogłem osiągnąć, nie tylko 4:45 o którym myślałem, udało się zrobić jeden kroczek dalej i to mimo 93 km…i siusiu…58 w Open (na ok. 1000), 11 w AG. I już dziś w dobrej formie i zmotywowany do kolejnego wyzwania. Za 6 tygodni (tak Mistrzu!) pełen dystans. Tam trzeba będzie po prostu przetrwać, robić swoje i cieszyć się każdą chwilą.
PS Zdjęć miało nie być bo zostałem zwyzywany od 'byczków’ (nawet nie byków…), że jestem za duży/ rower za mały itd. i to mimo 77 kg i 188 cm. Życie…;)
PS2 Challenge DK to także dystans pełen. Stanowczo polecam! GENIALNA impreza
Niech Wam będzie…Dziękuję Professore;) Na pewno nie mam niczego z ryby…Może się dorobi.
Artur, ja napisałem, że byczek…. ale coś z konia z pewnością też ma… :-))) I znowu sobie przechlapałem…. :-)))
Looooo!!!! I moglbym wiecej nie pisac! Kon zes sie Bracie zrobil!:) Wygladasz swietnie! Wynik godny uwagi i pozazdroszczenia (co nie Arku?!:))! Co za bieg!!!! Brawo! Ciagnij tak dalej a 4.30 to zgnie jak …puch marny:))))
Dzięki Arku…wiesz przecież, że tak sobie tam piszę. Pełen będzie fajny. Dużo czasu żeby się nacieszyć zawodami…byle tylko nie zasnąć w między czasie;)
Oj, Michale, Michale, Ty taki wrażliwy … przecież wiesz, że te moje uwagi pisane są w tonie humorystycznym!!! 🙂 A kto wie może i po troszku z zazdrości… bo taką sylwetkę niejeden chciałby mieć! Jeszcze raz gratuluje świetnego wyniku! Tylko patrzeć jak pęknie 4.30, czego oczywiście życzę Ci z całego serca! No ale zanim to się stanie czeka nas najdłuższy test wydolności i próby charakteru ! Matko i córko…..