Mam wrażenie, że masowy ruch sportowy w Polsce, który tak pięknie się zapowiadał i zbierał tak fantastyczne żniwo, właśnie zabrnął w ślepą uliczkę. Pamiętam, kiedy niemal 4 lata temu rozpocząłem za namową Łukasza Grassa pisanie quasi bloga na łamach Akademii Triathlonu. Triathlon w Polsce uprawiała garstka ludzi – 1000, może 1500 osób. Poziom amatorów i zawodowców był śmiesznie niski, a karbonowy rower czasowy z dyskiem w strefie zmian wzbudzał taką samą sensację, jak szczątki UFO w Roswell. To były czasy, kiedy wynik w okolicach 4 godzin i 30 minut na połówce pozwalał na zajęcie miejsca w TOP 10 najmocniej obsadzonych zawodów w kraju. Poziom sportowy poszedł abstrakcyjnie do przodu, liczba zawodników zwiększyła się co najmniej dziesięciokrotnie, co tydzień mamy kilka różnych imprez w całym kraju, a w świadomości przeciętnego Polaka triathlon nie jest już sportem zimowym dla niewyżytych myśliwych.
I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że jest cholernie daleko od super. Dlaczego?
Bo w tym całym z pozoru pozytywnym szaleństwie, stało się to o czym mówili na przykład wieloletni biegacze, obserwujący kilka lat wcześniej popularyzację ich dyscypliny. Masowość to fantastyczne zjawisko, ale niesie za sobą wiele złego. Pod pierwszymi artykułami na AT większość komentarzy zarażała optymizmem, pozytywną motywacją, inspiracją i poczuciem wspólnoty. Wszyscy mieliśmy podobne cele, podobne marzenia, podobne zagwoztki. Niemal wszyscy dążyliśmy do rozpropagowaniu naszej dyscypliny, bo i niemal wszyscy mogliśmy na tym skorzystać. My amatorzy mieliśmy więcej imprez, na wyższym poziomie organizacyjnym, na różnych dystansach, w wielu regionach kraju, a zawodowcy szansę na pokazanie się i zdobycie sponsorów. Teoretycznie wszystko szło w dobrą stronę. Jednak od jakiegoś czasu z różnych stron możemy odebrać sygnały, jak bardzo polaryzują się postawy zawodników, jak bardzo rośnie grupa sfrustrowanych, niezadowolonych, narzekających i krytykujących wszystko i wszystkich. Trochę to przypomina sytuację, jaka panuję w polskim społeczeństwie i na naszej scenie politycznej. Tylko delikatna różnica polega na tym, że w społeczeństwie musimy funkcjonować, czy nam się to podoba czy nie, ewentualnie zawsze można wyemigrować, a sport, szczególnie w wydaniu amatorskim, to nasz wybór. I teoretycznie nasza przyjemność, pozwalająca oderwać się od tych wszystkich złych zjawisk, które nas dotykają w życiu codziennym.
Ja trenuję, żeby odreagować, żeby poczuć satysfakcję, przełamać swoje słabości, poczuć smak rywalizacji, zaimponować i udowodnić coś głównie sobie, ale też miło kiedy inni docenią moją pracę. Uprawiam sport też po to, aby spędzić czas z ludźmi pozytywnymi, którzy zazwyczaj mają podobne podejście do życia co ja. Tymczasem odnoszę wrażenie, że z grupy wzajemnie się motywującej i zarażającej pozytywną energią zamieniliśmy się w społeczność pieniaczy i kontestatorów.
Zacznę od świeżej dyskusji wywołanej przez Filipa Przymusińskiego o subtelnej różnicy w naszym wydaniu pomiędzy zawodnikiem PRO i amatorem. Ilość jadu i frustracji, która przy okazji tego skądinąd wyważonego artykułu się pojawiła, tylko potwierdziła moje obserwacje. Zresztą kilka dni wcześniej dość podobne spostrzeżenia miałem po lekturze pewnego wpisu w bardzo popularnej triathlonowej grupie dyskusyjnej na FB. Po prostu narzekamy na wszystko i wszystkich!!
Że nasi PRO są słabi?! Są tacy jacy są, na pewno najlepsi w kraju. Cieszmy się, że są coraz lepsi. Że dostali 12 minut od zwycięzcy?! Trudno, ale już nikt nie zauważył, że Aernouts to jeden z czołowych zawodników na ½ IM w Europie. A że takich kozaków jest więcej? No jest. Tak jak są setki lepszych piłkarzy, koszykarzy czy reprezentantów innych dyscyplin od Polaków. Trudno. Dziewczyny i chłopcy się starają, nie jest im lekko, związek istnieje raczej w teorii – szkoda gadać, narybek jest wciąż relatywnie niewielki, więc i wyniki są takie jakie są. Że PRO raz stratują w elicie, a raz w amatorach?! Czy naprawdę nie macie większych problemów? Czy Daniel Formela, który pływa jak bardzo przeciętny amator, ale za to rowerem i biegiem łoi wszystkich i potrafi nadrobić ponad 600 pozycji w Gdyni, to zawodowiec?! Trochę tak, a trochę nie. To, że jedzie na MŚ jako amator jest tylko elementem jego ścieżki rozwoju. Dam sobie rękę uciąć, że za jakiś czas zobaczymy go w czołówce niejednych zawodów serii IM. Przymusiński, Ławicki, Luft, Adam, Kalaszczyński – faceci, którzy u nas w kraju rozdają karty na dystansach bez draftingu czasem nie mają wyjścia. Na wielu imprezach mniejszej rangi nie ma kategorii PRO, więc startują w generalce i kategoriach. Lecz tu cała rzesza sfrustrowanych amatorów zaczyna się burzyć, że w ten sposób elita odbiera miejsca na podium prawdziwym AGRom. Coś Wam powiem. Jednym co bardzo mnie przyciągnęło do triathlonu była formuła otwartych zawodów, w których często na jednej linii startu stoi olimpijczyk, mistrz globu i podtatusiały amator taki jak ja. Gdzie jeszcze, poza bieganiem, facet z kanapy może startować razem z zawodowcem, gdzie jeszcze można się porównać z elitą, ale i poczuć tę samą atmosferę, emocję, oprawę co zawodowi sportowcy?! Czy właśnie nie to sprawiło, że tyle osób decyduje się na starty?
Co warte są zawody, w których zajmujemy wysokie miejsce ( dla każdego jest to inna skala ), ale okazuje się, że poziom sportowy był niski?! Prawdę mówiąc wolę być 10-ty w swojej kategorii wiedząc, że rywalizowałem z debeściakami, niż wygrywać w zawodach, gdzie zabrakło czołowych zawodników. Dlatego między innymi wielki „tytuł” vice mistrza Polski na ćwiartce ze Szczecina nie ma dla mnie większej wartości. Zresztą na świecie jest podobnie. Pamiętam jak po IM 70.3 w Kronborgu byłem trochę załamany, a może bardziej zaskoczony, że kilku gości z mojej kategorii powkładało mi kilkanaście minut. I kiedy już chciałem stawiać tezę, że nawet amatorzy na świecie biją nas na głowę, postanowiłem sprawdzić, z kim przegrałem. Okazało się, że pierwszych 5 zawodników to exPRO z kadr narodowych Portugalii, Niemiec, Kanady czy Szwecji, którzy przez lata ścigali się ITU czy innych cyklach. Czy to oznacza, że mam się czuć oszukany?! Wprost przeciwnie. Ich boskim prawem jest przejście do kategorii wiekowej, a ja muszę się obejść smakiem i zejść na ziemię. Są w moim wieku i obiektywni są lepsi – TAKI JEST SPORT. No chyba, że wolicie świecić tryumfy rodem ze świetlicowego turnieju w piłkarzyki?!
Tu przy okazji pojawia się sprawia Gosi Szczerbińskiej i jej sukcesu na ME w Genewie. Wygrała?! Wygrała! Że w kategorii?! Chciałbym chociaż tyle. Nie ścigała się z 40-letnimi, zmęczonymi życiem i pracą matkami, tylko innymi młodymi zawodniczkami w tym samym wieku. Że w Polsce jest PRO?! No jest i co z tego. Nie była nominowana przez związek na tę imprezę to sobie pojechała. Za swoje pieniądze, ewentualnie sponsorów, prywatnych dodajmy, więc wara nam/Wam od tego, kto jak wydaje swoja kasę. Może cały ten zgiełk medialny był troszkę przesadzony, ale z drugiej strony, ile razy w roku wiadomość ze świata triathlonu pojawia się na pierwszej stronie gazeta.pl. Jeśli nie brawa za wynik sportowy to chociaż brawa za PR. W sporcie, jak w biznesie czy polityce szuka się furtek, żeby móc odtrąbić sukces. A Gośka mam nadzieję jeszcze nieraz pokaże klasę w elicie.
Ech. To całe nasze narzekanie. Jak nie było imprez, to wszyscy utyskiwali, że ich nie ma, a te co były niewiele odbiegały poziomem organizacyjnym od parafialnego turnieju trampkarzy. Kiedy mamy kalendarz wypchany zawodami, to ciągle słyszę, że za niski poziom sportowy, albo za wysoki, że jest zbyt komercyjnie, zbyt medialnie, że po co się tu pchają celebryci, że kiepski pakiet startowy, albo nędzne pasta party. I że, w ogóle zawody w Polsce nijak się mają do świata.
Czy naprawdę głównym powodem rywalizowania w triathlonie jest potrzeba nawpieprzania się makaronem i otrzymania jakiejś koszulki?! Czy po to trenujemy, poświęcamy swój czas, czasem cierpimy, a czasem mamy frajdę?
Trochę pojeździłem po zawodach na świecie, startowałem w serii IM, byłem na MŚ i wiecie co? Wszystkie Ironmany, które zaliczyłem, pod względem organizacyjnym były co najmniej ŚREDNIE! A przynajmniej takie miałem odczucie, porównując je z Suszem, Gdynią, cyklem Garmina, Volvo czy Enei. Oczywiście wiem, że są eventy spod znaku Mdot rewelacyjne, ale przestańmy wreszcie wierzyć w te bajki, że wszystko co na zachód od Odry kapie złotem.
Owszem złoto kapie, do kieszeni WTC i wtedy dopiero musimy zapłakać, gdy wysycha nam dno portfela. Namiastkę tych utyskiwań mieliśmy już przed tym sezonem, kiedy przyszło zapłacić za udział w zawodach w Poznaniu czy Gdyni. A to i tak były najtańsze startowe w całym cyklu zarówno Challenge’a jak i IM. Chcemy mieć światowe serie, to niestety musimy się liczyć z wysokim wpisowym.Na szczęście są imprezy tańsze, mniej komercyjne i każdy może znaleźć coś dla siebie. A, że nie zawsze wszystkie są równie udane?! Mnie również nie zawsze wszystko się podoba, ale w swojej pracy też czasem daję ciała i muszę się z tym pogodzić. Tak bywa.
Kolejna sprawa to jakieś dziwne zwracanie uwagi na innych. Ostatnio czytałem całkiem ciekawy i wyważony tekst o triathlonistach okiem biegacza, który obala mit, że triathlon jest dla szpanerów i lanserów. Zresztą ten temat pojawia się bardzo często także na forach triathlonowych. Czy nie wydaje Wam się, że za bardzo zwraca się oceniamy innych. Jaki mają sprzęt, jak są ubrani, ilu gadżetów używają. A co to do jasnej cholery kogo obchodzi?? To samo się zresztą tyczy biegaczy i przedstawicieli innych dyscyplin. Czy ktoś kto przyjeżdża na końcu stawki, nie ma prawa jeździć sobie na wypasionej, karbonowej czasówce z dyskiem, jeśli tylko go na to stać?? Czy dziewczyna, która biega 3 km dziennie w tempie spacerowym, nie ma prawa ubrać się zgodnie z biegową modą i pod kolor stroju mieć pomalowane oczy i paznokcie? Czy jeśli ktoś wspomaga się kompresją, sporttesterem za tysiące złotych, wrzuca zdjęcia na FB i robi to tylko dlatego, że sąsiad, kumpel z pracy czy jakiś pajac w TV też trenują jest gorszy? Gorszy, bo co? Bo ma inną motywację. Przepraszam za wulgarność, ale gówno nam do tego. Wolę, żeby ludzie lansowali się sportem, zdrowym trybem życia, niż ulegli tak powszechnej i zżerającej nas od środka modzie naśmiewania się i krytykowania wszystkiego i wszystkich. Wolę działać, nawet jeśli w swoim działaniu jestem wtórny, niż kontestować i być dumnym ze swojej pozornej niezależności. Skupmy się bardziej na sobie. Na samodoskonaleniu, poprawianiu swojej formy i poziomu sportowego. Mam wrażenie, że wiele osób tak narzekających na trudny los sportowca-amatora, więcej czasu poświęca na lanie jadu w internecie, niż na treningi.
I na koniec kwestia chamstwa i emocji. Sport to wielka, często skumulowana energia, która przy niesprzyjających okolicznościach potrafi niekontrolowanie wybuchnąć. Takie są odwieczne prawa natury. Zdarza się, że wymiana zdań na trasie nieco odbiega od parlamentarnych standardów. Jeśli jednak na mecie, po wygaszeniu emocji zawodnicy przybijają sobie piątkę, to nie jest to problem. Jeśli jednak dochodzi do pogróżek czy wręcz aktów agresji, jak to nie dawno miało miejsce na jednej z krajowych imprez, to sprawa zaczyna być coraz mniej sympatyczna. Masowość triathlonu sprawiła, że pojawiło się mnóstwo osób, które niszczą tę niegdyś pozytywną atmosferę, dążąc do swojego celu, do sukcesu za wszelką cenę. Sprawa popchnięcia konkurenta podczas etapu rowerowego, to tylko szokujący czubek góry lodowej, która pod powierzchnią kryje różne mniejsze i większe niegodziwości, psujące od środka całe środowisko. Nikt nie ma wątpliwości, że temat draftingu bulwersuje, ale i skłóca. Oskarżenia o tę formę oszustwa pojawiają się niemal po każdych zawodach. Trzeba to tępić bezwzględnie, bo sytuacja, jaka miała miejsce podczas zeszłorocznej Gdyni, nie ma prawa się powtórzyć. Jednak wyłapywanie draftingu to broń obosieczna. Nie możemy dopuścić, aby w naszym środowisku doszło do jakiejś absurdalnej formy McCarthyzmu, rodzaju polowania na czarownice. Mam wrażenie, że potrzeba wyłapywania oszustów jest tak wielka, że dziś każdego można oskarżyć o drafting, bo rywal ma takie „widzimisię”. Bo zobaczył zdjęcie, albo porównał sobie czasy i mu wyszło, że ktoś draftował.
Mam tylko taką cichą nadzieję, że te wszystkie negatywne zjawiska, w gruncie rzeczy są jakimś marginesem , że 99% ludzi cieszy się z tego co dał im sport, emocjonuje się treningami i kolejnymi startami, przybija piątkę i wzajemnie się wspiera. A ta wściekłość i agresja to tylko margines, efekt potreningowego zakwaszenia mięśni, które szybko przechodzi po zażyciu odpowiednich środków.
Z pozdrowieniami dla Wszystkich – zarówno tych, co uważają podobnie, jak i tych, którzy za moment nie zostawią na mnie suchej nitki ;-)))
Więcej na ten temat i inne na moim blogu totalneporuszenie.pl i profilu FB totalne poruszenie.
ja doskonale pamietam jak przyjechalam do Polski kilka lat temu dzwigajac buty do biegania I zaczelam zwiedzac moje okolice biegajac. Pamietam jak ludzie a zwlaszcza mlodziez smiala sie ze mnie. Teraz przyjezdzam I ta wlasnie mlodziez tez biega. Ludzie zaczynaja sie ruszac I to mnie cieszy. Mialam okazje obserwowac Macku I ciebie w Gdyni jako trenerka w tym roku I jestem pod wrazeniem. Oby tak dalej!
Mamy fantastyczna kadre pro I „amatorow”, w sumie to bym naszych amatorami nie nazwala bo juz dawno linie amatorska ci ktorych widzialam w Gdyni przekroczyli. Ciesze sie, ze triathlon zyskuje coraz wieksza liczbe zwolennikow w Polsce. Za kilka dni jade do Polski na da tygodnie- dwa tygodnie treningow: bieg I rower w gorach a do tego plywanie. Mam nadzieje ze duzo osob spotkam na swojej drodze!
Panie Maćku dziękuję za świetny tekst. Poświęcony czas na pisanie nie będzie zmarnowany.
Maciej,
Nic dodać tylko Amen !
Czytam tytuł „cholernie daleko od super”- by Dowbor.
Nie…ten znowu narzeka, że został mistrzem świata ale jego świat się zawalił bo miał kiepskie tempo na biegu 1.30 km/h …a tu miłe zaskoczenie. Bardzo fajny tekst. Szkoda, że właśnie tej frajdy nie czuć w Twoich tekstach o wyścigach..Tam zawsze jesteś rozczarowany, ze mogłeś lepiej a wyszło jak wyszło.
W pełni się zgadzam i podpisuje pod tym co napisałeś. Każdy ma swoją własną motywację by trenować i startować i nic komu do tego. Ja jeżdżę na góralu w tri….bo mi zdrowie nie pozwala na jazdę na szosówce lub TT. Ale jakbym był zdrowy to bym TT (spłacałbym 5 lat 🙂 )kupił i wara komu do tego. Patrzmy na siebie a nie dookoła. A Polska to niestety naród narzekaczy. Ale nie zgodzę się, że na zawodach wytrzymałościowych to jakiś wielki procent. Póki co to margines. A umasowienie czegokolwiek kończy się, że trzeba się będzie liczyć z „warzywami”. Za niedługo boom się skończy i zostaną zapaleńcy i miłośnicy walki ze sobą. Peace.
Świetny tekst!!!!!
Super tekst, zgadzam się w pełni, no może za wyjątkiem wątku o 40-letnich matkach, bo te choć zmęczone życiem też potrafią być zajadłe 😉
Czym się różni profesjonalista od amatora?
Wchodzi pierwszy klient w dużym markecie budowlanym i napotyka na swojej drodze sprzedawcę.
– Witam Pana! W czym mogę pomóc??
– A idź Pan w pizdjot !!! Dam se radę!
Co odpowiada sprzedawca profesjonalista a co amator???
Odp. Prawdopodobnie to samo czyli np.:
– W porządku! Jak coś proszę mówić – pomogę!
W czym zatem tkwi różnica?
Ano w tym, że amator podchodzi do sprawy emocjonalnie. Wie, że aby nie stracic pracy należy tak odpowiedzieć ale w myślach po takich słowach klienta ma ukryte:
– Ty Baranie ! Bym Ci dał iść w pizdjot gdybyśmy byli gdzieś indziej!!! Sam idź w pizdjot!
Natomiast profesjonalista wie, że w ciągu dnia zdarzy się z 3-4 klientów zdenerwowanych, złych, „tak” usposobionych i jego myśli są zgoła inne po aroganckiej odpowiedzi klienta. Myśli: Ok, jeden mniej. Jeszcze z dwóch takich będzie.
:):):)
Sądzę, że tak jak UNICEF, WOŚP, CZERWONY KRZYŻ, AKCJE CHARYTATYWNE, MISJE SPOŁECZNE i inne zachowania, których nadrzędnym celem jest robienie czegoś dobrego spotykają się z negatywną oceną, tak i TRIATHLON napotykać będzie na tych „oświeconych” co widzą i wiedzą wszystko. Sądząc jednak po ilości wpisów typu positive jestem spokojny o tę społeczność.
Panie Maćku! Bo się nie znamy.
W zeszłym roku na ENEA Poznań złapałem gumę w strefie zmian:):) Wybiegłem na asfalt rozgrzany chyba do 40stopni i zacząłem wygrzebywać sprzęt aby zmienić oponkę. Dookoła słyszałem: O Qrw….!!! Ale pech!!! No i nagle słyszę z Pana ust: Możesz pobiec z 1 km , tam jest serwis Shimano! Dobiegłem chociaż było ciepło w stopy!! DZIĘKI!!!
Pozdrawiam wszystkich! RÓBMY SWOJE
Czym się różni profesjonalista od amatora?
Wchodzi pierwszy klient w dużym markecie budowlanym i napotyka na swojej drodze sprzedawcę.
– Witam Pana! W czym mogę pomóc??
– A idź Pan w pizdjot !!! Dam se radę!
Co odpowiada sprzedawca profesjonalista a co amator???
Odp. Prawdopodobnie to samo czyli np.:
– W porządku! Jak coś proszę mówić – pomogę!
W czym zatem tkwi różnica?
Ano w tym, że amator podchodzi do sprawy emocjonalnie. Wie, że aby nie stracic pracy należy tak odpowiedzieć ale w myślach po takich słowach klienta ma ukryte:
– Ty Baranie ! Bym Ci dał iść w pizdjot gdybyśmy byli gdzieś indziej!!! Sam idź w pizdjot!
Natomiast profesjonalista wie, że w ciągu dnia zdarzy się z 3-4 klientów zdenerwowanych, złych, „tak” usposobionych i jego myśli są zgoła inne po aroganckiej odpowiedzi klienta. Myśli: Ok, jeden mniej. Jeszcze z dwóch takich będzie.
:):):)
Sądzę, że tak jak UNICEF, WOŚP, CZERWONY KRZYŻ, AKCJE CHARYTATYWNE, MISJE SPOŁECZNE i inne zachowania, których nadrzędnym celem jest robienie czegoś dobrego spotykają się z negatywną oceną, tak i TRIATHLON napotykać będzie na tych „oświeconych” co widzą i wiedzą wszystko. Sądząc jednak po ilości wpisów typu positive jestem spokojny o tę społeczność.
Panie Maćku! Bo się nie znamy.
W zeszłym roku na ENEA Poznań złapałem gumę w strefie zmian:):) Wybiegłem na asfalt rozgrzany chyba do 40stopni i zacząłem wygrzebywać sprzęt aby zmienić oponkę. Dookoła słyszałem: O Qrw….!!! Ale pech!!! No i nagle słyszę z Pana ust: Możesz pobiec z 1 km , tam jest serwis Shimano! Dobiegłem chociaż było ciepło w stopy!! DZIĘKI!!!
Pozdrawiam wszystkich! RÓBMY SWOJE
Rzeczowo i na temat, podpisuje się pod tym tekstem obiema rękami. Niestety wraz ze wzrostem osób startujących rośnie ryzyko pojawiania się osób wiecznie narzekających i ciągle będących na nie. Cóż każdy ma jakieś swoje cele do których dąży, jeden chce slota, drugi dołożyć koledze, trzeci zrucić parę kilo a czwarty poszukać minusów w całej tej zabawie 😉
Bradzo dobry artykul. Ja jestem z tego nowego rzutu, w sensie w Tri dopiero od tego roku, wiec moze nie przystoi mi sie wypowiadac, ale coz, od siebie dodam tylko jedno, mamy piekny kraj, cudownych ludzi, a wyjatki tylko ta regule potwierdzaja, no i jeszcze jedno, my Polacy bardzo lubimy jak ktos ma gorzej od nas, jak sasiad ma lepiej to na pewno oszust. Wide artyukuly o majatku Kulczyka po jego smierci, ciekawe, jak autor artykulu by sie czul jakby ktos cos podobnego zamiescil w mediach jak jego dotknelaby rodzinna tragedia.
Nie widzę tego wszystkiego w tak czarnych barwach. Nie zgodzę się z opiniami, że ze „środowiska zrobiło się śmieciowisko”. Czytając to wszystko zastanawiam się czy tzw. naszą narodową przywarą nie jest przypadkiem „przesada” a nie narzekanie itp.
Środowisko tri jest takie samo jak inne środowiska, bo nie może być inaczej, takie jest życie. To nie środowisko tri czy biegowe się zmieniło w ostatnich latach tylko my jako ludzie się zmieniamy w swojej masie, inaczej żyjemy, bardziej powierzchownie, szybciej itd. Frustracje w świecie tri, biegowym, giełdowym, medycznym, bankowym, dziennikarskim itd. mają bardzo podobne podłoże. Chcemy za dużo, za szybko i najlepiej tanio i dobrze, a tak się nie da. Natomiast jak spojrzymy na skalę to nie jest tak źle jak teraz uderzając w dzwon zaczynamy głosić. Osobiście nie spotkałem się z niemiłym zachowaniem na zawodach w ostatnich dwóch latach, z każdych wracam z w dobrym nastroju, ciesząc się z poznania kolejnych wspaniałych ludzi. Przejmowanie się tzw hejtem pisanym anonimowo na AT czy innych portalach i wyciąganie z tego wniosku, że się staczamy też jest przesadą. Zresztą jak ktoś piszę jako anonim to może się okazać, że piszę jeden lub dwóch pod kilkoma nazwami. Czyli na tysiąc lub więcej osób czytających parę coś złego napiszę tak dla zasady i mam się smucić, że jest źle? Oczywiście każde patologiczne czy bandyckie zachowanie jak pchnięcie kogoś na rowerze jak ostatnio czy celowe uszkodzenie roweru w strefie należy bezwzględnie ścigać ale to jest już kodeks karny (nota bene jak się toczy sprawa gościa ze Szkocji?). Po prostu nie dajmy sobie wmówić, że jest źle, bo kilku idiotów coś krzyknie/kogoś obrazi czy nawet zrobi komuś krzywdę – wtedy kogoś takiego trzeba publicznie napiętnować a jak jest przestępstwo to ukarać i tyle. Negatywne myśli i słowa mają moc sprawczą, myślmy o nas pozytywnie, nie dajmy się zmienić przez garstkę osób i będzie dobrze:)
Tropienia oszustów się nie boje i trzeba to robić, bo ich bezkarność nie działa dobrze wychowawczo na młodych ludzi, mnie osobiście oni mało obchodzą, ja się porównuje z wynikami do mnie podobnych i mamy wspólnie z tego dobrą zabawę, to czy mnie wyprzedził taki czy inny nawet były zawodnik w sumie mnie nie interesuje. A co do zasad kwalifikacji na takie czy inne mistrzostwa w serii WTC czy Ch to jak już pisałem nikt nigdy tego nie zmieni, bo ten biznes kręci się tak jest w najlepsze.
Macku, pobudzajacy tekst, przeczytalem z zainteresowaniem. Krotko, bo jestem w pracy, a choc kanikula, to jednak swoje trzeba zrobic. Dla wiekszosci z nas sport jet frajda. Wielu znajomych mi mowi: tak, rower, plywanie, bieganie, fajnie, ale ja to robie tylko dla przyjemnosci, dla siebie. Ja tez, powiadam, ale czescia przyjemnosci jest sciganie sie, pokonywanie wlasnych barier, atmosfera zawodow, nawet gdy boli. Nie dajmy sobie tego zabrac. A jak za duzo rzeczy czlowiekowi sie nie podoba, to zawsze mozna zmienic hobby. Unikajmy cierpietnictwa, jak to strasznie pracujemy w sporcie. Wykonujemy wysilek fizyczny, odprezamy sie, mamy frajde. Startuje w triathlonach od 1989, juz nie 15 razy w roku, ale tak ze 3 razy w sezonie. Powiecie: mnie latwiej, nie mam juz zadnych specjalnych celow, rekordow zyciowych nie pobije, a pudlo co najwyzej w kategorii wiekowej. Prawda, uprawiam triathlon, zeby zachowac szczupla sylwetke, odreagowac po pracy, poruszac sie na swiezym powietrzu. Ale bardzo sobie cenie, ze moge startowac z najlepszymi- chocby w odrebnych falach i klasyfikacjach, ale w ramach tych samych zawodow. Zycze Wam wszystkim duzo frajdy z zawodow w Polsce, ktorych poziom organizacyjny wcale nie odbiega od szwajcarskiego!
Ja też coś tutaj dodam. Brawo Maciek, super tekst !!!!!! Mówiąc ogólnie o nas ……. cokolwiek to znaczy. Jesteśmy społeczeństwem malkontentów. We wszystkim. Nie lubimy gratulować innym, nie lubimy być lepsi, lubimy lepszym podkładać nogi. To jest nasze hobby narodowe. Nie znaczy to, żeby czasami nie wytknąć minusów. Ale dostrzeżmy tez plusy. Dlatego tak często w ważnych zawodach nasi zawodnicy przegrywają dobre miejsca w głowach. Choć widać światyełko, widać zmiany. Co do samego triathlonu to myślę (zgodzę się z tezą innych) że wielu robi to dla pochwalenia się w pracy, przed znajomymi i rodziną. Ja trenuje bo lubię zmagać się ze sobą ze swoimi słabościami. Sam start to jakaś wypadkowa aktualnej dyspozycji. Zaczynałem niedawno. Wtedy wielu jeszcze było w tkz moim zasięgu. Dzisiaj wielu wielu jest daleko z przodu. Z trzy dni temu na treningu sobie myślałem o Mateuszu Petelskim, kiedy w zeszłym roku rozmawialiśmy online że się po ścigamy w Gdyni. Podszedłem do tego z dużą rezerwą. A jakby było mało dzisiaj mogę mu co najwyżej ręcznik podać. I co z tego ? Ciesze się, że jest taki kozak. On i wielu jemu podobnych.
Maciek poruszył trudny temat. Zgadzam się z nim w pełni ale uważam, że raczej to niewiele zmieni… Taka jest naturalna kolej rzeczy, gdy coś staje się nadmiernie popularne. Kiedyś większość (w tym ja jeszcze 4 lata temu) nie potrafiła powiedzieć co to jest triathlon. Dziś nie dość, że większość wie o co chodzi to jeszcze sama startuje albo osobiście kogoś zna kto to robi.
Dla mnie jest to drugi sezon w TRI. Tym sportem zaraził mnie sam Łukasz Grass (choć pewnie nie ma o tym pojęcia), który przyszedł kiedyś do mojej firmy i opowiadał o TRI. Te wszystkie wspaniałe historie ludzi, którzy mimo ogromnych przeciwności w życiu, jednak to robią. Chęć przełamywania swoich barier to jest właśnie to co mnie przyciągnęło. Cała rywalizacja z innymi, sprzęt, sloty, nagrody czy chęć pokazania się innym to jest dla mnie drugorzędne (choć przyznam, że nie obojętne).
Pozostaje tylko nie oglądać się na nikogo i robić swoje. Cele mam na najbliższe 10 lat więc jest co robić.
Co wy tak z ta Polska i Polakami?!!!! Mieszkam od prawie 30 lat w Berlinie i jestem dumny, ze jestem Polakiem, a nie np. Niemcem. Buce, za przeproszeniem, sa na calym swiecie, nie tylko w Polsce. Gdybym mogl (zawodowo i rodzinnie to na razie nie mozliwe), to od razu wrocil bym do Polski. A poniewaz nie moge wrocic, to (prawie) tylko startuje w Polsce. Ja lubie starty w Polsce. Atmosfera jest niepowtarzalna, ludzie odlotowi, a organizacja (prawie) perfect. Moj znajomy Niemiec do dzisiaj wspomina swoj start w Garmin Szczecinek i caly czas wszystkim opowiada ze takiej organizacji zawodow w Niemczech nie ma!!!!! Panowie troche optymizmu i spokoju! Nie samym triathlonem czlowiek zyje, no chyba ze sie jest PRO, no wlasnie, to kto wlasciwie w Polsce jest PRO???
Ciesze sie Macku ze nie jestem sam z moimi obserwacjami. Sytuacja w triathlonie jest tylko odbiciem tego co sie dzieje w calym spolecznestwie. Ludzie chamieja na potege. Nie jestescie z Poznania wiec nie widzieliscie hejtu jaki sie w lokalnych portalach wylal w komentarzach po smierci zawodnika w Poznaniu. Wynika to pewnie z opuszczania ogolnego poziomu kultury, wiedzy, zainteresowan.
Dla mnie tri jest po prostu swietnym hobby, Wiem ze nigdy nie zdobede slota bo jestem w najlepszym razie w polowie tabeli wynikow. czy mnie to zniecheca? nie, dalej bede pompowal w to kase i czas bo mi to sprawia przyjemnosc. A jak skopie start jak w poznaniu to siadam do deski kreslarskiej i kombinuje co poszlo nie tak zeby nastepnym razem zlamac wreszcie te 5:30.
I’m not slow. I’m enjoying the race longer. 🙂
@Tak
Zgodnie z Twoją impretacją to ja też jestem „PRO”, ponieważ mam sponsora, tj. mojego pracodawcę, który opłaca mi starty oraz dostarczył trisuit. Może dzięki temu wystartuję w pierwszej fali w Gdyni ale trochę słabo tylko będzie jak młyn z czwartej fali po mnie przepłynie 😛
@TAK
Rozumiem, że odnosisz się do tych zasad: http://eu.ironman.com/triathlon/organizations/pro-membership/membership.aspx#axzz3hCGV5Bfw
Jaki ma związek posiadanie prez Formelę sponsora? Raczej Formeli nie zaczęli sponsorować za triathlon, w którym nie zaczął nawet startować, a za duathlon, gdzie odnosił sukcesy za granicą w kat. elite/PRO:) Poza tym jak napisał Maciej: wara od tego:) Może Ciebie zszokuję, ale nie sponsor (szutk 1) zapewnia mi możliwość ścigania i trenowania, lecz rodzina + własna praca zarobkowa 🙂
Z drugiej strony jest mi bardzo miło być porównywanym do Kienle, ale mimo wszystko uważam że jeszcze dużo mi brakuje. Niemniej jest to moim celem i jak pisałem w dyskusji obok (pod tekstem Filipa) nie unikam kat. PRO, tylko do niej dąże:)
Tak, amator się cieszy kiedy się ściga z najlepszymi. Ale amator jest zły kiedy musi oddać slota komuś kto jawnie oszukuje. Jeżeli faktycznie Daniel ma sponsorów i jest zawodowcem to nie ma prawa wg. Zasad Ironman startować wsród ,,ag”.
Maćku jeśli sprawdzałeś sam kto ciebie wyprzedził na zawodach za granicą, to by cię szlak trafił gdyby się okazało, ze Kienlej jest osobą przed tobą która zabiera ci słota. Przemysł to. Wiem ze, byś teraz odpisał ..tak wielki zaszczyt, ze miałem okazje się ścigać z najlepszym”
Motywujący felieton do przemyślenia. Dziękuje ze starasz się dać ludziom do myślenia.
Dzieki Maciek! Mnie tez do tego sportu i calej triatlonowej spolecznosci przyciagnely te same czynniki co Ciebie! I caly czas mam madzieje, moze naiwna, ale mam takowa, ze w tej zabawie rządzi czystosc i zasady fair play. Caly czas odnajduje w szeroko pojetym triathlonie radosc. Poznaje nowe osoby owladniete (pozytywnie) tym sportem. Ludzi, ktorzy maja prace, rodziny ale ten sport i takie spedzanie czasu stalo sie ich sposobem zycia. Co do Pro i amatorow to wlasnie tez dlatego przyciagnal mnie ten sport, ze moge stanac na starcie z Przymusem, Kacprem, Ławickimi, Głogowskim i innymi zawodowcami. I czy startuja w Pro czy AG jest juz mniej zajmujace. Wiem, wiem, nie zajmuje miejsc na dwoch pierwszych stronach wynikow ale tak jak Ty Maćku wole startowac z klasa krajowa w zawodach niz wygrac w jakis slabo obsadzonych zawodach. Bo ambicje tez mam jak wiekszosc startujacych w zawodach. Ostatnio w cyklu Garmin zajalem 2gie miejsce w kategorii wiekowej. Nie bylo dwoch najmocniejszych zawodnikow w kraju (Gardener i Cieszynski) ale przyjemnoscia bylo walczyc o minuty z dwoma innymi staruchami!:)) I tylko dzieki nam wszystkim ta wypracowana spolecznosc moze zostac jakas wyspa uczciwosci, braku agresji i radosci. Nawet mimo opisywanych niechlubnych wyjatkow. Duzo startuje, nawet bardzo duzo jak na swoje stare profesorskie lata. Znajomi mowia: odpocznij, potrenuj, bedziesz lepszy. Ale ja wole spotkac sie z przyjaciolmi, znajomymi, oddychajacymi ta sama co ja atmosfera. I na razie za kazdym razem laduje na takiej wyspie:) Niech tak zostanie:)))
Tak jak to już wcześniej koledzy zauważyli, triathlon stając się dyscypliną masową przyciąga różnych ludzi, reprezentantów naszego społeczeństwa. Nie ma co się zatem dziwić, że trafią się nieuczciwi, krzykacze, pieniacze. Będą także fajni, przyjaźni, nastawieni na sportowy wynik itp. Ot, tak już jest. Nawet ci pieniacze generują jakieś emocje związane związane z triathlonem, więc wnioskuję, że im na czymś zależy, a to już dobra cecha. Każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, nawet tę gorzką dla innych. Ale czy my musimy przejmować się wszystkim, co o nas mówią lidzie? Spoko, luz, róbmy swoje 🙂
Dobrze napisał Krych, że triathlon stał się masowym (i modnym!) hobby, co spowodowało, że brać udział w zawodach zaczęli różni ludzie. Wydaje mi się, że niestety w tzw. młodym pokoleniu jest wiele osób absolutnie przekonanych o własnej doskonałości, wyjątkowości, niemalże uważając się za pępek świata (vide historia panienki z Biegu Powstania startującej ze strefy VIP). W głównej mierze wynika to oczywiście z wychowania, ale to temat na osobną rozprawkę.
Dla mnie, jako byłego sportowca porażka jest rzeczą oczywistą – integralną częścią sportu. Przegrywałem mecze, grzałem ławę bo koledzy byli lepsi, bardziej utalentowani, a czasem po prostu byli faworytami trenera. I trzeba było jakoś z tym żyć-zacisnąć zęby i mocniej trenować. Dlatego w triathlonie nie stanowi dla mnie problemu np. że ktoś w 1. sezonie startów miażdży moje wyniki. Ale osoby „doskonałe” nie są w stanie pogodzić się z porażkami i niepowodzeniami i wylewają swoje żale w internecie…
Ja wszystkim polecam startowanie w triatlonie dla przyjemnosci, satysfakcji i uzbierania nieco pieniedzy na cele dobroczynne. Scigam sie w triatonie od ponad 7 lat. Na mojej liscie startowej jest UK, Tajlandia, Japonia, Francja, Lanzarote a wprzyszlym roku Poznan ETU i Malezja. Dystanse od Sprintu do Ironman’a x4. Satysfakcja z wynikow, satysfakcja z bycia zdrowym i wysportowanym, statysfakcja z uzbierania pieniedzy na schronisko dla zwierzat jest wielka. Wynik tez sie liczy, ale jet zdecydowanie na drugim planie co nie znaczy, ze odpuszczam w czasie zawodow. Ale to jest tylko hobby. Traktujmy to w ten sposob. Nie ma sie co napinac. Pozdrawiam.
A ja nie rozumiem takiego zdziwienia pana Maćka. Przecież na tych masowych zawodach masowo startują Polacy! Potem ci sami Polacy „objawiają” się w internecie. Skąd iluzja, że Polacy Triathloniści mieliby być inni, lepsi od pozostałej części społeczeństwa? Dawniej jak triathlon nie był sportem masowym startowały osoby wyjątkowe, dziś mamy wielu poserów. Miałem okazję się w tym roku przysłuchać wspomnieniom osób startujących w Sławie w Retro Triathlonie. Przyznaję, trochę podsłuchałem te ich wymiany zdań podczas imprezy. To było zupełnie coś innego, wyjątkowego. Dzisiaj niestety triathlon nie jest już niczym wyjątkowym – kolejne masowe hobby. Mam nadzieję, że ta popularność triathlonu w Polsce szybko minie i będzie tak jak dawniej. Chociaż obawiam się, że ceną tego byłaby utrata nadziei, że doczekamy się jakiś mistrzów triathlonu z Polski.
Bardzo dobry felieton. Gratuluję. Dla mnie triathlon to 20kg mniej na wadze i inwestycja w zdrowie. Mnogość imprez i uczestników to dobry krok w kierunku podnoszenia poziomu sportowego!
Jeżeli na trasie trafi się sfrustrowany samiec alfa to najlepiej zignorować 🙂
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego Panie Maćku.
Trudno się nie zgodzić. Ze środowiska zrobiło się śmieciowisko. Polacy często wyładowują swoje kompleksy na innych i tacy trafili również do TRI. W kwestii PRO vs. Age – poczekajmy aż nasza młodzież dorośnie i rozpocznie przygodę z dystansami średnimi i długimi. Karty się odwrócą.
Witam ,wszystkich .mysle ,ze kazde zawody Maja szczegolne znaczenie i sa nie powtarzalne,przynosza nam ,rozne wrazenia,emocjonalne ,Mimo tego zawsze chcemy poprawic wyniki.Ale sprawiaja ,pewna radosc.Zaczelem trenowac Triathlon od 2 lat,powrocilem do sportu po chorobie.Obecnie miszkam w Swiss,chcialem dodac ,ze tutejsze zawody nie sa zbytnio ,,obfite,,w ,,prezenty,,jakies gadzety.W Polsce ,dostajesz wiecej w pakiecie startowym ,tutaj jak zaplacisz ,wiecej to zapewne mozna liczyc na Jakis ,,gadzet,,i cieszy mnie to ze w Polsce zawody sa ,organizowane z dobrej strony,nawet lepszej niz ,tutaj.Takze powinismy ,sie cieszyc ze tak jest i nawzajem ,sie szanowac ipielegnowac te organizacje…Jezeli chodzi o zawodnikow ,to juz kazdy powinnien sam sobie odpowiedziec ,co naprawde chce,oczekuje od siebie..pozdrawiam Remik
Dzięki Konrad 🙂 miło!
A hejterzy zawsze będą, trzeba się do tego przyzwyczaić, i chyba po prostu nie komentować ani nie wdawać się z nimi w dyskusję. Szczerze mówiąc nie rozumiem odpowiadania i przejmowania się tzw. hejtem, ktorego w necie sporo. taki już jest internet, za granicą również 🙂 cały świat tak funkcjonuje, na to pozwala m.in. anonimowość. mam zwyczaj, że usuwam komentarze na swoim FB, które łamią dobre obyczaje, są wulgarne, albo podpadają pod tzw. hejt. Usuwam też takie osoby ze znajomych, bez informowania ich o tym i wdawania się w dyskusję. Uważam, że akurat FB, jest moim prywatnym poletkiem, do którego mogę wpuścić tylko takie osoby, które chcę, które nie burzą mi spokoju i normalnej dyskusji. Ostatnio ktoś skomentował art jaki zalinkowałem na FB, dotyczący Andrzeja Bargiela, który zjechał na nartach z Broad Peaku, nazywając go „debilem” – natychmiast usunąłem go ze znajomych. Uważam, że obrażanie ludzi w taki sposób dyskredytuje takiego „znajomego”. Od kiedy powstała AT zauważyłem, że jeżeli pojawiał się jakiś hejt, jakiś malkontent, który zrzędził tylko dla samego faktu zrzędzenia, kompletnie był ignorowany przez całą społeczność. Praktycznie nikt mu nie odpowiadał i mam nadzieję, że to dobry zwyczaj, którego będziemy sie trzymać. A na wszystkie merytoryczne uwagi odpowiadajmy spokojnie i rzeczowo.
A jeżeli komentarze będą wulgarne i obraźliwe, oczywiście zgodnie z regulaminem, będę usuwał je z AT, co niejednokrotnie miało już miejsce. Zapraszam do dyskusji na poziomie 🙂
zagwozdki, nie zagwostki.
Maciek, całym sercem i światopoglądem ws triathlonu jestem z TOBĄ!!! Dymam te wszystkie przepychanki i niezdrową atmosferę. Będę startował i startuję dla siebie. Pozdrawiam i dzięki za felieton!
I coś jeszcze czego się wstydzę: zawsze Wam zazdrościłem – zawodnikom AT, Tobie, Łukaszowi Grassowi, celebrytom – do momentu kiedy na zawodach nie zamieniłem słowa z p.Grassem, Topą, Rozmusem – jesteście NORMALNI i otwarci, po prostu dajecie się lubić!Sorry
Nie sposób nie odnieść się w tej sytuacji do polskiej mentalnosci i paradoksalnie pasc ofiara obosiecznej broni malkontenctwa, ale co tam! Uważam, ze my Polacy mamy problem z poszanowaniem prywatnosci drugiej osoby. Z łatwością pzychodzi nam ocenianie innych i wtykanie nosa w nieswoje sprawy. Facet ma karbonowa czasówkę wiec musi byc snobem i pozerem. Inny jedzie MTB, wiec musi byc idiota itd. Kryje sie tu w ogole jakas taka mania niezdrowego filtrowania innych i upodobanie do szybkich ocen. Oczywiscie wykracza to poza triatlon, ale tez nie powinno dziwic, ze w triatlonie mamy tego probke. Tak jak politycy sa odbiciem spoleczenstwa tak sportowcy-amatorzy nie spadaja z nieba. No i jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla tej mentalnosci: od innych oczekujemy perfekcjonizmu, sami wrzucamy na luz. Jak wszedzie jednak trzeba odroznic kontruktywna krytyke od zwyklego narzekania, bo jesli dystanse sa niedomierzone to nalezy zwrocic na to uwage i w miare mozliwosci zmienic, a jak pasta nie smakuje, to zrobic swoja!
Z jednym sie nie zgodze, ze szanowy redaktor to „podtatusiały sportowiec” – jak zwykle kokieteria.