Grudzień, dzień Wigilii, właśnie wróciłem z treningu rowerowego. Jak zwykle prysznic, kawa i chwila przed telewizorem. Tak zawsze odpoczywam po długim rowerze, tuż przed świątecznym obiadem. Nie oglądam nic specjalnego, tak sobie skaczę pilotem po kanałach i patrzę na cokolwiek do momentu reklam, po czym zmieniam kanał. Po kilku kliknięciach pilotem trafiam na powtórkę program z Ironman Hawaii 2013. Zaczynam obserwować zmagania na Hawajach i jak zwykle próbuję okiem zawodnika i trenera przeprowadzić analizę tego, co widzę.
Przez lata obserwuję zmiany w taktyce i sposobie przygotowania zawodowców oraz amatorów do Ironmana. Próbuję ocenić sposobów, w jaki trzeba przygotować się do startu w następnym roku, aby wynik był jak najlepszy. W latach 90-tych były to na pewno długie godziny spędzone na rowerze zarówno w zakresie treningu kobiet jak i mężczyzna – niekoniecznie szybko, ale na pewno długo: 200km i więcej na długich treningach. Dziś mamy “krótsze” treningi, około 150-180km, ale na większej prędkości. Tak drastyczna zmiana w treningu została podyktowana między innymi zmianą przepisów w Ironmanie. W latach 90-tych odległość między rowerami wynosiła 25 metrów!!! (licząc od tylnego koła roweru zawodnika jadącego z przodu do przedniego koła rowery zawodnika z tyłu). Dziś jest to tylko 7 metrów! Przy prędkościach w granicach 40km/h jest to zalegalizowany drafting. Najlepsi zawodnicy na świecie doskonale o tym wiedzą I dlatego położyli duży nacisk na pływanie, po to, aby być w pierwszej grupie po pływaniu. W tym roku grupa pościgowa była najliczniejszą grupą pościgową w historii Ironmana. I tak jak w poprzednich latach, tak i w zawodach z 2013 roku mieliśmy zwycięzcę zawodów wśród mężczyzn.
Wśród kobiet jest już jednak inaczej. Zwyciężczyni zawodów po rowerze miała stratę rzędu 7-8 minut do pierwszej grupy kobiet i była w stanie zniwelować tę stratę i wygrać biegiem. Pierwsza grupa kobiet, to silna czołówka złożona z zawodniczek, które miały na swoim koncie zwycięstwa w Ironmanach już w tym roku. Dlaczego stało się tak, że zawodniczka ze strata 7-8 minut jest w stanie odrobić tak dużą różnicę i wygrać? Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w zmianie przepisów. Kobiety w kategorii PRO startują 5 minut za mężczyznami z grupy PRO i 15 minut przed amatorami.
To powoduje, że kobiety ścigają się tylko między sobą. Najlepsi amatorzy wśród mężczyzn jeżdżą na rowerze na poziomie najlepszych kobiet z elity, ale z racji tak dużej różnicy czasu na starcie, nie mają wpływu na jazdę rowerem wśród kobiet. Oddzielny start mężczyzn PRO, kobiet PRO i amatorów jest chyba najważniejszą zmianą w przepisach WTC, gdyż umożliwił walkę pomiędzy kobietami bez ingerencji mężczyzn. W Ironmanie Mirinda Carfrae była najlepszą biegaczką i jej konkurentki dobrze o tym wiedziały. Podjęły decyzję, aby pojechać jak najszybciej i w ten sposób uzyskać przewagę rzędu 10 minut. Z drugiej strony wiedziały, że nikt z Mirindą nie będzie współpracował w pościgu, a przez to ich szanse jeszcze bardziej rosną. One jadą w grupie, a Carfrae sama! Strategia wydaje się być prawidłowa, kwestia tylko, czy wynik końcowy to potwierdzi? Jak wiemy przewaga nad Mirindą była zbyt mała i dzięki wspaniałemu biegowi była ona w stanie wygrać Ironmana na Hawajach po raz drugi.
A teraz wyobraźmy sobie, że IM Hawaii 2013 odbywa się według regulaminu zawodów, jaki obowiązuje w Polsce. Jeden masowy start dla wszystkich – elity kobiet i mężczyzn oraz amatorów. Jaki byłby wynik końcowy w zmaganiach kobiet I mężczyzn? Według mnie wśród mężczyzn sytuacja byłaby bez zmian, ale wśród kobiet już niekoniecznie. Po dłuższych rozważaniach i analizie zawodów doszedłem do wniosku, że wspólny start kobiet i mężczyzn na dystansie 70.3 czy Ironmana faworyzuje triathlonistki z bardzo dobrym pływaniem – tak jak ma to miejsce w triathlonie na dystansie olimpijskim. Jeżeli najlepsze pływaczki są na poziomie dobrych pływaków i mają bardzo dobry rower, wówczas są w stanie “utrzymać koło” mężczyzn i w ten sposób zbudować bardzo poważną przewagę nad słabszymi pływaczkami, które wychodzą z wody kilka minut później. Tak było właśnie na Hawajach. Carfrae była 3 minuty za pierwszą grupą kobiet. Taka sytuacja zmusza te zawodniczki do samotnej pogoni lub jazdy z amatorami w grupie. Myślę, że strata Mirindy byłaby dwa razy większa niż 8 minut, jakie dzieliły ją od rywalek po etapie kolarskim. Rozumując w ten sposób można przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że zwyciężczynią Hawajów w 2013 roku byłaby jedna z zawodniczek, które wyszły w pierwszej grupie pływackiej (około 53 minuty) i dzięki temu mogłyby jechać z mężczyznami. Jeżeli obowiązywałby regulamin wspólnego startu, Mirinda Carfrae, mimo, że najlepsza wśród pań, mogłaby w Kona nie wygrać.
Osobiście podoba mi się zmiana regulaminu, która rozdziela start mężczyzn od startu kobiet, zwłaszcza na najwyższym poziomie elity. Wydaje się, że jest to jedyny sposób rywalizacji wśród kobiet, który pozwala na zwycięstwo naprawdę najlepszej zawodniczki na długim i średnim dystansie. Proszę tylko przeczytać blogi i komentarze z MP z Mietkowa, Gdyni czy Poznania, aby przekonać się jak bardzo wypaczona jest rywalizacja wśród najlepszych zawodniczek w Polsce na długim dystansie. Idąc tym tropem, i analizując wyniki z Polski, łatwo zorientować się, kto jest parą, małżeństwem czy trenerem lub dobrym kolegą, jadącym ze swoją zawodniczką. Nagminne stało się dociąganie i odjeżdżanie w grupach oraz praca mężczyzn dla “swoich” zawodniczek. Nasze triathlonistki powinny mieć takie samo prawo do rywalizacji między sobą, jak mają mężczyźni…płacą przecież dokładnie takie samo wpisowe co oni i odbierają tak samo wysokie nagrody. Moim zdaniem organizatorzy zawodów w Polsce winni są wszystkim triathlonistkom możliwość rywalizacji według zasad fair play, bez współudziału mężczyzn. Nie jest to takie trudne do zorganizowania, wzorce już są. Niemal wszystkie zawody najwyższej rangi mają jakąś formę startu w oddzielnych grupach elity, kategorii wiekowych, itp. Tutaj nie trzeba odkrywać Ameryki, wystarczy przenieść sprawdzone wzorce na krajowy rynek. Zwłaszcza jeśli chodzi o zawody takiej rangi jak Mistrzostwa Polski, triathlon w Poznaniu czy zawody w Gdyni, w których są już poważne nagrody finansowe. Niech wygrywają najlepsze wśród pań, jak miało to miejsce w 2013 roku na Hawajach.
Grzegorz Zgliczyński (zawodnik i trener na stałe mieszkający w USA – Grzegorz Zgliczynski – Coach)
Sukcesy:
– W Polsce między innymi : 4 x mistrzostwo Polski na dystansie olimpijskim (1989,1990,1995,1998)
– Na ME dwa razy zajmował 5 miejsce na dystansie IRONMANA (1991, 1993)
– Najlepsze miejsce na słynnym Hawajskim IRONMANIE – 16 miejsce w 1991 z czasem 8:59’43”
– Rekord Życiowy na IRONMANIE to : 8:41’55” (plywanie 52’14”, rower 4:45’03”, bieg 3:04’38) na ME w Almerre w 1991 roku.
– udział w kilkudziesięciu Ironmanach na calym Swiecie, w tym szereg miejsc w pierwszej 10-tce
– Mistrz Świata w 1/2 Ironmana w kategorii M 40-44 w 2008
– II na MŚ 1/2 Ironamana M 40-44 w 2009
– III na MŚ 1/2 Ironamana M 40-44 w 2010
Ostatni start w Polsce w Suszu w 2009 na zaproszenie Organizatora. W 1/2 Ironmana zajął wówczas 5 miejsce open (11 min za Viktorem Zemstevem), 3 w klasyfikacji generalnej MP i 1 miejsce w kategorii M40-44
Tak dla pewności:dla pro jest 7 czy 10 m?
Aż nasuwa mi się niedawna olimpiada młodzieży, gdzie po błyskawicznym przyśpieszeniu startu zawodniczek, najlepsza pływaczka błyskawicznie dogoniła i „pociągnęła” na rowerze swoich klubowych kolegów. A ponieważ na trasie brakowało ludzi to ta wersja widnieje na kartach historii :/
Zipped79 mylisz się,że sposób rozgrywania zawodów o jakim pisze Grzegorz jest tylko możliwy na jednej pętli. Jeżeli PRO kobiety ,startowałyby za PRO mężczyznami 5 min, a za nimi amatorzy kolejne 15 min to nawet na 3 pętlach PRO mężczyźni nie dogoniliby kobiet , a amatorzy nie będą mieliby wpływu na nasze ściganie, bo będą za daleko z tyłu.
Do Grzegorza Rybkowskiego- nie zgadzam się z Twoją opinią, o 3 kobietach z Elity, na pewno znajdziesz 10 a nawet więcej, które chciałyby się ścigać w kategorii PRO kobiet o pieniężne nagrody, tylko pomiędzy kobietami według schematu, który proponuje Zgliczyński. Pamiętaj ,że bardzo często na Pucharach Kontynentalnych w kategoriach PRO kobiet liczba uczestniczek jest mniejsza niż 10, mimo wszystko organizatorzy przeprowadzają zawody w powyższym formacie ,żeby wygrała najlepsza z kobiet wśród kobiet.Sposób organizowania zawodów jest jednym z wielu problemów z jakimi my zawodniczki borykać się musimy. Zwróćcie uwagę ,że w zarządzie Polskiego Związku Triathlonu , a także w trenerskim składzie związku czy nawet w klubach nie ma żadnych kobiet,które miałyby coś do powiedzenia i reprezentowania ,,słabej” płci co jest standardem w całej zachodniej Europie i reszcie cywilizowanego świata.
Zgadzam się, że szanse powinny być równe dla wszystkich tylko, że zasada zastosowana na Hawajach jest ciężka do pełnienia na zawodach gdzie jest kilka pętli na trasie rowerowej i zawsze facet może dogonić kobietę i ją podciągać, to ewidentnie było widać w Gdyni. Być może nie u PRO, tylko u amatorów, ale Panie w i Panowie w strojach klubowych jadących w parze to standardowy krajobraz.
Wydaje mi się, że jedynie mistrzostwa Polski miały by szansę być realizowane w zaproponowanej formule i to przy założeniu, że organizator przeprowadzi je na jednej pętli.
Pozostałe zawody raczej pozostaną kwestią sumienia zawodników i ciężkiej pracy sędziów.
Wszystko pięknie i sprawiedliwie , tylko u nas w zawodach o coś więcej niż o ogóra startuje max 3 kobiety z tzw. elita. Na świecie poza Kona w IM to też raczej rzadkość.
PS. Fajną macie telewizję 🙂