Witam w trzecim artykule. Wiem, że tempo opisywania filmów sportowych nie jest współmierne do oglądania wszystkich przedstawianych obrazów, ale obiecuję, że zwolnię, a kolejny artykuł z cyklu filmoteki ukaże się dopiero za kilka tygodni. Będziecie mieli trochę czasu, aby nadrobić zaległości i obejrzeć nieznane jeszcze pozycje. Dzisiaj kolejna porcja filmów dokumentalnych i instruktażowych.
The science of triathlon
Film, który jest niezbędny w każdej filmotece triathlonisty. Jeśli na waszej półce znajduje się już „Biblia Triatlonu”, to obok niej powinno stać pudełko z 9 godzinnym opisem naszej dyscypliny. DVD jest zbiorem wykładów, które w bardzo dokładny i przede wszystkim przystępny sposób objaśnia tylko pozorną kompleksowość dyscypliny. Obejrzenie tych „lekcji” pozwoli, zwłaszcza amatorowi, przyjrzeć się wielu elementom. Tematami prelekcji, prowadzonych przez Joe Freila, Wesa Hobsona i Bruca Gittlieb, są między innymi:
– periodyzacja
– ustalanie celów
– zarządzanie czasem
– wizualizacja
– mentalne przygotowanie
– zaplanowanie tygodnia treningowego
– zmiany (transitions)
– technika pływania, kolarstwa i biegu
Gdy jeszcze nie śniło mi się uczestnictwo w kursie instruktora triathlonu, usiadłem przed telewizorem i notowałem dosłownie wszystko, co mieli do przekazania moi „wirtualni” wykładowcy. Wszystko, jeśli chodzi o podstawy triathlonu, zostało wyjaśnione w bardzo przystępny sposób. Najbardziej polecam rozdział poświęcony zarządzaniu czasem, gdzie można usiąść z notesem i wraz z trenerem wypisywać jakie czynności zajmują nam najwięcej czasu w tygodniu: praca, rodzina, podróż z i do pracy, zakupy i inne czynności, które są automatycznie wkomponowane w nasze codzienne życie. Takie podejście do czasu, jak i do innych ważnych aspektów w treningu triathlonisty z pewnością pomoże przybliżyć nas do celu jakim jest pierwszy start czy też poprawienie jakości treningu.
http://www.youtube.com/watch?v=Y1WVF5g9XeM
The spirit of marathon
Zbieracie medale? Ja niekoniecznie. Swój pierwszy oddałem mojemu tacie, jako dowód wdzięczności za zaszczepienie we mnie ducha sportu. O takim właśnie duchu jest ten film, który opowiada między innymi o tym, że nie zawsze meta i medal są najważniejsze, ale także sam numer startowy, świadczący o tym, że nie baliśmy się podjąć wyzwania. Co do ojca, to również nie zabraknie wątku rodzinnego i wielu innych, które są chlebem powszednim maratończyków. Nakręcenie filmu trwało 4 lata i odbywało się w Europie, Ameryce Północnej, Afryce i Azji. Jak mówią o nim krytycy, „film jest esencją legendarnego biegu”. Piękno tej wymagającej dyscypliny ukazane jest przez pryzmat zmagań sześciu osób, których celem jest ukończenie maratonu w Chicago. Dla laika film będzie pokazaniem wyjątkowej, chociaż trudnej drogi do celu, który tylko pozornie okazuje się przeznaczony dla tylko wybitnych sportowców lub ekstremalnych szaleńców. I mała niespodzianka dla tych, którzy pilnie uczyli się języka angielskiego: cały film można obejrzeć na serwisie Youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=0BRSw-B4-2E
Through the eyes of elite
Tytuł filmu mówi wszystko: oczami elity. Tak właśnie przyjrzymy się triathlonowi. Podczas gdy znaczna większość z nas walczy o urwanie kilku minut z rekordu życiowego, to niewielka grupa „wybrańców” walczy o miejsca w czołówce. Ich punkt widzenia, ich emocje przed startem, wzloty i upadki podczas długich treningów poznamy przyglądając się emocjonującej rywalizacji o historyczny udział w kadrze narodowej USA na Igrzyska Olimpijskie w Sydney, gdzie triathlon miał swój debiut. Jednym z bohaterów dokumentu jest między innymi Wes Hobson, o którym wspomnieliśmy wcześniej. Czteromiesięczne, czasem mordercze treningi, mnóstwo dylematów, niewiele szans i jeden cel. Kto go osiągnął? Można sprawdzić u wujka Google, ale lepiej usiąść wygodnie w fotelu, lub na trenażerze i porównać emocje amatora, z tymi które towarzyszą ludziom poświęcającym triathlonowi całe swoje życie.
Życzę wszystkim miłego oglądania ciekawych wykładów, zmagań amatorów i zdobywania chwały przez najlepszych. I nie ważne, do której grupy się zaliczamy, ważne, że rozumiemy pasję „długasa” i potrafimy zrozumieć drogę, która chociaż długa i ciężka, na końcu może okazać się najpiękniejszą w naszym życiu…