TAK TAK TAK!!!
Tak w skrócie mógłbym opisać emocje towarzyszące startowi w Suszu, mimo iż upłyneło od niego już 2tyg:) Start ten potraktowałem jako pewne przetarcie, zdobycie doświadczenia i zobaczenia 'jak to jest’ od środka.
Od piątku byłem na telefonie z Matim, który relacjonował jak przebiega cały 'Susz Triathlon 2013′, ileż to emocji, jakie podniecenie:) hah a adrenalnia wciąż rosła:))) Sobota mineła na przygotowania sprzętu. To czy zapakowałem wszystko sprawdzałem jakieś 5,6 razy by upewnić się czy wszystko mam:)) Ostatnie zakupy na rano i poszli:)
Wyjechałem z Tatkiem, któremu odrazu dziękuję za pomoc, z samego rana by napajać się imprezą jak długo tylko można:)) Odebranie pakietu i go do strefy zmian. To o czym odrazu muszę napisać to pierwsze wrażenie ogromnej życzliwości…do tej pory miałem kontakt ze środowiskiem żużlowym, piłkarskim…huh jak daleko do tego co ujrzałem w Suszu…od wejścia do strefy zmian, masa uśmiechu, odpowiedzi na każde pytanie, życzenia powodzenia…:))) czytałem że triathlonowa brać to coś 'innego’, że fajnie w niej być, bo tu każdy walczy ze sobą, z własnymi słabościami, dąży do własnych celów, a nie z przeciwnikiem, ale oczekiwania mnie przerosły:)) pierwsze TAK!!!!
Mijały kolejne minuty, coraz więcej zawodników i zacząłem odczuwać że do 'strzału’ coraz bliżej:))
Kiedy po raz dziesiąty sprawdziłem w koszyku mym że wszystko jest ok, przyszedł czas udać się nad wodę, w założeniu pomagali i Tata i Kasia, za co dziękuję:)) krótka rozgrzewka, mimo iż to był to dopiero mój 'drugi’ raz w piance, to w wodzie czułem się bardzo dobrze i czułem że będę szybki:))
To co działo się później opisze tylko drugim TAK!!!!
Tak właśnie wyobrażałem sobie walke z samym sobą, wsparcie kibiców, emocje, pot, zdenerwowanie, tych uczuć podczas tej półtorej godziny było tyle że nie sposób tego opisać!!! Dla każdego kto zastanawia się czy warto podjąć wyzwanie? Czy warto poświecać tyle czasu, dla kilku zawodów w roku, wstawać rano przed wszystkimi, biegać w nocy, kiedy wszyscy popijają piwko przy filmie, czy warto się tak katować dla tych kilku chwil? OCZYWIŚCIE KUR** ŻE WARTO!!! Uczucie na mecie jest nie do opisania, mimo zmęczenia, masz w sobie tyle radości, tyle zapału do kolejnego treningu, tyle siły by jeszcze rozmowiać, robić sobie zdjęcia, opowiadać o tym co się działo na trasie..hah:)) czuję jakbym nadal tam był:))
A wiecie co mi się najbardziej podobało?:)) jak usiadłem sobie już po wszystkim, najedzony, wykąpany, z medalem na szyi, w koszulce Tri:), na trawce z puszką Coli w ręku, z słuchawkami na uszach i Daft Punkiem – Get Lucky w tle, ogladając zawodowców na trasie i powiedziałem sobie – TO JEST TO :)) trzecie TAK!!!
Do momentu pierwszego startu zastanawiałem się czy balon nie pęknie, czy będę nadal chciał to robić, czy nadal będę chciał się poświęcać – dziś nie mam już wątpliwości:))
Chciałbym podziękować na koniec rodzince która mnie wspierała przez cały okres treningów, mojej klusce za to że rozumie:), Redaktorom Grassowi którego książka i wpisy na AT motywowały do treningów, Matiemu za pomoc w przygotowania i podczas zawodów – dzięki stary! oraz Wam triathlonowi bracia i siostry – fajnie jest być wśród Was!
A tymczasem na trening 'bo Gdynia się sama nie zrobi’ :))