Bohater, człowiek z żelaza i manipulator? Kim jest „Iron Cowboy”? (część I)

James Lawrence od zawsze kochał wyzwania. Przez lata inspirował, pokonując wszelkie możliwe bariery. Jego wielkie wyzwania triathlonowe wzbudziły jednak tyle samo zachwytów, ile kontrowersji. Czemu tak się stało?

Jest Kanadyjczykiem i od zawsze interesował się sportem. Urodził się Calgary, a w szkole średniej zaczął uprawiać zapasy. Radził sobie doskonale, bo w ostatniej klasie był niepokonany i wygrał nawet lokalne mistrzostwa. W wieku 23 lat otrzymał szansę na to, aby przeprowadzić się do Utah w Stanach Zjednoczonych. Był 1999 rok.

Swoje życie postanowił zmienić w okolicach 2005 roku. Wtedy wraz ze swoją żoną Sunny zaczął biegać, ale zorientował się, że ma bardzo słabą kondycję. W Dzień Dziękczynienia miał wziąć udział w 5-kilometrowym biegu. Zobaczył, że na trasie wyprzedza go wiele osób. Postanowił poważnie wziąć się za sport. Efekty były zaskakujące dobre, a wkrótce jego uwagę zwrócił triathlon.

Jeszcze w 2005 roku Lawrence wziął udział w swoim pierwszym wyścigu. Była to rywalizacja na sprinterskim dystansie. Spodobała mu się szczególnie część rowerowa. Zaczął bardzo mocno pracować nad formą i umiejętnościami. Pierwszego Ironmana zaliczył w 2008 roku.

ZOBACZ TEŻ: Bodnar zaatakuje rekord Polski w jeździe godzinnej!

Iron Cowboy
foto: Steemit

Pokochał wyzwania

W 2010 roku Lawrence został rekordzistą świata. Pokonał dystans 1/2 IM aż 22 razy. Projekt nazwał „Tri and Give a Dam” i zbierał pieniądze na budowę zapór w Afryce. Jak wspomina, bawił się doskonale, a więc nie dziwne, że dwa lata później zaczął celować jeszcze wyżej. Pewnego dnia pomyślał, że tym razem spróbuje zmierzyć się… z 30 Ironman na pełnym dystansie! Zrobił to po dyskusji z żoną oraz dziećmi. Rodzina wiedziała, że spędzi sporo czasu poza domem, ale wszyscy się zgodzili, a Lawrence wkrótce walczył o kolejny rekord.

W Księdze Rekordów Guinnessa był już wpisany wcześniej za udział w największej liczbie wyścigów 1/2 Ironman w ciągu roku. Z pełnym dystansem poradził sobie równie dobrze. Podróżując po całym świecie i startując w 11 krajach, wziął udział w 30 IM i został nowym rekordzistą świata.

Wtedy też zyskał przydomek „Iron Cowboy”, czyli „Żelazny kowboj”. Wzięło się to z tego, że zawsze biegał maratońską część rywalizacji w dużym, kolorowym kowbojskim kapeluszu. Wybierały je przed wyścigami jego córki. Rodzina wcześniej mówiła, że ciężko znaleźć go w tłumie zawodników. James postanowił, że będzie wkładał kapelusz. Tak narodziła się nowa tradycja.

50 triathlonów w 50 stanach

Kolejny projekt musiał przebić poprzedni. W 2015 roku Lawrence wpadł na pomysł, aby pokonać dystans Ironman 50 razy w 50 różnych stanach. Czekało go więc aż 190 km pływania, 9000 km na rowerze, a także 2100 km biegu. To wszystko w mniej niż dwa miesiące!

Lawrence podzielił się ideą z rodziną. Na stole w domu szybko znalazła się mapa. Jak dobrze zorganizować 50 pełnych dystansów w 50 stanach? To wszystko wydawało się logistycznym koszmarem. Lawrence szybko jednak znalazł pomoc w wielu miejscach, ale zaplanowanie całego wyzwania zajęło mu prawie rok. W tym czasie przeżywał gorsze momenty, kiedy wątpił, że w ogóle rozpocznie cały projekt. Ciężko trenował, żona starała się go wspierać i niekiedy dołączała w codziennych przygotowaniach.

W końcu wystartował. Był 6 czerwca 2015 roku. Swoją wielką przygodę rozpoczął na Hawajach. Planował podróżowanie kamperem z rodziną od stanu do stanu. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie nawet czasu na przygotowanie normalnych posiłków. W tym pomagali jednak wolontariusze, którzy pomagali mu w kolejnych miastach. Nie było czasu na specjalną dietę. Żywił wtedy często tym, co otrzymywał od osób, które bezinteresownie oferowały posiłki. Spotykał ludzi, którzy biegali i jeździli z nim na rowerze.

James Lawrence
foto: James Lawrence IG

Kowboj jeszcze raz pokazał, że ulepiony jest ze specjalnej gliny. Zdołał pokonać 50 razy dystans IM w 50 stanach! Nie było to łatwe. Po drodze miał kilka wypadków i wiele gorszych momentów. Pogoda czasem bardzo mocno dawała się we znaki. Podczas Ironmana w Tennessee zasnął na rowerze i się przewrócił. Efektem było ciało całe w ranach, bandaże i plastry. Kolejne setki kilometrów biegu sprawiły, że zupełnie stracił paznokcie, a na stopach porobiły się odciski.

Wyzwanie zakończył 25 lipca. Zaczął na Hawajach, a zakończył w stanie Utah. Wszystko wyglądało pięknie na papierze, ale wtedy zaczęły się pojawiać pierwsze kontrowersje. Czy James Lawrence faktycznie zrobił 50 IM w 50 stanach?

ZOBACZ TEŻ: Łukasz Lis: „Na Hawaje lecę powalczyć ze sobą, ale z rozwagą i bez presji na rezultat”

James Lawrence
foto: The Daily Universe

Trenażer, kroplówki i dokument na Neftliksie

Wyzwanie Lawrence’a spotkało się z ogromnym odzewem, również w mediach. Zawodnik napisał o nim książkę, a Netflix przeniósł na ekrany wyzwanie, produkując film dokumentalny „Iron Cowboy: The Story of 50.50.50”.

Zainteresowanie mediów sprawiło jednak, że sportowcy i komentatorzy zaczęli kwestionować osiągnięcie „Żelaznego kowboja”. Jeden z biegaczy pisał na swoim blogu wprost: James Lawrence nie zrobił 50 Ironmanów. Zrobił ZERO Ironmanów. O co chodziło?

Zarzutów było sporo. Pierwszym było to, że Ironman to nazwa wyścigu, a Lawrence podczas wyzwania nigdy z nikim się nie ścigał. Jego osiągnięcie zaczęto nazywać wprost bardzo długim treningiem, który trwał nawet kilkanaście godzin dziennie. Nie wiadomo było też, ile czasu mijało pomiędzy kolejnymi dyscyplinami. Nie było o tym pełnych informacji. To jednak były najmniejsze kontrowersje. Później wytoczono działa większego kalibru.

Okazało się bowiem, że Lawrence część wyzwania pokonywał na siłowniach. Kiedy pogoda nie sprzyjała jeździe na rowerze, wsiadał na trenażer. Po wypadku na rowerze pokonał maraton na orbitreku. To spotkało się z krytyką nawet osób, które dotychczas go wspomagały.

Wypadek podczas 18 dnia mojego wyzwania sprawił, że moje biodro było w naprawdę kiepskim stanie. Wiedziałem, że taka kontuzja sprawi, że właściwie nie będę mógł chodzić i ryzykuję porażkę. Po skonsultowaniu się z moją ekipą uznaliśmy, że użyję orbitreka jako alternatywy dla maratonu. Dzisiaj widzę, że byłem trochę naiwny w myśleniu, jak ta decyzja zostanie odebrana. Nie było to zresztą zgodne z zasadami wyzwania, które opublikowałem i rozumiem, że obniżają wiarygodność projektu – pisał.

Jakby tego było mało, okazało się, że Lawrence wielokrotnie otrzymywał dożylnie sól fizjologiczną (wlew dożylny), co miało pomóc w nawadnianiu po pokonywaniu pełnych dystansów. Właśnie to spotkało się z największą krytykę, bo Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) zabrania takich praktyk w oficjalnych zawodach.

James Lawrence

Inspirujący przekaz

Wyzwanie 50/50 zakończyło się niewątpliwie sukcesem Lawrence’a. Niejasne zasady, potencjalny doping i komentarze zarzucające manipulacje, przykryte zostały pozytywnym przekazem, za który należało Kowboja pochwalić. W czasie swojego wyzwania zbierał pieniądze na Jamie Oliver Food Foundation, która zajmuje się walką z otyłością pośród dzieci. Pracowała z nim również O.U.R, czyli Operation Underground Railroad, która walczy z niewolnictwem i przemytem dzieci.

W tym kraju panuje wielka epidemia. Musimy zmienić to, w jaki sposób jemy, jak aktywni jesteśmy. Musimy zmienić cały styl życia. Zmiana jest ciężka, ale jednocześnie niesie za sobą niesamowite nagrody – mówił.

„Żelazny kowboj” zyskał niemałą sławę i wielokrotnie pojawiał się w mediach. Parę lat później zdecydował się na jeszcze bardziej wymagający projekt. Znów nie ominęły go kontrowersje. Przeczytacie o tym w drugiej części naszego tekstu.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,771ObserwującyObserwuj
19,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane