Kamil Kulik: „Do wszystkich przeciwników trzeba mieć pewien respekt”

Jest juniorem, a już udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium Mistrzostw Polski w elicie. Triathlon zaczął trenować „na poważnie” trzy sezony temu. Mowa o Kamilu Kuliku.

Dlaczego studia rozpoczął od „dziekanki”? Co spowodowało, że po 7 latach grania w koszykówkę zmienił dyscyplinę?  Kto pomógł mu przyspieszyć na pływaniu? Na te oraz kilka innych pytań znajdziecie odpowiedź w rozmowie poniżej.

Kamila Stępniak: Na MP w Białymstoku zdobyłeś swój pierwszy tytuł w elicie, pomimo że wciąż jesteś juniorem. Zanim wbiegłeś na metę, przez dużą część wyścigu jednak goniłeś wraz z grupą Mateusza Głuszkowskiego, który pierwszy wyszedł z wody, a potem pojechał cały rower na solo. Spodziewałeś się, że tak ułoży się wyścig i dogonicie go dopiero na bieganiu?

Kamil Kulik: Tak, na zawody w Białymstoku jechałem właśnie z taką myślą. Wiedziałem, że Mateusz wyjdzie ze zdecydowaną przewagą z wody i na etapie kolarskim nie będę mógł pozwolić mu na zbudowanie odpowiedniej przewagi. Po rowerze udało się zmniejszyć przewagę do 1 minuty i 15 sekund, więc wiedziałem, że wygrana tych zawodów jest w moim zasięgu.

KS: To była Twoja pierwsza olimpijka, prawda? Nie udało mi się znaleźć, byś miał już jakąś na swoim koncie. Powiedz więc, polubiłeś się z tym dystansem? Czy jednak cieszysz się, że na razie ścigasz się jeszcze na krótszych trasach?

KK: Zgadza się, zawody w Białymstoku były pierwszymi na dystansie olimpijskim. Jest to zdecydowanie inne ściganie w porównaniu do sprintu czy supersprintu. Ja właśnie jestem zwolennikiem tych dłuższych dystansów, bo uważam, że wyścig jest ciekawszy pod względem taktycznym, czy ogólnie, jeśli chodzi o jego przebieg. Trzeba już myśleć dużo więcej, bo każdy mocniejszy skok czy zryw na rowerze, może potem dużo kosztować na biegu.

KS: Twój debiutancki sezon w triathlonie miał miejsce trzy lata temu, w roku 2019. Jak wspominasz swój pierwszy start? Gdzie i kiedy to było? Dlaczego akurat te zawody?

KK: Mój pierwszy „prawdziwy”  sezon to właśnie 2019 rok,  jednak pierwszy start miał miejsce trochę wcześniej. Była to 1/8 IM w Mrągowie w 2017 roku.  Z rodzicami i siostrą byliśmy akurat na wakacjach w Grecji, a po powrocie do Polski miałem ciągle około 2 tygodni do rozpoczęcia roku szkolnego. Rodzice już wcześniej startowali na zawodach triathlonowych i namówili mnie, jeszcze jako zawodnika, który grał w koszykówkę, bym wystartował w Mrągowie dla zabawy. Płynąłem w piance pożyczonej od mamy i na jej rowerze szosowym. Wytrzymałość miałem wtedy na tragicznym poziomie, ale na pewno czerpałem z tego dużą przyjemność.

KS: Wcześniej przez kilka lat, chyba 7, trenowałeś koszykówkę. Nie jest to popularny wybór wśród najmłodszych. Skąd ten pomysł?

KK: Moja mama była zawodową koszykarką. Przez wiele lat była zawodniczką kadry narodowej i w trakcie swojej kariery osiągnęła naprawdę wiele. Za jej namową poszedłem do SP nr 7 z oddziałami sportowymi w Sopocie i tam zacząłem swoją przygodę z koszykówką.

KS: Zmianę dyscypliny na triathlon zawdzięczasz rodzicom? Co definitywnie przekonało Cię do zmiany?

KK: W pewnym momencie grania w kosza, byłem naprawdę na przyzwoitym poziomie w porównaniu do rówieśników czy nawet zawodników starszych o rok bo poszedłem do szkoły rok wcześniej jako 6 latek. W 2018 roku z drużyną UKS 7 Sopot, zdobyliśmy Mistrzostwo Polski U16, jednak w tamtym momencie mój wkład w grę, był już dość mały. Myślę, że zabrakło u mnie fizyczności i wzrostu, które na tamten moment, w porównaniu do innych miałem mniejsze. Po zakończeniu gimnazjum, które było połączone z podstawówką, musiałem wybrać czy idę do liceum sportowego i gram dalej w kosza, czy idę do ogólniaka i próbuję czegoś nowego. Mój tata z zawodów triathlonowych znał trenera Jakuba Czaję i postanowiliśmy, pójść z naszym „pomysłem” do niego i tak się zaczęła nasza przygoda.

KS: Dokopałam się, że jak to często bywa podczas początków w triathlonie, największe problemy miałeś z pływaniem. Jak oceniasz swój postęp w tej dyscyplinie na przestrzeni tych kilku sezonów i kto pomógł Ci w osiągnięciu największego progresu?

KK: Postęp w bieganiu przyszedł mi bardzo szybko i naturalnie, podobnie było na rowerze. Razem z trenerem Kubą pracowaliśmy bardzo ciężko i w ten rok udało się w tych 2 dyscyplinach osiągnąć ogromne postępy. W pływaniu było jednak kompletnie na odwrót. Na treningach było mi bardzo ciężko, a dystans większy niż 100-150m był dla mnie nie do przepłynięcia, technika również była bardzo słaba.

W 2020 roku na Mistrzostwach Polski w Rawie Mazowieckiej, po bardzo słabym pływaniu i starcie ponad półtorej minuty do pierwszych zawodników na dystansie 600 m, skończyłem na 4. miejscu. Wtedy nawiązaliśmy pierwszy kontakt z trenerem Piotrem Netterem. Chwilę później, byłem już oficjalnym reprezentantem klubu UKS Tri-Team Rumia. Przez te ponad 2 lata, mój poziom pływania ciągle rósł, a trener Piotr, znalazł na mnie metodę i sposób dzięki, któremu mogłem się rozwijać i dojść do tego miejsca, w którym jestem teraz.

KS: Jesteś młodym zawodnikiem, dużo pracy i wyścigów przed Tobą. Patrząc jednak na swoje dotychczasowe doświadczenie i to, co udało Ci się osiągnąć, gdzie widzisz siebie za kolejne cztery sezony?

KK: Ten rok był dla mnie zdecydowanie przełomowy w wielu aspektach. W tym sezonie zebrałem dużo doświadczenia i udało się zrealizować w większości cele, które sobie założyłem. Triathlon to sport wytrzymałościowy, więc ja wiem, że dzięki konsekwentnej pracy i spokojnemu budowaniu wytrzymałości i parametrów organizmu, można na przestrzeni 8-10 lat doprowadzić się na poziom, który umożliwi rywalizację z najlepszymi na świecie.

KS: Kiedy zacząłeś trenować triathlon miałeś 15 lat. Myślisz, że jest jakiś „dobry wiek” na to, by rozpocząć przygodę w tej dyscyplinie? Czy jest jakaś granica, kiedy jest już na to za późno?

KK: Myślę, że mój wiek to już tak naprawdę ostateczny moment, ze względu na naukę pływania. Sam trochę żałuję, że w trakcie grania w kosza nie chodziłem na treningi pływackie raz czy dwa razy w tygodniu, by „podtrzymać” to pływanie. Jeśli chodzi o właśnie tę dyscyplinę to uważam, że im wcześniej, tym lepiej.

KS: Trochę jeszcze uczepię się Twojego wieku – trochę do wyjadaczy Ci brakuje, a jednak ci starsi zawsze biorą na Ciebie poprawkę, jeśli Twoje nazwisko znajduje się na liście startowej. Spójrzmy jednak w drugą stronę. Kogo Ty obawiasz się najbardziej? Do kogo czujesz największy respekt na polskich triathlonowych trasach?

KK: Wydaję mi się, że nie mam takiej jednej osoby. Uważam, że kto by nie był na liście startowej to do wszystkich trzeba mieć pewien respekt, bo triathlon jest tak różnorodną i nieprzewidywalną dyscypliną, że na trasie dosłownie, może się wydarzyć wszystko.

KS: Przeskoczę teraz za granicę, a w zasadzie do Twojego pierwszego międzynarodowego startu. Były to ME w duathlonie. Dlaczego duathlon, a nie triathlon?

KK: W tamtym momencie czyli na początku roku 2020 i chwilę przed „wybuchem” pandemii, mój poziom pływacki nie był wystarczający, żeby pchać się w starty zagraniczne, więc z trenerem Kubą, spróbowaliśmy sił w duathlonie.

KS: Duathlony za granicą, a zwłaszcza w Hiszpanii to nie przelewki. Do pierwszego juniora zabrakło Ci ponad 5 minut. Trudniejszy był dla Ciebie pierwszy czy drugi bieg?

KK: Pierwszy bieg uważam, był całkiem udany. Jednak to, co spotkało mnie później, przerosło moje oczekiwania. Na rowerze po prostu nie byłem w stanie jechać i cała grupa zawodników, z którymi biegłem mi odjechała. Zdawało mi się, że na rowerze dawałem sobie radę na treningach, jednak do poziomu tych zawodów, było to zdecydowanie za mało. Na drugim biegu, już w strasznym cierpieniu dobiegłem do mety na tyle, na ile mnie było stać.

KS: Jeśli miałbyś wybrać ze wszystkich swoich wyścigów, który z nich był dla Ciebie najtrudniejszy? Dlaczego?

KK: Każdy start jest inny i na jednych cierpi się trochę bardziej a na innych mniej. Jeśli miałbym jednak tak trochę żartobliwie wybrać jeden, to chyba zawody na dystansie 1/8 IM w Przechlewie. Pamiętam, że były tam nagrody finansowe i dla 16 latka 700 zł to była fortuna, więc bardzo się na nie napaliłem. Na rowerze jednak chyba trochę przesadziłem i na biegu złapała mnie kolka i biegłem ledwo po 4 min/km. Pamiętam ten ból jak dzisiaj. Na koniec mogę tylko dodać, że niewiele brakowało, a dogoniłby mnie mój tata, który też wtedy startował…  Oczywiście te nagrody finansowe też przeszły mi koło nosa… [śmiech]

KS: Może zostawmy na chwilę sport. Rozpocząłeś studia, a w zasadzie jesteś na „dziekance”. Wybrałeś diagnostykę sportową. Oznacza to, że swoją przyszłość wiążesz z trenowaniem innych?

KK: Wybrałem, ten kierunek bo wydawał mi się interesujący i powiązany dość mocno z tym, co robię teraz. Sam trening to jedno, ale właśnie wszystkie parametry i dane z nim związane to drugie. Interesuje mnie, dlaczego daną jednostkę trzeba wykonać i co ona mi „daje”. Czasy, gdzie na treningu trzeba „zapierdzielać”, a na końcu najlepiej paść na ziemię z wycieńczenia już minęły i trening musi być po coś i coś musi z niego wynikać.

KS: Masz status studenta i lecisz na Akademickie Mistrzostwa Świata do Brazylii. Co Cię bardziej ekscytuje – lokalizacja czy sam udział w sportowej imprezie takiej rangi?

KK: Moje studia rozpocząłem od rocznej przerwy, by w 100% skupić się na triathlonie i możliwe, że podobnie będzie wyglądał następny rok. Udział w tej imprezie traktuję, jako pewnego rodzaju nagrodę po całym sezonie. Start z elitą na pewno podnosi poziom tych zawodów i cieszę się, że będzie to kolejna okazja do zebrania punktów do rankingu seniorskiego. Długa podróż i zmiana strefy czasowej, też sprawia, że startów tak daleko do miejsce zamieszkania trzeba się trochę nauczyć. Także zarówno lokalizacja jak i ranga imprezy mnie bardzo, bardzo ekscytuje i nie mogę się doczekać startu!

KS: Wylatując na zawody trzeba się przygotować – na pewno pod względem formy. Ale czy edukujesz się np. pod względem kultury i historii danego miejsca?

KK: Obejrzałem kilka filmików z zawodów z zeszłych lat, żeby zobaczyć, jak samo miejsce wygląda. Sprawdzałem też prognozy pogody na najbliższy tydzień, by też mniej więcej być przygotowanym na to, co może mnie czekać. Aspekt kultury i historii jakoś bardzo mnie nigdy nie interesował, ale może warto było by przeczytać co nie co, by się doedukować!

KS: Skoro jesteśmy już niejako w przyszłości…Podejrzewam, że nie myślałeś o tym, ale jeśli miałbyś ustalić sobie granicę czasową, do której ścigasz się zawodowo w triathlonie, do kiedy by to było?

KK: Jestem jeszcze w tak młodym wieku, że ciężko w ogóle myśleć o tak dalekiej przyszłości. Na razie chcę dokończyć sezon i wtedy spokojnie usiąść i przeanalizować go a następnie zacząć myśleć nad planem na następny rok.

KS: Jesteś z Trójmiasta. Startowałeś w Gdyni na sprincie i w cyklu biegów City Trail. Lubisz startować „u siebie”? Niektórzy czują się wtedy jak na treningu i po prostu nie mają tego startowego dreszczyku emocji. Jak to jest u Ciebie?

KK: Na co dzień mieszkam i trenuję w Gdyni, także mam naprawdę super warunki do rozwoju. W tym roku startowałem na sprincie w Gdyni i dalej uważam, że to świetna okazja, gdy zawody rozgrywają się we własnym mieście. Na trasie było wiele kibiców i moich znajomych, którzy mogli zobaczyć jak to wygląda na żywo i chociaż trochę poczuć to, co ja.

KS: A na koniec – jaki jest Twój ulubiony triathlonowy gadżet?

KK: Maszynka do pomiaru zakwaszenia! Dzięki niej jestem pewien, że wykonuję treningi właściwie i mają one odpowiednią dla danej jednostki intensywność.

ZOBACZ TEŻ: Paulina Klimas: „Ja potrafię być cierpliwa i to w sobie lubię”

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane