Praca na planie zdjęciowym do nowego programu dla Telewizji Discovery zajmowała mi w ostatnich dwóch miesiącach sporo czasu, a słowo trening pasowało jedynie do ćwiczenia cierpliwości, bo praca w Telewizji lub na planie filmowym wiąże się nieustannie z czekaniem. Czeka się na wszystko – na ustawienie kamer i światła, na pogodę, na to aż zmaleje ruch samochodów w miejscu kręcenia zdjęć, aż odparują obiektywy, które chwilę wcześniej pracowały w minusowej temperaturze na samym szczycie Obserwatorium Meteorologicznego na Śnieżce, a teraz chciałoby się „pokręcić” w pomieszczeniach, gdzie jest przyjemne 20 stopni Celsjusza, czeka się na wschód Słońca, pływając na pełnym morzu dookoła największego kontenerowca świata Maersk, który za chwilę wpłynie do portu w Gdańsku, a trzeba było wyruszyć po niego holownikiem już o 3 nad ranem, ale filmować można 4 godziny później. Czeka się w podróży, jadąc w poniedziałek do Gliwic, a we wtorek po zdjęciach zmieniając lokalizację na…Gdańsk, więc….czeka się, czeka się długo…i się ŻRE!
„Żrenie” i czekanie to dwaj najwięksi wrogowie triathlonisty-dziennikarza, triathlonisty-prezentera czy triathlonisty-aktora. Jedzenie na planie filmowym bywa różne – jest i zdrowe, ale jeśli zmęczy nas….czekanie, wówczas włącza się… „żrenie” i cały misternie utkany plan dietetyczny bierze w łeb, puszczają wszystkie hamulce i triathlonista-dziennikarz potrafi zeżreć za jednym zamachem 3 Princesse XXL, 2 małe Marsy i zagryźć to wszystko trzema kabanosami! Oczywiście w skrzynkach cateringowych są jabłka i banany, ale podczas czekania wytwarzają się w organizmie anty-endorfiny, które niestety wpływają na wysoki poziom „żrenia”. To wszystko prowadzi do keine granzen i wieczorem trzeba wszystko zapić – najlepiej mocnym alkoholem z Red Bullem. Ale czasami są wyjątki, bo kiene grenzen może oznaczać długo wymarzony trening w ciekawych okolicznościach przyrody.
Bywają takie dni podczas dni zdjęciowych, że jest czas i na pracę przed kamerą i na TRENING. Tak było w niedzielę w Świnoujściu. Zdjęcia zaplanowane z przerwami o godzinie 10-12 i 17-20, więc spojrzałem szybko w plan treningowy i stwierdziłem, że… do trenera Szołowskiego dzwonić nie będę! Na pewno mi nie pozwoli na to, co chcę zrobić pod koniec listopada, a czego nie ma w rozpisce. Powiem mu, jak już będzie po. W sobotę wieczorem ustawiłem budzik na 7 rano, asekuracyjnie zadzowniłem na recepcję hotelu i poprosiłem o budzenie na 7.05 i zaplanowałem: rano basen 3,5km, a po południu 20km spokojnego biegu do sąsiadów zza zachodniej granicy. Heringsdorf, Ahlbeck, Bansin – trzy przepiękne miejsca położone tuż za miedzą. Kilknaście lat temu zdarzyło mi się pracować tam jako ratownik morski, więc postanowiłem odwiedzić stare śmieci. Oczywiście, że pamiętałem o naszym cyklu „Trenuj, gdziekolwiek jesteś”.
{gallery}Albeck_2013{/gallery}
Jeżeli kiedykolwiek będziecie w Świnoujściu, to polecam bieg Promenadą Europejską – doskonała ścieżka rowerowo-biegowa, oświetlona, więc nawet po zmroku jest bezpiecznie, widok na morze, klimatyczne hotele oraz pensjonaty. No i to świeże powietrze!
Granica Państwa zawsze robi wrażenie, choćby nie wiem co! Świadomość, że swobodnie, bez żadnych kontroli przebiega się na teren innego Państwa, zawsze jest miłym doświadczeniem. Na naszym pokoleniu wciąż robi to wrażenie, bo z jednej strony pamiętamy kontrole paszportowe i czekanie w kolejkach, a z drugiej nasłuchaliśmy się od dziadków, jak to drzewiej bywało. Nasze dzieci żyją już w innym świecie i skoro moja 5-letnia córka nie może uwierzyć, że kiedyś nie było telefonów komórkowych i iPadów z dotykowym ekranem, to tym bardziej nie uwierzy, że istniało coś takiego jak odprawa graniczna. A teraz „Hop!” i jednym susem wpadamy na trening do kolegów z Niemiec.
Jutro i we wtorek na planie zdjęciowym. Nie mogę powiedzieć nic więcej, bo ośmioodcinkowy film dla Discovery ukaże się dopiero wiosną, ale jak tylko dostanę zielone światło, to zdradzę, co i jak. Świetny projekt i rewelacyjne zdjęcia, ale sporo…czekania. Czeka się na wszystko – na ustawienie kamer i światła, na pogodę, na to aż zmaleje ruch samochodów w miejscu kręcenia zdjęć, aż odparują obiektywy…czeka się długo…i się ŻRE…
Nie bierz do głowy…. dodatkowe kg zawsze można traktować w kategorii ekstra obciążenia w treningach… 🙂 Mnie bardziej interesuje wątek wolnego czasu między zdjęciami! Jest chwila na przemyślenia… W listopadzie miało się coś ukazać na temat ,,napaleni na IM 2015″. Chyba mogę być spokojny bo jeszcze cały tydzień…. :-)))
Czytając felieton poczułem Wiatr od morza… 🙂 🙂 🙂
Czytając felieton poczułem Wiatr do morza… 🙂
O kurcze, Ojciec Dyrektor ZRE!!!! Taaaaa miło zobaczyć , ze nawet ON czasem się poddaje ludzkim słabościom 🙂
A trenowanie gdziekolwiek się jest – uwielbiam!
O, Ojciec Dyrektor w moim fyrtlu! Zapraszam kiedyś w cieplejszych porach roku. Kilkaset ścieżek rowerowych i bezpiecznych szos, morze, zalew i jezioro. Do tego zróżnicowane trasy rowerowe. Raj dla treningów triathlonowych.Dzięki za dobre słowo!
Podobnie jak Niagara Falls International Marathon. Start w USA, meta w Kanadzie.
A czekanie, czekanie uczy cierpliwosci co moze sie bardzo przydac w przyszlorocznych startach, szczegolnie na dlugim dystansie. 😉
Pozdrawiam !
ha ha ha Czekanie i podjadanie ma również swoje dobre strony… wreszcie dziennikarz – triathlonista i prezenter-triatlonista jest widoczny, zaczyna rzucac cień, bo pod koniec sezonu nie można już było ani triathlonisty ani cienia zobaczyc ;-( Tylko ten zestaw….. ale mimo wszystko smacznego !!!
haha, a myślałem, że tylko ja tak mam z tym żarciem 🙂
Biegniesz promenada Swinousjcia – myslisz nawet ladnie tu zrobili, przebiegasz do Heringsdorfu – o moje boze jak tu slicznie.
A gdy tam bylem z pol roku temu najbardziej zaskoczyli mnie Polacy organizujacy sobie biegowe wyscigi w niemieckim lesie 🙂
Hahaha! Faktycznie, Szoło moglby byc „poruszony” tym planem treningowym na niedziele:) A to swobodne przekraczanie granic – bezcenne!