„Lubiłem mordercze treningi”. Od triathlonu do MMA.

Podczas 18 gali Konfrontacji Sztuk Walki, która odbyła się w płockiej Orlen Arenie spotkałem wyjątkowego, młodego człowieka. Michał „Cipao” Materla, nadzieja polskiego MMA, a jeszcze kilka lat temu obiecujący triathlonista. W Płocku Materla nie walczył, pomagał w narożniku swojemu koledze ze Szczecina Maciejowi „Irokezowi” Jewtuszko. Na tyle skutecznie, że „Irokez” wygrał z Amerykaninem Amasingerem przez nokaut. Poniżej przestawiam zapis mojej rozmowy z czołowym zawodnikiem Europy w MMA, specjalnie dla Akademii Triathlonu.


Skąd Twoje zainteresowanie sportem?
Przez siedem lat trenowałem pływanie. W kategorii juniora byłem nawet Mistrzem Polski. Później jednak nastąpił martwy okres w moim sportowym życiorysie. Wtedy jeden z kolegów na podwórku zachęcił mnie do przyjścia na trening sekcji triathlonu. Pojechałem do klubu w Szczecinie. Trenerom od razu przypadło do gustu, że wcześniej byłem pływakiem. Miałem wtedy 14 lat.

Co Ci się najbardziej podobało w triathlonie, a co stanowiło największe wyzwanie?
Z perspektywy czasu najbardziej podobały mi się te mordercze treningi. Ja po prostu lubię wyjść z treningu spełniony. Na początku miałem opory co do biegania. Jako pływak dużo biegałem, jednak jako triathlonista nie sprawiało mi to przyjemności. Dzisiaj jest inaczej. Chyba dlatego, że jestem bardziej doświadczony. Znów lubię biegać. A pływanie? W ramach treningu wydolnościowego pływam raz w tygodniu, żeby inaczej zaznaczyć pracę mięśni. Po pierwsze – jest to rozluźniające dla całego ciała. Po drugie – doskonale reguluje oddech. Po trzecie – pływam dobrze technicznie, więc w ciągu jednej, dwóch godzin przepływam nawet 2-3 kilometry. W początkowym etapie przygotowawczym do walki pływam także w łapkach, żeby jeszcze lepiej wytrenować wydolność i siłę. Często przygotowania urozmaicam treningami, które pamiętam z triathlonu.

Masz jakieś ciekawe wspomnienia z zawodów?
Raz, w Szczecinie, przytrafił mi się śmieszny incydent. Całą trasę rowerową przejechałem „w pedałach”, ponieważ na samym początku zjechało mi siodełko. Prawdopodobnie miałem źle zamknięty zamek. Pamiętam, że na biegu miałem nogi jak z waty. Mimo wszystko na zawodach zająłem 4. miejsce. Były to regionalne zawody, ale miło to wspominam.

Jak trafiłeś do sportów walki?
Wtedy triathlon to jednak nie było to, co chciałem robić. Po triathlonie znów miałem przerwę w sporcie. Chodziłem na siłownię, ale szybko mi się znudziła. Znów pomocną rękę wyciągnęli koledzy. Powiedzieli, że tworzy się sekcja sportów walki w Szczecinie. „Znając Twój charakter to Ci się spodoba” stwierdzili. I faktycznie mieli rację. Już po 8 miesiącach pojechałem na obóz do Brazylii, do kolebki jujitsu. Mieliśmy tam trenera, który zaszczepił w nas MMA.

{gallery}materla1{/gallery}

Jakie są Twoje największe sukcesy w MMA?
Startuję w MMA, brazylijskim jujitsu ora submission wrestling. Są to trzy pokrewne dyscypliny, ale każda jest inna, ale w każdej się spełniam. Najlepiej wspominam rok 2006. Wygranie gali Konfrontacji Sztuk Walki. Trzy walki jednego dnia, trzech przeciwników i trzy zwycięstwa przed czasem. Tamtego dnia przydało mi się doświadczenie triathlonowe. Byłem wtedy już po kontuzji.

Właśnie! Wyprzedzasz moje pytania. Ale opowiedz jeszcze o sukcesach.
Podczas mistrzostw Polski w submission wrestling w 2007 roku startowałem w kategorii 97 kg z niedowagą 13 kilogramów. Klubowi trenerzy wystawili mnie w kategorii wyżej, żeby załatać dziurę. Udało mi się dojść do finału i wygrać tam z Jankiem Błachowiczem. W tych samych zawodach w kategorii OPEN doszedłem do finału. Tam jednak musiałem uznać wyższość Damiana Grabowskiego.  Dzięki tej wygranej pojechałem na mistrzostwa świata do New Jersey w USA. To był najbardziej udany dla mnie rok. Zdobyłem blachę na mistrzostwach Europy w jujitsu i submission wrestling, później dwa medale na wspomnianych mistrzostwach Polski, a na gali KSW 7 dotarłem do półfinału.

A co kontuzjami? Wiem, że przez najcięższą kontuzję straciłeś półtora roku kariery. Czy w ramach  rehabilitacji korzystałeś dyscyplin wchodzących w skład triathlonu?
Miałem dwie poważne kontuzje. Zerwanie więzadeł krzyżowych – najpierw w prawej nodze, a potem w lewej.

 {gallery}materla2{/gallery}

Ciężko było wrócić po kontuzjach do wysokiej formy?
Po pierwszej tak. Niektórzy mnie już skreślili. Natomiast po drugiej operacji wiedziałem, że nie mogę tracić czasu. Byłem mądrzejszy o doświadczenia z pierwszego urazu. Mój rehabilitant Tomek Strzałkowski pozwalał mi w ramach rozsądku pływać. Szybko doszedłem do siebie. 29 maja miałem operację, a w sierpniu już biegałem.

 

Masz 28 lat. Najlepsze lata w sportach walki jeszcze przed Tobą? Czy po zakończeniu kariery zawodowej jest szansa, ze wystartujesz jeszcze w triathlonie?
Szczerze mówiąc, to myślę od jakiegoś czasu o tym, aby wpleść triathlon do swoich treningów i wystartować w najbliższym czasie. Oczywiście dla własnej satysfakcji, nie w Ironmanie, ale na jednym z krótszych dystansów. Triathlon nadal jest dla mnie super sprawą. Lubię pływać, jeździć na rowerze i  biegać. Czemu nie połączyć tego w jedno? Chciałbym znów poczuć tą rywalizację.

 

Mianem „Ironman” określa się zawodników, którzy ukończyli najdłuższy klasyczny dystans w triathlonie. Jak nazwałbyś zawodników uprawiających twoją dyscyplinę sportu?
Myślę, że zdecydowanie można ich porównać. Przed profesjonalnym zawodnikiem MMA stoją ogromne wyzwania. Musi być świetnie przygotowany kondycyjnie. Poza tym jest to wszechstronna dyscyplina sportu. Ciężko połączyć wszystkie elementy walki. Dużo aspektów walki się wyklucza. Nasz organizm musi być gotowy w każdej chwili na różny wysiłek. W triathlonie te zmiany są mniej dynamiczne niż w porównaniu z tym, co dzieje się na ringu. W czasie walki musimy być na pełnych obrotach od pierwszej sekundy, bo nie wiadomo, jak potoczy się pojedynek.

Do jakich zawodów się szykujesz obecnie?
W maju wystąpię na 19 gali KSW.  W tej chwili nie znam jeszcze rywala.

W takim razie w imieniu środowiska polskich triathlonistów życzę powodzenia i dużo zdrowia!


Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Jak widać dobra kondycja to podstawa każdej dyscypliny sportu, stąd pewnie łatwiej było o sukcesy.
    Kiedyś na AWFie mieliśmy takie starcie – cała grupa na macie i najlepszy kto na niej pozostanie. Ostatecznie zostałem tylko z jednym zapaśnikiem, a nie wyrzuciłem nikogo 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,814ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane