Maciej Bodnar: „Godzina na torze będzie bolała nieporównywalnie bardziej niż godzina na triathlonie”

Czy triathlonista ustanowi rekord Polski w próbie godzinnej? Wyzwania podejmie się Maciej Bodnar. Co będzie największą trudnością podczas bicia rekordu? Jak wyglądały przygotowania?

ZOBACZ TEŻ: Bodnar zaatakuje rekord Polski w jeździe godzinnej!

16 lipca 2023 na torze kolarskim w Pruszkowie, triathlonista Maciej Bodnar podejmie się próby bicia rekordu Polski w jeździe godzinnej. 

Bodnar jest związany z triathlonem od ponad 10 lat. Zaczynał w triathlonie kwalifikowanym, w którym reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej. Z czasem przeszedł na wyścigi bez draftingu, w których startuje do dzisiaj. Obecnie skupia się przede wszystkim na pracy trenerskiej. We wrześniu ubiegłego roku ogłosił, że podejmuje się nowego wyzwania. Założeniem Bodnara jest pobicie rekordu Polski w jeździe godzinnej na torze kolarskim. Zawodnik w ciągu 60 minut musi pokonać więcej niż 50,506 km, bo właśnie tyle wynosi aktualny rekord kraju, który należy do kolarza Wojciecha Ziółkowskiego. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o procesie przygotowań do wyzwania oraz o tym, dlaczego próba będzie jednym z najcięższych wyzwań w jego sportowej karierze. 

Nikodem Klata: Skąd wziął się pomysł na bicie rekordu? 

Maciej Bodnar: Pomysł pojawił się prawie rok temu, kiedy z Tomkiem Szalą pojechaliśmy zrobić kilka przejazdów na torze kolarskim, żeby przetestować parę rzeczy, żeby zobaczyć jakie rozwiązania są szybsze, a jakie wolniejsze. Z każdym kolejnym przejazdem łapałem coraz większego bakcyla, coraz bardziej mi się to podobało. Aż w końcu stwierdziłem: „czemu jeszcze bardziej w to nie pójść?”.

Naturalnym wyborem był rekord godzinny, gdzie godzina wysiłku fizjologicznie to jest coś, do czego jestem w stanie się dobrze przygotować i nie muszę bardzo mocno zmieniać treningu, a jednocześnie jestem w stanie poszukać rozwiązań, które mogłyby działać lepiej. To była dodatkowa motywacja – motywacja, żeby przetestować jeszcze większą liczbę rzeczy, bo niestety testowanie kwestii aerodynamicznych to jest niezwykle żmudna robota. Sam rekord, będący wisienką na torcie, jest po prostu motywacją, żeby tę drogę przejść, ale to właśnie ta droga jest dla mnie najważniejsza. 

NK: Rekord w jeździe godzinnej uznawany jest za jeden z najbardziej prestiżowych w kolarstwie. Dlaczego? 

MB: Moim zdaniem na prestiż rekordu godzinnego mają wpływ przede wszystkim dwie rzeczy. Jego bardzo bogata historia i to, że podejmują się tego wyzwania najwybitniejsi kolarze, ikony dyscypliny. Poziom jest niesamowicie wysoki. Często dla kolarzy próby bicia rekordów są zwieńczeniem ich kariery. Ten prestiż dodatkowo napędzany jest faktem, że próba to przełamywanie kolejnych barier. To jest niesamowicie trudne wyzwanie.

NK: Bicie rekordu to nie tylko fizjologia zawodnika i jego przygotowania, ale odpowiednie przygotowanie techniczne, kombinowanie, szukanie optymalnych rozwiązań sprzętowych. Sprzęt, wyliczenia, techniczna część sportu – to element, który jara Cię najbardziej? 

MB: Bicie rekordu to nie tylko fizjologia, to wiele różnych elementów m.in. aerodynamika, ale także specyfika tych przygotowań: poradzenie sobie z przegrzewaniem się organizmu, ze specyfiką jazdy na torze – tych cegiełek, które trzeba poukładać, jest naprawdę dużo. Czasami, jeśli będzie brakowało jednej, to wszystko może runąć. 

Ja też nie zamierzałem specjalnie dużo trenować, zwłaszcza że jestem na takim etapie swojej przygody ze sportem, że trochę wygaszam objętość treningową i bardziej przechodzę w tryb rekreacyjno-amatorski. Pod kątem fizjologii starałem się z tego czasu maksymalnie dużo wycisnąć i ukierunkować pod godzinny rekord. Skupiałem się przede wszystkim na filarze związanym z szeroko pojętą optymalizacją.

NK: Na filmikach z trenażera z kilku ostatnich dni jeździłeś w białym kombinezonie z kapturem – o co chodziło? 

MB: Bardzo dużym wyzwaniem w jeździe godzinnej jest przegrzewanie się ciała. Zazwyczaj jedzie się przy wysokiej temperaturze, przy której jest mniejsza gęstość powietrza i można jechać szybciej. Na torze w Pruszkowie będą to okolice 27 stopni – to są bardzo wymagające warunki. Na pewno po jakimś czasie zacznę się grzać, dlatego dopasowuję do tego całą strategię. Przygotowuję swój organizm, żeby jak najlepiej to zniósł. 

Obecnie jestem przy protokole adaptacji cieplnej, której elementem jest jazda w kombinezonie i już widzę efekty. Jeszcze kilka miesięcy temu podczas treningów na trenażerze moja temperatura ciała rosła bardzo szybko, przekraczając optymalną strefę. Teraz robiąc takie same treningi, temperatura rośnie dużo wolniej. Termoregulacja jest na lepszym poziomie. 

Źródło: Archiwum prywatne Maciej Bodnar

NK: „Jak jakiś zawodnik z danego zespołu wpada na pomysł bicia rekordu, to ma duże zaplecze” – mówiłeś w swoim filmiku. A jak wygląda to zaplecze u Ciebie?

MB: Oczywiście największe zaplecze mają najbardziej znani zawodnicy, ale dużo prób robionych jest przez zawodników mniej znanych, albo amatorów, którzy mają znacznie mniejsze zaplecze. W takim wypadku ogranicza przede wszystkim budżet. 

Ja próbę sponsoruję sam, ale mam pomoc fajnych ludzi. Widzę po przygotowaniach, że gdybym chciał robić totalnie wszystko samemu, to te przygotowania byłyby bardzo ciężkie. Mimo że w jeździe godzinnej jedzie sam zawodnik, to stoi za nim wiele osób z rożnych dziedzin i to się ze sobą zgrywa. 

Ja nie jestem w żadnej drużynie kolarskiej, mało tego nie jestem nawet kolarzem (śmiech). Podchodzę do tego jako triathlonista, jako zajawkowicz. Z torem kolarskim też nigdy nie miałem nic wspólnego, więc w świecie kolarskim jestem człowiekiem znikąd i podejmuję się tego ciężkiego wyzwania, które traktuję przede wszystkim jako dobrą przygodę. 

NK: Mówiłeś też, że w swoich przygotowaniach trafiłeś na wiele różnych przeszkód. Jakich? 

MB: Przede wszystkim zacząłem bardziej rozumieć jazdę godzinną i jazdę na torze. To jest jak ze wszystkim – efekt Dunninga-Krugera – jeśli nie jesteś w jakimś temacie ekspertem, to na początku wydaje ci się, że wszystko jest proste i łatwe. Dopiero potem, im bardziej zgłębisz ten temat, tym bardziej widzisz, jakie to trudne i skomplikowane i z czasem stajesz się faktycznym ekspertem. Tak samo było u mnie. 

Po paru wizytach wydawało mi się, że jest super i to będzie bardzo proste przełożenie watów z trenażera na tor. Tak nie było. Sama jazda po wirażach była dla mnie karkołomna i o ile szybko opanowałem jazdę przy 40 km/h, o tyle przy 50 km/h było to trudne. 

Poza tym dystans jest liczony po czarnej linii, a ja wyjeżdżam mocno poza nią. W rzeczywistości muszę więc jechać więcej, niż pokazuje czarna linia. Przy wirażach obniżam też środek ciężkości ciała i żeby potem go podnieść muszę generować dodatkowe waty. Cała specyfika jazdy na torze powoduje, że jest to dużo cięższy wysiłek niż chociażby jazda na zewnątrz.

Oczywiście z czasem znajduje się coraz więcej przeszkód. Człowiek zaczyna dowiadywać się o szeregu kolejnych zmiennych, których nie jest w stanie ogarnąć zwłaszcza z ograniczonym budżetem, więc wybiera tylko rzeczy, na które ma realny wpływ i na nich się skupia. 

NK: Do próby bicia rekordu współpracowałeś z profesorem Sławińskim. Co przyniosła Ci ta współpraca? 

MB: Profesor Sławiński jest świetnym człowiekiem. Jest współautorem modelu matematyczno-fizycznego, który został stworzony na potrzeby prób Daniel Bighama i Filippo Ganny. 

Wraz z zespołem za pomocą liczb odwzorowali oni wszystkie siły, działające na torze na kolarza. Przy wprowadzeniu wielu różnych danych wyliczyli, ile dokładnie potrzebujemy watów na daną prędkość, ile będziemy tracić na poszczególne siły, co będzie dla nas największą przeszkodą itd. Ja przy swojej próbie też korzystam z tego modelu i naprawdę ułatwia on ułożenie całej strategii.

ZOBACZ TEŻ: Tajemnica sukcesu rekordu świata Filippo Ganny. Matematyka i fizyka zmieniają oblicze sportu

NK: Czym różni się jazda na torze kolarskim w próbie godzinnej od jazdy na rowerze w triathlonie? 

MB: To są dwa różne światy. W triathlonie liczy się w dużej mierze strategia, jest bardzo dużo draftingu, gdzie można zyskać i wcale nie mam na myśli niedozwolonych praktyk jazdy innemu zawodnikowi bezpośrednio na kole. Czasami jedzie się z wiatrem, czasami pod, można przestać pedałować, jechać z górki – dużo się dzieje, ale jednocześnie jest sporo momentów, gdzie można odpocząć. 

Na torze tego nie ma – nie ma żadnych zysków, nie można odpocząć, za nikim się schować. Trzeba być ciągle skoncentrowanym. Trzeba jak najdokładniej wyjechać wiraż. Każde puszczenie korby od razu powoduje spowolnienie. Jest to bardzo brutalny i bezwzględny wyścig, przede wszystkim z czasem i własnymi słabościami. Godzina na torze będzie bolała nieporównywalnie bardziej niż godzina na triathlonie. 

NK: „To nie jest konkurs na to, kto będzie generował największa moc” – mówiłeś w filmiku zamieszczonym na Twoim kanale na YouTube. Co oprócz mocy liczy się w próbie?

MB: Generowana moc jest podstawą. To punkt wyjścia do działania, bo jeśli jest zbyt niska, to nawet przy poprawie CDA dużo nie ugramy. Moc wyjściowa musi być przyzwoita, ale optymalizując szereg kwestii, o których już mówiliśmy, możemy lepiej wykorzystać tę moc i ekonomicznej pojechać. 

Widzimy też, jak rekord na przestrzeni lat się poprawiał. To nie jest tak, że nagle zawodnicy generują dużo więcej watów, że kiedyś byli słabsi i mniej się starali. Ważna jest właśnie optymalizacja na wszystkich obszarach, przede wszystkim, jeśli chodzi o aerodynamikę. Na tym obszarze dużo dało testowanie w terenie, na żywym organizmie. Nagle okazało się, że na każdego kolarza może działać coś innego. Optymalizacja na poszczególne osoby powoduje, że rekordy idą do przodu. 

NK: Jaka jest Twoja strategia na ten rekord? 

MB: Przez pierwsze 30 minut zamierzam trzymać narastającą prędkość, a kolejne 30 minut robić wszystko, żeby dociągnąć do końca. Jest to spowodowane m.in. rozpadaniem się pozycji czasowej – wiadomo, że pozycja, która jest bardzo zoptymalizowana, nie jest do końca komfortowa. Przy dużym zmęczeniu naturalna będzie ucieczka w stronę komfortu i pozycja będzie się zmieniała, zazwyczaj na niekorzyść – będą rosły opory i trzeba będzie generować jeszcze większe waty, żeby utrzymać prędkość. 

Postaram się mieć jak najdłużej względy komfort i jechać na watach, przy których będę mógł skupić się na trzymaniu pozycji, jechaniu po linii i dbaniu o nieprzekraczanie granicy optymalnej temperatury ciała. 

NK: Jak mówisz, najważniejszy jest dla Ciebie cały proces przygotowań, nauka i wyciągnie wniosków. Co udało Ci się zaobserwować do tej pory? Jakie najważniejsze wnioski wyciągnąłeś? 

MB: Przede wszystkim, że testowanie jest bardzo trudne i wymagające. Potrzeba wielu przejazdów, żeby wyciągać sensowne wnioski. Najlepiej wykorzystywać różne metody i potwierdzać. Trzeba mocno pilnować dokładności pomiarów. 

Kolejna rzecz to to, że nauczyłem się pracować na optymalnej temperaturze ciała podczas treningów i tak naprawdę rejestrowanie tego pozwoliło mi wyciągać dużo więcej wniosków. Dowiedziałem się dużo w tym zakresie, a jest on ważny również w triathlonie, gdzie często wyścigi odbywają się w wysokiej temperaturze przez długi czas.

Nie będę zdradzał wszystkich wyników, bo łącznie było ponad 200 różnych pozycji i ustawień (śmiech). To, co ciekawe to to, że 80% naszych założeń się sprawdziło. 20% to rzeczy, które nas zaskoczyły i właśnie dla tych 20% warto podejmować takie próby. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,504ObserwującyObserwuj
443SubskrybującySubskrybuj

Polecane