Maciej Ogrodnik: „Kto miałby lubić uprawiać tak cykliczny, nudny i bolesny sport?” 

W wieku 12 lat Maciej Ogrodnik wystartował jako pierwszy Polak w dziecięcej wersji Ironman. Jednak jak sam przyznaje, wtedy triathlon nie sprawiał mu przyjemności. Obecnie ma zamiar walczyć o najwyższe lokaty na mistrzostwach świata w Lahti i Nicei, a jego podejście do sportu znacznie się zmieniło. 

ZOBACZ TEŻ: Mateusz Grzybek: „To, co się przytrafia w życiu jest nam pisane i tego się trzeba trzymać” 

Nikodem Klata: We Frankfurcie zaliczyłeś świetny występ, zajmując 3. miejsce, jednak po zawodach napisałeś, że liczysz na to, że „organizatorzy będą w stanie przyznać się do błędu i zwrócą straconą minutę”, co pozwoliłoby Ci na zajęcie wyższe pozycji. Powiedz proszę, o jaką dokładniej sytuację chodziło? Jak ostatecznie zakończyła się ta sprawa?

Maciej Ogrodnik: Niestety sprawa nie zakończyła się dla mnie pomyślnie. Sytuacja miała miejsce w strefie zmian z pływania na rower, gdzie po odebraniu worka na wieszaku przebiegało się do białego namiotu, aby się przebrać. Po dokonaniu zmiany wybiegłem z niego, oddając worek, jednak wtedy właśnie wpadłem na sędziego, który przyznał mi żółtą kartę, mówiąc, że nie miałem przypiętego numerka startowego do pasa, który jest obowiązkowy na część rowerową. 

Po zawodach i przed sprawdzałem race briefieng i regulamin i nic takiego tam nie było. Byłem pewny, że kara jest przyznana niesłusznie. Jednak kolejnego dnia, gdy byłem złożyć protest, okazało się, że w niemieckich triathlonach jest właśnie taka zasada i podobno wspominali o niej w formie werbalnej na race briefingu, na którym mnie, jak i pewnie 95% uczestników nie było, bo pewnie zakładali, że w formie pisemnej będzie to samo co w formie werbalnej. Generalnie uważam, że zawody bardzo dobrze zorganizowane i panowała super atmosfera, ale czasami podchodzili zbyt poważnie do swoich zasad.

NK: W ubiegłym roku w rozmowie z Akademią Triathlonu mówiłeś: „Wierzę, że kolejny rok będzie przełomowy i powalczę o topowe pozycje podczas MŚ”. Mistrzostwa świata w Lahti już 26 sierpnia. Jak wygląda teraz Twoje nastawienie do tych zawodów? 

MO: Muszę przyznać, że nawet jak na swoje wysokie ambicje to nie spodziewałem się, że w takim krótkim czasie, można zrobić takie postępy. Jestem zadowolony z obecnego etapu przygotowań. 

Oczywiście jest cały czas nad czym pracować, ale myślę, że powoli zaczynam rozumieć sygnały, jakie wysyła mi organizm, co jest niezbędne, by wiedzieć, kiedy lepiej odpocząć, a kiedy można się zagiąć, aby być optymalnie przygotowany. Liczę, że zaskoczę wiele osób na tych i kolejnych mistrzostwach w Nicei. 

NK: Na swoim koncie masz już starty na mistrzostwach świata na dystansie 70.3. Biorąc pod uwagę fakt, że jak sam mówisz „cały czas uczysz się własnego organizmu” to w tym roku jesteś przygotowany do tego startu najlepiej ze wszystkich sezonów?

MO: Zdecydowanie tak. Przede wszystkim może być to zasługa złapania dystansu i zrozumienie specyfiki tego sportu. Są dni, w których, aby iść do przodu, musisz zrobić krok w tył. Nie każdego dnia będziesz coraz szybciej biegał, jechał i pływał. Schowanie swoje ego do kieszeni da ci o wiele więcej niż tylko poprawę wyników sportowych. Niby proste, ale bardzo trudno to zrozumieć, gdy samemu nie popełni się takiego błędu. 

NK: W mistrzostwach świata na dystansie 70.3 chcesz walczyć o topowe pozycje. A w Nicei?

MO: Razem z trenerem Jackiem Tyczyńskim, zgodnie stwierdziliśmy, że ważniejszą imprezą dla mnie jest start w Nicei. Niedość, że sam dystans jest bardziej prestiżowy, to myślę też, że mam większe predyspozycje na tej trasie i podczas tak długiego wysiłku. 

Jednak nie oznacza to, że będę gorzej przygotowany na zawody w Lahti, bo jednak przygotowania nie różnią się od siebie znacząco, a jedynie w ostatnich tygodniach przed zawodami trzeba trochę pokombinować, aby ćwiczyć na specyficznych intensywnościach do danego dystansu.

NK: Jesteś osobą, która sporo analizuje. Trasę na mistrzostwa świata w Nicei też masz już przeanalizowaną. Są mocne zjazdy i mocne podjazdy – odpowiada Ci taki profil trasy?

MO: Idealnie by było, gdyby trasa biegowa była równie pagórkowata co rowerowa i kilka stopni chłodniej (śmiech). A tak bardziej serio, to tak jak wspominałem w poprzednim pytaniu, trasa znacznie bardziej mi sprzyja niż np. Kona. 

Nie należę do wysokich, a przez to i ciężkich zawodników, stąd walka z grawitacją mniej mnie obciąża. Mieszkam też w pagórkowatym terenie i bardzo lubię robić dużo przewyższeń i na biegu i na rowerze. Jestem bardzo ciekawy, na ile się to przyda i jak wypadnę na tle innych. 

NK: Ostatnio trenowałeś na trasie zawodów Challenge Roth. Dlaczego akurat to miejsce wybrałeś?

MO: Niedaleko od tej miejscowości realizowałem testy aerodynamiczne na welodromie. Oglądając ostatnie dwie edycje tych zawodów, doszedłem do wniosku, że bardzo chciałbym tam wystartować w przyszłym roku i na własnej skórze poczuć atmosferę tych zawodów. To byłaby wystarczająca motywacja na okres zimowy. Zrealizowałem tam rekonesans trasy rowerowej, jak i część biegowej i mogę potwierdzić, że można liczyć na wysokie prędkości.

NK: W wieku 12 lat wystartowałeś jako pierwszy Polak w dziecięcej wersji Ironman na Florydzie. We wrześniu startujesz w najbardziej prestiżowej imprezie spod szyldu IM. Co na przestrzeni lat zmieniło się w Twoim podejściu do tego sportu? 

MO: Gdy zaczynałem, to bardziej było to za namową taty. Ja widziałem w tym korzyści, że jeśli to zrobię to, gorzej już być nie może. Bo kto miałby lubić uprawiać tak cykliczny, nudny i bolesny sport? Zakładałem, że wtedy na co dzień będzie mi się żyło łatwiej, mając tak trudne doświadczenia, które przezwyciężyłem i że odda to w przyszłości. 

Później jednak byłem w tym na tyle dobry, że dostałem się do kadry narodowej B juniorów i realizowałem treningi strickte dla wyniku, by móc pozwolić sobie na mniej zdrowe jedzenie. Nie czerpałem wtedy z niego zbyt dużej przyjemności, myślę, że to było z 15%. 

W ostatnich kilkunastu miesiącach faktycznie czerpię z tego przyjemność. Nawet lubię lub bardzo lubię się zmęczyć czy cierpieć. Obcowanie z naturą, bycie samemu ze świadomością, że robisz coś dobrego dla siebie i może kogoś przy tym inspirujesz, daje mi dużą satysfakcję. Oczywiście są dni, że jest bardzo ciężko, ale one pozwalają jeszcze bardziej cieszyć się, gdy jest słoneczko, a ja jestem dobrze wyspany. Sam proces poznawania siebie, świata i innych ludzi jest czymś, co może mnie rozwinąć kiedyś do bardzo wysokiego poziomu w tym sporcie.

ZOBACZ TEŻ: Fizjotriterapia Follow Your Dreams: „Trzeba mieć cel. Wtedy żyje się łatwiej”

NK: Na swoim koncie masz kilka szalonych osiągnięć – jako najmłodszy Europejczyk opłynąłeś Cieśninę Gibraltarską, jako najmłodszy Polak wszedłeś na Kilimandżaro, brałeś też udział w programie Ninja Warrior. Na mistrzostwach świata, tych w Lahti i w Nicei też planujesz zrobić coś szalonego? Osiągnąć wyśrubowany wynik? A może 2023 zakończyć z dwoma tytułami mistrza świata?

MO: To, że takie pytanie się pojawia to dla mnie komplement. Oczywiście trenuję po to, aby wygrać, jednak zdaję sobie sprawę, że poziom jest bardzo wysoki i z roku na rok wzrasta. Z tego, co wiem to jeszcze nikomu z Polaków, nie udało się stanąć na podium na dystansie 70.3, dlatego już wynik w TOP 3 byłby czymś. 

Podobnie, jeśli chodzi o dublet, dlatego na pewno motywacji nie brakuje. Jednak na  niektóre rzeczy nie mam wpływu i nimi staram się nie przejmować. Przygotowuję się najlepiej, jak potrafię i po prostu robię swoje. Zobaczymy, jaki wyjdzie z tego wynik. Natomiast myślę, że jest to możliwe. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,510ObserwującyObserwuj
443SubskrybującySubskrybuj

Polecane