Marta Łagownik: „To, że niczego od siebie nie oczekiwałam, otworzyło mi drzwi, które zamknęłam sobie sama kilka lat temu”

Zanim Marta Łagownik wystartowała w triathlonie, a potem zaczęła zdobyć medal mistrzostw Polski, wcześniej trenowała wielobój.

O tym, co spowodowało, że zmieniła dyscyplinę (a nawet chciała zreyzgnować z trenowania w ogóle), czy kilka słów na temat trenowania pod okiem Moniki Smaruj, w nieco dłuższej rozmowie, którą przeprowadziliśmy w ubiełym tygodniu.

Kamila Stępniak: W ubiegłym roku na MP prześladowała Cię „klątwa 4. miejsca”. W tym sezonie dwukrotnie wskoczyłaś już na podium – podczas supersprintu w Suszu (brąz) i sprintu w Zabierzowie Bocheńskim (srebro). Nie zawalczysz jednak o krążek na olimpijce w Białymstoku. Dlaczego?

Marta Łagownik: Tak, w zeszłym roku na wszystkich imprezach mistrzowskich w Polsce byłam czwarta. Na chłodno patrząc, moje pływanie w zeszłym roku nie pozwalało mi na załapanie się do pierwszego pociągu, w którym zawsze była Klimas, Słupek i siostry Sudak. Dziewczyny też wiedziały, że nie mogę do nich dojechać, bo będę walczyć o podium i wynik mógłby być rożny, więc pracowały, ile mogły – tak bym nie dojechała.

Tak właśnie funkcjonuje triathlon, a ja to bardzo lubię. Ta klątwa wcale nie była złymi wynikami. Zawsze powtarzałam sobie, że z biznesowego punktu widzenia, tyle ile byłam w stanie włożyć w trening i połączyć to z praca i nauką, to wyciągnęłam z tego wszystko, co najlepsze.

W tym sezonie dalej godzę wszystko w miarę własnych możliwości i zdobywam brąz w Suszu na supersprincie – ku mojemu zaskoczeniu. Potem startuję na duathlonowej połówce w Poznaniu, którą wygrywam i zdobywam srebro w Krakowie na sprincie. Myślę, że to, że niczego od siebie nie oczekiwałam, otworzyło mi drzwi, które zamknęłam sobie sama kilka lat temu. Teraz są na nowo otwarte, a ja startuje z wielką radością.

Nie powalczę w tym roku w Białymstoku – jest to moja świadoma decyzja pokierowana planami w niedalekiej przyszłości. Poświęcam ten czas na skupienie się na sobie i przygotowanie do drugiej części sezonu. W sporcie kwalifikowanym jest teraz bardzo gorąco, w piątek startowały kobiety w Mistrzostwach Europy w Monachium. Dwa dni temu startowali mężczyźni. Wszyscy walczą o punkty i miejsce w rankingu olimpijskim, aby walczyć za dwa lata i wystartować w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.

Obecnie jestem w Szwecji. W środę startuję na 1/10 IM w Kalmar. Za dwa tygodnie będę startować w Pucharze Świata w Bergen w Norwegii i start w Białymstoku już nie pasuje pod przygotowania. Poza tym dwa tygodnie łącznie w ostatnim miesiącu leżałam w łóżku i byłam chora, pierwszy raz przed Suszem, potem przed Krakowem i nawet teraz tutaj, gdzie jestem, dopadło mnie przeziębienie, co nie zdarza się z moją żelazną odpornością, więc słucham swojego organizmu i tego co mi mówi.

KS: Skoro nie MP – jakie starty masz w swoim kalendarzu na drugą część sezonu startowego?

: Pierwszą cześć sezonu zawsze traktuje z dystansem. Czasami idzie mi super już od pierwszego startu, a czasami potrzebuje trochę, żeby się rozkręcić. W tym roku totalnie się „nie przejmowałam” wynikiem sportowym. Wzięłam to w cudzysłów bo to oczywiście nie do końca prawda. Zawsze chcę być najlepsza i zawsze chce dać z siebie wszystko. A z wynikami jest jak to w sporcie, różnie.

Po Krakowie wyjechałam do Szwecji i tutaj skupiam się na treningach zakładkowych, na śnie minimum 8 godzin, co na początku pobytu tutaj było dla mnie sporym problemem. Na co dzień spałam 6-5 godzin i w ciągu dnia bez drzemki się nie obeszło. Tutaj spokojnie przesypiam już 8 godzin i czuję, że ta regeneracja jest dużo, dużo lepsza.

Za dwa tygodnie startuję we wspomnianym Pucharze Świata w Bergen. W planach mam jeszcze Mistrzostwa Europy w Bilbao w duathlonie i w zależności jak będzie wyglądała moja dyspozycja, mam w planach kilka startów w cieplejszych stronach Świata. Potem jeszcze planowałam start w Pucharze Afryki w Maroko, ale tam nie można zdobyć punktów do rankingu światowego ze względu na to, że są to Mistrzostwa Maroko, więc rezygnuję ze startu.

KS: Bardzo dużo podczas ubiegłego startu MP nadrobiłaś na biegu. Zawsze była to Twoja najmocniejsza strona. Ostatnio jednak zaczęła Ci deptać po piętach Joanna Woźniak. Na pewno widziałaś podczas biegu, że Asia nie odpuszcza. Obawiałaś się, że może Cię dogonić?

: Asia zawsze depcze mi po piętach, w tym roku również mnie nie zawiodła. Bieganie jest moją mocną stroną i zawsze będzie. W tym roku przed Suszem i Krakowem złapałam infekcję, nie biegałam prawie wcale, bo to była jedyna aktywność, która zawsze mocno obciąża organizm. Przed Krakowem startowałam na „prawie 1/2 IM” (zamienili ten start na duathlon ze względu na złą jakość wody) i podczas etapu biegowego czułam, że „mam w nogach połówkę”.

Pomimo tego i faktu, że Asia dyszy mi na plecach, przez chwilę na pierwszej pętli zaczęłam rozdawać miejsca na podium i siebie tam nie widziałam. Czułam się fatalnie. Zastanawiałam się, jak mi pójdzie na starcie i chyba to myślenie pozwoliło skupić się na tym, co naprawdę dzieje się na wyścigu i reagować, kiedy trzeba. Asia zbliżyła się do mnie i dyszała mi na plecach, słyszałam jak świszczy. Na drugiej pętli nie wiadomo skąd i niewiadomo jak, nogi mi się odblokowały, moje negatywne myśli zniknęły z głowy i wcisnęłam drugi bieg. Złapałam drugi oddech, poczułam się ciut lżej i przyspieszyłam. Poleciałam tak, jak to Marta zwykle robi. [śmiech]

Pomogło też to, że widziałam dziewczyny z przodu. Jak już widzę kogoś to skupiam swoją uwagę i wciskam, póki mogę, żeby ją dogonić. Minęłam czwartą zawodniczkę, po chwili zobaczyłam kolejne, więc znowu spróbowałam. Na pierwszą Natalię już mi trochę brakło. Teraz wiem, że gdybym nie musiała się wracać aby podnieść okulary, które mi spadły przy wybiegu ze strefy zmian, miałabym szanse na złoto.

KS: Twoją piętą Achillesową jest pływanie. Rozmawiałam po starcie z Twoją trenerką, Moniką Smaruj, że wcześniej kładłyście duży nacisk na treningi pływackie. Ostatnio jednak postanowiłyście „nieco odpuścić”. Jak więc zmieniły się Twoje treningi? Skąd ta zmiana?

: Kiedy kończyłam przygodę z pięciobojem nowoczesnym, a dokładniej z czwórbojem, chciałam już całkowicie zrezygnować ze sportu. Byłam zmęczona dniem, który zaczynał się od 4 rano, a kończył około 22 i tym, że nie mam czasu, ani na regenerację, ani na dobre żywienie, ani na naukę. Pamiętam tylko, że Monia powiedziała mi, że jeśli nie chcę już trenować, to żebym chociaż była aktywna: „żeby serduszko pamiętało, jak bije podczas aktywności, bo jeśli zrezygnujesz i spróbujesz później drugi raz, to będzie to już drugi raz”.

Zawsze to ona pomagała mi zostać przy sporcie, zwłaszcza że wiem, że mam predyspozycje do sportów wytrzymałościowych. Wtedy też tylko biegałam i praktycznie przez około 2 lata nie pływałam. Czasami weszłam gdzieś do wody, czasami w liceum na zajęciach pływackich, które były obowiązkowe. Myślę że to był też ważny czas, który zaważył o tym, że brakuje mi trochę wytrzymałości i techniki w pływaniu. Potem rozpoczęłam już treningi do triathlonu i normalnie pływałam. Przez pewien czas zdarzało się, że pływałam dużo więcej niż teraz, wchodziłam do wody nawet dwa razy przy realizowaniu innych jednostek. Nie był to łatwy czas, ale nie był to też czas stracony.

Mam nadzieję, że trochę zainwestowałam i dzięki temu jest mi już trochę lepiej na pływalni. Zaczynam czuć przysłowiowy luz w wodzie, zaczynam łapać ją tam gdzie trzeba i używać mięśni takich jakie są potrzebne do pływania. Teraz pływam ciut mniej, treningi zwykle wahają się w okolicach 4 kilometrów, a wcześniej objętość była w okolicach 6 kilometrów. Poza tym chyba podobnie, w zależności od okresu jest więcej techniki, więcej zmiennego, czy mocniejszych jednostek jak u każdego.

KS: Jesteś pracowita i zawsze uśmiechnięta. Nawet na basenie o 5 rano. Czy są chwile, kiedy Marta Łagownik chodzi zła albo przybita?

: To pytanie chyba powinno być do moich najbliższych. Oni przyjmują wszystkie moje humory, emocje, huśtawki nastrojów i wiele wiele innych atrakcji. Przez zewnętrzne środowisko jestem faktycznie odbierana jako zawsze uśmiechnięta i pozytywna osoba. Na zawody przyjeżdżam zadowolona, bo będę startować. Trochę pośpię na dwa dni przed startem, najem się odpowiednio, więc jestem szczęśliwa.

Marta bywa też zła – oj bardzo zła. Najgorzej chyba jednak, kiedy jestem głodna albo niewyspana. Tłumaczę jednak sobie, że to przez narastające zmęczenie treningowe i dlatego miewam takie humorki albo kobiece dni, które wpisane mamy w kod genetyczny.

KS: Miałaś w planach MP na dystansie średnim w Poznaniu, ale był duathlon. Jesteś bardzo dobrą biegaczką. Czy działa to tak, że podczas duathlonowych startów czujesz się pewniej, niż w triathlonie? Dlaczego?

: Jako sportowiec nie jestem pewna żadnego startu, dopóki nie znajdę się na mecie. Zdarzały mi się sytuacje już kilka razy, kiedy kończąc bieg lub triathlon czy duathlon, ludzie gratulowali mi jak jeszcze walczyłam. Zawsze wtedy powtarzam sobie, że nie można spocząć na laurach i trzeba walczyć do końca, że w sporcie się jeszcze wszystko może przydarzyć.

Na duathlonie mam trochę łatwiej. W pewnym sensie kontroluję pierwszy etap i wiem, że na pewno będę w pierwszej grupie na rowerze, albo będzie to niewielka różnica i będę mogła do niej dojechać. Chyba że złapię gumę, jak na Mistrzostwach Świata w Aviles w duathlonie, kiedy już dojechałam do tej pierwszej grupy, czyli wydarzą się rzeczy, na które nie mamy wpływu. Podczas etapu pływackiego nie mam takiej kontroli, nie prowadzę pływania i wiele zależy od tego, gdzie się znajdę na rowerze – jak pływanie będzie szybkie czy wolne, jest wiele zmiennych na które nie mam wpływu.

KS: Mam nadzieję, że nikt nie zje mnie za to, że znowu pytam o dłuższy dystans, ale bardzo mało osób wie, że chyba w wieku 18 lat wystartowałaś na swojej pierwszej i jak dotąd jedynej „połówce”. Dlaczego?

: Wiele osób w ostatnim czasie pyta mnie, kiedy przejdę na długi dystans i ostatnio częstotliwość wyjątkowo się zwiększyła. Wiem, że znajduję się w takim wieku, który w Polsce postrzegany jest jako ostatni czas na realizację w sporcie, jeśli chodzi o triathlon kwalifikowany, a ja się z tym zdecydowanie nie zgadzam. Pewnie jest to dlatego, bo sportowcy nie mają żadnego wsparcia i muszą radzić sobie całkiem sami.

Na swojej pierwszej „połówce” wystartowałam w wieku 20 lat. Było to chyba w 2015 roku w Chorwacji. Moja przygoda z triathlonem dopiero się zaczynała, a ja jeszcze nie wiedziałam nawet, co to jest rower czasowy. Po jednym z biegów na 5 km, kiedy Monika znalazła mi osobę, która sprzedaje rower, wygrane pieniądze przeznaczyłam właśnie na niego. Pojechałam wtedy na mojej pierwszej „żółtej strzale” i przekroczyłam metę z czasem 5:03. Pamiętam, że był tam spory problem z etapem pływackim, chyba nawet go unieważnili, bo bojka odpływała, ale ja przepłynęłam w całości. Wygrałam swoją kategorię wiekową i to byłoby na tyle. Bolały mnie jeszcze nogi przez tydzień.

KS: Co przekonało Cię do tego, by wtedy jednak pozostać przy triathlonie kwalifikowanym?

:  Moja przygoda z triathlonem dopiero się zaczynała. Ciekawy początek, można by powiedzieć. Wtedy zaczynałam startować. Zaczęłam starty w kwalifikowanym jako ostatni rok juniorki i zdobyłam brązowy medal mistrzostw Polski. Kolejnym startem był wyścig w Suszu w 2015 roku i tam kończę na 17. miejscu. Nie był to mój najlepszy start i nie byłam z niego zadowolona. Nie przygotowywałam się też do niego wcale i wtedy zdecydowałam, że będę trenować triathlon. Chciałam stanąć na podium.

KS: Twoją trenerką jest Monika Smaruj. Jak Ci się z nią współpracuje?

: Z Moniką znamy się bardzo długo, od 2011 roku. Została moją trenerką, kiedy byłam ostatni rok w gimnazjum. Chciałam już kończyć trenować (wtedy trójbój), bo trenowałam w grupie jako jedyna do tej dyscypliny, w której nikomu nic się nie chciało – zawracali na ostatnich 5 metrach basenu… Nie wiem jak to się stało, że tyle tam wytrzymałam. Miałam w sobie taką wewnętrzną siłę. Rozmawiałam wtedy z Moniką i na początku roku zgłosiłam jej, że będę kończyć:

– „Mam dość tej grupy, w której nikomu nic się nie chce. Przygotuję się do testów, żeby dostać się do dobrego liceum i skupię się na nauce”. – Wtedy Monika zapytała mnie czy chciałabym zdobyć medal w przyszłym roku. Ja odpowiedziałam, że niby jakim cudem, przecież byłam 15 na Mistrzostwach Polski w tym roku, to niemożliwe.

Ona na to: „Zaufaj mi, wiem co mówię”. No i zostałam. W kolejnym starcie zostaję srebrną medalistką Mistrzostw Polski w trójboju, przegrywając o sekundy złoto, zdobywam brąz z bratem w sztafecie i dostaję się na Mistrzostwa Europy. To była super przygoda.

KS: Uważasz, że dla kobietę-zawodniczkę lepiej zrozumie kobieta-trenerka? Czy płeć nie ma żadnego znaczenia i głównie chodzi o doświadczenie/osobowość?

: Monika jest trenerem, który cały czas się uczy i uważnie słucha, co mówią zawodnicy. Widzi czego każdy potrzebuje i czasami, pomimo że wydaje się, że treningi są podobne, mają bardzo wiele różnic. Trzeba uważać, co się mówi, bo czasami kilka tygodni później pojawia się coś, czego się przypadkiem powiedziało. Np.: chciałbym się sprawdzić na 800 metrów w wodzie –  proszę bardzo. [śmiech]

To osoba, która nie obstaje twardo przy swoim, bo tak. Zawsze ma na wszystko wytłumaczenie. Często wymaga też wytłumaczenia od zawodników. Bierze każdy wynik do swojego CV – nieważne czy jest dobry czy zły. No i jest osobą, która dostrzega potencjał w zawodnikach, nawet jeśli inni uważają, że „nic z niego nie będzie”. Śmieję się, że mogłaby być zatrudniona w triathlonie do szukania talentów. Ona widzi naprawdę wiele.

Z mężczyznami miałam do czynienia w pięcioboju czy wcześniej w pływaniu lub czasami na obozach w triathlonie. Przez rok, Juan Rodriguez Biehn w porozumieniu z trenerką, opiekował się mną i był to dobrze przepracowany czas.

Sądzę, że płeć nie ma znaczenia, jeśli zawodnik nadaje na tej samej fali, co trener i jest zrozumienie i dobra współpraca, to niczego więcej nie trzeba, jak cierpliwości, sumienności i czekania na dobry wynik.

KS: Trenujesz pod okiem Moniki już ładne parę lat, a to w polskim triathlonie ostatnio nieczęsta sytuacja. Zdarzały się wam jakieś poważniejsze „kryzysy”, kiedy pojawiała się myśl, że może pora na zmianę?

: Z Moniką trenuję od początku swojej przygody w triathlonie, a teraz już wiecie, że nawet wcześniej. Można powiedzieć, że bardzo dobrze mnie zna i doskonale wie, jak zareaguje na dany wysiłek. Oczywiście, że kryzysy bywają. Myślę, że jak to w życiu bywa, u każdego. Monika jest też moją najlepszą przyjaciółką. Nie ukrywam, że bywa to czasami trudne.

Po ciężkim treningu, który poszedł świetnie, jest super. Gorzej, jeśli nie wszystko idzie po naszej myśli. Ostatnio ciężko było przed Suszem, potem Poznaniem i Krakowem. Codziennie siadałam w każdej wolnej chwili i pisałam pracę magisterską, w nadziei i z dużą motywacją, że obronię się przed startami. Byłam przemęczona, ale musiałam się jakoś trzymać. Potem się rozchorowałam. Stresowałam się studiami, pracą, treningami i zbliżającymi się startami, bo czasem musiałam odpuszczać jednostki, a ja tego nie znoszę.

Jestem typem pracowitego i sumiennego zawodnika. Byłam nieznośna i kontakt był ze mną bardzo trudny. Dobrze że jest aplikacja Training Peaks, bo mogła po prostu zostawić trening w aplikacji i nie musiała się narażać na moje ataki, które kierowałam we wszystkich, którzy byli w zasięgu. Nie byłam z tego dumna. Na szczęście ten trudny czas już minął i tak jak ze wszystkimi sytuacjami, czasami warto przeczekać i zastanowić się nad sobą na chłodno.

KS: Zakończmy czymś przyjemniejszym – co najbardziej lubisz w zawodowym trenowaniu i startowaniu?

: Podróże. Kocham podróżować, poznawać nowe kultury i smaki nowych potraw. Jeśli jest jakieś wyjątkowe danie, lubię to później ugotować w domu. Uwielbiam przywozić pamiątki dla najbliższych z wyjazdów i później opowiadać, jak tam było. Lubię poznawać nowych ludzi, a emocje około startowe i ten przed startowy „stresik” to są rzeczy, których nie da się powtórzyć w domu i pomimo że stres kojarzy się z czymś negatywnym, to do tego rodzaju stresu chce się zawsze wracać. Te wszystkie powyższe wymienione rzeczy to taka nagroda za ciężką pracę i masę wyrzeczeń. Warto to robić.

ZOBACZ TEŻ: Jacek Krawczyk po upadku na IRONMAN 70.3 Gdynia: „Żałuję, że nie mogłem powalczyć do końca tego dnia”

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane