W rozmowie z Aleksandrą Bodnar, świeżo upieczona mistrzyni Polski AG w indoor triathlonie Monika Małecka opowiada o tym, czym wyróżnia się ten format. Jak wymagająca fizycznie jest to rywalizacja? Czy można się przygotować do startu? – Nie spodziewałam się, że to będzie boleć aż tak – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Mocna rywalizacja i świetna atmosfera. Mistrzostwa Polski w indoor triathlonie
Aleksandra Bodnar: Jesteś po starcie w Indoor Triathlonie w kategoriach AG. Na czym polegała ta rywalizacja? W Polsce format, który był tutaj zaprezentowany, jest czymś nowym. Jak to wyglądało od strony technicznej?
Monika Małecka: To chyba pierwszy triathlon, który jest w takim formacie i fakt, że jeździmy na własnych rowerach, a nie takich, które możemy znaleźć na siłowniach, jest super, bo jesteśmy przyzwyczajeni do sprzętu, na którym startujemy.
Zaczynamy od basenu 25-metrowego, w którym przepływamy 400 metrów. Potem wyskakujemy z wody i biegniemy do strefy zmian, która jest super krótka i super szybka. Wskakujemy na swój rower szosowy, tudzież triathlonowy, przymocowany do trenażera. Tam jedziemy tylko 8 kilometrów. Zeskakujemy z roweru. Zaraz za naszymi rowerami stoi bieżnia i tam biegniemy, bardzo trudne i wymagające 2 kilometry.
Aleksandra Bodnar: Właśnie, a jakie masz odczucia po starcie?
Monika Małecka: Bolało! Ja cały czas mówię, że jestem zafascynowana bólem na sprincie niż tym takim przeciągającym się i wychodzącym ze strefy komfortu bólem startu na połówce. Nie startowałam nigdy na połówce, ale mogę sobie wyobrazić, że to jest trochę co innego. Nie spodziewałam się, że to będzie boleć aż tak!
Wiedziałam, że rower po pływaniu będzie wymagający. Mnie wybitnie nie poszedł. Nie jestem z niego zadowolona. Bieganie na tych samonapędzających się bieżniach (na których nie trenowałam dużo – wiedziałam jak funkcjonują) było bardzo wymagające. Tempo pokazywane na bieżni było znacznie niższe niż to, które zrobiłam.
Fakt ułożenia stopy, tego, w jaki sposób pracuje noga i jak tę bieżnię trzeba obsługiwać, są niezwykle ważne. Mam niecałe 160 centymetrów wzrostu i trudno mi było złapać równowagę. Dla mężczyzn, którzy mają więcej niż 180 centymetrów wzrostu, było to zapewne jeszcze trudniejsze.
AB: Mówisz, że jest to bardziej skomplikowane. Jak to jednak wygląda w praktyce? Słyszałam w kuluarach, że pojawiają się skurcze i nie można złapać równowagi. Widz mógłby nawet pomyśleć, „czy oni zapomnieli, jak się biega?”
MM: Tak, bo technika tego biegu jest całkowicie inna niż technika biegu w terenie. Nie wiem, czy to był skurcz. To było jedno wielkie spięcie. Od kolan w dół za bardzo czułam łydkę i stopę. To było niesamowicie bolesne. Miałam takie myśli po 30 sekundach biegu: „jeśli się oprę o ten trenażer, to stracę tylko 5 sekund kary, ale może to będzie bardziej wartościowe niż bieg ciągiem”. Bardzo bolało.
Jak ktoś lubi takie bolesne wysiłki, to serdecznie polecam. Mam nadzieję, że ta impreza się odbędzie ponownie.
AB: Ponad setka zawodników AG na listach, a doświadczenia mają podobne, bo mówią, że wymagające i zaskakujące. Da się do tego jakoś przygotować? Mało jest tych bieżni, ale może da się to zastąpić czymś np. wysiłkowo?
MM: Jak ktoś ma carbony, to one pomogą na zewnątrz, ale jeśli chcesz startować w takim indoorze, musisz popracować nad łydkami. To może dużo pomóc.
Tak, te bieżnie to nie są te, które można spotkać na siłowni. Nie miałam z takimi do czynienia na siłowni. Są bardziej wymagające. Bardzo duże znaczenie ma świadomość tego, jak ją napędzać i to, że musisz być raczej z przodu tej bieżni, bo na środku nie jesteś w stanie wygenerować prędkości.
Nieskromnie powiem, że ścigałam się z koleżanką, która była koło mnie. Była 7 sekund przede mną zeskakując z roweru. Strefa zmian to tutaj clou. Wbiegając na bieżnie, byłam już 7 sekund przed nią, czyli zyskałam 14 sekund na samej zmianie. Przy wyścigu trwającym 30 minut, to już dużo. Mamy więc kwestie techniczne, a co do treningu, to łydki. Trzydzieści wspięć na palce codziennie i myślę, że będzie lepiej.
AB: Jak oceniasz ten format rozgrywania zawodów? Ten indoor triathlon jest inny niż np. ten rozgrywany w Bydgoszczy. Możesz to porównać? Jeśli jeździsz na Zwifcie codziennie, to jest łatwiej, ale co jeśli nie jeździsz? Pomaga, czy utrudnia i czy jest to sprawiedliwe?
MM: Założenie jest takie, aby to było sprawiedliwe. Wraz z wszystkimi zawodnikami zostaliśmy zważeni i zmierzeni. Teoretycznie to, jak aerodynamiczni jesteśmy na rowerze i te waty w przełożeniu na kilogram masy ciała, są odwzorowane na Zwifcie.
Startowałam w indoorze, ale w Warszawie. Niestety tamten format (chociaż szybkie wyścigi mi się podobają) miał bardzo duży problem. Wyścig rowerowy opierał się tylko na wyłącznie na nogach – kadencji. Jechałyśmy z dziewczynami 15 kilometrów na kadencji 160 i przez trzy kolejne dni byłam poobcierana w pachwinach tak mocno, że nie mogłam spać. Bardzo się pokaleczyłam. Nie wiem, czy miało to wiele wspólnego z wysiłkiem fizycznym. Tego się nie trenuje i było to po prostu dziwne.
Fakt, że tutaj jest to organizowane na własnym sprzęcie i Zwifcie – rewelacja!
AB: Ostatecznie nie jesteś z siebie zadowolona? To dlatego, że nie masz doświadczenia i te odczucia Cię zaskoczyły, czy spodziewałaś się zupełnie czegoś innego po swoim organizmie?
MM: Spodziewałam się, że rower pojadę trochę lepiej. To jest zupełnie inaczej, jak się wskakuje na rower po pływaniu, jak się robi trening rowerowy na sucho i teoretycznie „pojadę 200 watów”. Nie jestem zadowolona, chociaż wreszcie zaczęłam pływać. To zasługa moich kolegów z klubu Triwise. Będę reklamować mocno, bo chłopaki i dziewczyny, z którymi miałam okazję pływać 1,5 miesiąca, mocno mnie podbudowali. Dało mi to ogromnego kopa. Jestem odważniejsza w basenie.
Bieganie? Chyba tutaj każdy dogorywał. Warunki biegowe nie były odzwierciedleniem tego, co mogłabym normalnie zrobić.
AB: Tutaj kłania się też kwestia nawrotów. Po co nawroty triathloniście, skoro mamy open water?
MM: Jak chcesz startować w indoor triathlonie, to warto też poćwiczyć nawroty (śmiech). Po prostu fajnie jest realizować trening, robiąc nawroty. Chyba każdy, który się ich nauczył, powie, że było warto.
AB: Dziękujemy za rozmowę.