„Nie ma drogi na skróty” – odŻywka na weekend

Jeden temat trafił do mnie ostatnio z kilku stron. To pytanie dotyczące sposobu w jaki podejść do treningu przy kolejnych wyzwaniach. To również chwila refleksji nad tym, jak daleko znajduje się granica możliwości. Początek czerwca to czas, kiedy mogę częściej wsiąść na rower i rozpocząć przygotowania triathlonowe z nadzieją na start w drugiej części sezonu. Jak to zrobić? Więcej, mniej, mocniej, lżej? To decyzja, której trzeba się konsekwentnie trzymać przez resztę przygotowań. Zdarzało się, że zmieniałem zdanie, ale jest na to właściwie jeden moment na 6-8 tygodni przed startem głównym, kiedy wyraźnie czułem, że nie lubię się z tego rodzaju planem i nie działa on na mnie tak, jak bym tego oczekiwał. Taka zmiana jest jednak obarczona dużym ryzykiem. Tu spotykamy się z pierwszym problemem…

 

Główny start sezonu

Chyba nie jestem jedyną osobą, która przykłada bardzo dużą wagę do jakiegoś wybranego startu, podporządkowując mu trening. Niestety, zazwyczaj nie jest to start w perspektywie kilku lat, lecz raczej kilku miesięcy. Wszystkie działa na pokład, potem się jakoś odpocznie. Podejście typowe dla wielu amatorów. Zawodnicy w sporcie wyczynowym, lub mający taką przeszłość, podchodzą do tematu raczej z punktu widzenia możliwości organizmu, jego rozwoju i osiągnięcia maksymalnych efektów w długiej perspektywie czasu. Właściwe określenie tego czasu jest również składową planowania, nie można bowiem nastawiać się na bicie rekordu świata na bieżni w wieku stu lat. W każdym razie cele typu ukończenie, czy debiut na danym dystansie są raczej kolejnymi krokami w procesie realizacji celu.

 

Nie jest więc problemem zapisanie się na wymagające zawody mając na to zaledwie kilka miesięcy, problemem będzie jeżeli zawody przejmą rolę nadrzędną a trening podrzędną do tego wydarzenia. Długoterminowy rozwój, właśnie w ten sposób pracują również najlepsi zawodnicy i trenerzy. Przykładem mogą być słowa Joela Filliola z wywiadu na blogu The Nature Gym (thenaturegym.blogspot.com):

 

”Każdy rok jest ważny aby unikać pomyłek, każdy rok jest ważny dla zawodników aby się poprawiać i rozwijać, każdego roku mamy ważne cele, nad którymi pracujemy.”


W dalszej części dowiadujemy się, że nawet najważniejsze zawody nie różnią się wiele od innych. Możesz w nich osiągnąć swój cel lub nie. Jeżeli się uda, przechodzisz na kolejny poziom sportowych wyzwań. Naszą satysfakcję determinuje to jak w tym procesie sobie radzimy, czy rozwijamy się zgodnie z planami i założeniami, czy dobrze inwestujemy nasze krew, pot i łzy.

 

Okrutne zdjęcia

Lubię w wolnej chwili zrobić kilka zdjęć na zawodach. Zdjęcia sportowe robi się często na ustawieniach seryjnych, po kilka klatek na sekundę. Taka sekwencja może służyć za dość dobry materiał do analizy techniki biegu, ale również do oceny stopnia przygotowania zawodnika do uprawiania sportu.

Kolana wykonujące dziwny taniec, skrócony krok, lądowanie bez cienia amortyzacji ruchu na sztywnych stawach, złamany w pół w biodrach. Bardzo częsty obrazek.

 

Podobno przykładam zbyt dużą wagę do techniki, bo sport jest pełen brzydkich technicznie rekordów. To prawda, ale w wielu wypadkach te rekordy mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby w pewnym momencie te mankamenty były wychwycone i poprawione. Jedynym usprawiedliwieniem są uwarunkowania związane z budową ciała (krótsza noga, zwyrodnienia stawów itp.). Amatorzy zaczynają często zupełnie od zera, warto więc już od początku dbać o jakość.

Oczywiście nie potrzebujemy zdjęć seryjnych do stwierdzenia ładnych kilku kilogramów nadwagi, do tego teoretycznie wystarczy lustro. Na zawodach znacznie łatwiej się jednak porównać do innych triathlonistów i przekonać się jak dużo brakuje nam do najlepszych, lub nawet do zdrowej normy. 

Właściwie nie mam nic przeciwko triathlonistom z nadwagą, czy biegającym, pływającym i jeżdżącym na rowerze w dość pokraczny sposób. Sam mam z nimi wiele wspólnego. Przestrzegam jednak przed podejmowaniem treningu, zanim nie uporamy się z podstawowymi problemami powodującymi te ograniczenia.

Świetnym artykułem opisującym poruszane tu zagadnienia jest tekst Marcina Nagórka „Jak powinien rozwijać się biegacz?” z ostatniego numeru Biegania. O stopniowaniu bodźców większość z nas pewnie już słyszała, lecz niewiele osób zdaje sobie sprawę, że zanim zastosujemy jakiekolwiek bodźce (w potocznym rozumieniu treningów tempowych, progowych, interwałów itp.), musimy się do nich przygotować. Widzę tu nawet pewną lukę biznesową na rynku. Nie obozy triathlonowe, biegowe czy pływackie, lecz sportowy żłobek tłumaczący podstawy i uczący pierwszych kroków.

Bardzo łatwo bowiem na początku się poprawiać, ale nie każda metoda będzie miała przed sobą przyszłość.

 

”Ktoś, kto na wstępie treningu jest po prostu słaby, będzie jeszcze słabszy, jeżeli zacznie biegać dużo i regularnie” – Marcin Nagórek

 

Marcin trening porównuje do programowania, im więcej błędów wkradnie się na początku – tym trudniej będzie je w przyszłości wyeliminować. Po paru latach system działa, ale co chwila wyskakują jakieś awarie. Niedociągnięć jest tak wiele, że lepiej to wszystko zbudować od nowa.

 

W tym miejscu u osób trenujących już jakiś czas pojawiać się mogą pierwsze objawy niepokoju, i słusznie. Jeżeli do tej pory trenowałeś mocno hołdując zasadzie, że ból przemija a chwała jest wieczna, że trzeba „zap..!”, że człowiek z żelaza zmęczeniu się nie kłania – to czeka cię trudna przyszłość. W dalszym ciągu będziesz poprawiać się o „małe minuty”, dokładając sobie coraz większe obciążenia tak długo, jak długo organizm się nie zbuntuje. Będziesz widział latające w górze orły-sokoły, ale podczas każdej próby dostania się do nich uderzać będziesz w szklany sufit. Niby nie widać przeszkód, ale nie podskoczysz zbyt wysoko. 

 

Plusem jest to, że nawet jeżeli nie wytrzymasz już triathlonowego treningu, pozostaną ci podstawy z biegania, pływania i jazdy na rowerze. To dużo. To świetna baza do rekreacyjnej aktywności fizycznej na sportowej emeryturze. Co w takim razie mają zrobić „zajechani” zawodnicy? Marcin sugeruje powrót do podstaw. To nie tylko powrót do pierwszego etapu, lecz wręcz do etapu „zero”, gdzie zamiast pływania, biegania, czy jazdy na rowerze zajmiemy się ogólnym wzmocnieniem organizmu. Zanim wrócimy do normalnego, mocnego treningu mogą minąć nawet lata. Lata! Dla starych wyjadaczy nie mam tu żadnej drogi na skróty i cudownej rady, prawda jest po prostu okrutna. Nowicjuszom polecam zastanowić się czy na pewno chcą się w takim miejscu znaleźć za dwa, trzy sezony.

 

You talking to me?

Ten tekst jest skierowany przede wszystkim do osób ambitnie podchodzących do kwestii wyniku w triathlonie. Nie dotyczy trenujących dla samej przyjemności trenowania, niezależnie czy jest to mocny czy lekki trening. Jeżeli jednak marzymy o Hawajach, zwycięstwach w kategoriach wiekowych w wymagającej stawce to musimy podejść do tematu rozwoju bardzo rozważnie i metodycznie. Poziom w Polsce jest już na tyle wysoki, że o przypadkowe „szkiełka” jest coraz ciężej.

Właściwie kieruję go specjalnie do wielu debiutantów, których widziałem na trasie 5150 w Warszawie. Mimo, że zajmowali dalsze miejsca, a na ich twarzach widać było wyraźny wysiłek związany z pokonaniem niezbyt długiego dystansu, to ja im trochę zazdrościłem. Ich karta jest czysta, mogą ją zapisać w dowolny sposób. Starym wyjadaczom, na których często patrzą z podziwem, jest już o wiele ciężej zrobić kolejny krok do przodu.

 

Śmieszni trenerzy

Trenerzy amatorów w triathlonie często byli wyśmiewani w przeszłości przez bardziej doświadczonych szkoleniowców, że uprawiają dyscyplinę rok dłużej niż ich zawodnicy (w wersji hard – jeden start dłużej). Prawdopodobnie jest w tym sporo prawdy, ponieważ takie są prawa młodego rynku w fazie dynamicznego rozwoju. Trzeba jednak zauważyć, że dziś zdecydowana większość startujących, która wchodzi na podium grup wiekowych, to osoby trenowane. Mało jest Maćków Żywków biegających dookoła osiedla według własnego widzimisię. Polecam więc wywiad środowiskowy i współpracę z dobrym trenerem już w początkowej fazie, a może właśnie szczególnie na początku, bo naszych innowacyjnych metod możemy później już nie nadrobić.

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. Arek, oszukujemy organizm, bo jesteśmy wyjątkowi 🙂
    Niestety, jak się okazuje, trening to nie gra wideo z wieloma „życiami”, to raczej gra strategiczne, w której jak zabrniemy w ślepy zaułek, trudno ten bałagan naprawić.

    Lidia – niestety ważne jest jedno i drugie 🙂

  2. Marku, również się z Tobą zgadzam. Idylla, kuśwa! A gdzie te czasy, żer człowiek skakał sobie do gardła?! No, w tym wieku to i zęby nie te i testosteronu brakuje… :-)))

  3. Arku, zgoda co do systematyczności i cierpliwości. Dodałbym jeszcze chęć do innowacji i eksperymentowania na bazie sprawdzonych zasad. Prawda jest taka, że wiekszość badań i reguł dotyczy zawodników młodych i często profesjonalistów. Mało jest praktycznie sprawdzonych reguł dotyczących ambitnych amatorów po 50-tce. A i tu organizmy z większym przebiegiem różnie reaguja na te same bodźce.

  4. Ciekawe, że chyba z większość z nas zna ogólne zasady dotyczące zwiększania objętości treningowych, regeneracji, periodyzazji itd… a mimo to próbujemy czasami oszukać organizm, coś nadrobić i wychodzi to przeważnie przysłowiowym bokiem. Bynajmniej w moim przypadku było tak dwa razy…. Wydaje się, że systematyczność i cierpliwość poparta sprawdzonymi zasadami jest kluczem do optymalizacji własnych wyników, szczególnie w przypadku starszych zawodników.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,754ObserwującyObserwuj
18,400SubskrybującySubskrybuj

Polecane