Dziwne dwa tygodnie i świetne dwa treningi
Dni dzielące mnie od startu upływają nieubłaganie, mam wrażenie że im mniej pogoda sprzyja trenowaniu, tym szybciej czas ucieka – zwiększając mój niepokój o realizację planu treningowego.
Dwa tygodnie temu – miałem wykonać zakończenie okresu podstawowego, nabijania objętości treningowej. Niestety, ze względu na moje założenie: 'nie jeżdżę w deszczu’ – praktycznie 10 dni nie byłem na szosie, coś tam jedynie uzupełniają spinningiem. Z bieganiem było trochę lepiej, ale nie udało mi się zaliczyć 30km wybiegania. Jak na kolejny długi weekend – zbyt biednie, niestety.
Jedyny mały plusik to pływanie – zbierałem się do tego, zbierałem i w końcu udało się zaliczyć pływanie w jeziorze. Ze względu na dość specyficzną nie-czerwcową pogodę – warunki były zbliżone do tych w Norge, choć temperatura wody w jeziorze ok. 15C to jednak chyba więcej niż w Hardangerfjord. Spróbowałem jednak pływania w pełnym rynsztunku – czyli pianka + buty+kapturek(odsłonięta tylko twarz), oczywiście wszystko z moich gratów do windsurfingu.
Było nieźle, choć kapturek od długiego nieużywania trochę się skurczył (uciska brodę przy szczelnym zamknięciu ) – jednak komfort cieplny głowy naprawdę był rewelacyjny, polecam. Więcej wątpliwości wzbudziły buty – mają takie nieprzylegające rzepy i ogólnie trochę uszkodzeń, więc nie wiem, czy względne ciepło stóp jest warte tych oporów, jakie przy okazji powstają. Rozejrzę się może jeszcze za skarpetami neoprenowymi dla nurków – to może być właściwe rozwiązanie.
Niedługo po treningu w jeziorze dostałem informację od kolegi, który debiutował na 70.3 w St. Polten – był zawiedziony odwołaniem pływania, z przekonaniem , że spokojnie poradziłby sobie z taką temperaturą (jak wielu, pewnie, sądząc po dyskusjach w sieci). Niestety, przepisy wyraźnie określały dopuszczalne warunki termiczne, więc było jak było. I tak lepiej niż chwilę później w Rapperswil, gdzie zawody zostały skrócone a następnie przerwane.
Niestety , napędza to moje lęki dotyczące Norsemana. Organizatorzy informują, że po chłodnej wiośnie w górach zalega sporo śniegu. Więc jeśli lato będzie słoneczne – kilkustopniowe strumyczki będą spływały do fiordu skutecznie chłodząc wodę. Z drugiej strony – podobno Hardangerfjord ma 400 m głębokości – więc roztopowe strumyki to jak kropelka przy takiej objętości… Nic to, trzeba robić swoje.
Drugi z minionych tygodni udało mi się lepiej przepracować – najpierw siłownia + siła biegowa, trening IC niestety wypadł (he, he, zebranie rodziców w szkole…), ale spinning w tym samym dniu był 'w trupa’, do tego 3 mocne treningi na basenie.
Jednak naprawdę ciekawy miałem koniec tygodnia – wymarzone treningi:
– piątek – basen z interwałami w dużym tempie, potem prosto wyjazd do Bielska – i bieg przez Dębowiec i Szyndzielnię na Kimczok, potem z powrotem na Szyndzielnię, a na dół już kolejką ( w trosce o kolana). Cudnie. Pusty szlak, ok. 13C, gdzieś tam zza mgieł pojawiające się słońce, wilgotno, zielono i cały czas pod górę – i tak przez godzinę. To nie to co Gaustatoppen, ale można psychikę przyzwyczaić do takiego terenu. Dla mieszkających w pobliżu BB- polecam!
Po tym konieczny był dzień odpoczynku i…
– niedziela – najmocniejszy akcent tego tygodnia, czyli rowerem po górach o poranku. Dość trudne w realizacji, ale warto było: pobudka po 4, po 5 w Ustroniu – i „na koń’. Najpierw przez góry do Wisły – jest tam podjazd o którym opowiadał mi znajomy MTBowiec, przez osiedle Tokarnia. Przypala nogi niemożliwie. W głównym ataku – na odcinku ok300m jest ze 120m przewyższenia – trzeba się kłaść na kierownicy żeby uniknąć stójki.
O patrzeniu „czy aby na pewno nie ma jeszcze większej koronki z tyłu’ nawet nie wspominam… Ze szczytu trochę mniej stromy zjazd do Wisły, przy Hotelu Gołębiewski.
A dalej reszta planu na dzisiaj, czyli przez Przełęcz Salmopol do Szczyrku, z powrotem przez Salmopol do Wisły i przez Czarne i mój ulubiony Zameczek na Przełęcz Kubalonka a dalej z powrotem do Ustronia.
W zasadzie po dwóch podjazdach na Salmopol wydawało mi się że podjazd przy Zameczku Prezydenckim (na TdP chłopcy jechali to chyba 4x!) pójdzie bez problemu, jednak ta górka nie daje odpocząć. Niecałe 3km, ale bardzo mocne kręcenie.
Na całym treningu – bajkowa sceneria: piękna zieleń, lekki górski wiatr i ciągle szumiące przy drodze strumienie. Przede wszystkim – o tej porze – praktycznie zero samochodów. Dzięki temu mogę też ćwiczyć ostre zjazdy – to będzie dosyć ważne na zawodach (dzisiejszy max – 75kph :-)). Polecam tą trasę o świcie.
Pogoda się chyba poprawia, mam nadzieję, że choć kilka jeszcze spośród nadchodzących tygodni będzie takich jak ten drugi, a i kilka tak udanych treningów dam radę zaliczyć. Pozdrawiam.
Uwielbiam i nienawidze górek . A tobie szczerze zazdroszcze wizji Norsemana . Powodzenia w dalszych treningach .
Uwielbiam te klimaty…. I widzę, że oprócz tri mamy jeszcze inne wspólne zainteresowania – windsurfing. Niestety ostatnio strasznie zaniedbywany….
Tych gorskich klimatow to zazdroszcze. To byloby juz totalne polaczenie rzeczy ktore lubie. Powodzenia!