Norseman 2013 – 90

 „Wciąż biegnę i biegnę – dobrze mi z tym, nic co biegnące nie jest mi obce’

 

Pamiętacie? Nawet niedawno byłem na ich koncercie – są jak przysłowiowe dobre wino. A dalej jeszcze:

 

„… biegnę więc jestem, lecz nie wiem kim, biegnę choć czasem brakuje mi sił (…)’

 

He, he:  „Maratończyka’ napisał gość, który nie był biegaczem – a mi do teraz siedzi w głowie.

 

Zwłaszcza w ten specyficzny majowy weekend, który miałem poświęcić na bardzo mocne i długie rozjazdy kolarskie. Akurat w okolicach KAT pogoda była taka, że długie rozjazdy możliwe byłyby jedynie na rowerze wodnym. No, może gdybym miał górala, spróbowałbym pojeździć po lasach, ale ogólnie – okolice 10Ci i mnóstwo deszczu prawie wykluczyły kolarstwo.

 

Zakończyło się na nieco ponad 100km 1. Maja(jeszcze sucho), ale w całości poniżej 10C. Jeszcze słabiej było dzisiaj (już sucho)– Choć za oknem błękitne bezchmurne niebo i wschodzące słońce- spędziłem poranek w 7C i takiej mgle, że jazda była nieprzyjemna, a chwilami wręcz niebezpieczna. Do tego bez okularów, na których natychmiast skraplała się woda. Błeee…

 

Najważniejszy majówkowy akcent przesunąłem  więc na bieganie- i tu wyszło całkiem nieźle – ponad 31km w piątek, na moich leśnych trasach, z asystą dzików i ciągle padającym deszczem – który w czasie biegania akurat lubię.

 

Tak sobie biegłem przypominając dość leciwy tekst piosenki TSA – która towarzyszy mi trochę dłużej niż bieganie-  i historię mojego biegania, która trochę już trwa.

Pierwszą płytę TSA usłyszałem gdzieś w 4 klasie podstawówki. Bieganie zaczęło się w 6 klasie, wraz z treningami koszykówki – gdy trener zalecał, byśmy budowali kondycję biegając samodzielnie kilka razy w tygodniu. No i tak się zaczęło – codziennie rano, bez względu na pogodę, razem z kolegą z klasy o 0645 ruszaliśmy na bieg wokół  jeziora, nad którym położone było osiedle.  Później były obozy kondycyjne z klubu – z tym najostrzejszym, po którym wszystkie spodnie nagle były zbyt ciasne na udach, jakieś 'na dziko’ przebiegane biegi okolicznościowe itd. Ale to ciągle nie były długie dystanse.

 

Te zaczęły się, gdy z grupą 3-4 kolegów, już po rozpoczęciu dorosłego życia, ruszaliśmy o 6 rano na biegi do lasu. Po ich zakończeniu Tomek, jedyny maratończyk wśród nas, opowiadał o atmosferze maratonu, nastawieniu do takiego dystansu, kryzysach na trasie itp. I to w 2001 roku, gdy nie było stu poradników biegacza i stron www o bieganiu…

 I tak się zaczęło: w soboty biegi po 20 km, później 'autotest’ na 35km i zapisanie na pierwszy maraton, koniecznie z jedną pętlą (więc trafiło na Pragę) – bo przecież „te pozostałe 7 to jakoś zmęczę’

 

       Biegłem sobie tak dalej w deszczu przez cudnie zazielenione lasy i pomyślałem: mam farta. Że gdzieś  w życiu trafiłem na ludzi którzy uprawiając zupełnie amatorsko bieganie byli w stanie z taką pasją i entuzjazmem, a zarazem ochotą, o tym opowiadać – że uwierzyłem w możliwość ukończenia tego pierwszego maratonu. Klimatowe opowieści naszego kolegi Tomka, późniejsze już spotkania z multimaratończykiem p. Januszem Kuczmierczykiem, który będąc po pięćdziesiątce co roku biegał min. 2 maratony i stał się dla mnie wzorem świadomego i mądrze trenującego biegacza, a  nawet stara miniksiążeczka „Maraton’, którą dostałem od wujaszka będącego trenerem lekkoatletyki – to wszystko pozwoliło mi dołączyć do grona maratończyków i nadal dodaje sił w biegu…

 

Co tam, każdy z nas ma pewnie swoją historię rozpoczęcia treningów i motywację do ciągłego ich podejmowania – już teraz- w trzech dyscyplinach.

 

Mnie jakoś w bieganiu – które choć sportowo jest dla mnie najbardziej nurzące – nadal urzeka ta możliwość „odjechania myślowego’ w jego trakcie: planowania następnego dnia, przypominania, analizowania czegoś, wspominania… a kilometry uciekają. Ani się obejrzę, a mija ich ponad 30: i choć cały przemoczony i wychłodzony – jednak cieszę się, że udało się zebrać na trening, wykonać zadanie. A odświeżone wspomnienia tylko dodają ochoty do dalszych. Bo do startu już tylko 90 dni…

 

A przecież jak w dalszej części „Maratończyka’ śpiewał Marek Piekarczyk: „Dokąd biegnę – nie wie nikt!’

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. to dobrze, że pogoda Cie nie rozpieszcza, podobna może być w Norwegii 😉 W Dyranut było 7 st. jak Piotrek wjeżdżał

  2. Czasami biegam z MP3 na który zgrałem muze między innymi TSA… ,,Trzy zapałki’ uskrzydlają….. 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,811ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane