Majty żabkarza. Prequel do „O wyższości pływania żabką…”
Przez Marek Strześniewski
Przeczytaj w 8 minut
Marek Strześniewski
Absolwent Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego oraz University of Illinois w USA. Od końca lat 90-tych prowadzi w Polsce założoną przez siebie firmę doradczą IMPACT Management. Ponad 300 zrealizowanych projektów koncentrowało się na zagadnieniach efektywności indywidualnej i organizacyjnej, optymalizacji kosztowej, dynamizacji sprzedaży oraz wdrażaniu strategii.
Od 10 lat trenuje biegi długodystansowe i triathlon, gdzie wykorzystuje techniki zarządzania czasem i wyznaczania celów. Ukończył między innymi maratony w Nowym Jorku, Berlinie i Amsterdamie, oraz zawody triathlonowe na dystansie IRONMAN w Kopenhadze. Felietonista, bloger i ekspert Akademii Triathlonu w dziedzinie zarządzania czasem i efektywności indywidualnej.
Powiązane Artykuły
7 KOMENTARZE
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.
O kurde!!! Nadbloger wrócił! Czas Apokalipsy?
WaTRIat też miał kiedyś przygodę z majtkami. Mianowicie nie umiał naciągnąć zerwanej gumki, więc wezwał pogotowie! No ale kogo to interesuje, tym bardziej, że zaczeska to też już przeszłość.
„Papierz” żyje! Watykan uratowany! Tri uświęcony :)))
Piotruś, już dawno chciałem wrócić, ale zapomniałem hasła, a Naczelny nie chciał mi odnowić ?. Powiedział, ze moje teksty sa za długie, a wszyscy czytają z komórki. Powiedziałem, ze skoro czytają z komórki, to ja będę pisał z garażu No i pozwolił. Cieszę się, ze wpadłeś ?
Fajnie masz. Mnie już dawno nikt o nic nie prosił. A propos garażu, to chyba dobry znak, bo Woźniak i Jobs też tak zaczynali.. Mam tylko nadzieję, że nie siedzisz w jakimś tanim blaszaku, tylko w *****GARAGE
Ja jestem z pokolenia ’76 i naprawdę pamiętam te majty! Tylko takie wiązane z boku. Jeździliśmy wtedy na basen do Stargardu Szczecińskiego z małej wsi Starogard Łobeski (jakieś 70km!!) I na wejściu dawali takie majty białe wiązane 🙂 śmiechu było sporo, bo nigdy nikomu nie pasowały idealnie rozmiarem. Najczęściej oczywiście mega za duże 😉
Uśmiałem się do łez. Jak żywe wróciły obrazy z basenu Olimpii Poznań, gdzie jako kilkulatek brałem udział w zajęciach z samym Tadeuszem Mazurem. Arturem Wojdatem niestety nie zostałem. Po latach renesans pływania na… basenie przy ul. Wronieckiej w Poznaniu, znajdującym się w starej synagodze. Zapach chloru, butwiejące kratki pod prysznicami. Brakowało chęci by tam wrócić. I to pływanie do dzisiaj odbija się czkawką. A takiego „pływaka” widziałem jakiś czas temu na plaży w Kuźnicach. I choć był bez zaczeski, to bawełniane majty ciągle miał na sobie.
Bartku, w felietonie miałem cały akapit na temat grzybicy atakującej z tych butwiejących kratek, ale Naczelny kazał wyciąć 🙂