Czemu ludzie próbują swoich sił w ultratriathlonie? Czy chodzi o wyniki i skąd ta rosnąca popularność sportu? Adrian Kostera w rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o realiach dyscypliny i wyjaśnia, na czym dokładnie będzie polegało jego wyzwanie Triathlon 365, gdzie przez rok zamierza codziennie pokonywać określony dystans.
Zobacz też: Zmiany w 10x IM. Adrian Kostera komentuje
Aleksandra Bodnar: Jesteś takim człowiekiem, który lubi ruch. Trudno Cię zakotwiczyć, nawet do tego wywiadu. Czy zawsze taki byłeś i miałeś taki pociąg do sportu?
Adrian Kostera: Dzisiaj moja żona próbowała mnie mocno przekonać, że ja tutaj nie mogę przebiec w smokingu 4 kilometry na galę, ale że muszę wziąć taksówkę (śmiech). Zawsze tak mam.
Aleksandra Bodnar: To był prawdziwy pomysł, czy chciałeś tylko zażartować z żony?
Adrian Kostera: To był prawdziwy pomysł. Chciałem przyjść pieszo, ale powiedziała, że nie da się przejść 4 kilometry pieszo w smokingu.
AB: W Polsce ultratriathlon to stosunkowo niedawna zajawka. Czy to nie jest jednak tak, że nam się tak wydaje ze względu na Twoje występy, sukcesy Robert Karasia – więcej osób chce to robić? Wcześniej istniał, ale po prostu o tym nie słyszeliśmy?
AK: Jest na pewno coraz bardziej popularny. Sam widzę to na podstawie mojej współpracy z IUTA (Międzynarodową Unią Ultratriathlonu), bo im sporo pomagam. Widzę, kto w ciągu roku startuje w ultratriathlonach na całym świecie. Liczba Polaków w tych zawodach rośnie. To na pewno zasługa najpierw Roberta Karasia, teraz również moja. Na pewno film o Jerzym Górskim tutaj mocno zmotywował wiele osób do robienia ultra.
Jest tendencja wzrostowa. Widziałem, że w 2019 roku było 19 Polaków, a w zeszłym roku było już 47. Na wszystkich dystansach.
AB: Widzę teraz, że coraz więcej osób po Ironmanie chce zrobić podwójnego i potrójnego. Czy tak łatwo jest przejść z tego dystansu na jego wielokrotności?
AK: Bardzo rzadko bywa w świecie ultratriathlonu, że pojawiają się tacy ludzie, jak ja czy Robert lub Kenneth (Vanthuyne – mistrz świata 10x IM – przyp. red.), którzy przyjeżdżają się ścigać. Najczęściej geneza tego, że ktoś trafia do ultra, jest taka, że tak długo robił triathlony, że już tam sobie wszystko osiągnął. Jest trochę starszy, zaczyna się nudzić i chce jeszcze przeżyć fajną przygodę. W taki sposób ludzie trafiają do ultra.
AB: Powiedzieliśmy sobie o Polakach, ale jak to wygląda w innych krajach. Są jakieś dominujące narodowości, które ekscytują się triathlonem od dłuższego czasu?
AK: To właściwie jest rozdzielone jak tradycyjne triathlony. Rozwija się tam, gdzie jest gospodarczo najlepiej, bo jednak ten sport kosztuje. Widać, że te kraje typu Niemcy, Francja i Stany Zjednoczone i Wielka Brytania dominują liczbowo.
AB: Jacy to ludzie z tych krajów? Miałeś okazję z nimi rywalizować, spotkać się, być w tych namiotach?
AK: W tym 2022 roku Polska zabłysnęła najbardziej w świecie ultra. Piotr Klupczyński wygrał 2x IM we Francji. Aleksandra Cul wygrała. Jak wygrałem 5x IM. Robert zrobił rekord świata w 10x w Meksyku. W 10-krotnym znowu ja byłem trzeci. Jeszcze mieliśmy dobry występ Polaków w Austrii – przykładowo Aleksandra Krawczyk i Maja Makowska. Bardzo dużo fajnych wyników było w 2022 roku.
AB: Tutaj na gali Ty i Robert Wilkowiecki mówiliście, że wyniki Polaków kręcą nas najbardziej. Czy to jest powód, dla którego ludzie idą w to coraz chętniej?
AK: Wyniki przyciągają uwagę. Jeżeli są jakieś zawody, a Polak może wygrać z innymi narodowościami, to jednak przyciąga publiczność. To największa popularyzacja. W świecie ultratriathlonu dzieje się to jednak bardzo rzadko. Z tego, co ja wiem, na podstawie mojej znajomości z tymi ludźmi z namiotów (żyjemy tam bardzo blisko), to mało osób przyjeżdża walczyć o wynik. Każdy, kto przejeżdża, jest przede wszystkim szczęśliwy, że dotarł do mety.
AB: Rait Ratasepp (legenda ultra, rekordzista świata) zawsze kojarzył mi się z taką osobą, która zawsze mocno walczy?
AK: Ratasepp to jest w ogóle niesamowity człowiek. Wyobrażacie sobie, aby przebiec 20 maratonów w 20 dni, każdy poniżej 3 godzin? Rait, Robert Karaś, Kenneth Vanthuyne i Richard Jung to czwórka zawodników, którzy walczą o wyniki. Reszta jest tam, aby się bawić.
AB: Teraz też postanowiłeś zrobić coś innego. Czy w tym projekcie chodzi o wynik?
AK: Nie, nie chodzi o wynik. Mój nowy projekt jest publicznie otwarty. Praktycznie każdy, bo będą limity, będzie mógł ze mną popływać, pobiegać i pojeździć na rowerze. To samo już sprawie, że nie chodzi o wynik. Jeżeli ktoś przyjedzie i będzie biegł wolno, to będziemy powoli biegli razem z nim. Nie chodzi o czas, ale o dystans. Chcę w ciągu roku triathlonowo okrążyć ziemię.
AB: Jak to będzie wyglądało? Ten projekt odbywał się będzie w Polsce?
AK: Tak, w Polsce, a dokładnie na terenie jednego województwa (dzisiaj wiemy już, że chodzi o dolnośląskie – przyp. red.) i w różnych jego miejscach.
AB: Ogromna logistyka, ogromne przedsięwzięcie. Zburzyłeś jednak nieco moje myślenie, że będziesz biegł swoim tempem. Mówisz, że jeżeli ktoś będzie biegł wolno, to Ty też zwolnisz. Jak to będzie działać?
AK: Robiłem wiele takich wyzwań np. 100 maratonów w 100 dni. Często były dni, gdzie byłem sam. Biegłem swoim ulubionym tempem. Były takie dni jak pierwszy lub 50-ty, Mikołajki, gdzie zapraszałem ludzi. U mnie jest taka zasada, że nigdy się nikogo nie zostawia. Przykładowo przyjechały dziewczyny, którym zamarzyło się przebiegnięcie maratonu. Nie były na to za bardzo gotowe. Wszyscy jednak zostaliśmy z nimi, aby nawet przejść ten wymarzony maraton.
AB: Wtedy motywujesz ludzi? Jak się odnajdujesz w takiej sytuacji?
AK: Po prostu jestem sobą! Ludzie mówią, że ich to motywuje.
AB: Tutaj poprosiłabym, abyś wniknął w siebie. Co takiego mówisz im i jaka jest Twoja postawa?
AK: Bardzo często podczas maratonu wystarczy powiedzieć ludziom… aby zaczęli jeść! Nie może być tak, że ktoś na 32 kilometrze słabnie i mówi, że „ja nie lubię tutaj jeść i pić”. Trzeba!
AB: Czyli Ty jesteś twardym nauczycielem? Mówisz im rzeczy, które powinni wiedzieć, podejmując się tego wyzwania?
AK: To już chyba odnajdują we mnie w postaci retrospekcji.
AB: Chciałabym jeszcze dopytać o projekt Triathlon 365. Jak to zrobić od strony technicznej? Jakie są założenia rekordu Guinnessa, aby w ogóle został uznany?
Adrian Kostera: To będzie dużo liczb. Wszystko też można znaleźć na mojej stronie. Rekord Guinnessa przewiduje, że trzeba zrobić ten triathlon przede wszystkim w wersji continous (ciągłej). Nie robię codziennie triathlonu, ale najpierw muszę pokonać pierwszą dyscyplinę, a później kolejną i kolejną. Proporcje dyscyplin muszą zostać zachowane z triathlonu olimpijskiego.
Nie może być tak, że 1 kilometr przepłynę, później będę jechał na rowerze 11 miesięcy, a na końcu 1 kilometr przebiegnę. Wymyśliłem sobie, aby ten dystans wyniósł długość obwodu ziemi wzdłuż równika. Wychodziło 778 dystansu olimpijskiego, a więc zaokrągliliśmy do 780. Wyszło, że to będzie 40.750 kilometrów.
AB: Czy Ty masz już w głowie to obliczone? Nawet zapamiętanie tych liczb jest wyzwaniem.
AK: Jedyne, co ja muszę potrafić zrobić, to wyjść i przez 8 godzin ruszać się: w wodzie, na rowerze i w biegu. Później mogą iść do domu. Tak przez rok!
AB: Jak w tym wszystkim odnajduje się Twoja żona?
AK: Żona mnie całkowicie wspiera. Nawet rzuciła pracę, żeby jeszcze bardziej mnie wspierać. Jesteśmy w tym całą rodziną. Będziemy podróżowali razem z dzieckiem i żoną. To jest spełnienie marzeń i także nasz przyszłość.
AB: Jak Twoje ciało i psychika?
AK: Jak robiłem wyzwanie 100 maratonów w 100 dni, to dowiedziałem się, że dużo jest to dużo trudniejsze mentalnie, niż fizycznie. Samo przebiegnięcie 100 maratonów nie było dla mnie trudne fizycznie. Każdy biegłem tak, że na końcu czułem się dość lekko. Wszyscy, którzy ze mną biegli, byli zdziwieni, że później chodzę po domu i gotuję.
Kwestie mentalne? Przez 100 dni nie poszedłem do restauracji. Nie siedziałem wieczorem na kanapie i nie oglądałem filmu. Nie spotykałem się ze znajomymi, nie byłem na żadnym przyjęciu. Tu będzie to samo. Przez 365 dni będę uprawiał sport przed 8 godzin dziennie. Później spędzę trochę czasu z rodziną i będę układał plany swoim podopiecznym i spał. Tak przez cały rok.
AB: Zaskakujące jest to, że mówisz, że nie odczuwałeś nic fizycznie. Badałeś przykładowo stawy i więzadła, aby dowiedzieć się, jak to wygląda tam w środku?
AK: Tak, jestem pod opieką specjalistycznego szpitala sportowego w Holandii i to praktycznie od początku, czyli 2019 roku, kiedy chciałem zrobić podwójnego Ironmana. U mnie jest wszystko w porządku. Podczas naszego wyzwania zapraszamy różne instytuty i uniwersytety medyczne, bo będzie można zbadać moje ciało i zebrać dane.