Po dwóch półmaratonach w końcu przyszedł czas na 'prawdziwy’ triatlonowy debiut.
(Piszę 'prawdziwy’ ponieważ zdarzyło mi się, zdaje się w 2006 roku, wystartować bez przygotowania w Górznie…nie wiem co mnie wtedy pokusiło. Nie mniej skończyło się na ponad 3 h na dystansie olimpijskim z czego ponad 1 h spędziłem w bardzooo zimnej wodzie bez pianki płynąc profesjonalną profesorską żabką…Naprawdę nie umiałem pływać, a co gorsze nie znosiłem tego robić…)
Ale do rzeczy. Areną zmagań zawody z serii Challenge, a dokładniej największy HIM w północnej Europie (tak twierdzą organizatorzy) KMD Challenge Aarhus w Danii. Data 23.06.2013.
Przygotowania szły zgodnie z planem, żadnych kontuzji itd. Jakieś obawy budziły we mnie pływanie i rower. Pływać kraulem do stycznia tego roku praktycznie nie umiałem, a takiego dystansu nigdy wcześniej nie przepłynąłem. Na rowerze całkowity brak doświadczenia w treningu. Ale to nic, jest wola jest dobrze.
Rower trenowałem zasadniczo na trenażerze, ale uczciwie zgodnie z jakimiś planem z Trifuel – swoją drogą 0 na AT!! Nie kłamiąc na 'zewnątrz’ przejechałem może ze…100 km. Ale za to codziennie dojeżdżam do pracy 15 km na MTB, co daje mi…ok 4000 km w siodełku + dziesiątki godzin w siodle przed monitorem (ale za to z rodziną);) Sprzęt też mam taki sobie, choć go bardzo lubię. BH Liberty Seguros z 2006 roku. Cóż ma swoje wady (dobre 11+ kg) i jest rowerem raczej wolnym.
Start i Pływanie:
Start PRO o godz. 8:00. 5 minut później start Pań. O godz. 8:15 start mojej 'fali’. W falach po 400 osób. Startowały 4 takie fale, ok. 1500 osób. Przed pływaniem udało się przepłynąć, całe 5 min. Starczyło. Woda zimna ale czułem się w niej dobrze. Wysokie fale, choć niezałamujące się, do tego silny prąd w kierunku brzeg/długa prosta z Rys. 1. Wystartowałem z może 3 linii od końca trzymając się lewej – zewnętrznej strony. Start…spokojny. Do pierwszej bojki płynęliśmy…żabką, dużo śmiechu, bo zasadniczo nie było miejsca żeby rozprostować nogi i ręce. Przy bojce właściwie prędkość spadła do 0…zwykły korek:) Później już dało się płynąć. Niestety ze względu na falę bojek na długiej prostej widać nie było. Oglądałem się jedynie na prawo i lewo czy jest ktoś obok wierząc, że przynajmniej ktoś wie dokąd płyniemy. Wiedział…co prawda Garmin po zawodach pokazał pokonany dystans 2.2 km…ale ciężko mi uwierzyć, że 'nadrobiłem’ 300 m. Płynąłem praktycznie bez wysiłku, oszczędzając się na bieg (zgodnie z wytycznymi doświadczonych kolegów z AT). Czas 44:40, 456 miejsce ogółem, 96 w kategorii M30. Nie jest to rewelacja może, ale…przepłynąłem, nie zmęczyłem się i warunki były naprawdę ciężkie – fala i prąd. Napiszę jedynie, że najlepszy czas pływania to sporo powyżej 27 min…chyba jeszcze nie czytałem o wolniejszym pływaniu.
Rys. 1. Trasa pływania i T1.
T1:
Po wodzie czekało nas 88 'schodów do nieba’ (nazwa organizatora, i tak, z plaży na górę) a później pobranie worka z ciuchami na rower, namiot na przebranie się i spakowania rzeczy po pływaniu, oddanie worka, 200 m do roweru i 200 m do trasy rowerowej. Chyba jedna z bardziej skomplikowanych operacji logistycznych w jakich brałem udział. Czas T1…8:50…668 miejsce ogółem, 117 w kategorii. Ale nie denerwowałem się, oszczędzałem się na bieg.
Rower:
Po 4 km spadł mi łańcuch. Mea culpa, pomyliłem przednie przerzutki z tylnymi i wywaliłem łańcuch za korbę. Nie jakieś wielkie straty może 30-60 s. Jak sama trasa się 'układała’ można zobaczyć na Rys. 2. Ogólnie, nie było metra płasko (całosciowo wyszedł ponad 1 km pod górę), do tego kiepskiej jakości, wiele miejsc z narzuconym przez samochody żwirem i błotem, a asfalt bardzo chropowaty. Cała masa osób z przebitymi dętkami, zniszczonym tylnymi przerzutkami (chyba od tego skakania po 'asfalcie’), masa pogubionych bidonów i zapasowych dętek, tudzież naboi CO2 (naprawdę troszkę nami trzepotało). Uniknąłem wszelkich zniszczeń i strat. Jadłem żele, batony i piłem…właśnie…wypiłem 1.6 l płynów. Troszkę mało, ale nie było gorąco itd…
tak przynajmniej myślałem. Od 70 km czułem skakanie w żołądku. Żaden problem na rowerze…w końcu siedzę:) Czas roweru 2:46:24, średnia ok. 32.5 km/h, 376 miejsce ogółem, 75 w kategorii. Było ok, oszczędziłem dużo sił na bieg. Średnia najszybszego zawodnika ok 40 km/h – nie było lekko!
Rys.2. Profil i miejsce częsci rowerowej…i ja pozujący do zdjęcia;)
T2 i Bieg:
T2: 4:50. No comment. Co tu wiele pisać, jak się ktoś nie domyśla co się ze mną stało, polecam przeczytać wpis Mateusza Ptl z jego debiutu…Po wizycie w WC, nie jako oswobodzony, pierwsze 3 km w założonym tempie 4:20…później miało być coraz szybciej. Nie było. Tętno w normie/niskie. Ale nachodziła mnie druga fala żołądkowych perturbacji…walczyłem z tym do 15 km, ale jak zobaczyłem, że chwilowe tempo to 6:40, a ból tak wielki, że już nic nie widziałem…stwierdziłem, że kontynuacja nie ma sensu i zacząłem szukać cichego zakątka. Nie było to tak oczywiste ale udało się…straciłem może z…7/8 min (w sumie Garmin przestawał liczyć czas gdy się zatrzymywałem, wg niego straciłem dokładnie 8 min). Te piki na niebieskiej krzywej z Rys. 3 to moje nieplanowane przystanki. Ale znowu żyłem i do mety biegłem już tempem 4:15. Wyniki biegu 1:39:55. 78 miejsce ogółem, 19 w grupie wiekowej. Owe stracone 8 min przesunęło by mnie o ok. 10 miejsc, jak więc widać, wygrać bym nie wygrał;)
Rys. 3. Trasa i profil biegu…no i ja…
Summa summarum:
Czas debiutu 5:24:38 (zwycięzca 4:01:51). 306 miejsce ogółem (z ok 1400), 70 w kategorii wiekowej (z 292). Udało się! Mogło być lepiej, potencjał nie do końca wykorzystany, ale trzeba się uczyć. Cały dystans od startu do mety (prawie cały dystans!, prawdę pisząc po kilku km biegu nie widząc miejsca na toaletę chciałem rezygnować!) czułem wielką radość, że to robię.
PS Pamiętajcie…pijcie! Lepiej wyskoczyć na siusiu niż bać się zrobić następny krok.
PS2 Mateusz…rozumiem…jak jakiś kiepski żart, ale w 'tych’ chwilach śmiać się nie chce.
PS3 Wybaczcie, że przydługo, ale jak pisać to pisać…