Lidia Fluhme, Polka, która 7 razy startowała na Hawajach!

Lidia Fluhme to nie tylko Żelazna Dama Triathlonu, ale również współorganizatorka serii Gran Fondo w Nowym Jorku!  Seria GFNY ma dwoje twórców –  Lidię i Uliego Fluhme. Lidia jest z pochodzenia Polką. 7 razy z rzędu startowała na Hawajach!  Pierwszego slota zgarnęła 4 miesiące po swoim pierwszym starcie w TRI.

Lidia, kilka razy startowałaś na Konie. Powiedz coś więcej o swojej karierze w triathlonie.

Lidia Fluhme: Zaczęłam w maju 2005 roku, była to połówka Ironmana w St. Croix na Wyspach Dziewiczych. Miałam wówczas 24 lata i kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Do tego stopnia, że spytałam organizatora, czy powinnam wziąć pieniądze, aby zapłacić za jedzenie na punktach odżywczych. Zapomniałam też o zdjęciu rękawiczek kolarskich w strefie T2, a półmaraton pokonałam marszobiegiem.

Na mecie jakaś zawodniczka zapytała mnie, gdzie startuję następnym razem. Pomyślałam, że to szalone pytanie, bo przecież nie miałam zamiaru robić tego nigdy więcej. Jak się domyślacie, dwa dni później, gdy wróciłam do Nowego Jorku, zarejestrowałam się na 4 kolejne triathlony.

Nieco później, w jednym ze sklepów triathlonowych na Manhattanie poznałam trenera, który po zobaczeniu moich wyników z pierwszych startów, zasugerował, że powinnam pojechać na ostatni wyścig kwalifikacyjny na Hawaje w tym roku i spróbować zdobyć slota. I tak, niecałe 4 miesiące od pierwszego startu na „połówce”, poleciałam na IRONMAN Korea. Wygrałam swoją grupę wiekową. 2 miesiące później wystartowałam w Konie.

Jak trafiłaś do triathlonu?

Po ukończeniu studiów, szukałam w życiu czegoś, co pozwoli mi oderwać się od codziennych, długich godzin pracy na Wall Street. Miałam stresującą pracę, która nie do końca dawała mi satysfakcję. Sport pozwalał mi złapać dystans i odświeżyć umysł. Zaczęłam szukać nowych ciekawych startów, podróżować na imprezy lokalne i te wielkie, na drugim końcu świata.

Próbowałam też sił w triathlonie olimpijskim ITU, aby zdobyć punkty na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie, ale fatalnie pływam. Tak naprawdę zaczęłam pływać w wieku 24 lat i nigdy nie byłam w tym dobra, a jak wiadomo na „olimpijce” pływanie to podstawa. IRONMAN lepiej odpowiadał moim predyspozycjom, bo tam pływanie to w gruncie rzeczy „rozgrzewka”.

Łącznie, ukończyłam dystans IRONMANA dwadzieścia razy, w tym 7 lat z rzędu startowałam na Konie (2005-2011). Kona 2011 była moim ostatnim startem w triathlonie.

Czy rower zawsze był Twoją najmocniejszą stroną?

Odkąd skończyłam 12 lat, bardzo dużo biegałam w zawodach szkolnych. Rok wcześniej przyleciałam do Stanów z mamą. Tutaj dołączyłam do szkolnej reprezentacji i biegałam przełaje – głównie 5 km – oraz średnie dystanse na bieżni: 400m, 800m i 1500m w międzyszkolnych turniejach. Ta przygoda trwała 9 lat.

Kolarstwo przyszło o wiele później. Swój pierwszy rower szosowy kupiłam, gdy miałam 23 lata. Tak naprawdę podczas startów w IRONMAN moje wyniki na etapie kolarskim i biegowym nie należały do najlepszych, ale w sumie dawały mi niezły wynik końcowy.

Jak to się stało, że zaczęłaś organizować wyścigi kolarskie?

Mój mąż jeździł w zawodowej grupie kolarskiej we Włoszech w latach 90-tych. Startował też w zawodach IRONMAN jako zawodnik PRO, dwukrotnie dostał się na Hawaje i może się pochwalić rekordem życiowym na poziomie 8 godzin i 59 minut. W styczniu 2010 roku, niedługo po naszym poznaniu się, po raz pierwszy opowiedział mi o nowym formacie zawodów kolarskich: gran fondo.

W maju pojechaliśmy na mój pierwszy wyścig gran fondo we włoskich górach. Do tego czasu ukończyłam 16 lub 17 zawodów IRONMAN, ale nigdy nie dostałam tak w kość na rowerze, jak wtedy. Strome podjazdy, a przede wszystkim konieczność trzymania tempa dyktowanego przez grupę, sprawiły, że byłam wykończona. Rzadko zdarza się, aby w triathlonie, gdzie po rowerze musisz jeszcze biec, trasa kolarska była tak wymagająca. Na wyścigach kolarskich zdarzają się natomiast trasy z wieloma podjazdami o nachyleniu nawet 25%. Muszę przyznać, że to nowe wyzwanie mi się spodobało.

Tydzień po powrocie z Włoch rzuciłam pracę w finansach i zajęłam się załatwianiem pozwoleń na organizację gran fondo w Nowym Jorku. Ponieważ była to w USA nowość, wszystkim urzędnikom tłumaczyłam, że to taki maraton na rowerach. To pozwalało im wyobrazić sobie event na podstawie znajomości maratonów biegowych: kobiety, mężczyźni, młodzi, starsi, profesjonaliści, amatorzy – wszyscy razem na starcie, aby zrealizować swoje własne cele i dobiec do mety, mając przy tym zmierzony czas i miejsce w kategorii wiekowej. U nas chodzi o to samo, tyle że jeździmy na rowerach.

Wszystkie wyścigi GFNY mają też w pełni zamknięte dla ruchu trasy lub są one w całości kontrolowane przez policję, co gwarantuje zawodnikom duży komfort rywalizacji. 

Ponadto, naszym „oczkiem w głowie” i swoistym znakiem rozpoznawczym są oryginalne koszulki kolarskie GFNY, w których startują wszyscy zawodnicy. Szyjemy je we Włoszech, w najlepszej szwalni, która zaopatruje połowę ekip UCI World Tour, w tym Team Sky. To jest naprawdę najwyższa możliwa jakość, a u nas każdy otrzymuje taką koszulkę w pakiecie startowym.

GFNY to swoisty styl życia. Wielu zawodników podróżuje po całym świecie na wyścigi z tej serii. Jak udało Wam się dojść do tego punktu?

Od początku otrzymywaliśmy wiele wiadomości w stylu „Wczorajsze GFNY w Nowym Jorku było super. Możecie powtórzyć to za tydzień?”. Wiadomo, że nie jest to możliwe, ale odsyłaliśmy takie osoby na inne gran fondo, zazwyczaj we Włoszech. 

Latem 2013 roku jedliśmy lunch z przyjacielem, który organizował wyścig gran fondo we Włoszech. Wtedy zdecydowaliśmy, aby zorganizować GFNY Italia, w terminie jesiennym, aby stworzyć nową okazję do ścigania się m.in. dla tych, którzy w maju jeździli w naszym nowojorskim wyścigu. Traf chciał, że niemal dokładnie w tym samym czasie skontaktował się z nami inny organizator, który startował w Nowym Jorku i powiedział, że chce zorganizować podobny wyścig na cudownej, meksykańskiej wyspie na Morzu Karaibskim. Tak powstało GFNY Cozumel.

Wtedy na poważnie zaczęliśmy myśleć o stworzeniu całej serii GFNY. Stworzyliśmy jednolite zasady, wytyczne i wskazówki do organizacji wyścigu oraz całą identyfikację wizualną. W pierwszym sezonie (2014-2015), mieliśmy 6 wyścigów. Jak się okazało, zawodnicy zaczęli na nie podróżować, bo zwyczajnie ufali marce GFNY. I tak jest do dzisiaj. Otrzymujemy wiele propozycji organizacji GFNY w nowych miejscach i wszystkie gruntownie analizujemy. Jeśli decydujemy się na dodanie nowego wyścigu, mamy pewność, że będzie miał świetną trasę, będzie bezpieczny i zapewni niezapomniane wrażenia zarówno lokalnym kolarzom, jak i zawodnikom i ich rodzinom z najdalszych zakątków świata.

Wróćmy jeszcze do triathlonu. Czy starty w gran fondo miały jakieś przełożenie na Twoje wyniki w triathlonie?

Kluczem do poprawy wyników w triathlonie jest progres w każdej z trzech dyscyplin indywidualnie. Regularnie startowałam w zawodach pływackich i biegach, co pozwalało mi poprawiać się w tych dyscyplinach.

W czasie mojej kariery triathlonowej, w USA nie było imprez kolarskich otwartych dla każdego. Trzeba było posiadać licencję kolarską i ścigać się wyłącznie z osobami ze swojej kategorii. Próbowałam brać udział w wyścigach dla kobiet, ale zdarzało się, że byłam jedyną zawodniczką lub było nas dosłownie kilka. Ciężko nazwać to wyścigiem kolarskim. Ale wtedy pojawił się Uli i ta genialna podróż do Włoch, aby doświadczyć gran fondo. Gdy zaczęłam ścigać się w gran fondo, mój rower w triathlonie gwałtownie się poprawił.

Akademia Triathlonu
Akademia Triathlonuhttps://akademiatriathlonu.pl
Największy portal o triathlonie w Polsce. Jesteśmy na bieżąco z triathlonowymi wydarzeniami w kraju i na świecie, znajdziesz również u nas porady treningowe, recenzje sprzętu czy inspirujące rozmowy.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane