W grudniu, jak co roku, wybrałem się do Zimnej Szwecji do pracy..tak, do pracy
nie na biegówki. Robię tak co roku, wykorzystując urlop. W tym roku o tyle
łatwiej, że urodziła mi się córeczka i mogłem skorzystać z 2-tygodniowego
urlopu z tego tytułu. W tym roku wyjątkowo nie wziąłem butów biegowych. Brałem
je zawsze (6 razy) i nigdy nie dotknęły szwedzkiej ziemi…nigdy. Plan miałem
zawsze ambitny, jednak kilkanaście godzin pracy, zmęczenie boleśnie
weryfikowały moje plany. Żeby nie było wątpliwości….to nie obóz pracy tylko
dobrowolny udział w 'świątecznym projekcie’.
To, co najbardziej lubię w tym wyjeździe to moje triathlonowe przemyślenia, rzec można
fantazje. Towarzyszyły mi zawsze. Co kupię za pieniądze tam zarobione. Pamiętam
doskonale mój pierwszy wyjazd…plan do zrealizowania: nowy rower szosowy!
Zrealizowane. Wcześniej chyba nigdy nie miałem na raz tylu pieniędzy i tylu tak
szybko nie wydałem, jedno kliknięcie 'przelej’. Następne lata: buty,
trenażer, drugi rower- wspaniałe te wspomnienia. Tego roku dużo mniej myślałem
co kupić sobie….dla żony kurs prawa jazdy, 2 letniego synka traktor John
Deere’a na pedały dla 3 miesięcznej Zosi….faceci mają małe pojęcie co takie
maleństwa potrzebują, niech zdecyduje żona.
Wracam do triathlonu. Wpisowe do Gdyni opłacone. Rower sam nie jedzie, buty same nie
biegają – czas obmyślić strategię. Najpierw wizualizacja. Nie było to trudne bo
trasę znam doskonale, mieszkam 10 min od bulwaru- nic nie jest w stanie mnie
zaskoczyć. Tylko jak to zrobić? Pamiętam czasy 12 treningów tygodniowo, miejsce
w pierwszej dwudziestce. Dzisiaj jest inaczej. Praca, dom pełen zabawek Antka i
pieluch Zosi. Uwielbiam z nimi przebywać. Szkielet mam: 3 x w tygodniu do/z
pracy rowerem, środowe pływanie to już tradycja, w pozostałem dwa dni rano,
biegam wieczorami jak uśpię Antosia, no chyba że Hania (żona) potrzebuje pomocy
przy Zośce. W środę po basenie lekki bieg z Żoną, nocuje u nas babcia- mamy
wolne!! Czwartek jest dr House….mam wieczór dla siebie – spinning. W
niedzielę jedziemy na obiad do drugiej mamy, chyba sie nie obrażą jak skończę
wcześniej i zrobię 'wybieganko’.
Na wigilię wróciłem do domu. Za rodziną tęskniłem bardziej. Żona już wie, że ten
start jest dla mnie bardzo ważny. Wspiera mnie. Bez niej się nie uda. Mam
zagwarantowany doping rodziny. Antoś też- już wkrótce.
ps.:
wiem, że jest nas więcej:) pozdrawiam
Wsparcie rodziny czy bliskich to chyba najważniejsza w tym sporcie sprawa. Bez zrozumienia dla naszej pasji trudno byłoby realizować plan treningowy. Gratuluję rodzinki. Teraz już tylko zakasać rękawy i do pracy.
Ja mieszkam w Szwecji , moze sie spotkamy ? Długo tu będziesz ?