Terratlon 2012

Wszystkiego trzeba w życiu spróbować i wczoraj udało mi się po raz pierwszy nie skończyć zawodów. Ogólne nastawienie było bardzo dobre, szczególnie góry nastrajały pozytywnie bo głównym założeniem tego startu było połączyć przyjemnego z pożytecznym – tri + trening rowerowy w górach. Nie udało się zrealizować żadnego z założeń.
W ostatniej chwili zdecydowałem się na piankę (10 minut przed startem) – był to dobry pomysł. Pływanie nawet całkiem dobrze mi poszło i od tej chwili zaczęły się problemy. Wyjście z wody czyli trochę w głowie musi się kręcić. Tylko od samego początku nie kręciło się tak jak zwykle. Pomyślałem – to dlatego, że wyjście było na rozhuśtany pomost. Podbiegam do strefy zmian i cały czas szukam czegoś żeby się przytrzymać. Zdejmuje piankę – w zasadzie usiłuję zdjąć – dalej świat wiruje. W końcu jakimś cudem odpiąłem zamek, zdjąłem rękawy i przerwa – coś jest nie tak. Usiadłem, zdjąłem pinkę do końca i założyłem buty – dalej zawroty głowy. Nie jest dobrym pomysłem żeby pójść na rower. I tu w zasadzie zaczyna się drugi wpis p.t. 'Terratlon 2012 – widziane z boku’…
Podchodzę do stolika sędziowskiego i pytam – gdzie jest lekarz?
Facet – a było ich dwóch – wskazuje przed siebie – tam stoi karetka. Podchodzę mówię co się dzieje i proszę żeby pan zmierzył mi ciśnienie – nie mają takiego sprzętu! Zaprasza mnie do środka robi wywiad i sobie kończę uczestnictwo na dobre w pięknym stylu…
O tak

 

W tym momencie kończy się moje uczestnictwo w zawodach, a zaczyna rola w której debiutuję – oglądacza z boku. Pierwsza sprawa widzę to co ostatni tydzień było na topie AT czyli żony zawodników – też byłem z żoną… swoją. Widziałem na własne oczy to wszystko o czym pisała Pani Katarzyna. Teraz trochę o organizacji. Strefa zmian pilnowana była bardzo średnio – wejście wyjście nie stanowiło żadnego problemu. Jestem ciekaw wyników bo mogą być zaskakujące dla co niektórych. Oznakowanie trasy – nie byłem – komentarze uczestników pozwalają wyrobić sobie zdanie i to bardzo negatywne. Byłem za to na mecie jak przybiegali pierwsi zawodnicy – medal dostali. Organizator wyszedł chyba z założenia, jeżeli są tak świetni to nie potrzebują nic do picia – od czwartego czy piątego zawodnika znalazła się na mecie butelka wody i plastikowe kubeczki do których był dozowany napój. Temperatura wczoraj oscylowała wokół 30 stopni. Gdyby pierwszy zawodnik miał ochotę zregenerować się posiłkiem musiałby trochę poczekać. Ogólnie nikt nic nie wie.
Chyba, że te trudne warunki organizacyjne miały dodatkowo podnieść poziom trudności zawodów.

ps. szkoda, że tak wyszło bo naprawdę jest potencjał w lokalizacji – prześlicznej lokalizacji.

Powiązane Artykuły

7 KOMENTARZE

  1. Nie przekreślajcie zawodów – wpadki były, są i będą. A organizator na pewno weźmie sobie wszystko do serca i za rok się zdziwimy. A jeżeli ktoś jest zawiedziony to niech za rok nie startuje. Zresztą nie wiem czy to Was nie zdziwiło, ale nawet w regulaminie MP w Radkowie nie pisało że trasa jest trudna i wymaga dobrego przygotowania sportowego i zdrowotnego, a tutaj tak – więc nie mówcie że Was nie ostrzegano. Druga sprawa jest taka, że zawody należą do hardcorowych pod każdym względem. Były w Polsce tylko jedne surowsze zawody – a mianowicie 1 edycja triathlonu górskiego w Nidzicy w 2010 gdzie oprócz tego że trzeba było uważać by nie zgubić ciężkiej trasy to jeszcze goniły nas psy pasterskie. Pomimo wszystko są to jedne z nielicznych zawodów na południu i dbajmy oto co mamy. Ja bym poszedł w inną stronę i zorganizował prawdziwe MP w triathlonie górskim właśnie tam (po minimalnej zmianie trasy), bo co to za duathlony czy triathlony górskie które odbywają się na północy Polski gdzie nawet gór nie ma i do tego jeździ się po polach, łąkach i do tego po pętlach. Teraz jeszcze o sprawach medycznych – zaburzenia błędnika, wysoka zmiana temperatury (woda-powietrze), dyspozycja dnia, wysokość nad poziomem morza, być może odwodnienie lub od cukrzenie, a także wysiłek fizyczny mogły spowodować takie a nie inne reakcje. Kilka lat temu na MP w Aquathlonie w Sławie woda miała 14 stopni i ludzie wychodząc z niej padali lub zataczali się z powodu różnicy temperatur. Polecam – rozgrzewkę, 2 czepki, a także zatyczki do uszu – no i trening wyjścia z wody. I na koniec a propo wyjścia z wody – triathlon wywodzi się z Ironmana czyli ludzi z żelaza – nam nic nie straszne (były kiedyś zawody gdzie pomost był prawie pionowy i lina zwisała i też sobie radziliśmy. PS Organizatorze podaj przepis na pieczonkę czy parzonkę:) PSS nie piszcie o złym pilnowaniu boksu bo złodzieje też czytają.

  2. Panie Michale po pierwsze dziękuję za reakcję oraz za zaproszenie na kolejne zawody. Służba zdrowia – w żadnym zdaniu nie podważyłem kwalifikacji panów ratowników. Poprosiłem tylko o zmierzenie ciśnienia – i nie zmierzono mi ponieważ nie mieli sprzętu do wykonania takowego badania. Uzasadnię – chociaż nie wiem dlaczego ja się tłumaczę – miałem pulsometr i widziałem jakiem mam tętno, a pomiar ciśnienia miał mnie tylko upewnić, że to nie jest problem sercowy. Napisałem 'medyków’ bo nie wiedziałem kim są w sensie czysto fachowego nazewnictwa. Tak już całkowicie na marginesie zamykając sprawę ratowników – sądzę, że to oni powinni zdecydować – po przeprowadzeniu krótkich badań – czy to pogotowie jest mi potrzebne czy nie. Takie jest moje zdanie. Równie dobrze mogłem się uderzyć i nie pamiętać tego. Dalej trasa – oczywiście również nie powiedziałem złego słowa i wyraźnie zaznaczyłem to w tekście, że można sobie wyrobić negatywne zdanie na podstawie opinii wypowiadanych przez innych zawodników. Tutaj Pan już się odniósł do tego jakie spotkały Pana kłopoty więc stało się i tyle. Ogólnie o … woda plus pieczonka. Pieczonka była bardzo dobra. Zacznijmy od 'napoju’ zgadza się, ze w pakiecie startowym był izotonik OK. Tylko przepraszam bardzo z Pana wypowiedzi można wysnuć wniosek, że zawodnik miał sobie to zostawić na metę? Nie rozchodzi mi się o to, że nie było nic do picia i do jedzeni na mecie, rozchodzi mi się o to że było za późno. Pana wytłumaczenie zaistniałej sytuacji jak najbardziej Pana usprawiedliwia i jestem przekonany, że gdyby był Pan na mecie podczas trwania zawodów na pewno lepiej by to wszystko wyglądało no ale stało się tak jak się stało – takie są fakty. Życzę powodzenia w przyszłych edycjach. ps. chciałem jeszcze napisać, o tym że nikt nie pomagał przy wyjściu z wody – przyzna Pan dosyć karkołomnym – ale wiem z relacji z poprzedniego roku, że w zeszłym roku była pomoc. Brak w tym roku pomocy na pomoście oczywiście jest w jakimś stopniu usprawiedliwiona.

  3. Dzień dobry, Tu Michał Kołodziejczyk, główny organizator i osoba odpowiedzialna za zawody. Chciałbym w paru słowach nakreślić swój punkt widzenia oraz odnieść się do słów autora. Nie mam zamiaru polemizować ze stwierdzeniem, że organizacja a właściwie jej rezultat był w tym roku oględnie mówiąc słabszy. Po zeszłorocznej edycji przeanalizowaliśmy te słowa krytyki, które padły i jak się wydawało wzięliśmy to pod uwagę. Zmieniliśmy nieco trasę by było bezpieczniej i dużo wcześniej ustaliliśmy z właścicielami gruntów trasę wyścigu. Planowaliśmy dać Wam zawody, których nigdy nie zapomnicie i na które będziecie chętnie wracać. Niestety, pomimo szczegółowego planowania parę rzeczy poszło nie tak: Po pierwsze na dzień przed zawodami okazało się, że pomimo informacji i zgody na przeprowadzenie zawodów od Polskich Kolei Linowych, 18 sierpnia odbędzie się na Żarze również zjazd górskich hulajnóg dla 70 osób. To oznaczało, że musiałem zmienić koncepcję zabezpieczenia szczytu Żaru. W dzień zawodów w trakcie ostatecznej inspekcji trasy dowiedzieliśmy się przypadkiem, że również w tym samym dniu Mercedes organizuje pokaz samochodów również na szczycie Żaru. Kolejna zmiana. Po drugie na dzień przed zawodami dysponowałem zadeklarowaną 25 osobową ekipą wolontariuszy. W dzień zawodów o godzinie 930 poinformowano mnie, że będzie ich tylko 15. Miałem do wyboru: przerwać zawody lub starać się je ’ połatać’ tym co miałem. Zdecydowałem, że skoro tylu ludzi znalazło się już na miejscu – ruszamy. Sam do ok 10 byłem wciąż na trasie koordynując ustawienie ekipy i dokonując ostatnich, niezbędnych zmian. Postanowiłem rzucić główne siły na newralgiczne moim zdaniem punkty trasy czyli tam, gdzie ruch turystów był na tyle duży, że mógł zagrażać bezpieczeństwu i płynności ruchu. To spowodowało, że nie było ludzi w na rozjeździe trasy rowerowej głównie dlatego, że uznałem iż oznaczenia są wystarczające. Okazało się jednak, że w trakcie ktoś przestawił jedną z taśm sugerując , że właściwa trasa kierowała się do góry. Oczywiście przyjmuję za to pełną odpowiedzialność. Podobnie sprawa miała się ze strefą zmian. Jako sędziów miałem już tylko do dyspozycji młode dziewczynki z lokalnego klubu sportowego, których nie słuchał nikt. Jeżeli chodzi o autora artykułu i jego punkt widzenia to niestety nie mogę się zgodzić z paroma stwierdzeniami. Mianowicie, wszyscy zawodnicy otrzymali bony na posiłki regeneracyjne i były one do wykorzystania bezpośrednio po biegu. Przypomniałem im o tym osobiście i od razu ruszyli do bufetu. Posiłek obejmował duszonki oraz napój. Wody nie było przy starcie/mecie bo ten odcinek był w słońcu i obawialiśmy się nagrzania wody. Zawodnicy dostali w zestawach napoje izo (0.7 l) i po przybyciu wodę / izotonik. Nikt na to nie narzekał. Następnie zawodnicy otrzymali pokrojonego arbuza i zestaw domowych ciast. Nie rozumiem co oznacza stwierdzenie racjonowane napoje. Były racjonowane w sensie były w kubkach. Jeżeli chodzi o opiekę medyczną to zapewniali ją ludzie, którzy m.in. zapewniają opiekę medyczną na Festiwalu Biegowym w Krynicy, Biegu na Pilsko, czy Poland Footrace. To goście, którzy na codzień pracują jako ratownicy medyczni w Straży Pożarnej i mają minimalnie 10 lat doświadczenia. Ja im ufam. Z rozmowy z nimi wynikało, że zbadali autora ( w tym jego puls i oddech) i ocenili, że jego życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo czyli wykonali zwoje zadanie. Zaproponowali mu odpoczynek w klimatyzowanej karetce, oraz wezwanie karetki z Żywca celem przewiezienia do szpitala na dalsze badania. Autor odmówił twierdząc, że dobrze się czuje i na własne życzenie opuścił karetkę. Nie bardzo rozumiem co pomiar ciśnienia ma do zapewnienia bezpieczeństwa. Podsumowując: w związku z tym , że oczywiście trasa była nieodpowiednio oznaczona przyjęliśmy odpowiedzialność na siebie i powtarzam to, co mówiłem na zakończenie – wszyscy tegoroczni uczestnicy mają 50% zniżki na wpisowe w przyszłym roku jako zadośćuczynienie. Bardzo wnikliwie analizowaliśmy uwagi tych, którzy do nas pisali. na nas krzyczeli czy wypowiadają się na forach. Już na ich podstawie stworzyliśmy całkiem nowy plan zawodów i ja osobiście jestem pewien, że w przyszłym roku nie będzie się do czego przyczepić. Dlatego mimo wszystko zapraszam za rok. Michał Kołodziejczyk

  4. cytat Podchodzę mówię co się dzieje i proszę żeby pan zmierzył mi ciśnienie – czytam i oczom niewierze koniec cytatu –BOJKOT tych zawodów za rok !!!! brak możliwości zmierzenia ciśnieńia ? brak słów !!!!!

  5. Na temat 'medyków’ nie będę się wypowiadał. Jedyną rzeczą jaką zaproponował mi ów człowiek to wezwanie pogotowia jak mi nie przejdzie. Wrzucę to wszystko do jednego worka – zła organizacja. Co do pływania. Zgadza się, ,że błędnik głupieje przez jakiś czas, ale tym razem było to zbyt długo i nie słabło. Komunikat organizatora – temperatura wody ok. 20 stopni. Czepek miałem swój – organizator nie dostarczył czepków (gdzie bezpieczeństwo!) Zatyczek do uszu nie stosuję, ale od wczoraj bardzo o nich myślę.

  6. Koledzy znacznie starsi w doświadczenie triathlonowe podzielcie się uwagami jak na przyszłość uniknąć lub zminimalizować kłopoty z błędnikiem?? Zatyczki w uszach pomagają czy wręcz przeciwnie?

  7. Strasznie mnie zaintrygowało to bujanie błędnika. To standard, zle zazwyczaj tylko kilkadziesiąt sekund, czasem w zimnej wodzie parę minut. Powiedz coś więcej o zabezpieczeniu głowy? Jaka była temperatura wody? Czepek pewnie miałeś startowy, czyli cienki? Zatyczki do uszu? Co Ci powiedzieli medycy?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane