„Time to say goodbye“, czyli udany koniec kariery Marka Jaskółki

Kiedy nadchodzi ten właściwy moment pożegnania się z karierą profesjonalnego triathlonisty? W przypadku Farisa Al Sultan’a, zwycięzcy Ironman Hawaii 2005, ten moment nadszedł nieoczekiwanie w ubiegłym roku, kiedy podczas zawodów Ironman Texas,  na setnym kilometrze jazdy rowerem, postanowił, że ma już dość. Kontuzje i życie rodzinne nie dały się już dłużej pojednać z morderczym treningiem. Tak i teraz Marek Jaskółka postanowił wycofać się z życia profesjonalnego triathlonisty. Pamiętam, jak już kilka lat temu Marek, przywołując scenę z Forresta Gumpa, zastanawiał się, kiedy przestanie biec, zatrzyma się i po prostu zdejmie buty, mówiąc, że to koniec jego kariery. Marek już w ubiegłym roku na rzecz rodziny zrezygnował z bycia trenerem kadry narodowej Niemiec U-23. Ta praca związana była bowiem z częstymi wyjazdami poza dom, a świeżo upieczony ojciec wolał pozostawać u boku swoich kobiet. Marek zaczął pracę jako nauczyciel klas licealnych, jednak nie mógł się całkowicie rozstać z karierą triathlonisty. Zdawał sobie sprawę, że rodzina, praca nauczyciela i ściganie się na długim dystansie (co rodzi konieczność bardzo długich treningów rowerowych) nie dadzą się na dłuższą metę pogodzić. 

 

marek embunman4

 

Marek zaczął rozstanie od sprzedaży swoich rowerów, ale zostawił dwa (co jest dość niebezpieczne, bo jak wiadomo rowery lubią się rozmnażać) i zaczął szukać dla siebie ostatniego wyzwania – jakichś szczególnych zawodów, które mogłyby się w jego portfolio zakwalifikować do tych, które budzą jego największe przeżycia jak Igrzyska Olimpijskie i Ironman Hawaii. Jego kolega, Grzegorz Zgliczyński, doradził mu uczestnictwo w Embrunman – ponoć najtrudniejszych zawodach na dystansie długim. Grzegorz startował tam aż 14 razy i do dziś jest w Embrun ikoną! Taka perspektywa zaintrygowała Marka, bo zawsze wychodził z założenia, że im ciężej tym lepiej. 

 

W Embrun szczególnie trudna do pokonania jest trasa rowerowa. Zawodnicy muszą przejechać 188km i pokonać w sumie 5 tysięcy metrów przewyższenia. Marek zdawał sobie sprawę, co to oznacza, jak wielkie to wyzwanie i postawił na intensywny trening rowerowy, co jednak było bardzo trudne z uwagi na brak czasu. Na szczęście nauczyciele mają dość długie wakacje, dlatego zapadła decyzja, że wakacje spędzimy w Pirenejach. Chcieliśmy powiązać wypoczynek z treningiem wysokogórskim. Marek trenował tam razem z Mikołajem Luftem, który również zdecydował się na tak aktywny wyjazd.  Ostatnie dni postanowiliśmy spędzić w Alpach francuskich, w Risoul, około trzydziestu kilometrów od Embrun. To właśnie tam w 2014 roku prowadziła trasa Tour de France, o czym świadczą liczne szyldy na zakrętach z nazwiskami sławnych kolarzy.

 

marek embrunman2

 

Dopiero tu Marek dostał prawdziwe wyobrażenie tego, co go czeka. Widoki na trasie rowerowej zatykają dech w piersiach… o ile w ogóle wjedzie się na szczyt. Chyba najbardziej groźnym podjazdem była wspinaczka na Col d’Izoard. Wjazd na szczyt zajmował prawie godzinę. Niestety nie była to jedyna góra do pokonania. Drogi były bardzo wąskie i kręte, więc na zjazdach trzeba było bardzo uważać. Chwila nieuwagi i można spaść w przepaść. Na takich trasach zdecydowaną przewagę mają zawodnicy uprawiający MTB, dobrzy technicznie, tak jak pięciokrotny zwycięzca Embrunman – Marcel Zamora. 

 

marek embrunman1 

 

Marek cały czas zastanawiał się, czy startować na rowerze czasowym czy szosowym? Stwierdził jednak, że to kiepski pomysł zmieniać rower, na którym trenował przez ostatnie tygodnie. Zdecydował się jednak dokupić kasetę z wysokim przełożeniem. Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzień zawodów. Pływanie bez większych niespodzianek – Marek wyszedł z wody jako siódmy. Wiedząc, że czeka go bardzo ciężka trasa rowerowa, postanowił się trochę „przyhamować” na początku. Nie chciał doświadczyć wypalenia, o które na tej trasie bardzo łatwo. Na tych zawodach niezmiernie ważnym było rozsądne dysponowanie swoimi siłami. Marek czuł się wyjątkowo dobrze na rowerze. Doszła jednak jedna niespodzianka, której się wcześnie nie spodziewał. Wbrew prognozom pogody zaczęło padać. 

 

Tak pogoda spowodowała nie tylko śliską nawierzchnię, ale również przyczyniła się do wyziębienia organizmu. Marek niestety nie miał odpowiedniego ubrania przystosowanego do deszczowej aury. Oznaczało to, że organizm zużytkował dodatkową energię do ogrzewania. Szybko przyszły też tego efekty, bo Marek wkrótce wyczerpał zapasy żeli i batonów. Musiał często zatrzymywać się w strefach żywieniowych, gdzie jadł banany, ciastka i popijał to litrami coca coli. Mimo tak niedogodnych warunków atmosferycznych, czuł się na tyle mocny, że na 160-kilometrze wyprzedził samego Zamorę! Udało mu się dotrzeć do strefy zmian na czwartej pozycji. 

 

 Embrunman trasa_2

 

Na biegu Marek czuł się dość dobrze przez pierwsze 20km, mimo lekkiej kolki, która dokuczała już podczas ostatnich dni treningów. Niestety w dalszej części wyścigu nastąpiło nagłe osłabienie organizmu. Marek mówił, że czuł się jakby miał zatkane płuca, co było reakcją na wilgoć i zimno. Wiedział, że nie może przyspieszyć, bo inaczej nie ukończyłby zawodów. To doświadczenie było nie lada zaskoczeniem dla Marka, którego mocną stroną jest zazwyczaj bieg. Ponieważ strata do trzeciego zawodnika wynosiła siedem minut, Marek postanowił biec swoim tempem, kontrolując jedynie czy Zamora nie zagraża mu z tyłu. On jednak również opadł z sił. Ostatnie dziesięć kilometrów to była istna męka, obolałe ciało odmawiało posłuszeństwa. Marek, z zaciśniętymi zębami, dobiegł jednak do mety na czwartej pozycji. Zwyciężył Chorwat Andrej Vistica przed Victorem del Corralem z Hiszpanii i Jamesem Cunama z RPA. 

 

Byly to z pewnością najtrudniejsze zawody na długim dystansie, w jakich Marek uczestniczył. Czwarte miejsce w Embrunman to na pewno bardzo satysfakcjonujący wynik, którym można spokojnie zakończyć karierę triathlonisty, ale…

 

…ale po kilkudniowym odpoczynku Marek zaczął się jednak zastanawiać, że skoro jest forma, to może wykorzystać ją, startując jeszcze na jednych zawodach, które – jeśli w ogóle – na pewno będą ostatnimi 😉 

 

 

Marek Jaskółka

Dwukrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich (Pekin i Londyn), wielokrotny Mistrz Polski na dystansie olimpijskim i sprinterskim, 3 miejsce w Pucharze Świata w 2011 roku, 5 miejsce Mistrzostw Europy w 2004 roku. 

 

Beko Elk_Triathlon_2014-06-08_Elk_sm_1573

Powiązane Artykuły

4 KOMENTARZE

  1. A nad czym tu sie zastanawiać? Skoro żona nawet felietony za Pana Marka pisze to tylko startować;)))

  2. Też tam byłem, ale problemy żołądkowe mnie powstrzymały.. Wrócę jeszcze nie raz:) A na miejscu Marka to jeszcze bym gdzieś wystartował… 😛

  3. Już pisałem i mówiłem, ale jeszcze raz: DZIĘKI WIELKIE Marku za wszystkie wspaniałe emocje i niesamowite starty w Twoim wykonaniu! Mam nadzieję, że będziemy się spotykać na zawodach już w innej roli i jeszcze długo będziesz startował dla funu! Powodzenia!

    P.S. To kiedy te ostatnie zawody? :-)))))

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane