Witam wszystkich,
Nawet nie bardzo wiem jak zacząć. Tak jakoś refleksyjnie jestem nastawiony. Mały mętlik w głowie. Mówiąc wprost – nie mogę się doczekać niedzieli. I to uczucie jednak dominuje nad wszystkim pozostałymi. Moja niecierpliwość przeplata się z niepewnością. Niby wszystko ok ale zawsze coś wychodzi nie tak i albo coś zaboli, albo brak czasu, albo samemu robi się krzywdę. Normalka i pewnie wielu z Was ma podobnie. Być może wszyscy :). Z poprzednich moich wpisów pewnie pamiętacie trochę niepokorną naturę oraz to, że tak naprawdę myśl o rozpoczęciu przygotowań do startu w triathlonie pojawiła się na przełomie roku. Marzenia były dużo wcześniej, ale przygotowania rozpoczęły się od nowego roku. Godziny treningów: nauka pływania, katowanie trenażerem i powrót do biegania. Chyba wszystko jakoś się poukładało. Najwięcej obaw było co do pływania – ale chyba nie jest źle. Fakt, że dopiero głowę pod wodę schowałem na początku maja, technika daleko odbiega od tego co bym chciał. Ale mam kilka treningów w otwartych wodach i w sumie jest ok. Napewno się przydały – inaczej się pływa odcinki 200-300m od ściany do ściany, a całkiem inaczej z rybami 🙂 bez momentu zatrzymania czy sekundy oddechu. W zeszłym tygodniu pierwszy raz poszedłem na całość i przepłynąłem ok 1000 m na jednym gazie. Uczucie niebywałe (oczywiście wpadam trochę w samozadowolenie) pomimo tego że zbiornik może nie taki jak bym sobie chciał – zielsko, które wyciagałem rekami, chwilami dawało w kość :). Pozostał mały niedosyt. Niedosyt to pogoda, która trochę odstraszała od pływania na zewnątrz (10-12 stopni) i brak czasu żeby jechać na basen :((. Liczę po cichu że jeszcze z dwa luźne treningi w tym tygodniu zrobie w wodzie. Zobaczymy. Najwiecej obaw w tej chwili jednak mam ze zdrowiem. No tak ze zdrowiem. W sobotę tak jak planowałem zaliczyłem dłuższy trening rowerowy. Co znaczy dłuższy; 182 km/ok 7h – trasa moja Dąbrowa – Karpacz. Niestety po wielu analizach trasy padło, że muszę smyknąć się przez Wrocław. No i prawie mi się udało. Jak w reklamach powiadają: prawie czyni róznicę. Irytacja światłami, ubiegającym czasem i małą przychylnością kierwców dwuśladów wprowadziła chęć zrobienia tego jak najszybciej…. I zemściło się. Torowiska na moście Grunwaldzkim nie pokonałem płynnie. Zaliczyłem masakryczny upadek, a biorąc pod uwagę fakt, że czyszcząc sobą jezdnie był moment że zamknąłem oczy w oczekiwaniu na bardzo bliskie spotkanie z nadjeżdzającym samochodem – jestem i tak szczęśliwy że jestem :). Wyrobił ……. Skończyło się tym, że moja lewa strona jest zdarta w formacie między A4-A3. + siniaki i ogólne uczucie jak bym się katapultował :)))). Oczywiście najgorzej jest dwa dni po. Pomimo tego zdarzenia mogę się pochwalić, że Karpacz zdobyłem (dla tych którzy może nie wiedzą to jakieś 120 km od wrocławia i do tego pod górę). Jak by było mało to mocny wiatr w nos towarzyszył mi całą drogę. Mocny chwilami do tego stopnia że na nielicznych zjazdach musiałem kręcić korbą żeby jechać do przodu. Szczęście że już w samym Karpaczu był raczej w plecy. Choć nie wiem czy miało to jakieś znaczenie. Żeby wjechać rowerem na górny Karpacz – poznałem w swoim rowerze do czego służą tej najlżejsze przełożenia :)))). Zawsze się zastanawiałem gdzie ja je wykorzystam – już wiem. A tak swoją drogą – mega szacun dla tych którzy robią -226. To jest wyzwanie.
Pewnie wielu z Was korci pytanie – po co mu to było i do tego tydzień przed zawodami. Odpowiadam, była okazja to zrobić i zrobiłem. Mogło być inaczej ale wyszło tak. I w tej chwili nie żałuję. Może w niedziele ale o to będę się martwił w niedzielę. A z drugiej strony tak trochę na podsumowanie wycieczki powiem tak, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak mało wiem o sobie……. i jak dużo taki wypad może powiedzieć. A o przeżyciach osiłka (co widział i przeżywał) można by napisać kilkadziesiąt stron. Powiem tylko tak, że na sam koniec jak odcieło mi totalnie prąd, byłem albo tak zmęczony albo coś nie tak w rowerze, że nie mogłem wypiąć się z pedałów i musiałem jechać pod górę (żeby nie stoczyć się w dól), szukając czegoś czego mogłbym się złapać i zatrzymać. Jak już widziałem jakiś znak drogowy to krawężnik uniemożliwiał złapanie. Ale dzięki temu nie zszedłem wsześniej :)). A teraz liżę rany i czekam na niedzielę. Ma być 'mega fajna pogoda – ca 31 stopni’. Tak przy okazji maj pomimo końcówki zapracowanej wypadł następująco:
Pływanie: prawie 20 km i pozostał niedosyt. Rower: przeszło 900 km. Bieg: prawie 450 km. Sauna: 12-15h. Inne ok 5h.
Na tym skończę, trzeba iść spać. Regeneracja górą.
pozdrawiam
kg
Ta strona z podjazdami super sprawa ja zaliczyłem Trasę Mikołów – Orlinek http://www.genetyk.com/podjazdy/orlinek1.html http://www.genetyk.com/podjazdy/karkonoska1.html
No mnie by takie objętości zabiły… 😉 Skutecznej regeneracji i powodzenia! :))) No i uważaj na siebie! Na treningach rowerowych – w pierwszej kolejności bezpieczeństwo!
objętość biegowa zniszczyła moją psychikę 😛 Powodzenia i spokojnej głowy na zawodach, a o dobry debiut nie będzie obawy :))))
Myślę, że będzie i to nawet nie do końca w kategoriach sportowych. Na tą chwilę najbardziej się cieszę, że moi synowie jadą ze mną. I nie dlatego, że ja chciałem tylko sami chcą :))). Ba tak na marginesie mój młodszy syn od przeszło miesiąca trenuje triathlon. Jak długo wytrzyma z zapałem nie wiem. Ja nigdy nie namawiam ale widzę, że sprawia mu to frajdę i to największa nagroda dla mnie. Nawet już ma zaplanowane zawody i jest zapisany – Poznań.
Krzysztof życze powodzenia. debiut bedzie na pewno udany:)
Dzięki. Co do sauny to może ciut za dużo, ale wszystko jest ok. Gotowanie, odżywianie i uzupełnianie to takie moje małe hobby (niestety) więc wszystko jest na miejscu:))
Niewiarygodne te objętości na biegu i rowerze, jak na amatora…szok. Trzymam kciuki. 🙂 ale sauny to chyba ciut za duzo :)))) 4x w tyg?? Mam nadzieje, ze nadążasz z uzupełnieniem elektrolitów, itp. 🙂 powodzenia w niedziele.
Miejsce to ostatnia rzecz, która zaprząta mi głowę. Jak ktoś ze znajomych się mnie o to pyta to odp: że mogę 'gasić światło’ a ważne jest żeby skończyć i potem czas. Choć nie ukrywam, że jak wyjdę z wody i trochę pokręcę korbą to parytet może trochę ulec zmianie. Zależy ile stracę na początku :)). Jedno jest pewne – nie ma spinki ze względu na wynik, jest ze względu na start, ale to normalne.
Wszyscy z niecierpliwością czekają na Twój debiut;) Większość z nieskrywanym zdziwieniem śledzi Twoje mordercze przygotowania, które dla większości oznaczałyby co najmniej kontuzję a dla części poważniejsze problemy ze zdrowiem. Nie wiem czy PRO u nas tyle rowerują i biegają, 450 km biegu… szok:) Ty na razie to wszystko wytrzymujesz. Dobrze, że nic się nie stało poważnego w wypadku. Do miejsca bym nie przywiązywał specjalnej uwagi, dla siebie samego ważny jest czas, a miejsce raz będzie lepsze raz gorsze, raz będzie kat lepiej obsadzona raz gorzej, choć oczywiście wiele wskazuje na to, że będziesz się liczył w stawce. Pierwszy start pokaże na co Ci stać w tri. Powodzenia!
A co do tego namieszania to powiem tylko tyle, że mam szczęście do 4 miejsc. Ale i to mnie cieszy – już się przyzwyczaiłem 🙂
Ja poszedłem trochę na kompromis, tzn nie znając tras postawiłem na dobrą nawierzchnie i jechałem przez jelenią góre – ale powiem Ci szczerze że i tak dostałem w tyłek. Zresztą jak znasz teren to wiesz jak jest. Wjazd od strony jeleniej do karpacza górnego to kilka kilometrów na podjeździe. W sumie było super – nawet jak na fakt, że najgorsza część została mi na sam koniec.
Rowerem do Karpacza + okolice to jest to, co lubię najbardziej. Jeśli po drodze zawinąłeś o Rudawy Janowickie to w zasadzie mamy trasę niemal idealną. Aby uniknąć wrocławskich korków ja ładuję się w pociąg i wysiadam już trochę dalej od cywilizacji. No a Karpacz i okolice to prawdziwe królestwo podjazdów. Od Kowar w zasadzie po Świeradów Zdrój jest z czym się mierzyć. No i creme de la creme czyli Przełęcz Karkonoska. Jak ktoś nie zna podjazdów a lubi się trochę powspinać na rowerze to polecam stronkę: http://www.genetyk.com/podjazdy/podzial.html choć i tu brakuje kilku 'perełek’. pozdro i powodzenia w weekend, Twoje objętości treningowe robią piorunujące wrażenie, jeśli przekujesz to na wynik to zamieszasz w klasyfikacjach
Dzięki, wiem że napewno ten wyjazd wpłynie na wynik w niedzielę. Ale jakoś nie spinam się na ten start – główny i docelowy w tym roku to Gdynia. Teraz (Brodnica), ma być chrzest na spokojnie. Choć o ten spokój będzie trudno – znam siebie i wiem, że dam z siebie tyle na ile w danym dniu będzie mnie stać. Z tego co widzę na tą chwilę to pogoda rozda karty na 100%. Jakby tego było mało to mój strój (czarny) przy bezchmurnym niebie i przeszło 30 stopniach – no coments…. Zresztą – pogodę wszyscy będą mieli tą samą. Po cichu liczę, że moje treningi po saunie (której też było sporo) w tych warunkach bedą +. A godzin w maju wyszło ok 93h. Co do organizacji czasu to powiem tylko tyle, że kilka razy w maju biegałem o 4:30 rano (20km).
no no gratuluje…ale taka objetosc??? To wychodzi ponad 100godzin miesiecznie / 25 tygodniowo. Skad bierzesz na to czas skoro nie masz czasu dojechac na basen….a moze własnie dlatego:):). Trzymam kciuki. bardzo szybko biegasz i jesli przełozysz to na triathlon bedą niezłe wyniki. Byłes w karpaczu…bo chciales no i o.k….tylko w niedziele uzyskasz jakis wynik i nigdy sie nie dowiesz czy niebylby lepszy i o ile gdybyś odpuscił i trenował zgodnie z wiedzą trenerska a nie ułańską fantazja…..ale kazdy jest inny…trzymam kciuki i czekam na relacje..powodzenia:):)!!!!!!