Pogoda przynajmniej u mnie fatalna… W sobotę gołoledź wyeliminowała trening rowerowy rano, a później sam się wyeliminowałem i to jak narazie trzy dni. A było to tak, no jak już nie poszedłem na rower, to mimo fatalnej pogody postanowiłem wypełnić sobotni program czyli morsowanie, które mnie naprawdę wciągneło i po którym czuję, że żadne ciężkie treningi nie są takie straszne. Wszyskie bóle, zmęczenie szybko mi mija po dwóch krótkich kąpielach. Mimo odwilży wszystko wygląda fajnie, śnieg, lód przy brzegu….no właśnie lód. Pomimo, że 'kąpiemy’ się w rzece lód pojawił się przy brzegu, nie byliśmy na to przygotowani, ale to nic damy radę…Rozgrzeweczka, wchodzę na lód, który jest stosunkowo cięki i ma się równomiernie załamać, no właśnie ma według mnie, bo przyroda i fizyka niekoniecznie podzieliły ten pogląd. Niestety lód załamał się najpierw pod jedną noga, a druga straciła przyczepność, jedna noga w rzece, druga w górze, reszta ciała do tyłu, istana akrobatyka….Udzerzenie o lód naszczęście kończy się zbiciem ręki i kilkoma obtarciami…uff jak dobrze, że nie trafiłem żadnym stawem, bo byłoby słabo….Zimna woda łagodzi obrzęk i ból…:) Jak zwykle wracam do domu w dobrym humorze pomimo przygód jednak żona i lustro nie podzielają mojej 'euforii’….Adrenalinka opada i pojawa się ból o siniaku, nie wspomnę chociaż do tego już się przyzwyczaiłem i ratownicy na basenie też :), czasami wyglądam jak biedronka po treningu paintballowym 😉 No i zamiast regenarcji mam przymusowy odpoczynek, basen, bieganie i besen odpuszczony 🙁 jutro spinning, pójdę nogi mam całe 🙂
trzeci dzień bez treningów
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.
Co byś nie był sam w tym poobijanym stanie. U mnie trzy wywrotki na miesięcznym rowerze (cały w Deore…wspominam bo raz upadłem na 'złą’ stronę i przerzutka już poturbowana…o korbie nie wspominam, a ja tak nie lubię…rys itd.;)). Jedna nawet całkiem 'zabawna’, chwilę po skonfigurowaniu roweru w sklepie. Tak mi 'sprężynki’ w SPD naciągnęli (naiwnie nie sprawdziłem, kto o tym myśli przy odbiorze roweru! – nie ja), że nie mogłem się wypiąć…na czerwonym świetle…i gleba w samym środku rowerowego tłumu (na ścieżkach jest więcej ludzi niż w samochodach…choć zależy, o której godzinie)…Musiałem stopy z buta wyciągnąć by znowu na nogach stanąć. Dwie kolejne to już historia najnowsza i cudowna praca służb miejskich (załamali mnie prawdę pisząc). Wszystkie – ścieżki rowerowe (chodniki i ulice OK) były w lodzie dobry tydzień. Dwa razy wyjeżdżając (przymusowo) z 'jedynej słusznej koleiny’ (trzeba skręcać co jakiś czas) przy prędkościach bliskich 0 poślizg i wiadomo co dalej, ratunku nie ma, zwłaszcza gdy lód pod stopami. Ja póki co cały, teraz pada deszcz, temperatury dodatnie…jakby nigdy nic, a jednak od kolan przez uda po okolice czterech liter wszystko obolałe. Pozdrawiam