Życie powstało we wodzie. I przez ładnych parę miliardów lat we wodzie się rozwijało, kwitło, ewoluowało w coraz to bardziej złożone formy. Kiedy w pobliżu Zachełmia, w okolicach Kielc, pierwsze czworonogi (Tetrapoda) postanowiły opuścić przyjazne środowisko wodne i wyjść na ląd nie mogły wiedzieć, że za jakieś… 395 milionów lat ich odległy potomek wymyśli sobie, żeby wziąć udział w zawodach triathlonowych. Gdyby wiedziały, być może zostałyby we wodzie jeszcze co najmniej parę milionów lat, żeby dokładniej utrwalić w materiale genetycznym rybią część swojej natury. Stało się jednak inaczej i najwyraźniej w dziedzictwie, które ja, jako ów nieszczęsny, odległy potomek tetrapodów otrzymałem po przodkach, tych kilku milionów lat spędzonych już na lądzie, zamiast we wodzie, brakuje i stąd wyraźnie odczuwalny deficyt cech rybich. No bo w triathlonie trzeba pływać! A środowisko wodne najwyraźniej nie jest dla mnie naturalne… Choć nie zawsze tak było. Pamiętam… no nie – nie pamiętam – ale 43 lata temu przez 9 miesięcy żyłem w środowisku wodnym i najwyraźniej musiało mi się to podobać, bo po wyjściu „na ląd’ strasznie ryczałem. Teraz za to podobne uczucia wywołuje we mnie powrót do wody. Próbuję szukać w swoich genach rybiej zwinności odległych przodków, ale z mizernym skutkiem. Oni za to pewnie nie mogliby się nadziwić skąd pomysł włażenia z powrotem do wody, skoro tak się natrudzili, żeby ją opuścić. Drodzy, świętokrzyscy antenaci – trzeba było jeszcze te parę milionów lat pozostać we wodzie – może teraz miałbym skrzela, a to naprawdę wiele by ułatwiło! No tak, pływanie to najsłabsza z moich triathlonowych, trzech słabych stron. W gruncie rzeczy, sądziłem, że ja całkiem nieźle pływam. W odróżnieniu od wielu moich znajomych, przemieszczających się we wodzie co najwyżej kilkanaście metrów „dyrektorską’ żabką, ja pływałem znacznie dłuższe dystanse i to porządnym, krytym „klasykiem’. Ale w triathlonie pływa się, trochę szybciej, kraulem. W sumie spoko – kraulem też „umiem’ pływać. Tak mi się przynajmniej wydawało. Niestety, pierwsze treningi na basenie pokazały, że cudzysłów jest jak najbardziej uzasadniony. 25 m i… przytyka mnie. Od tego czasu sytuacja trochę się poprawiła, przepłynę kraulem 50, 100, a nawet 150 (!) m, ale potem muszę zrobić przerwę. A to za mało, za słabo. Im więcej czytam i analizuję, tym więcej mam wątpliwości i tym bardziej brakuje mi tych „rybich’ genów (a najlepiej skrzeli). W zasadzie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie grawitacja. Ona niestety powoduje, że tonę. Toną mi nogi, walę rękami, ręce się męczą, chcę nabrać więcej powietrza, ale nie mogę i… wpadam w panikę, boję się że całkiem utonę! Tu jest chyba jakiś problem z gęstością. Wiem! Woda jest za rzadka! Zaraz, zaraz… ale gdyby była gęstsza, opór byłby jeszcze większy i tym trudniej byłoby płynąć. W takim razie to ja chyba jestem za gęsty! Mam za małą wyporność! Wyporność można poprawić, kupiłem już piankę triathlonową i rzeczywiście jest lepiej. Ale tylko trochę. No i przecież nie będę ciągle pływał na basenie w piance. Szukam, kombinuję, teoretyzuję i konfrontuję teorię z empirią. Idzie, jak po grudzie. Ukończyłem kurs pływania kraulem Total Immersion, ale to tak naprawdę dopiero wstęp i wskazówki do dalszego, samodzielnego rozwoju. A tu trzeba pływać – za trochę ponad 2 miesiące pierwsze zawody i trzeba przepłynąć 950 m. Walka z czasem, z grawitacją, z gęstością i przede wszystkim – z niedoborem „rybich’ genów, niedoskonałą biomechaniką, „pamięcią mięśni’, psychiką – ze sobą. Ale… właśnie dlatego postanowiłem trenować triathlon! 🙂
A tymczasem, jutro – półmaraton – tam pływać nie trzeba, zwłaszcza, że woda skuta lodem 🙂
Dzięki za porady 🙂 Z tymi nogami nie jest już tak źle. Oddycham na 3, no chyba, że pod koniec dystansu brakuje mi powietrza, to się czasem przestawiam na 2. Przede wszystkim muszę pływac bardziej technicznie, a mniej siłowo, bo walka z wodą bardzo męczy, a wcale nie płynie się szybciej 😉
Przede wszystkim musisz zablokować nogi w kolanach. Automatycznie uniesie się miednica i ruch będzie bardziej efektywny. Jest to trudne dla początkujących, ale warto o tym pamiętać. Niektórzy mogą mnie tu skarcić za złe rady, gdyż podręcznikowo powinniśmy mieć nogi lekko ugięte. Niemniej, wiele podręczników mówi wyraźnie, ze pomimo, iż czujemy, ze nogi są proste to jednak są lekko ugiete. Gdy z kolei czujemy, że są ugięte lekko to najczęściej mamy 'rowerek’. Ponadto oddychaj na 3 (czyli 2 strony). Staraj sie wytrenować nawroty – niezle poprawiają oddech. Jak nie mozesz plywać dlugich dystansów to przeplataj kraula z zabą. Lepiej jednak plywac 10×50 kraulem niz non stop kraul-zaba-kraul.
Cierpliwości mam dużo, ale za to czasu mało 🙂 Dzięki za wsparcie!
w tamtym roku też bałem się tych 950m, a teraz wiem, że to nie takie straszne…cierpliwości 🙂