W dobie wszechobecnej cyberprzestrzeni, brak internetu u wielu ludzi skutkuje brakiem możliwości wykonania swojej pracy. Jestem wkurzona bo terminy gonią ale cóż zrobić siła wyższa. Korzystając z okazji „wolnego’ czasu coś tam popiszę i wrzucę na bloga.
Marzec, to u mnie, skupienie się głównie na pracy zawodowej. By nie zwariować od cyferek w przerwie na jedzenie wpadam na AT. I co tam widzę? Kolejne cyfry informujące, że ten/ta tyle i tyle treningu zrobili, w takim i takim czasie … i wpadam w popłoch. Ratunku co ja tu robię! Całe te TRI to chyba jednak nie dla mnie. Oni tu trenują jak szaleni, a ja jestem na wakacjach.
Ale spokojnie, wkońcu to dla mnie ma być zabawa. Ha, ha, fajna zabawa, co pochłania sporą ilość czasu 🙂
Biorę dzienniczek treningowy do ręki, wertuję, analizuję, hmmmm. Jest nieźle, dla mnie. Cyfry nie kłamią, choć marzec faktycznie godzinowo jest sporo mniejszy od wcześniejszych miesięcy, a to i tak jest więcej treningu niż kiedykolwiek wykonywałam. Ale jakiś niedosyt treningowy mam, bo chciało by się więcej, dłużej…
W najbliższą niedzielę mam pierwszy sprawdzian – półmaraton w Żywcu. Cel, jak zawsze ukończyć.
A co mnie czeka, poniżej
Wrócił net, wrzucam na bloga, wracam do pracy.
Pozdrawiam.