Czytając teraz wpisy blogerów na temat warszawskiego Maratonu postanowiłem coś naskrobać odnośnie mojego maratonu sprzed dwóch tygodni…jakoś cięzko było mi się zebrać do tego – okres roztrenowania, wiadomo… 🙂
Niestety sezon zakończyłem porażką. Porażką, która na szczęście motywuje mnie do cięższej pracy i udoskonalenia metodyki treningu. Cel był taki aby złamać 4h i mieć życiówkę z trójka z przodu.
Miesiąc poprzedzajacy start nie byl za bardzo obfity w treningi. Czułem, że mam mało km w nogach jednak byłem dziwnie spokojny o wynik. Za spokojny a wręcz podzszedłem do startu z zupełnym brakiem szacunku dla tego dystansu. Co gorsza wpadłem na najgłupszy z możliwych pomysłów. Pomyslałem, że ustawię się z peacemakerem na 3:45! Wiedziałem, że będę slabnął ale myslałem, że nie na tyle aby dobiec powyżej 4 godzin! Nie wiem co mną kierowało aby wymysleć tak idiotyczną taktykę. Kompletnie odwrotnie niż zazwyczaj. Dodatkowo spotkałem kumpla, który chciał złamać 3:45. Męska ambicja i duma w tym momencie nałożyła mi klapki na oczy i myślę dobra biegnę z nim.
No i pobiegłem. I tak biegliśmy, rozmawialismy, biegliśmy, rozmawialiśmy, biegliśmy, rozmawiał, biegliśmy, przestałem go słuchać…., biegłem i straciłem go z oczu. To był 19 km – pierwszy kryzys. Tempo spadło niemiłosiernie.
Kolejny na 26 km gdzie musiałem przejść do marszu. Od tego momentu było tylko gorzej. Apogeum nastapiło między 33 a 38 km. W pewnych momentach nie byłem w stanie przebiec odcinków dłuższych niż 100 m. Trochę sobie pomaszerowałem. Kondycyjnie nie było źle ale ból nóg – kości, mięśni, stawów skokowych i odcisków na palcach był niesamowity. Wyszło moje lenistwo. I tak jakoś dobrnąłem do 38 km, po którym poczułem sie jakby trochę lepiej. Zwiekszyła sie chyba moja odporność na ból :). Zacząłem częściej biec niż iść. Odcinki biegowe stawały się coraz dłuższe. Na 40 km zaaplikowałem sobie ostatni żel i … dobiegłem od mety bez marszu. A nawet zacząłem przyspieszać. Średnia prędkość 42. kilometra w okolicach 5:10. Co najlepsze na ostatnich ok. 800 m wyprzedziłem ok. 60 osób 🙂
Bieg zakończyłem na 2157 pozycji z czasem 4:15. Cel nieosiągnięty.
Wyzwoliło to we mnie dawkę solidnej porcji złości sportowej, która mam nadzieje będzie moją siłą napędową w okresie zimowym.
Pozdrawiam wszystkich i życze jak najmniej przyrostu w pasie podczas roztrenowania!
Arku – 'chciejstwo’ nie wystarczy na pewno. Ale 'papiery’ na 3:30 już w zasadzie masz. Trzeba się teraz 'wydłużyć’ i będzie o.k. 🙂
W pełni rozumie Arek. Troszkę Cię podpuszczam bo wiem, że lokalizacja dla Ciebie super 🙂 No nic, nie poddaję się jednak i jeszcze Cię zaczepię w tym temacie przy jakiejś okazji także strzeż się ! :)))
Marcin- nie wiem jak uda mi się przepracować okres zimowy…. Planowałem połówkę na wiosnę a maraton na jesień a w międzyczasie ze trzy starty triathlonowe.Ot i wszystko… Tak czy siak jak będziesz biegał w Łodzi czy inni z AT – będę dopingował! 🙂 Zupełnie inna spraw to czy w ogóle uda mi się kiedykolwiek złamać to 3.30….. samo ,chciejstwo’ nie wystarczy…. 🙂
@Arek ale to 3:30 łamiesz na wiosnę w Łodzi, tak?… 😉
Albin! Hehe…. 3.30 jak złamie w przyszłym roku to będę szczęśliwy !!! W tym roku mało kilometrów w kopytkach ! Ale dzięki za wiarę we mnie :-)))
Arku, a tam – takie trochę dłuższe wybieganie, ten maraton 😉 W końcu kilometry, to kilometry (tylko 1000 metrów), chociaż po 30-35-tym człowiek zaczyna rozumieć teorię względności (po 3 godzinach biegu, kilometry robią się wyraźnie dłuższe) i pojęcie 'czasoprzestrzeni’ (od tego słupa biegiem jeszcze przez 5 minut, a potem się zobaczy) :))) Ale ja myślę, że chyba byś złamał 3:30 jeszcze w tym roku :)))
a ja sie wczoraj zapisałem na Poznań Maraton 🙂
Tak szczerze … jak czytam ostatnie wpisy o maratonach to jestem ogromnie wdzięczny mądrzejszym ode mnie (naszym ekspertom), którzy stanowczo odradzili mi start w tym sezonie na 42 km….. Jednak należy podchodzić z ogromnym szacunkiem bądź co bądź królewskiego dystansu ….. Szacunek dla tych co podjęli się wyzwaniu … 🙂
@ Arek – to był moj drugi maraton, więc tym bardziej wstyd i nieporozumienie, że taką taktykę przyjąłem. @Grzegorz, albinp – oj przeskrobał, przeskrobał… w przyszłym roku mu nie odpuścimy!!! @Plati, Marcin – z końcówki jestem bardzo zadowolony – chociaż to. @trombalski – rzeczywiście Twoja interpretacja wiele zmienia 🙂
W sprawie 'cel nieosiągnięty’. Bo i źle sprawa postawiona. Gdybyś za cel przyjął sprawdzenie czy jesteś gotowy na maraton poniżej 4, cel byś osiągnął, bo żeś sprawdził. Ja wiem, że w tym sezonie stać mnie co najwyżej na połówkę, a celem będzie rozpoznanie przydatności tabelek Danielsa przy moim, za przeproszeniem, poziomie wytrenowania
Święte słowa Plati, ale i tak ma przerąbane (ten maraton) 🙂
może cel nieosiągnięty, ale liczy się walka do końca przecież 🙂
Ojjj, przeskrobał sobie 'ten maraton’ wśród blogowiczów 🙂 Aż strach pomysleć co to będzie w 2014 roku 😉
Dla mnie jesteś 'Miszczu’ 🙂 Też walczyłem we Wrocławiu ale o takim finiszu nie mogło być mowy :/ Na pewno nikogo nie wyprzedziłem.
No tak długi dystans nie wybacza nawet drobnych błędów. Ból nóg – o taaaak… wiem coś o tym 🙂 Ale jeszcze pokażemy… 'temu maratonu’ na co nas stać! 🙂
Wiesz już jak to ,,smakuje’… jakaś bariera psychologiczna pękła. Z pewnością następny pójdzie a w zasadzie pobiegnie się znacznie lepiej… 🙂 Teraz już odpoczynek… przed okresem przygotowawczym… Tri-maj się!