Babia Góra, masyw górski w Beskidzie Żywieckim, ze szczytem Diablak na poziomie 1725 m n.p.m. Po Tatrach jest najwyższym wzniesieniem w Polsce. Góra bardzo kapryśna i nieprzewidywalna, gdzie na jej szczycie prawie zawsze wieje wiatr.
Diablak…
Słowo to w naszym domu dość często jest wypowiadane. Nie by ktoś z domowników był jakimś diablikiem;) ale dlatego, że Andrzej zdecydował się wziąć udział w zawodach Beskid Extreme Triathlon, potocznie zwane Diablakiem.
W pierwszy majowy weekend, chciałam i ja, choć w malutkiej części poskromić Diablaka.
3 maja kilka minut po 9, grupa 11 osób wyruszyła z Korbielowa na przebieżkę, której celem było zapoznanie się z częścią trasy biegowej (ostatnie 21 km) zawodów Beskid Extreme Triathlon, z punktem docelowym (metą) na szczycie Babiej Góry, Diablak. Wśród tej 11 były osoby, które będą startowały w tych zawodach, a także osoby, takie jak ja, które chciały spędzić majówkę w inny sposób niż tradycyjnie przyjęty;)To był mój pierwszy bieg 😉 górski.
Jak było?
Tuż po paruset metrach, pierwsze podejście;)
Widoki powoli, zaczęły robić się fajne ale to jeszcze nie Babia.
Po większych i mniejszych wspinaniach się pod górki, pierwszy porządny zbieg w dół.
Ale jak to bywa w górach, po takim zbiegu, trzeba się wspiąć w górę 😉
To dopiero 6 kilometr, a ja mam już dość;)
Jak dają radę tutaj jeździć?!
Chwila wytchnienia, co ciekawe wcześniej był zbieg;) I od tego momentu…
… było już tylko pod górkę…
… i nie chodzi o ukształtowanie terenu;) W tle moja „droga krzyżowa’, tam przeżyłam różne stany świadomości: od euforii spowodowaną dawką cukru, przez co ja robię tu, już mi się nie chce, po zderzenie ze ścianą, murem, to ja tu zostanę niech mnie misie zjedzą;)
A to szczyt mojej mordęgi, to niestety nie był jeszcze cel wyprawy. Po minie można sądzić, że mam już wszystko… gdzieś i…
… iść (bo o biegu dawno nie było już mowy) tam (po lewej widać ścieżkę na Babią, i na lewo trochę zaśnieżonej Babiej) to już jakieś szaleństwo, nie Nie NIE!!!
Ale, że człowiek uparty…
… wlazł na tą Diabelską górę;))) z której niestety widoków nie było ;( i oczywiście wiatr chciał głowę urwać 😉
Ale trochę niżej, można już było podziwiać krajobraz.
W drodze powrotnej jeszcze kilka atrakcji
Tak, tak tam byłam, tam jest Babia Góra;)
I mój ostatni zgon – pamiętacie pierwszy mega zbieg, no to teraz ten sam ale w drugą stronę;)
Podsumowując,
łącznie zrobiliśmy (ja z Andrzejem, bo grupa sie rozproszyła) 45 km prawie w 9 godzin;) Ja się w ogóle cieszę, że udało mi się to zrobić w jeden dzień;) Trasa nie jest prosta, choć doświadczenia w bieganiu górskim nie mam ale patrząc choć na same przewyższenia (3200m) robi wrażenie.
No i już wiem jak to jest być w 1/3 Diablakiem;)
Acha… choć miałam dwa mega kryzysy na trasie, a po powrocie do domu przez kolejne 5 dni nie potrafiłam chodzić, siadać czy wstawać i zmęczenie odczuwam tak naprawdę do teraz, to góry mają coś magicznego w sobie i jeszcze tam (niekoniecznie na Babią Górę) sobie pobiegam;)
Kurczę no… Aż mi się przypominają wszystkie piękne górskie wspomnienia, natchnęłaś mnie czas na Beskidy!
Kurczę no… Aż mi się przypominają wszystkie piękne górskie wspomnienia, natchnęłaś mnie czas na Beskidy!
Raz tylko w mojej 'karierze’ biegowej wbieglem pod gore nieporownywalnie nizsza od opisywanej… Powiedzialem sobie nigdy wiecej :D. Gratuluje i jestem pelen podziwu. Dzieki za zdjecia- az zatesknilem za gorami.
Bogna, nie mnie wychodzić przed orkiestrę… dopóki Artur nie skomentuje się nie wychylam… gdzie nie spojrzę, blogi fb i inne nasz Professore jest zawsze pierwszy z komentarzem, nie chciałem odbierać mu tego przywileju także u Ciebie;)) a tu Kuba i Arek niesfornie wyskoczyli i wszystko zepsuli;)) piękne zdjęcia i super wyprawa:) to mówiłem ja trzeci muszkieter, bo choć chciałbym być D’Artanianem to Kuba z racji wieku bardziej zasługuje;))
Bogna, jeżeli Twój ,,miś’ wygląda jeszcze lepiej niż ostatnio go widziałem to teraz z pewnością jak rasowy model! Co ten sport z ludzi wyprawia… 😉 A inna sprawa, też zauważyłem, że ,,gaśnie’ ogień’ komentarzy do wpisów. Gdzie te czasy gdy było po 30 i więcej… ? Nie wspomnę o rekordzie Platiego, bodajże 114!!!
Dobrze, że na trzech muszkieterów można zawsze liczyć bo inaczej została bym bez komentarza wstyd! i tu szybko refleksja: w triatlonie liczy się jakość nie ilość, a ja trafiłam na najwyższą jakość, dziękuję Panowie! Arku zdradzę Ci że mój pluszowy miś już jakiś nie ten sam co kiedyś – mięciutki do przytulania, teraz coraz bardziej żylasty diabliczek – szkoda!
Szok! Jestes niesamowita!!!!
Wow, ale wyczyn! Pokonać Diablaka to chyba jakieś pokrewieństwo trzeba mieć… :-))) Fajne fotki.
Super wyprawa, ktoś tu jest nie źle uparty i po mimo przeciwności wdarł się na szczyt, gratulacje. A góry faktycznie mają coś w sobie, też zazwyczaj się tam nie źle styram i mówię: nigdy więcej! A później z przyjemnością i utęsknieniem wracam 😉