Mocne zakończenie sezonu, chili przygoda z marathonem

Witam, dzisiaj rzecz będzie dotyczyła krótkiej historii zakończenia sezonu 2015. Tak, tak już wrzesień prawie mija a przed nami czas krótkiego 'odpoczynku’. Ale czym byłby sezon bez marathonu? W moim przypadku byłby niedosyt. A więc po Gdyni, która była startem A, nie było czasu na odpoczynek ponieważ z triathlonisty zrobił się marathończyk. Mogę chyba tak o sobie powiedzieć? Więc  postanowiłem z tej racji sprawdzić się biegowo. Lepszej okazji w moim przypadku nie można było znaleźć jak Wrocław Marathon. Już minął prawie tydzień od startu ale dalej tłukę się z myslami że można było inaczej. W moim przypadku zawsze można inaczej to znaczy tak jak pan bóg przykazał. :))) Ale to dalej ja. Więc od Gdyni do 13 września w ramach treninu biegowego zrobiłem jakieś 800km. W sumie bez bólu. Oczywiście z perspektywy czasu można było inaczej to rozegrać. Głównie ostatni tydzień. Ale cóż, życie swoje warunki dyktuje więc tydzień przed marathonem uroczytość 'rodzinna’ wesele. Dwa dni obżarstwa. Co w moim przypadku wraz z rozpasaniem po Gdyni skutkowało na wadze ……. o rany 83kg. Masakra!!!! Więc siłą rzeczy od poniedziałku przed startem spinka. poniedziałek, wtorek, środa po 23 km odpowiednio 4.08, 4,06, 4,03/km czwartek, piątek po blisko 16 km lużno :)))) i sobota dyszka na rozbieganie w granicach 39,30. Efekt??? o efekcie za chwilę. W piątek po pracy szybki odbiór pakietu startowego. W domu po treningu okazało się że odbiór był zbyt szybki. :(((( brak w moim posiadaniu takiego ważnego elementu jak numer startowy z chipem.:(((( A był taki fajny. 4044 per analogia do Gdyni gdzie czas miałem 4:44:40. Ale brak numeru skutował komendą na koń i w piątek po kolacji wycieczka do wrocławia (prawie 60km). Może ktoś znalazł i oddał numer (zgubiłem w hali gdzie był odbiór). Niestety przed godziną 22 kiedy się tam zjawiłem nikt nie oddał numeru. Pierwsza informacja od wydawcy nr – nic nie zrobimy :((. Więc prośba o konsultacje z kimś wyżej. Po chwili przychodzi szef… czegoś tam. I potwierdza. Może sobie Pan popatrzeć albo przebiec dla przyjemności. Moja reakcja. Chyba żarty sobie robicie! NIE. Więc prośba o rozmowę z kimś wyżej, Szef …. szefów. Determinacja skutowała tym że spotkałem się z dość miłym gościem, który odrzekł na mój mały problem: spoko, jak nikt dpo niedzieli nie zwróci to rano damy panu nowy numer. Rany…. mogę spać spokojnie. Tak też się stało, w niedzielę dostałem nowy numer i na start. Pogoda fajna, samopoczucie też. Nowy numer startowy okazał się też pomocny. Był inny niż wszystkie więc postanowiłem nie przepychać się na linii startu, która dość niefortunnie była podzielona. elita i potem 3:30 i wolniej. Więc  postanowiłem przemknąć niepostrzeżenie do strefy elity. Udało się !!! z racjii innego koloru numeru nikt mnie nie chciał wyganiać. Sam start i założenia przed nim były dość ostrożne. Bieg na spoko tak w granicach poniżej 2:50. Po starcie dobiega do mnie gość? cześć/cześć. Rzut oka na nowego kolegę i ocena: Moja kategoria (siwy włos już prym wiedzie) i do tego widać że szybki. Krótkie pytanie z mojej strony: w co celujesz? Odpowiedź -2:45. Ok to biegniemy razem. Po chwili rozmowy w łapaniu między czasów i podganianiu tempa okazało się że rzeczywiście gość z mojej kategorii i do tego nie byle kto: Edmund Kramarz – biega w zasadzie od zawsze kilka marthonów w granicach 2:16 i pudła na MP. Po kilku km przestaliśmy gadać. ok 10 km czując się dobrze stwierdziłem że może skoro zmieniłem plany z 2:50 na 2:45 to czemu nie zaryzykować na poprawienie życiówki – 2:41:17. Wiedziałem, że tydzień przed startem nie był regeneracyjny. Ale w moim przypadku żaden nie jest więc co za różnica. Obawy tylko innego typu. WAGA!!!! Rano na liczniku było 80kg. Przez tydzień zgubiłem 3kg ale optymalna waga w walce o wynik to 77kg. Mam sprawdzone że każdy kg więcej to 2-3 sek/km wolniej. Ale co tam kto nie ryzykuje …….. Tak też się stało. Podkręciłem tempo i od 10 km biegłem sam. Tempo było ok, samopoczucie też. 20 km – analiza; jest ok. 21 km czas 1:20:24 Jakby obawa, że za wolno –  ale zawsze biegałem drugą część szybciej więc lecimy dalej. Niestety. Zgubne były 2km po minięciu 23 km trasy. Pobiegłem je (sam nie wiem czemu) w czasie 3:35/km. Skutek? Kolka, durne samopoczucie do tego mocny wiatr w twarz. Musiałem odpuścić trochę. Ok 30 km jakby kryzys minął, kryzys samopoczucia. Kolka została i do tego niepokój że znowu we Wrocławiu załapie się na pitstop w małym niebieskim domku co się zowie TOITOI. NIestety, ostatnie 12 km z zaciśnietymi 'zębami’ biegłem. Mało tego jak tylko chciałem podgonić kolka dawała znać o sobie. Zrtesztą nie tylko kolka była przeciwko mnie. Brak glikogenu który zgubiłem w tygodniu regeneracyjnym – TEŻ. Mało tego, nie było kogo gonić. I myśl…. Edmund mnie dojdzie. NIe wiem kto i gdzie był  za mną. Mam taką zasadę – NIGDY NIE PATRZĘ DO TYŁU.  Tak więc trochę w cierpieniu i obawie przed pit stopem czas uciekał. I do tego moje przypuszczenia się sprawdziły. Na kilometr przed metą usłyszałem szuranie za plecami. Po chwili ktoś dobiega. Kto? Jasne, że Edmund. Chwilę chciałem powalczyć ale niestyty moja środkowa część nie chciał. Wolałem dobiec jak dobiec ale nie szukać na olimpijskim przed metą małych niebieskich domków. :))))) Zresztą nogi też nie czuły się najlepiej. Zero walki. W końcu meta przed którą prawie dogoniliśmy jednego gościa. META i czas …. 2:43:35. W sumie lepiej niż chciałem, życiówki nie było ale to wina niestety wagi. 24 miejsce open też nie było złe. Za metą pogratulowałem swojemu pogromcy i od razu rzuciłem że pewnie załapał się na pudło w kategorii. Pytanie- czemu? Dlatego że ja z reguły jestem 4. Tak też się stało zadość tradycji. Miałem 4msc w M40. To w zasadzie tyle. Oczywiście nie dokońca to było zakończenie sezonu. Od poniedziałku treningi są, ponieważ 20.09 biegnę na dyszkę. Ale biegam już mniej tak po 15km. Nogi muszą odpocząć……

        pozdrawiam

KG

Powiązane Artykuły

21 KOMENTARZE

  1. A Krzysiek znowu po swojemu;) Gratuluje, wynik super! A jaki by był gdyby trochę odpoczął? Może kiedyś się dowiemy;) @Arku, przy takim kilometrażu Krzyśka to te pączki tylko przez niego przelatują;)

  2. Krzys, racja! Uwielbiam zaklady, już mam dwa a konto maratonu. Jeden z Arturem, ten to wiadomo nalogowy hazardzista :-)))) 10 pączków powiadasz…. a nie wygladasz…. hehe

  3. Panowie trzeba się 'bawić’ dłużej niż do końca sierpnia. Nie pływamy a biegamy. Rywalizacja/zakłady/wyzwania to jest to!!!!!! W okresie roztrenowania (czytaj październik) możemy się zakładać kto zje więcej pączków. I ostrzegam jestem w tym niezły (10 wciągam w tłusty czwartek prawie nosem:)))))… ) Oczywiście z litrem mleka. Wiecie co było frajdą na ostatnim moim biegu. W zeszłym roku przegrałem ze swoim znajomym na dyszkę o 4 sekundy. W tym roku wygrałem o 6 sekund. pomimo tego że skubany wiózł mi się na kole przez 4 pętle (razem z 6 innymi skubańcami) I to jest zabawa !!!!!!!

  4. Tak tu było cicho ostatnio o zmierzchu….. sezonu, a tu widać, że jeszcze będzie się działo!!!! Artur dzięki terminowi za Ciebie będę trzymał kciuki 😉 , a z Arkiem i Bogusiem to będę zaciskał pięści w nierównej walce :(((

  5. Jarku, ryzyk-fizyk:))) Ty w Poznaniu, ja w Wawie:))) Arkowi trzeba podniesc cisnienie na start:))) Boguś jest taka szansa:))))

  6. Arek, jak Twój bieg kuleje , to mój jest o jednej nodze, kwiecień-78km biegu, maj-99km, czerwiec-129km, lipiec-150km, sierpień-188km, wrzesień do dziś-132km, w tym sa wszystkie starty, na szczęście Krzysztof zaraził mnie trochę ryzykiem i się nie lękam i chyba zobaczymy się w Poznaniu 😉

  7. Jarek, cieszę się na okoliczność spotkania w Pozniu! Wiesz, że sam bieg w tym roku u mnie trochę kuleje! Zaprawdę powiadam Ci nie lekaj się! 🙂 Bogus Pergol nam skórki przetrzepie i niech chlop ma coś z życia 🙂 Co do Artura, coś mu tam przez pomyłkę czasem wyjdzie…. hi hi

  8. Artur, nieźle Ci to wyszło :-))) Ale szczerze mówiąc to na początek chciałbym być tak 'nudny’ jak Arek, a potem tak spontaniczny jak Krzysztof. Na 51% wybieram sie na maraton w Poznaniu, mam nadzieję, że nie stanę obok Arka(chociaż to swój gość) bo raczej wyszedłbym gorzej niż Krzysztof 😉

  9. Ocho, Artur szuka guza….! Za dużo adrenaliny, jak ta bidula poradzi sobie w okresie bez startów?! :-)))

  10. Jarku, masz racje!:)) A nie tak jak nasz Cichy. Obliczone,policzone,skalkulowane co do minuty… Nuda:)))

  11. Brawo, brawo, brawo i tak można bez końca!!! Ale najważniejsze, że widać tu i moc i fantazję…. i to działa!!! A z tymi siwymi włosami to bez przesady, chciałbym byc takim młodzikiem 😉 Jednak to prawda – no risk no fun

  12. Dzięki Artur. Chciałbym sprawdzić ale cóż mam powiedzieć. Alba uczta albo bieg. I tak byłem za ciężki. Ba ten tydzień też nie był regeneracja. W środę był bieg tempo 15 km po 4.01. Ale czy o to chodzi……

  13. Krzysztof, Ty jestes wariat:))) Szaleniec! Masz niesamowity potencjal:) Pewnie tego nigdy nie sprawdzisz ale mysle, ze gdybyc przed maratonem zrobil 30-40km to 2.35 masz na spokojnie:) 34 po maratonie… Bez komentarza:))) Gratulacje za oba biegi!

  14. Dzięki chłopaki, Marku – wierz mi że ja w sumie też. Choć tak dla ścisłości/informacyjnie dodam, że dzisiaj na dyche (bez 200metrow) wyszedł mi czas 34:09

  15. Brawo Krzychu! Tydzień po weselu, nawet nie swoim, to ja mogę najwyżej iść na spacer:)

  16. Ilości przebiegnietych km rzuca na kolania! To 2.35/km po 23 km nawet nie potrafię skomentować! Krzysiek, jesteś koniem!!! Mamy już Mkon-a a teraz Kkonia! :-))) Szacun za wynik! O twoim taperingu nie będę się wypowiadał… 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,400SubskrybującySubskrybuj

Polecane