Wydarzeniem, które w ostatnim czasie poruszyło całą triathlonową społeczność, było udowodnienie Collinowi Chartierowi stosowanie dopingu. Po ogłoszeniu wyników postępowania antydopingowego w środowisku rozgorzała dyskusja na temat powszechności używania zakazanych środków. Czy istnieje rozwiązanie tego problemu?
ZOBACZ TEŻ: Czy media muszą pisać o Karasiu i ultratriathlonie?
Pod koniec kwietnia tego roku Międzynarodowa Agencja Kontroli Antydopingowej ogłosiła w imieniu IRONMANa, że Collin Chartier naruszył przepisy antydopingowe. W próbce pobranej od zawodnika 10 lutego 2023 wykryto zakazaną substancję – EPO (erytropoetynę), znajdującą się na Liście Substancji i Metod Zabronionych opublikowanej przez Światową Agencję Antydopingową.
Collin Chartier nie odwoływał się od decyzji i zgodził się z konsekwencjami zaproponowanymi przez Międzynarodową Agencję Kontroli Antydopingowej. Zawodnik otrzymał dyskwalifikację na 3 lata do 23 marca 2026 roku, jednak zgodnie z jego zapowiedziami ostatecznie zakończył sportową karierę, całkowicie rezygnując z triathlonu.
„Szprycuje się masa ludzi”
Jak mówi IronWay, Collin Chartier naraził cały triathlon: „na budowanie narracji, takiej jak w kolarstwie – że wszyscy biorą”. I o ile jest to stwierdzenie niezwykle krzywdzące, o tyle IronWay podkreśla, że niestety przypadek Chartiera nie jest jedynym przypadkiem stosowania dopingu w triathlonie.
– Uważam, że w triathlonie amatorskim i w Polsce i na świecie szprycuje się [stosuje doping] masa ludzi. W triathlonie PRO szprycuje się zapewne mniej [osób], ale też ma to miejsce – tłumaczy.
Zdaniem IronWaya w interesie wszystkich dużych organizatorów wyścigów triathlonowych powinno być badanie zawodników. Zasadniczym problemem jest jednak fakt, że wprowadzenie systemu badań jest trudne logistycznie, a przede wszystkim bardzo kosztowne. I o ile w wypadku zawodników PRO, których jest zdecydowanie mniej, jest to łatwiejsze, o tyle większy problem stanowią amatorzy.
„Amatorów nie bada prawie nikt”
– Amatorów nie bada prawie nikt. Ani na Zachodzie, ani w Polsce. Badań na amatorach jest robionych bardzo mało […] Jeśli próbka kosztuje kilkaset euro i chcielibyśmy przebadać na mistrzostwach Polski podium z każdej kategorii wiekowej to mamy nagle kilkadziesiąt osób i 100 czy 200 tysięcy złotych na przebadanie amatorów – mówi IronWay.
Taka sytuacja sprawia, że: „wiele osób mogłoby być złapane, ale nikt ich nigdy nie złapał”, a tym samym wśród zawodników, którzy zdają sobie sprawę z braku kontroli, rośnie pokusa stosowania dopingu. Kolejnym z powodów, który wymienia IronWay jest fakt, że triathlon to stosunkowo drogi sport, a osoby w nim startujące są osobami o dobrej sytuacji finansowej. Przekłada się to na większe możliwości korzystania z pomocy tzw. „doradców suplementacyjnych”, czyli osób odpowiedzialnych za odpowiednie ułożenie planu stosowania dopingu. Naturalnym aspektem jest również chęć rywalizacji z innymi zawodnikami i zwycięstwa w niej, co jak podkreśla IronWay, jest błędne.
– Lepiej jest rywalizować z samym sobą, ze swoimi postępami i swoimi wynikami, niż bezpośrednio z kimś – wyjaśnia IronWay.
„Wyścig o marchewkę”
Podstawowym pytaniem, które zadaje IronWay, jest pytanie: „czy warto psuć sobie zdrowie?” Bo o ile stawki, o które walczą zawodnicy PRO są wysokie, o tyle w większości wyścigi amatorów, to wyścigi: „o marchewkę”. Stosowanie dopingu zdaniem IronWaya może przynieść tak naprawdę więcej negatywnych skutków.
– Ścigamy się w większości o marchewkę. Jak dobry amator zrobi 4:30:00 w połówce Ironmana, czy 9 godzin na całym, to usłyszą o nas głównie koledzy i znajomi w naszym mikroświatku. Oczywiście to jest sukces, ale raczej jest szansa, że krócej pożyjemy, możemy sobie coś uszkodzić, przedawkować. Moim zdaniem to totalnie bez sensu, plusów widzę niewiele […] Najbardziej nie rozumiem, jak są osoby, którym ekstremalnie zależy, triathlon stanowi całe ich życie i wszystko podporządkowały pod ten sport i co kiedy zostaną przyłapane? Stracą wszystko, na czym im zależy? Korzyści nie ma, a potencjalne ryzyko jest gigantyczne – tłumaczy.
Problem bez rozwiązania?
Przy tak kosztownym procesie, jakim jest kontrola antydopingowa Polski Związek Triathlonu, który jak mówi IronWay: „i tak ma problem z zapinaniem budżetu”, prawdopodobnie nie dysponuje tak dużymi środkami, aby walczyć z dopingiem na skalę ogólnokrajową.
Jednym z pomysłów może być przekazywanie przez organizatorów konkretnych zawodów określonej puli pieniędzy na testy antydopingowe, jednak przy obecnej sytuacji, w której organizatorzy muszą mierzyć się z nieustannie rosnącymi kosztami, takie rozwiązanie również może okazać się niemożliwe.
Niesprawiedliwym dla zawodników niestosujących dopingu wydaje się również wprowadzenie dodatkowej opłaty w ramach pakietu startowego, która przekazana zostałaby na zbadanie najlepszych sportowców, zajmujących najwyższe miejsce na danych zawodach.
W wypadku Collina Chartiera wśród wielu zawodników PRO pojawiły się głosy mówiące o tym, że oprócz kary trzech lat dyskwalifikacji, zawodnik powinien ponieść dotkliwszą karę finansową poprzez odebranie mu wygranych pieniędzy z ostatnich kilku lat. I jak mówi IronWay, w wypadku PRO takie rozwiązanie może się sprawdzić, jednak dla amatorów, którzy nie walczą o duże nagrody finansowe, nic się nie zmieni.