Biegowy koszmar

Co mnie podkusiło do publicznych deklaracji?

Jeżeli już, to wystarczyło po prostu staranniej dobierać słowa.

Nie pisać, że ukończę taką, czy inną imprezę, tylko, że WYSTARTUJĘ…

Już po pierwszych kilku kilometrach 37 Biegu Piastów na głównym dystansie klasykiem,

wiedziałem, że będzie bardzo źle. Na 10 km podjąłem jedyną, słuszną decyzję o wycofaniu się.

Pożyczone naprędce narty, które miały zastąpić moje uszkodzone Madshusy, okazały się kompletnym niewypałem. Miały wiele zalet i tylko jedną wadę – w ogóle nie jechały !

Pierwszy podbieg po starcie nawet zachęcający, wyprzedzam kilkanaście osób. Kocham biegówki!!!! Na płaskim odcinku, wszystkie te osoby plus kilkadziesiąt innych zostawiają mnie w tyle i to mimo naprawdę solidnego jednokroku i bezkroku.

Na pierwszym zjeździe wyprzedza mnie kolejnych kilkadziesiąt osób. Różnica prędkości jest taka, jakbym stał w miejscu. To nie ma sensu. Trzeba się wycofać, bo nie ma szans ani na przyzwoity czas, ani miejsce. Mijam tabliczkę, że to 10 km…

Szkoda, bo wydawało mi się, że forma jest przyzwoita.

I wtedy niestety przypomniałem sobie deklarację złożoną w pierwszym swoim wpisie na blogu AT.

Te wszystkie podtrzymujące na duchu komentarze, miłe słowa. Po co się wychylałem?

Ok, biegnę dalej. Czas wlecze się niemiłosiernie, widzę tabliczkę – 11 km, no nie to jakiś koszmar!!

Po co ustawiać je co kilometr!!! Postanawiam skierować uwagę na inne tory, myślę o rodzinie, pracy, nowej piance, którą zamówiłem, jutrzejszym treningu na basenie. Czas od razu zaczął mijać szybciej.

Jest następna tabliczka, czytam – 13 km… Nie ma szans bym był w stanie to dzisiaj przebiec.

Głowa się poddała, ręce i nogi jeszcze próbują. I ten ciągły, beznadziejny, głuchy odgłos, wydawany przez łuski w moich nartach.

Na 30 km ten odgłos się nasila, Po drugiej stronie trasy widzę nieszczęśnika, który na zjeździe, mimo bardzo silnego jednokroku ledwo posuwa się do przodu. Ze zrozumieniem skinęliśmy sobie głowami.

Solidarność i zrozumienie, które można zrozumieć tylko w takich momentach.

Jedziemy skrajnymi torami, między nami nieprzerwany potok wyprzedzających nas osób, jadą babcie, dziadkowie, osoby posilające się bananami, ktoś się zatrzymał, żeby zrobić zdjęcie…

Wszyscy na luzie, tylko ja z moim nowym kolegą „idziemy pełnym ogniem’ moje tętno na zjeździe – 164… A przecież przyjechałem zrobić tutaj życiówkę!

Po trzydziestu kilku km, sprawdzam czas : 3 godz 40 min, parę lat temu od minuty byłem już na mecie…

Tuż przed 40 km odmawiają posłuszeństwa nogi, chwilę później ręce.

Skurcze łapię mnie w mięśniach, o których istnieniu nawet nie miałem pojęcia.

Teraz włączyła się głowa i to ona ciągnie mnie do mety. Jak ja nienawidzę biegówek!!!!

Ostatnia prosta do mety, krzyk, dzwonki, brawa, pewnie właśnie dekorują zwycięzców…

Nie, zwycięzcy już pewnie w domach, oglądam się, patrzę do przodu, ten aplauz jest dla mnie!!!

Całe zmęczenie mija, czuję się jakbym dopiero zaczynał… Nieprawdopodobne ile sił może dać

doping nieznanych ludzi!

Mijam linię mety. 50 km. Nie wyglądam chyba dobrze, bo kumple pytają, czy podjechać po mnie autem?

A przecież auto stoi 300 m dalej…

Po kilku minutach dochodzę do siebie, to znak dla moich kumpli, że czas zacząć ciągnąć ze mnie łacha! Pytania typu: dlaczego zdecydowałem się pobiec tą trasę 2 razy? Ciągnęły się przez całą drogę powrotną do domu.

Chyba nigdy w życiu nie byłem tak zmęczony, ale na pewno nigdy nie miałem takiej satysfakcji z ukończenia zawodów, jak teraz właśnie.

Ps. Jeśli mogę coś doradzić… dwa razy zastanówcie się, nim cokolwiek publicznie zadeklarujecie;-)))) Konsekwencje są takie, że w tv jest teraz 50 km klasykiem mężczyzn na MŚ, pilot leży 3 m ode mnie, a ja nie jestem w stanie po niego wstać, by zmienić program – taki jestem obolały;-)

Pozdrawiam bardzo… boleśnie

Powiązane Artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Gratulacje! Pierwszy raz miałem okazję widzieć przygotowanie do tej imprezy, z racji urlopowania w Szklarskiej, przyznam że byłem pod sporym wrażeniem. W Hotelu razem z nami, przebywał pan który od kilkunastu lat przyjeżdża na start. Jak opowiadał że po treningu, jak nie ma autobusu z Jakuszyc to wraca na nartach to nie mogłem uwierzyć, jak później powiedział że startuję na 50km to miałem jeszcze większe oczy, a jak oznajmił że ma 79lat to nie miałem więcej pytań. Wielki szacunek za ukończenie! Tekst kolegów genialny:) Pozdrawiam

  2. publiczne deklaracje są najlepszym motywatorem, gdyby nie publiczna deklaracja startu na połówce w tym roku to chyba dawno w kąt rzuciłbym naukę pływania i bieganie;)

  3. Mimo wszystkich Twoich dramatów na trasie 50km, wpis czytało się świetnie…wiem, że to może też zaboleć, ale nawet nieźle się uśmiałem, kiedy relacjonowałeś, jak twoi kumple pytają: 'Dlaczego zdecydowałeś się biec 2 razy?’ :-)) Miałeś niezły trening siłowy! gratuluję. Ja wczoraj biegłem sprawdzian na 10km, ale pierwsza piątka była pod tak mocny wiatr, że z trudem utrzymując tempo około 3:50/km zakwasiłem się na amen i druga piątka była już w okolicach 4:00 – 4:10. Wieczorem też nie byłem w stanie ruszyć nogą. Odpoczywaj i zbieraj siły na długie treningi rowerowe. Powoli widać wiosnę, więc zaraz się zacznie 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,811ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane