OD REDAKCJI: Obiecaliśmy Adamowi, że jego relacja podsumowująca zawody Norseman w Norwegii pojawi się na stronie głównej Akademii Triathlonu. Dotrzymujemy słowa i zapraszamy do lektury relacji naszego blogera, która jak pisze sam zainteresowany jest dopiero początkiem na więcej poczekamy. Ogromne gratulacje od całej Redakcji AT! Trzymamy kciuki za kolejne starty.
Jak to zrelacjonować? Jak to ująć w słowach, stukając w klawisze znacznie wolniej od lawiny świeżych jeszcze wspomnień krążących po głowie? Nie wiem. Tak długi okres oczekiwania na start, niekończące się przygotowania i setki godzin treningów, a po nich ledwie czterodniowy pobyt w pięknej Norwegii. Intensywność i skala przeżyć była tak duża, że potrzebuję co najmniej kilku dni, by sobie to choć konspektowo spisać, niczego nie pominąć – bo o zapomnieniu raczej nie ma mowy.
O każdej godzinie bezpośrednich przedstartowych przygotowań mógłbym napisać kilka stron bloga, co dopiero o samym starcie w Norseman. Najlepiej byłoby chyba to po prostu opowiedzieć przeglądając zdjęcia – może uda się kiedyś przy okazji jakiegoś startu ugrać jakieś spotkanie ( i postawić m.in. Platiemu ewidentnie zaległe piwko)? Póki urządzimy sobie takie wspominki z support temem i rodzinami. Na bloga też postaram się to w jakichś rozsądnych ilościach tekstu i zdjęć pewnie przelać, ale proszę o chwilę cierpliwości.
Póki co może w największym skrócie:
– czy mogło się nie udać z tak nastawionym zespołem i takim pojazdem ? Chyba nie. Nawet na ostatni pobudzający trening biegowy w piątek po południu szliśmy wszyscy: Marcin, Marek, Gosia i ja
– Sam wyścig to temat na dłuuugą opowieść. Od nieprzespnej niespokojnej nocy z burzą i chrapiącymi współspaczami w tricamp,
przez silny wiatr i przelewające się przez głowę fale przy pływaniu (szewdzkie treningi przydały się idealnie),
przez długie podjazdy prowadzące na płaskowyż Hardagenvidda z bardzo silnym wiatrem od czoła,
przez ulewny deszcz i 10C w okolicah Geilo(połowa trasy),
przez wykańczający stromy podjazd pod Immingfjell (ale jednaj łagodniejszy niż Ustroń Dobka :-)),
przez jazdę w chmurach i ponownie ulewny deszcz na Immingfjell z burzą,
przez szaleńczy zjazd do Austbygde w deszczu i po marnej nawierzchni,
przez bieg w piekącym upale w kierunku zakrytego chhmurami szczytu,
przez żmudne podejście przez Zombie Hill do kolejnych punktów kontrolnych,
po zdobycie Gaustatoppen – akurat na chwilę rozchmurzone – ale z zejściem pieszo w dół, ponieważ burza uszkodziła kolejkę (taki bonus).
O każdym z tych „przezów” jest co opowiadać i co pokazywać, w skrócie na razie zdjęciowo:
Ostatni krok do celu:
– to jednak wysokie góry – tuż przed naszym dwugodzinnym zchodzeniem w dół powróciły gęste chmury i silny wiatr
Na zakończenie dnia – ale już po północy rozgościliśmy się w hotelu w Gaustablikk – zimny „Żywczyk” wyczekiwany od tygodni już czekał. A rano – dopełnienie szczeście, czyli w kończu założenie koszulki, która wszystko wyjaśnia:
i już w drodze do domu – ostatnie spojrzenie na majestatyczną górę z 24. kilometra trasy biegowej – tu, gdzie hardcore się zaczynał:
W miarę możliwości czasowych postaram się o jakieś szersze przedstawienie Norsemana – to zupełnie osobna impreza, inna kategoria, inne przeżycia. Fantastyczny doping na trasie, całkowite poleganie na własnym zespole, zmienny teren i pogoda. I bezcenne emocje rozłożone na raty: najpierw po „zasłużeniu” na koszulkę, potem po jej założeniu.
Podsumowanie naszego wysiłku to 14:57:46 i 71. miejsce w generalnej.
Nie znam każdej imprezy tri na dystansie IM, ale po przeżyciach minionych dni mogę śmiało powiedzieć, że Norseman jest wart każdych wyrzeczeń. Spróbuję więc wkrótce przedstawić coś więcej, by może zachęcić kolejnych zawodników do startu. Na rok 2013 stosunek liczby chętnych/miejsc wynosił 5:1. I pewnie będzie rósł, ale warto próbować…
Pozdrawiam radośnie już z domu,
adamk