Pomysł Barcelony przyszedł mi do głowy już kilka miesięcy temu. Nie będę ukrywał, że felieton red. Dowbora pomógł w decyzji. Z resztą po tak długim sezonie i treningu wiedziałem, że może być to „wisienka na torcie’ z dość dobrym rezultatem. No i w dodatku nie byłem jeszcze w Hiszpanii, więc ciśnienie na to właśnie miejsce było podwójne.
Rezerwacja hotelu i przejazdu nastąpiła już w sierpniu więc cenowo wyszło to nieźle. Wtedy jeszcze nie uświadomiłem sobie, ze wrzesień i październik to przecież miesiące 'grypowe’ w Polsce i znając moje szczęście będę chory ….. i też tak było. Dokładnie 10 dni przed triathlonową niedzielą miałem wyjazd służbowy i nieźle mnie przewiało w lotniskowym autobusie. Niby katar, ale z każdym dniem było coraz gorzej. W poniedziałek już leżałem w łóżku i zamiast dokonywać ostatnich szlifów na basenie czy na rowerze i biegu to musiałem przyjmować tuziny tabletek, napojów rozgrzewających itd. Udało mi się jedynie wejść na trenażer 30 min w środę. Poza tym zero treningu! Być może moja forma fizyczna aż tak bardzo nie cierpiała, ale za to psychiczna była na dnie i to głębokim dnie!
W czwartek na 3 dni przed zawodami podniosłem „4 litery’ z łóżka. Ciągle kręciło mi się w głowie i mocno zastanawiałem się czy jest sens pakować rower i resztę gratów na ten wyjazd. Po prostu cała chęć mi odeszła i wizja wyjazdu w celu turystycznym była jedynym wyjściem. Postanowiłem przeczekać z decyzją do piątku. Nastał sądny dzień i ….zacząłem pakować sprzęt. Uznałem, ze szkoda takiej okazji na start a nawet gorszy wynik nie zepsuje mi tego święta !
Tu dodam, że torba EVOC naprawdę się spisała. Rower dojechał cały na miejsce pomimo żenujących standardów na lotniskach i spadających walizek z wózków czego byliśmy świadkami na pasie lotniska w Barcelonie. Zarazem nie chcę zapeszać, bo pisząc ten tekst nie rozpakowałem roweru po powrocie i nie wiem co mnie czeka, gdy się do niego dostanę
Wylot planowo o 17.25 w piątek. Oczywiście nie mógł się zacząć zgodnie z harmonogramem. Trudno, wylecieliśmy ok. 20 min. później co i tak nadrobiliśmy w powietrzu. Logistycznie na miejscu nie byliśmy najlepiej przygotowani. Starałem się zabookować wcześniej busa z transportem do hotelu. Niestety hiszpańskie serwisy z dużym opóźnieniem informują o problemach z płatnością a mój bank też z zadziwiającą uwagą blokował próby płatności karta EUR. Dopiero po interwencji telefonicznej zdjęto blokadę na transakcje w sieci, ale w piątek rano było już za późno i nic wolnego już nie było. Pozostała nam taxi…….a tu zonk. Torba rowerowa to ok. 160cm długości i nawet do małego vana dwie takie walizki nie wejdą a gdzie inne torby??! Tu z pomocą przyszedł jednak Kacper Stępniak ( naprawdę przesympatyczny młody zawodnik, którego poznaliśmy kilka chwil wcześniej) i podpowiedział opcję Aerobusa i metra. Szczerze, to nie chciało mi się z dwiema ciężkimi torbami jechać 20km, ale nie było innego wyjścia. We troje ( ja, moja narzeczona i Kacper) pojechaliśmy do dzielnicy naszych hoteli – Sant Marti. Dopiero kolejnego dnia odkryłem, że Kacper mieszkał 100m od nas.
Warto nadmienić, że Hiszpanie są bardzo pomocni. Pewien gentleman widząc nas szukających drogi do hotelu zaproponował, że będzie nam towarzyszył. Ciągnął jedną walizkę na kółkach przez całe 1.5-2km ciągle wrzeszcząc po katalońsku lub w innym diabelskim dialekcie. Ja kiedyś uczyłem się hiszpańskiego, ale za cholerę nic nie zrozumiałem
W sobotę 5 października odebraliśmy pakiet startowy. W zestawie czepek, koszulka, maxim bar, numer startowy, chip, opaska na chip, jakieś tabletki, żel GIORGI…..do włosów) Wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane, zero kolejek. Być może Hiszpanie mogliby nadrobić zaległości z angielskiego, lecz dobrze, że cokolwiek rozumieli.
Obeszliśmy Expo. Sporo wystawców. Jednak nie byłem tam po specjalne zakupy i niczym fascynującym nie zaskoczyli. U nas jest lepiej
Ok., po expo objechałem z Kacprem rundkę po Barcelonie – wyszło 10km w lekkim tempie. Później sam zrobiłem rozruch biegowy – 4km w tempie 5-5.10min/km. Do wody nie wszedłem, bo „runny nose’ przypominał, że trochę zimna i zawody mogę skończyć w łóżku a nie na mecie. Tutaj uwaga o temperaturze – 28 st. C. Niebo praktycznie bezchmurne, ale wietrznie. Żyć, nie umierać i trenować!!
Dalsza część dnia upłynęła pod znakiem jedzenia (pizzy) i takich tam ciastek i różnorodności Fajnie. Poczułem się jak na wakacjach. Jedynie wieczorem nadeszła informacja, ze możliwe jest odwołanie części pływania ponieważ fale były dość wysokie. Organizator miał podjąć decyzję o 7 rano w niedzielę. Na szczęście wiatru prawie nie było i wszystko odbyło się bez zmian
Zawody:
Startowaliśmy w „falach’ po ok. 500 zawodników. Elita ok. 8.10 i po nich jedna grupka 5 minut później. Age groupers zaczynali o 9 i w tym ja w pierwszej „żółtej’ grupie, potem inne kolory co 10 min. Start do dystansu 1500m pływania był ok. 30m od wody z plaży. Na syrenę unoszono wstęgę. W mojej grupie prawie ją porwano.:) Strefa T2 i T2 była na boisku. Brak dywanów i koszyków i w dodatku grząsko ( w nocy padało). Ehh, nigdy nie miałem tyle błota na stopach co tym razem.
Następnie rower z draftingiem – 4 pętle po 10km i na końcu jedna pętla biegu 10km po ciekawych zakątkach BCN – obok łuku triumfalnego.
Do pływania podszedłem asekurancko. Bałem się, że 10 dni bez wody to dużo i w dodatku nie wiedziałem ile mam sił. Na początku ruszyłem z drugiego rzędu. Płynąłem swoim tempem (wolno) i co chwilę atakowali mnie inni z lewej i prawej. Ostatecznie wyszło ponad 28 minut z dobiegiem do belki. Co gorsze to słona woda wdzierająca się do gardła strasznie mnie zmuliła. Przepłukałem usta na dobiegu wodą z kubków.
Zmiana w T1 poszła średnio. Po pierwsze lekkie błotko. Po drugie, znowu ktoś mi zerwał gumkę z buta. No a w końcu miałem problem, aby szybko włożyć stopy w buty. Sporo straciłem.
Rower rozpocząłem mocno, dołączyłem do innych zawodników, ale oni nie kwapili się do roboty. Przeskoczyłem do innych z przodu. Potem na 2 pętli zauważyłem dużą grupę ok. 500m przede mną. Przycisnąłem ! Pojechałem z nimi może 6-8km, aż dojechało nas dwóch „kolarzy’. Ustawiłem się za nimi. Byli jednak na mocni i uciekli do przodu po paru minutach. Ostatnia pętla to jazda za innymi w średnim tempie ponieważ na trasie zrobiło się tłoczno. Ostatecznie miałem niecałe 64 minuty. Nieźle.
Bieg – początek super w tempie 4min/km. Potem już tylko wolniej 4:15, 4:30….4:40……itd. Słońce zaczęło prażyć niemiłosiernie, a aż 3 punkty odżywcze na pierwszych 5km i zero punktów na ostatnich 5km to małe nieporozumienie. Szczerze, nie miałem sił na sprinty. Odpuściłem i łącznie w nieco ponad 44min trafiłem na linię mety. Czas 2:21:20. Mój rekord! i poprawa w stosunku do Ełku 2012 o 23 minuty!
Podsumowanie:
Warto pojechać do Barcelony na te zawody. Nie chodzi tu przecież o zwycięstwo z Hiszpanem Moyą, który jest II wicemistrzem świata a o doświadczenie i przede wszystkim dobrą zabawę.
Muszę powiedzieć, że trzeba zobaczyć kilka zakątków w tym pięknym mieście np. Sagrada Familia – świątynia rodziny. Naprawdę robi wrażenie.
W ogóle Hiszpania to kraj kontrastu – niby kryzys a wszyscy siedzą w kawiarniach i delektują się kawą. Młodzi nie mają pracy, ale nie widziałem na ich twarzach zmartwienia. Nowoczesne budynki mieszają się ze slumsami. Na ulicach pełno rowerów, tanich skuterów i drogich limuzyn za miliony euro. Widać, że miasto zarabia na turystach, bo najczęściej widzianym środkiem transportu był autobus „ tour de Barcelona’. Pieniądze wydaje się tam zdecydowanie szybciej niż zarabia w Polsce, porównywalnie jak kurs Euro do PLN.
Pogodę mają fantastyczną i wcale się nie dziwię, że takie osoby jak Mistrz świata na dystansie olimp. Gomez, czy też Moya i inni znakomici kolarze pochodzą z tego kraju. Tam nie da się nie trenować. Przez większość roku mają znakomite warunki. Jest to kraj godny polecenia i przynajmniej jednej wizyty, chociażby na zawodach z serii Garmin.
Wspaniałe miejsce! Dzieki!
proszę – http://www.lacombefleurie.com/pages/accueil.php?lang=eng , w lecie super miejsce, choć sam właściciel przyznawał, że zawodowcy trenuję bardziej na południe, bo cieplej, ale możliwość pogadania o triathlonie i pobliskich szczytach – bezcenna 🙂 najbliżej są takie atrakcje jak Col du Noyer i Col de Manse, które mimo 2 kategorii w TdF dają w kość (średnio 8-9% na 6 km) . Ventoux jakaś godzinka autem – nie wytrzymałem i przejechalem się samochodem w drodze do Barcy – mgła była że nic nie widać, ale profil robi wrażenie, a kolarzy i tak dziesiątki. Do tego asfalt na górkach lepszy niż na autostardach.
Michal – jakbys podal adres tego jegomoscia z Francji lub namiary na jego www to z chęcia bym skorzystal z takiej miejscówki na jakiś obóz w przyszlym sezonie. Mont Ventoux to moje marzenie. A co do Twojego wyniku – po maratonie w Berlinie zrobiles under 2:30 co jest duzo lepszym osiągnięciem niz moje 2:21 bez maratonu w sezonie!
Piotr, nie narzekaj i nie pisz o słabym pływaniu 😉 bo co ja mam powiedzieć z moimi 32 minutami? na szczęście na rowerze i w bieganiu udało mi się pocisnąć na 2:28 w totalu co i tak jest życiówka poprawioną o 15 minut 🙂 Super wynik jak na drugi sezon! Historii z mojego wypadu do Barcy starczyłoby na pierwszy wpis na blogu (może uda mi się zmobilizować 😉 ) Generalnie był to spontan po niezałapaniu się do Przechlewa (gdzie i tak wystartowałem) i taki miły bonus po najważniejszym biegu w roku – debiucie Maratonie w Berlinie (3:32). Jednak najbardziej zaskakujące było odkrycie, że gospodarz zajazdu we Francji w którym mieszkałem przez 4 dni tez jest zażartym triathlonistą i ukończył w tym roku m.in Embrunman’a – pełny dystans z odcinkiem górskim z 5000 m przewyższeń! Francja to piękne miejcie do treningu – np ww kolega jak gdyby nic opowiada jak to tydzień temu wybrał się ze znajomymi na przejażdżkę na Mont Ventoux, a l’Alp d’Huez jest w zasięgu 40 km…. Tak się rodzą pomysły na kolejne wakacje i wyzwania 😉
Gratulacje!
Piękny wynik! I piekne zawody. A Barcelona cudna, kolejny fantastyczny powód, żeby trenować. Tylko jakoś rok szkolny mnie dopadł i nie mogę sie odkopać. Na szczęście im wiecej takich wpisów tym entuzjazm wiekszy, wiec piszcie 🙂
Tutaj dodałem dwa filmiki ze startu. Zobaczcie, ze słońce dopiero wschodzi! http://www.youtube.com/watch?v=vFfYxqQJ6uM&list=HL1381314862 http://www.youtube.com/watch?v=L8xXBFuaw5g&list=HL1381314862
Jacku – jak osiągnę Twój poziom to będę szczęśliwy, bo dzielą nas lata świetlne! Analizuje ciągle te zawody i oczywiście słabe pływanie zamknęło drogę do jazdy w lepszej grupie. Bieg na ostatnich kilometrach to walka o każdy krok. Sądzę, że zawalam odżywianie, bo jeden żel przed pływaniem i 0.7izo na rowerze i potem tylko woda to za mało. Będę musiał inaczej do tego podejść w kolejnym sezonie.
piękne zakończenie sezonu 🙂 gratulacje !!!
Gratulacje Piotr. Czas coraz lepszy , boję się co będzie w 2014.
Piękne miejsce, piękny wynik!!! Zdecydowanie warto pojechać do Hiszpanii…. :-))) Gratki!
Gratulacje!!!
Gratulacje Piotr ! Szczerze, to mi też się marzy Barcelona. Naprawdę super! Szczegółowo doczytam jak wrócę z basenu :-).
Super rezultat! Gratulacje! 🙂 No i ciekawa przygoda 🙂 P.S. Ale za start z infekcją (tuż po), to eksperci chyba na Ciebie nakrzyczą… 😉